Kończył się ciepły kwiecień, gdy obaj siedzieli na tarasie przed swoim domem, pijąc czarną kawę i wpatrując się w urzekający zachód słońca. Nie rozmawiali wiele, będąc jedynie w swoich ramionach, delikatnie okryci kocem. W dłoniach wisiały zdobione filiżanki, na stoliku stały zwykłe herbatniki, a słońce powoli chowało się za horyzont, malując ciepłymi barwami niebo i chmury. Blady róż przechodził w soczysty pomarańcz, niemal czerwień, gdy z drugiej strony nadciągał mrok i granat wieczora.
Nie musieli nic mówić, żeby wiedzieć, o czym myślą. Koniec kwietnia kojarzył im się jedynie z wyjazdem do jednostki. Harry wspominał chwile strachu i nerwów, czy aby na pewno sobie ze wszystkim poradzi. Z perspektywy czasu wiedział, że nie mógł być przygotowany na coś tak strasznego, a jednak podołał zadaniu, dostając nawet z wojska coś na kształt pokojowej odznaki, której właściwie nie chciał przyjąć, uważając, że zwyczajnie mu się nie należy.
Teraz Styles tęsknił za tym dreszczem ciekawości, który przebiegł po jego plecach w chwili, gdy jego stopy zetknęły się po raz pierwszy z piaszczystą ziemną przed jednostką. Tęsknił za pobudkami o świcie, ciężkimi treningami, potem na karku i tamtą beztroską, która wówczas zalewała jego ciało. Tęsknił za czasami, gdy nie musiał się o nic martwić, a najważniejszym punktem dnia był poranny rozruch, który spędzał u boku uśmiechniętego od ucha do ucha Louisa. I choć częściowo odzyskał to, co stracił, to wiedział, że już nigdy nie będą tacy sami.
Z kolei Tomlinson wspominał dzień, w którym poznał Harrego. Jego pamięć powoli wracała, z czego niezmiernie się cieszył i korzystał, odtwarzając sobie w głowie ich najlepsze chwile. Z żalem do samego siebie przyznawał, że nie był wystarczająco dobry. Wiedział, że mógł zapewnić Harremu lepszy start w wojsku, więcej mu pomóc i częściej wywoływać szczery uśmiech na jego ustach. Wiedział, że wtedy byli dla siebie idealni, jednak teraz chciał zrobić wszystko, by się poprawić.
Ponieważ Louis żałował dwóch rzeczy. Jedną z nich było właśnie poznanie Harrego. Od samego początku uważał chłopaka za cud chodzący na dwóch nogach. Wzdychał z uwielbienia do niego, wychwalając pod niebiosa zarówno jego urodę, jak i charakter. Choć zdał sobie sprawę z tego dość późno, zakochał się w nim naprawdę szybko. Chciał być dla niego kimś ważnym, kimś na pierwszym miejscu. Dbał o Harrego, troszczył się, chciał pomagać. Obdarowywał go małymi gestami, szeptał czułe słówka i pragnął spędzać w jego towarzystwie każdą wolną chwilę.
Jednak później musiał wyjechać.
To całkowicie go załamało, gdy uświadomił sobie, że jego Harry jest jedynym, który nigdy nie będzie gotowy na jego odejście. Rodzina Tomlinsona od lat wiedziała, że Louis któregoś dnia może po prostu już nie wrócić. Oczywiście, bolałoby to ich równie mocno, lecz sama tęsknota i ból po odejściu byłby mniejszy. Jednak Harry nigdy nie powinien tego oczekiwać. Nigdy nie powinien przeżywać tej tęsknoty, strachu i bólu, gdy Louis wyjechał do Iraku. Nie, gdy Tomlinson tak bardzo go kochał.
Z drugiej strony Louis nie potrafił sobie wyobrazić swojego życia bez Harrego u jego boku. Każdy poranek chciał zaczynać tak, jak robią to od kilku tygodni, śpiąc w dającym poczucie bezpieczeństwa uścisku. Chciał jeść wspólne śniadania, pić kawę na tarasie i słuchać piosenek, do których brunet zawsze delikatnie podrygiwał. Chciał z nim mieszkać, dzielić jeden pokój, jedno łóżko. Chciał, by ich wieczory były pełne długich i szczerych rozmów, podczas których leżeliby w swoich ramionach i czuli, że są zwyczajnie, tak banalnie szczęśliwi. Ponieważ Louis ponad wszystko chciał, żeby Harry był szczęśliwy u jego boku.
- Gdy myślisz o nas, myślisz o przyszłości? – szepnął Styles, nie odrywając swojego spojrzenia od znikającego słońca, a policzka od ramienia Louisa. Jedynie jego palce mocniej zacisnęły się na uchwycie kubka, będąc oznaką zdenerwowania.
CZYTASZ
Fight for me || Larry Stylinson
FanficWojsko od zawsze było próbą charakteru. Codzienne pobudki o świcie. Treningi sprawdzające wytrzymałość. Stracony oddech gdzieś przy setnej pompce. Oczy załzawione przez zbyt wielki wysiłek. Płonące pod skórą mięśnie, napięte do granic możliwości. Po...