Sienna wyruszyła o zachodzie słońca, aby dotrzeć do Cothary o zmierzchu. Ciemność była jej sprzymierzeńcem, ukrywając ją za kotarą leniwie wędrujących cieni. Między budynkami dużo łatwiej przemykało się zgodnie z ruchem chmur, w całkowitej ciszy i mroku, ogarniającym miasto. Tylko główne ulice zostały oświetlone na noc. Tych właśnie zwiadowczyni unikała jak ognia z latarni, lawirując między najmroczniejszymi zaułkami. Babcie i matki zawsze opowiadały jej o niebezpieczeństwie czyhającym w ciemności, zabraniały też młodej Siennie wchodzenia w podejrzane uliczki. Teraz to ona była tym niebezpieczeństwem. Lubiła to uczucie.
Bezgłośna i niedostrzegalna dla obywateli lenna i przyjezdnych, stacjonujących w Cotharze, dotarła pod miejską stajnię. Jednopiętrowy budynek z wysoko zawieszonym stropem stał na tyłach pensjonatu, niepowiązanego z żadną gospodą i, sądząc po lokalizacji i intensywnym zapachu wydobywającym się z wnętrza stodoły, pokoje nie należały do noclegowni wysokiej klasy.
Przemieszczanie się bliżej samej stajni ułatwiały pomruki, szelesty i inne odgłosy wydawane przez jej tymczasowych mieszkańców. Mimo to Sienna nie obniżała czujności. Nie zamierzała otwierać bramy wejściowej, wiedząc, jak głośno skrzypiała przez notoryczne zaniedbywanie oliwienia zawiasów. Zamiast tego, policzyła okna, puste dziury w ścianie, doliczając do piątego. Podeszła pod nie, cały czas pozostając w zacienionej części ulicy. W ziejącej ciemnością dziurze pojawił się nakrapiany łeb niewielkiego konia. Werwa nastawiła czujnie uszu. Wydała z siebie i pomruk na przywitanie, pozornie niegroźny, lecz na wszelki wypadek Sienna rozejrzała się, nasłuchując. Upewniwszy się co do bezpieczeństwa, wskoczyła do boksu przez okno. W kwaterze obok poruszył się Pług, obracając się pyskiem do dziewczyny. Ta pogładziła oba wierzchowce po nosach, po czym wgramoliła się na bramkę i wylądowała na stajennym korytarzu. Zdjęła z haków uzdy, zanosząc je pod boksy. Potem wróciła po siodła. Dopiero kiedy konie stały w pełnym ekwipunku, możliwie jak najciszej przesunęła zasuwy, wypuszczając zwierzęta na korytarz. Pomaszerowały za nią, trzymając głowy blisko ramion zwiadowczyni.
Brama szczęknęła cicho. Stajenna zasuwa była obustronna, dało się ją otworzyć tak od środka, jak i od zewnątrz. Od razu po wyjściu koni na ulicę, Sienna zamknęła stajnię z powrotem. Wskoczyła na Werwę i skierowała ją w najciemniejszy zaułek. Pług podążył za nimi, trzymajac się na centymetry od klaczy, co jakiś czas ocierając się o nią łbem. Przynależność stadna działała na korzyść zwiadowczyni. Nie musiała prowadzić siwego konia, sam za nimi podążał, grzecznie niczym wierny pies. Przyśpieszyli bliżej wyjazdu z Cothary, opuszczając ją od innej strony, nie powtarzając poprzedniej drogi. Teraz, w towarzystwie koni, nie dało się ukryć obecności Sienny na miejskich ulicach. Gdyby ktoś wyjrzał przez okno, zauważyłby dwa wierzchowce, a przy skupieniu wzroku, i dosiadającą jednego z nich drobną postać, całkowicie zakrytą płaszczem.
Bez problemu dotarli do chatki w lesie. Wyłączając mrok i niebagatelnie wydłużony czas jazdy. Znużenie nieomal spowodowało ciężki w potencjalnych skutkach wypadek, kiedy Sienna nieopacznie zboczyła ze ścieżki w leśną ściółkę, pełną dziur i nierówności. Werwa potknęła się, łapiąc równowagę na centymetry od pnia drzewa. Wystraszona Sienna natychmiast otrzeźwiała, korygując tor jazdy. Zanim zdążyła ponownie zapaść w stan snu na jawie, bez dalszych przygód dojechała do chatki. Odpakowała wierzchowce z całego ich sprzętu, zawieszając wszystkie elementy rzędu jeździeckiego na belce przed domem. Puszczony luzem Pług wraz z kasztankiem odeszły w kąt polany, zarośnięty wyższą trawą. Werwa musiała zostać zamknięta w stajni, odizolowana od ogierów.
Wchodząc do stodoły, Sienna zatkała nos. Na słomie pod jej nogami leżał Chase, z rękawem koszuli ubrudzonym końskimi odchodami. Od mężczyzny bił silny zapach spirytusu, a z kąta ulatniał odór moczu. Z otwartej dłoni zwiadowcy dziewczyna zabrała pustą butelkę, w której, sądząc po kształcie szkła i zapachu z jej wnętrza, jeszcze niedawno znajdował się alkohol. Aslavska czysta, używana do dezynfekcji i oczyszczania ran, tym razem została wykorzystana w zgoła odmiennym celu.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trud
FanfictionZgorzkniały zwiadowca zostaje oddelegowany do nowego lenna, aby zastąpić przechodzącego na emeryturę staruszka. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że czeka na niego zupełnie nowe, dużo bardziej skomplikowane zadanie. Aby odwrócić uwagę od nieszczę...