Cadence spała jak kamień. Nie kręciła się, nie mamrotała ani nie chrapała przez sen. Uchylone usta pod zadartym nosem nadawały jej wygląd zdziwionej wiewiórki. Leżała na plecach na podwójnym łożu z baldachimem, niczym prawdziwa pani zamku.
Sienna wyciągnęła saksę. Przystawiła ostrze do szyi kobiety, jednocześnie drugą dłonią zakrywając jej usta. Kochanka barona nie ruszała się jeszcze długą, przeciągającą się w czasie chwilę. W końcu chrząknęła, nie mogąc nabrać oddechu. Poruszyła głową i nogami. Powoli otworzyła oczy. Najpierw wąsko. Potem do granic możliwości, widząc przed sobą nachylającą się zakapturzoną postać. Zamachała rękami, na co Sienna docisnęła lekko nóż.
– Bądź cicho! – syknęła. – Albo poderżnę ci gardło!
Cadence zmarszczyła brwi. Uspokoiła ręce, za to oczy latały jej na wszystkie strony. Zwiadowczyni zakneblowała ją, potem związała jej ręce, a na koniec szarpnięciem podniosła z łoża.
– Nie waż się pisnąć. – Popchnęła fałszywą krewniaczkę barona. – Idziemy.
Odziana w nocną koszulę Cadence ruszyła do wyjścia, drobiąc bosymi stopami po chłodnej, kamiennej podłodze. Na korytarzu ujrzała ogłuszonego strażnika. Spróbowała trącić go nogą, za co zwiadowczyni pacnęła ją w głowę i ostrzegawczo docisnęła sztylet. Odpuściła, kiedy na białym materiale pojawiły się plamki krwi.
Bez dalszych przygód dotarły do sypialni Brysona.
– Rzucić broń, po cichu! – rozkazała Sienna, gdy tylko wyszły zza rogu. – Jeden krzyk i ona nie żyje.
Strażnicy, uprzednio celując w nie włóczniami, popatrzyli po sobie i odłożyli broń na dywan, wyściełający podłogę na środku korytarza.
– Zdjąć hełmy i odwrócić się do ściany!
Zostawiła na moment Cadence, podchodząc do żołnierzy, ogłuszając ich jednego po drugim. Huk upadających ciał obudził barona, z komnaty dało się słyszeć niewyraźne "ki czort?!"
Sienna szybko złapała Cadence za włosy, szarpnęła za klamkę i wepchnęła kobietę do prywatnej komnaty pana zamku Thiscord. Bryson kończył zawiązywać szkarłatny szlafrok, zamierając z końcówkami paska w palcach. Zwiadowczyni zamknęła wrota.
– Siadaj, panie. – Wskazała na fotel przy dębowej toaletce.
– Jak śmiesz...
– Teraz ja będę mówić. – W jej dłoni zalśniło ostrze saksy, wycelowane w szyję Cadence. – Wiem o wszystkim, co dzieje się w Thiscord. Budrostom dzisiaj upadnie. Tak zwana szefowa nie będzie wam już dalej zagrażać. Zamknięcie do lochów wszystkich bandytów powiązanych z Budrostomem i zwolnicie każdego przekupionego żołnierza. Zacznij panie od posłania wiadomości garnizonowi. Mają przestać szukać zwiadowcy Chase'a, a zamiast tego aresztować tych, których mieliście do tej pory chronić. W tym momencie, panie.
Bryson wzdrygnął się z pogardą, ale wyciągnął pióro. Zamoczył je w czarnym kałamarzu, po czym sięgnął po skrawek pergaminu.
– Pisz to, co ci podyktuję, panie. – Zwiadowczyni podeszła bliżej, popychając przed sobą Cadence. – Wykonaj trzy kopie. Roześlesz je do swoich dowódców.
Podyktowała krótki rozkaz, skrupulatnie zanotowany przez drżącą z niepokoju dłoń barona. Odczekała, aż możnowładca potnie pergamin na trzy części zdobionym nożem do papieru, pozwija pergaminy i stopi wosk na pieczęcie, by pozostawić na nich swój herb, wyciśnięty srebrnym sygnetem.
– Dobrze – skwitowała Sienna, widząc, jak pan na zamku Thiscord kończył znakowanie ostatniej pieczęci. – Idziemy obudzić strażników, niech zaniosą te rozkazy gońcom.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trud
FanfictionZgorzkniały zwiadowca zostaje oddelegowany do nowego lenna, aby zastąpić przechodzącego na emeryturę staruszka. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że czeka na niego zupełnie nowe, dużo bardziej skomplikowane zadanie. Aby odwrócić uwagę od nieszczę...