Rozdział 35

105 9 11
                                    

Cadence spała jak kamień. Nie kręciła się, nie mamrotała ani nie chrapała przez sen. Uchylone usta pod zadartym nosem nadawały jej wygląd zdziwionej wiewiórki. Leżała na plecach na podwójnym łożu z baldachimem, niczym prawdziwa pani zamku.

Sienna wyciągnęła saksę. Przystawiła ostrze do szyi kobiety, jednocześnie drugą dłonią zakrywając jej usta. Kochanka barona nie ruszała się jeszcze długą, przeciągającą się w czasie chwilę. W końcu chrząknęła, nie mogąc nabrać oddechu. Poruszyła głową i nogami. Powoli otworzyła oczy. Najpierw wąsko. Potem do granic możliwości, widząc przed sobą nachylającą się zakapturzoną postać. Zamachała rękami, na co Sienna docisnęła lekko nóż.

– Bądź cicho! – syknęła. – Albo poderżnę ci gardło!

Cadence zmarszczyła brwi. Uspokoiła ręce, za to oczy latały jej na wszystkie strony. Zwiadowczyni zakneblowała ją, potem związała jej ręce, a na koniec szarpnięciem podniosła z łoża.

– Nie waż się pisnąć. – Popchnęła fałszywą krewniaczkę barona. – Idziemy.

Odziana w nocną koszulę Cadence ruszyła do wyjścia, drobiąc bosymi stopami po chłodnej, kamiennej podłodze. Na korytarzu ujrzała ogłuszonego strażnika. Spróbowała trącić go nogą, za co zwiadowczyni pacnęła ją w głowę i ostrzegawczo docisnęła sztylet. Odpuściła, kiedy na białym materiale pojawiły się plamki krwi.

Bez dalszych przygód dotarły do sypialni Brysona.

– Rzucić broń, po cichu! – rozkazała Sienna, gdy tylko wyszły zza rogu. – Jeden krzyk i ona nie żyje.

Strażnicy, uprzednio celując w nie włóczniami, popatrzyli po sobie i odłożyli broń na dywan, wyściełający podłogę na środku korytarza.

– Zdjąć hełmy i odwrócić się do ściany!

Zostawiła na moment Cadence, podchodząc do żołnierzy, ogłuszając ich jednego po drugim. Huk upadających ciał obudził barona, z komnaty dało się słyszeć niewyraźne "ki czort?!"

Sienna szybko złapała Cadence za włosy, szarpnęła za klamkę i wepchnęła kobietę do prywatnej komnaty pana zamku Thiscord. Bryson kończył zawiązywać szkarłatny szlafrok, zamierając z końcówkami paska w palcach. Zwiadowczyni zamknęła wrota.

– Siadaj, panie. – Wskazała na fotel przy dębowej toaletce.

– Jak śmiesz...

– Teraz ja będę mówić. – W jej dłoni zalśniło ostrze saksy, wycelowane w szyję Cadence. – Wiem o wszystkim, co dzieje się w Thiscord. Budrostom dzisiaj upadnie. Tak zwana szefowa nie będzie wam już dalej zagrażać. Zamknięcie do lochów wszystkich bandytów powiązanych z Budrostomem i zwolnicie każdego przekupionego żołnierza. Zacznij panie od posłania wiadomości garnizonowi. Mają przestać szukać zwiadowcy Chase'a, a zamiast tego aresztować tych, których mieliście do tej pory chronić. W tym momencie, panie.

Bryson wzdrygnął się z pogardą, ale wyciągnął pióro. Zamoczył je w czarnym kałamarzu, po czym sięgnął po skrawek pergaminu.

– Pisz to, co ci podyktuję, panie. – Zwiadowczyni podeszła bliżej, popychając przed sobą Cadence. – Wykonaj trzy kopie. Roześlesz je do swoich dowódców.

Podyktowała krótki rozkaz, skrupulatnie zanotowany przez drżącą z niepokoju dłoń barona. Odczekała, aż możnowładca potnie pergamin na trzy części zdobionym nożem do papieru, pozwija pergaminy i stopi wosk na pieczęcie, by pozostawić na nich swój herb, wyciśnięty srebrnym sygnetem.

– Dobrze – skwitowała Sienna, widząc, jak pan na zamku Thiscord kończył znakowanie ostatniej pieczęci. – Idziemy obudzić strażników, niech zaniosą te rozkazy gońcom.

Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz