Wchodząc do gospody, Chase czuł na sobie dziesiątki spojrzeń. Prawdopodobnie część z nich wiedziała o jego wczorajszych przygodach z alkoholem, lecz inni wciąż mogli zachodzić w głowę, dlaczego faworyt nie stawił się na wyczekiwanej przez wszystkich walce z obecnym mistrzem lenna.
– To on, to on nie stawił się na wczorajszą walkę! – dobiegło gdzieś z tłumu biesiadników.
– Pewnie stchórzył – zawtórował mu inny głos.
– Może zapomniał?
– Jak zapomniał, debilu?!
Nie przejmując się kolejnymi docinkami, zwiadowca dotarł do lady. Rozejrzał się po sali, odnajdując interesującą go sylwetkę dostawcy piwa, wciąż noszącego na twarzy ślady po ubiegłotygodniowej walce. W tłumie ciężko było kogokolwiek rozpoznać. Mężczyźni i rzadziej kobiety tłoczyli się na ławkach i krzesłach, przekrzykując i przepychając się, tworząc kłębiącą się masę spoconych, pijanych, rządnych taniej i prostej rozrywki mieszkańców miasta.
Wyjrzał za kontuar, gdzie przez uchylone drzwi widać było Się, czekającą na uwijającego się kucharza.
– Mmm, ale aromat, Peter! Czego dodałeś? – Dziewczyna nachyliła się nad garem, wdychając zapach gotowanej potrawy.
– Soli.
– Aaa, klasyka! – Chwyciła tacę, wręczoną jej przez kucharza i weszła na salę dla gości. Chase zaczepił ją, kiedy wracała do kuchni po doręczeniu posiłków.
– Dwa piwa poproszę.
Otrzymawszy je, zaczął od upicia paru łyków. Od razu poczuł się trochę lepiej. Przesiadł się z wysokiego taboretu przy ladzie na ławę przy stole Rhetta. Ten spojrzał na niego spode łba, przygarbiony nad własnym kuflem. Z jego twarzy zeszła cała opuchlizna, zostały tylko pożółkłe siniaki i dobrze gojące się rozcięcie, zszyte zręcznymi palcami Mavis Green.
– Rhett, dobrze wyglądasz! – Zwiadowca postawił przed nim piwo, zanim ten wstał od stołu.
Mężczyzna odburknął pod nosem, ale przyjął kufel. Jednym łykiem opróżnił poprzedni, zaraz nachylając się nad nowym.
– Dam ci radę na przyszłość. – Niezrażony Chase szturchnął go ramieniem. – W defensywie odsuwaj się na stronę mojej słabszej ręki.
– Takiś pewny siebie, a wczoraj? – Dostawca piwa nie był w nastroju na pogawędki. – Spierdoliłeś przed Ianem. – Upił niewielki łyk ze swojego kufla.
– Zachlałem. Przyznaję się. – Uniósł ręce, wskazując na swą bezsilność.
– Ty? Zachlałeś?
– W jednej z portowych knajp. Winien wam jestem wyjaśnienia.
– Jak chcesz się wykręcić?
– Nie chcę się wykręcić. Stawię się na walkę w najbliższym terminie. Zachlałem, bo spotkał mnie zawód miłosny.
Kiedy sens tych słów dotarł do Rhetta, ten dla odmiany wybuchnął nieprzyjemnym śmiechem. Odchylił się do tyłu, uderzając dłonią w stół.
– Ty? Pierdolisz! – parsknął, dalej zaśmiewając się złośliwie. Chase wzruszył ramionami. – Wybacz, tym razem ja odrobinę wypiłem.
– Odrobinę? – Zwiadowca przekrzywił głowę.
– Ano widzisz. – Nachylił się do nich kolega Rhetta, do tej pory spokojnie siedzący nad wielkim kuflem, bardziej przypominającym wiadro. Sam mężczyzna był równie wielki i zwalisty, z rudą grzywą nad czołem i krótką bródką. Śmierdziało mu z ust, nie tylko alkoholem. – Strasznie wczoraj zachlałem. Żłopałem kufle do piątej rano.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trud
FanfictionZgorzkniały zwiadowca zostaje oddelegowany do nowego lenna, aby zastąpić przechodzącego na emeryturę staruszka. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że czeka na niego zupełnie nowe, dużo bardziej skomplikowane zadanie. Aby odwrócić uwagę od nieszczę...