Rozdział 1

351 35 18
                                    

Do komnaty barona Vincenta wkroczył zamkowy strażnik, zapowiadając stawienie się wezwanego na spotkanie zwiadowcy.

– Panie, przybył...

– Wpuście go. – Baron skinął ręką, zniecierpliwiony. O ile należał do ludzi statecznych, kolejne spóźnienie członka korpusu elitarnych łuczników zaczynało działać mu na nerwy. Mężczyzna wyprostował się i założył ręce na piersi, opierając je na nieco wystającym mięśniu piwnym. Poza tym drobnym mankamentem, jego ciało było szczupłe i żylaste, zahartowane latami rycerskiego treningu. Pan na twierdzy Rocheada nie należał do domatorów. Niegdyś doskonale dogadywał się z mieszkającym po sąsiedzku zwiadowcą, regularnie towarzyszącym mu na polowaniach w okolicznych lasach. Teraz jednak na widok mężczyzny w zielonym płaszczu zmarszczył czoło, krzywiąc się z niechęcią.

– Zwiadowca Chase, panie – ogłosił strażnik oficjalnym tonem.

Baron odczekał, aż wojskowy zamknie za sobą drzwi.

– Dostałem odpowiedź od dowódcy korpusu – oznajmił sucho. Krytycznym wzrokiem przyjrzał się twarzy zwiadowcy, chwilę temu zasłoniętej obszernym kapturem.

Pod prawym okiem widniał parodniowy siniak. Świeże rozcięcia na brwi i policzku wyglądały, jakby w każdej chwili mogły zacząć krwawić. Udręczenie i niewyspanie dodawały mu zbędnych lat, pomimo wciąż jeszcze dość młodego wieku.

Brak reakcji ze strony zwiadowcy zmusił barona do rozwinięcia myśli.

– Zwiadowca Silas z lenna Thiscord wkrótce przechodzi na emeryturę. Pojedziesz tam i zameldujesz się u barona Brysona. Na twoje miejsce przyjedzie nowo wyszkolony zwiadowca, tak jak ty przyjechałeś do nas pięć lat temu. Mam nadzieję, że do tego czasu ogarniesz dupę i pozbierasz się do kupy. Co się z tobą dzieje, Chase? – dodał odrobinę mniej oschle.

– Bójka w gospodzie. Nic wielkiego.

– Twoim zadaniem jest powstrzymywanie burd, nie ich wywoływanie.

Chase tylko wzruszył ramionami.

– Zmiana otoczenia dobrze ci zrobi.

Zwiadowca przeszedł się po komnacie, odgarniając brązowe, w ostrym świetle słońca wręcz złote, włosy. Sprawiał wrażenie, jakby kompletnie nie interesowało go to, co Vincent miał mu do powiedzenia. Baron stanął obok. Mimo, że wyborowy łucznik był wysoki w porównaniu do innych w swoim fachu, Vincent i tak go przewyższał. Chwycił za umięśnione ramię Chase'a i lekko nim potrząsnął.

– Jeśli zajmiesz czymś myśli, będzie ci łatwiej. Silas koniecznie chce się z tobą widzieć, zanim przejdzie na emeryturę. Nie chce nic powiedzieć, dopóki nie zobaczy się ze swoim następcą, ale podejrzewam, że ma jakieś niedokończone sprawy.

– Za ile dni mogę jechać?

– Nic się nie stanie, jeśli wyjedziesz już jutro.

Chase kiwnął głową. Vincent puścił go, z satysfakcją obserwując nieznaczną zmianę na twarzy zwiadowcy. Wciąż stał z pochmurną miną, lecz teraz jego oczy zdradzały dobrze ukrywane zaintrygowanie.

– Wyjadę rano.

Tym razem baron uniósł kącik ust.

– Właśnie dlatego nie powinieneś rezygnować z pracy. Jeszcze znajdziesz kogoś, kto to zaakceptuje.

– Albo nie.

– Zawsze zakładasz najgorsze.

– To podstawa. Pierwsza zasada bycia zwiadowcą.

Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz