Rozdział 16

58 10 2
                                    

Obudził się blisko południa. Powoli wracając do pełni świadomości po sennym otępieniu, wstał, przeciągnął się i skrzywił. Śmierdział i kleił się od potu. Przetarł twarz wodą z miski, pozostawionej przez Elizę jakieś dwa dni temu. Uchylił drzwi na korytarz. Zszedł na dół, rzucił zwięzłe powitanie Sii i wyszedł do stajni, po kręcącego się po zagrodzie Ścigacza. Na śniadanie było za późno, zresztą zwiadowca nie odczuwał głodu. Zabrał wierzchowca, osiodłał i okiełznał w kilka minut. Pojechali najkrótszą drogą za miasto.

Poza murami Cothary, Chase popędził konia do pełnego galopu, pozwalając mu się nieco wyszaleć. Ogierek bryknął parę razy, dając upust nagromadzonej w stajni energii. Przyzwyczajony do takich popisów, młody mężczyzna zadbał o stabilne oparcie w strzemionach, nie dając się zrzucić na ziemię. Jechali tak może kwadrans, docierając do małej plaży, którą Silas pokazał Chase'owi po jego przyjeździe do Thiscord. Pęd orzeźwił zwiadowcę, ale nie mogło się to równać z ulgą po wodnej kąpieli.

Plaża była zupełnie pusta, z dwóch stron otoczona krzewami. Blisko linii wody rosły też rozłożyste drzewa, w tym potężna wierzba z liśćmi muskającymi rzeczne fale. Pod nią Chase zostawił siodło Ścigacza i własne obuwie. Wyjął z kieszeni listę sporządzoną w nocy, chowając ją w jednym z butów. Tak jak stał, tak wskoczył do chłodnej wody, sięgającej mu do kolan. Zaraz obok pojawił się jego koń, głośno wąchający rzekę. Podniósł kopyto i uderzył w taflę, mącąc ją jeszcze bardziej i chlapiąc na około.

Zwiadowca odbył długą kąpiel. Zadbał też o to, by jego ubrania porządnie się uprały, dodatkowo płucząc je w wodzie po ściągnięciu z siebie. Rozwiesił wszystko na gałęzi drzew, samemu zostając jedynie w dolnej bieliźnie. Usiadł pod drzewem z listą nazwisk. Pierwsze, zaraz po Dereku DeLeon, brzmiało równie znajomo.

Jaxon Brown.

Przywódca napadu na szewca z Pharapethu od razu nadawał spisowi podejrzanego charakteru. Obecnie gnił w cuchnącym lochu Trelleth. Być może kolejne dwa imiona należały do jego towarzyszy.

Zack Sheppard.

Patrick Hinton.

Nie przypominał sobie, by spotkał kogokolwiek o podobnym imieniu po przyjeździe do Thiscord. W przeciwieństwie do dostawcy piwa z "Lisiej Przystani".

Rhett Pennington.

Prawdopodobnie nadal lizał rany po starciu ze zwiadowcą. Później, pod pretekstem wspólnego wyjścia na piwo, dałoby się go przesłuchać. Teraz musiał skupić się na innych.

Owen Buckley.

To nie mógł być przypadek. Po raz kolejny pojawiło się imię z syndykatu. Aresztowałby go dawno, gdyby nie to, że chciał pozostać w cieniu, aby w końcu znaleźć sposobność na nakrycie głowy całej organizacji. Z nieprzyjemnym uściskiem w gardle przeczytał kolejne nazwisko.

Eliza Daugherty.

Przynajmniej poznał jej nazwisko. Uśmiechnął się pod nosem na ułamek sekundy. Z bólem serca musiał przyznać Silasowi rację. Karczmarka też w tym siedziała, w mniejszym lub, co gorsza, większym stopniu. Czy z powodu szantażu, czy dla pieniędzy, tego zamierzał się od niej dowiedzieć. Ale jeszcze nie dzisiaj. Przełknął ślinę i przeszedł do kolejnego nazwiska.

Sia Cai.

A więc nie tylko Eliza, ale i kelnerka. Młoda dziewczyna podlegała karczmarce, zatem prawdopodobnie tkwiły w tym razem. Jeśli nie chciał konfrontować się z Elizą, nie mógł ryzykować rozmowy z Sią.

Cadence Everett

Jeszcze jedno kobiece imię, tym razem nieznane. W gospodzie pracowała druga kelnerka, widział ją ze dwa razy podczas najbardziej zatłoczonych wieczorów. Przy okazji sobotniego świętowania lub w piątek przed walką mógłby z nią zagadać. Istniała też inna możliwość. W dalszym ciągu tożsamość "szefowej" pozostawała tajemnicą. Równie dobrze mogłaby znaleźć się na tak podejrzanej liście.

Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz