Rozdział 18

59 7 3
                                    

Sienna przyglądała się im z boku, cofając podbródek w zniesmaczeniu.

– To ma być on? – zapytała dość wyniośle. Dotruchtała do nich, idąc po stronie Silasa. Ciągnęła za sobą Werwę i Pługa.

– Cicho! – zganił ją stary wyga. – Nie tutaj.

Zaprowadził ich prosto do swojej chatki, wpychając półśpiącego Chase'a do stajni, gdzie ten zaległ na świeżej ściółce. Ścigacz musiał zanocować na zewnątrz, aby zdrożone Pług i Werwa zmieściły się w przybudówce. Rudy wierzchowiec nie przejął się tym, okrążając polanę z kilkoma bryknięciami, wypuszczony z zagrody. W odróżnieniu od pozostałych koni, emanował niewykorzystaną energią. Zazwyczaj każdego dnia przemierzał kolejne kilometry w niekończących się objazdach lenna, tymczasem w Thiscordzie zdarzały mu się jedynie okazjonalne wycieczki na zamek i jedna wyprawa do Pharapetu. Na pewno nie zamierzał iść spać, a przynajmniej nie teraz. W przeciwieństwie do swego właściciela, który już po paru minutach zaczął równomiernie oddychać.

Silas i Sienna przeszli do chatki, zapalając dwie lampki. Dawały one na tyle światła, aby dziewczyna zobaczyła całe, skromnie urządzone wnętrze. Standardowo znajdowało się w nim wąskie łóżko z wygodnym, jak zakładała, materacem i pościelą. Dobry sen był podstawą wypoczynku w ich aktywnym i wymagającym fizycznie życiu. Obok łóżka znajdowała się szafka nocna, a nieco dalej wysoka i pojemna szafa na ubrania i inne rzeczy osobiste. W kuchni zauważyła takie same palenisko, blat i półki, jak w swojej chatce w Rochead. Z tą różnicą, że w tutejszym wyposażeniu przydałaby się renowacja. Przy stoje stały dwa proste krzesła. Jeśli rano czekało ich wspólne śniadanie, jedno z nich musiałoby siedzieć na ciężkiej skrzyni, ustawionej pod ścianą. 

Staruszek nie pozwolił jej jeszcze na ucieczkę w sen.

– Rano zbudzimy menela, zasranego, zajebanego, i opracujemy wspólną strategię – oznajmił zwiadowca, opierając się o dwój łuku. – Ja na noc wyjeżdżam do lasu, tak jest bezpieczniej. Co zrobisz ty, to już twoja sprawa.

– Co? Dlaczego?

– Lennem rządzą kryminaliści. Jeśli ktokolwiek zorientuje się, kim jesteś, zacznie grozić ci niebezpieczeństwo. Na mnie już raz przypuszczono zamach.

– Kiedy?

– Trzy miesiące temu.

– Aha. Trzy miesiące. I to był jedyny zamach?

– W każdej chwili mogą przeprowadzić kolejną próbę.

– A czy wiedzą, gdzie znajduje się ta chatka?

– Może właśnie się dowiedzieli?

– Chyba byśmy ich zauważyli, gdyby szli za nami. W końcu jest nas dwójka, do tego pan z, jak mniemam, niebagatelnym doświadczeniem.

– Doświadczenie mówi mi, by nigdy nie nie doceniać przeciwnika!

– Zapewne masz rację.

– Jak cholera! – przytaknął, wzburzony. Nie przywykł do użerania się z młodymi, nieopierzonymi zwiadowcami, zwłaszcza, gdy było ich aż dwóch naraz. – Konie zaalarmują cię, kiedy ktokolwiek będzie się zbliżać. Rano zrobisz chlejusowi śniadanie i zaparzysz mu herbaty z miodem.

– Chyba kawy?

– Czyś ty zdurniała? Kawa na kaca... – prychnął.

– Myślę, że zwiadowca sam sobie zrobi śniadanie, kiedy tylko raczy wstać. – Kobieta zaprotestowała opryskliwie.

– Nie dyskutuj ze mną, dziewczyno. Sprowadziłem cię tu do pomocy, nie do myślenia, którym na razie się nie popisałaś.

– Ale...

Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz