Gdyby jego los potoczył się inaczej, a Chase dokonał mądrzejszych wyborów, miałby szansę zostać doskonałym dyplomatą. To wszystko za sprawą doskonałego opanowania gry aktorskiej, a przede wszystkim, mimiki twarzy. Zwiadowca wątpił, że najlepsze królewskie kurierki poradziłyby sobie z ukryciem takiej burzy emocji, które sam w tym momencie przeżywał.
Tymczasem wszyscy goście patrzyli na niego, niczym stado wilków na okrążonego barana. Kelnerka nonszalancko usiadła na blacie, machając chudymi nogami. Uśmiechnęła się do niego. Przyprawiło go to o dreszcze.
– Dysponujesz taką siłą. Po co ci jeszcze zwiadowca? – zapytał, dbając o zachowanie niewzruszonego tonu.
– To ostatnie, czego mi brakuje do osiągnięcia pełnej kontroli, ale i bezpieczeństwa. Masz dużą władzę w tym lennie, jak i poza nim. – Eliza zaczęła oddychać szybciej i patrzeć na niego intensywniej. Nie wiadomo, co podniecało ją bardziej: zwiadowca, czy siła i kontrola, jaką zapewniłby jej sojusz z nim.
– Skoro mam taką władzę w lennie, nie boisz się mnie?
– Nie, nie boję się. Tam, gdzie inni widzą zagrożenia, ja widzę możliwości.
– Przedsiębiorcza z ciebie kobieta. Powiedz mi, skąd w ogóle wiedzieliście, że jestem zwiadowcą?
– Załogant wieży strażniczej cię widział. Podobno pobiłeś jego i jego towarzysza.
– Oni zaczęli – rzucił z miną niewiniątka. Rozbawił tym Elizę. Roześmiała się perliście. Kiedy skończyła, to ona zadała mu pytanie.
– Ty też nie wydajesz się zaskoczony tym, co ci powiedziałam.
– Nie musiałaś nic mówić. Ja też wiem to i owo.
– I mimo tego mnie nie aresztowałeś.
Chase nie odpowiedział. Zamiast tego posłał jej długie, znaczące spojrzenie. Na koniec przedłużającej się ciszy sięgnął po dzbanek z kawą.
– Dziwi mnie, że kobieta, która ukrywa twarz przed członkami swojej organizacji, nie boi się siedzieć w gospodzie z tyloma ludźmi.
– To nie byle ludzie. Byli ze mną od początku, znają mnie, a ja ich.
– Czuję się zaszczycony, dołączając do tego grona.
Eliza prychnęła z rozbawieniem. Chase kontynuował, czując się nieco pewniej z każdą chwilą.
– Eliza to ładne imię, ale czy to tak nazwano cię przy narodzinach?
– Ładne czy nie, tak nazywała się moja prababka. Staroświeckie, musisz przyznać.
– Nie zwróciłem uwagi.
Karczmarka nachyliła się ku niemu, gestem nakazując, by uczynił to samo. Zanim to wykonał, błyskawicznie przyjrzał się jej dłoniom, czy aby nie skrywa gdzieś broni.
– Zdradzę ci moje prawdziwe imię. Jednak możesz używać go tylko w moim łóżku – wyszeptała mu do ucha, łaskocząc je czubkiem swojego nosa.
– Słucham – zniżył głos, przymykając oczy od przyjemnego dotyku i wyrazistego zapachu swojej niefortunnej kochanki.
– Przy narodzinach dano mi imię Iris. – Przeciągała słowa, w sposób, w jaki mówiła do niego w sypialni, tuż zanim przenosili się do łóżka.
– Współczuję konieczności jego ukrywania – odpowiedział, starając się upodobnić do jej stylu wypowiedzi. Imię rzeczywiście przypadło mu do gustu, jak mało które. Po chwili uświadomił sobie, dlaczego. Brzmiało podobnie do imienia kogoś, kogo kochał.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trud
FanfictionZgorzkniały zwiadowca zostaje oddelegowany do nowego lenna, aby zastąpić przechodzącego na emeryturę staruszka. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że czeka na niego zupełnie nowe, dużo bardziej skomplikowane zadanie. Aby odwrócić uwagę od nieszczę...