Samolot wojskowy wylądował w Iraku, gdy zaczynało zmierzchać, co pozornie sprawiało, że żołnierze czuli się bezpieczniej. Było to niestety jedynie złudzeniem, ponieważ ciemność ułatwiała wrogom pozostać niezaważonymi i skutecznie obezwładnić kilkunastu osobowy oddział dowódców i oficerów armii brytyjskiej. Co prawda, gdy tylko wsiedli na pokład, dostali obowiązkowe uzbrojenie i plecaki pełne długoterminowej żywności, jak i środków higieny czy niewielkie apteczki. Mimo to wciąż byli skupieni i bacznie obserwowali każdy pojazd i sylwetkę w zasięgu stu metrów, żeby w razie konieczności być gotowym do kontrataku i ochrony własnego życia.
Mieli jednak szczęście i niezauważeni, ukryci w cywilnych samochodach, dotarli do jednej z kamienic, która wyglądała na opuszczoną i niezamieszkaną przez lata. Dwunastu żołnierzy, z którymi Louis miał mieszkać przez następnych kilka tygodni, po cichu weszło do środka, od razu ryglując drzwi i nie zapalając więcej światła, jak jedną latarkę. Szli prawie na oślep, starając się wejść po skrzypiących schodach, w których były ubytki i większe szpary, dlatego musieli podpierać się o ściany, a jednocześnie dźwigać ciężkie plecaki – Louis dziękował sobie w myślach, że właśnie do tego przygotowywał się przez tygodnie spędzone w jednostce, nigdy nie odpuszczając sobie treningów, dzięki czemu nie był to dla niego wielki wysiłek, choć czuł, że skóra na jego ramionach jest już obtarta i poraniona od ciężaru bagażu.
Gdy doszli na poddasze – maleńkie pomieszczenie pozbawione okien i jakichkolwiek mebli – starannie zamknęli za sobą schody prowadzące w dół i wciąż w ciszy, każdy znalazł dla siebie jakiś kąt. Był tu ogromny ścisk i duchota, ponieważ nagle do pokoju, który nie miał więcej, jak dwanaście metrów kwadratowych, a jego dach w najwyższym miejscu pozwalał, by stali pochyleni lub klęczeli, żeby rozprostować plecy, weszło dwunastu żołnierzy z wielkimi plecakami. Warunki były ciężkie, a brak światła powodował jedynie to, że wciąż na siebie wpadali, kopiąc się i przepychając z miejsca na miejsce.
- Możemy wychodzić stąd pojedynczo – wyszeptał jeden z nich, zapalając przenośną lampkę, którą sznurkiem przywiązali do jednej z belek w dachu. Pomieszczenie trochę się rozjaśniło i Louis mógł dostrzec, w jakim ścisku siedzą. Każdy z nich próbował upchnąć swoje bagaże za plecami, by móc się o nie oprzeć i chociaż imitować wygodną pozycję, w której prawdopodobnie zasną. Wiedzieli, że kilkanaście następnych nocy spędzą na zakurzonych i krzywych deskach poddasza, modląc się o to, by wytrzymały ich ciężar i nie zarwały się pod ich plecami. – Na dole jest maleńka piwnica, ale nie wiemy, co tam jest. Sprawdzę to, gdy będzie okazja. Póki co mamy jedzenie i kontakt z naszymi – powiedział, wskazując na swój plecak. Tomlinson wiedział, że każdego dnia kilku z nich będzie wysyłanych do miasta, żeby zbierać informacje i dostać się do oddziałów pozbawionych dowódców, którzy polegli w walce. Będą tam na kilka godzin, by przedstawić plan działania, wciąż ukrywając się by nikt spoza angielskiej armii nie dowiedział się, że dwunastu brytyjskich dowódców przyjechało do Iraku, wspierając żołnierzy. Gdyby ktoś się dowiedział o ich kryjówce, na pewno zginęli by szybciej, niż ktokolwiek mógłby się zorientować.
Louis cieszył się jedynie z tego, że w swojej grupie znał tylko jednego dowódcę – Olivera Wrighta. Znali się z zeszłych lat, gdy spotkali się kilkukrotnie w jednostce. Nie byli przyjaciółmi, jednak to lepiej, ponieważ Tomlinson wiedział, że są tak dobrani, by nie łączyły ich żadne więzi. W przypadku śmierci któregoś z nich – co jest bardziej, jak pewne – nikt nie powinien przesadnie przywiązywać do tego swoich uczuć i móc dalej skupiać się na walce oraz ukrywaniu się.
- Spróbujmy nie zginąć, koledzy – westchnął na zakończenie, a każdy jeden żołnierz pokiwał smutno głową. Wszyscy próbowali nie myśleć o tym, że w każdej chwili mogą stracić życie i już więcej nie zobaczyć swoich najbliższych, co zdecydowanie utrudniało czysto logiczne myślenie. A Tomlinson wiedział, że ich zadaniem jest wydawanie poleceń i ustalanie planów działania, by ich żołnierze nie musieli jedynie odpierać ataków wroga, a także móc jakoś ich podejść i osłabić. Anglii nie chodziło o to, żeby ilość trupów po stronie terrorystów była równie duża, co ta po stronie cywili i żołnierzy, jednak ich działania miały prowadzić do poddania się i przerwania akcji zbrojnej. Niestety, już od kilku miesięcy każda próba spełza na niczym, zwiększając jedynie straty w ludziach i zaopatrzeniu.
![](https://img.wattpad.com/cover/295805258-288-k995962.jpg)
CZYTASZ
Fight for me || Larry Stylinson
Fiksi PenggemarWojsko od zawsze było próbą charakteru. Codzienne pobudki o świcie. Treningi sprawdzające wytrzymałość. Stracony oddech gdzieś przy setnej pompce. Oczy załzawione przez zbyt wielki wysiłek. Płonące pod skórą mięśnie, napięte do granic możliwości. Po...