Goście gospody rozsunęli się, aby zrobić miejsce dla nadciągającego Dereka deLeon, najbogatszego człowieka w mieście. Potentat z Cothary nie musiał zwalniać, krocząc rozpędzony przez zabrudzoną resztkami jedzenia podłogę z desek, prosto do kontuaru, a potem na zaplecze.
– Gdzie jest karczmarka Eliza? – zapytał głośno, odszukując kucharza w kuchennym labiryncie.
– W magazynie na tyłach, panie deLeon.
– Dziękuję, Peter.
Energicznie szarpnął drzwi, prowadzące na podwórze. Zaczynało się ściemniać. Drzwi zamknięto od środka. Nie zrażając się, zapukał w nie trzykrotnie.
– Pani karczmarko! Przyszedłem uregulować rachunek za solony słonecznik.
– Wejdź, proszę – dobiegło ze środka.
Nie zwlekając ani chwili nacisnął klamkę. W środku zastał trójkę dodatkowych ludzi z niewyraźnymi minami na zbójeckich twarzach.
– Idźcie – rozkazała Eliza, machając ręką na swych podkomendnych. Odwróciła się i niespokojnie przeszła od beczek z kradzionym piwem do ściany zastawionej workami mąki, również zagrabionymi.
– Zdradziłaś się zwiadowcy – zaczął najbogatszy mieszkaniec miasta. Usiadł na jednej z beczek, krzyżując nogi, przyodziane w oficerki z lakierowanej skóry.
– Lepiej, żebym ja to zrobiła, zanim sam się dowie.
– Dałaś mu uciec – kontynuował beznamiętnie.
– Naprawię ten błąd.
– Dlaczego od razu go nie zabiłaś?
– Chciałam przeciągnąć go na naszą stronę. Inaczej, gdybyśmy zabili tego, to pojawi się kolejny. I kolejny. To zacznie wzbudzać podejrzenia.
– Nie możesz igrać sobie ze zwiadowcami. Jeśli już chcesz jakiegoś wciągnąć do współpracy, następnym razem spróbuj szantażu. Albo upewnij się, że naprawdę trzyma naszą stronę.
– Przejdźmy do mojego pokoju. Nie będę z tobą rozmawiać tutaj – zażądała Iris, chcąc na moment uciec od trudnego tematu. Podróż przez wewnętrzny dziedziniec, zaplecze i klatkę schodową zapewniłaby jej kilka cennych minut na obmyślenie dalszej linii obrony, tak przed zwiadowcą, jak i przed swoim rozmówcą. Nie pozostawiła wyboru Derekowi, przemykając do wyjścia. Ekstrawagancki mężczyzna z gracją zeskoczył z beczki. Strzepnął niewidzialny kurz z peleryny, noszonej na modłę iberiońską, i ruszył za karczmarką.
– Musisz podjąć decyzję dzisiaj. Co dalej ze zwiadowcą? – zaczął, kiedy tylko szczęknął klucz w zamku w drzwiach od sypialni.
– Pozbędę się go. – Eliza podeszła do biurka. Odłożyła klucz na blat i objęła się, dłonie zaciskając na ramionach.
– Jak? Iris, nie możesz zaniedbywać takich rzeczy.
– Nie pouczaj mnie – odgryzła się, krzywiąc usta. – Zaszantażuję go.
– Czym? W jaki sposób? – Derek podszedł bliżej, rozkładając ręce w geście niecierpliwego oczekiwania na oświecenie.
– Nie wiem jeszcze, dobra?! – wybuchła, pochylając się ku rozmówcy. – Nie ułatwiasz – dodała spokojniej.
DeLeon głośno wypuścił powietrze.
– Zastanówmy się nad tym – zasugerował, bawiąc się końcówką podwiniętego wąsa. Podszedł bliżej i położył dłoń na ramieniu Elizy. Ta sięgnęła do jego palców, gładząc je w zamyśleniu.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trud
FanfictionZgorzkniały zwiadowca zostaje oddelegowany do nowego lenna, aby zastąpić przechodzącego na emeryturę staruszka. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że czeka na niego zupełnie nowe, dużo bardziej skomplikowane zadanie. Aby odwrócić uwagę od nieszczę...