Fala wspomnień, wywołana wczorajszą wspinaczką podczas deszczu, zaatakowała dość spodziewanie i trzymała się Chase'a przez cały kolejny dzień.
*
Droga na zlot trwała cztery dni. Żaden z nich nie nudził się zwiadowczemu mistrzowi i jego uczniowi, dzięki niezliczonym historyjkom opowiadanym przez tego pierwszego. Piętnastoletni Chase przez ostatni rok nauczył się, by nie brać ich na poważnie, jako iż Bertram Carver miał zwyczaj wyolbrzymiać i naciągać rzeczywistość. Przynajmniej służył mu za osobistego komedianta.
– Zobaczysz, jest dwóch zwiadowców bliźniaków – mówił Bert przejętym tonem. – Nie dość, że potrafią się ukrywać, to jeszcze dwoją się przed oczami i możesz pomyśleć, że to zjawy leśne!
– Brzmi, jakbyś się nabrał na ich sztuczki.
– Bo tak było! Słyszałem, że lubią w ten sposób wkręcać nowych uczniów.
– Jestem uczniem od prawie roku.
– To twój pierwszy zlot, nie byłbym taki pewny siebie na twoim miejscu.
– Jednemu przyłożę w szczękę, drugiemu złamię nos – rzucił młody niefrasobliwie, przekrzywiając przy tym głowę. – Będzie można ich wtedy odróżnić.
Bertram zaśmiał się, choć brzmiało to bardziej jak świst wiatru przemieszany z dźwiękami wydawanymi przez krztuszącego się psa.
– Będziesz wielkim zwiadowcą, Chase.
Nie dodał nic o tym, że jeden z bliźniaków faktycznie miał złamany nos, i to prawdopodobnie kilka razy. W rzeczywistości obu dało się rozróżnić na pierwszy rzut oka, gdyż znacznie się od siebie różnili.
Na miejsce dojechali stosunkowo wcześnie. Pięciu innych zwiadowców rozbijało swoje namioty, stawiając je w rzędzie tuż pod linią drzew. Namiot dowódcy korpusu, większy, przypominający miniaturową wersję namiotu dla dowódców polowych, stał bardziej na środku, wokół którego, w miarę jak dzień upływał, zbierało się coraz więcej zwiadowców z własnymi tobołami. Zaraz po przywitaniu się ze wszystkimi Bertram wyznaczył im miejsce w pobliżu namiotu, tłumacząc o istotności trzymania się blisko dowództwa. Kręciło się tam wielu innych członków korpusu, przez co łatwiej można było nawiązywać przydatne znajomości i utrzymywać kontakty.
– Tutaj zostawimy miejsce Lerthanowi i jego uczniowi. Musisz koniecznie poznać Ethana, opowie ci o egzaminach. To kumaty chłopak, obserwuj go uważnie, bo możesz się od niego wiele nauczyć. – Bertram pouczył swojego czeladnika. – Warto jest utrzymywać dobre stosunki z innymi. Nigdy nie wiadomo, kiedy będziesz potrzebować od nich pomocy.
Słysząc te słowa co najmniej po raz dwudziesty odkąd rozpoczął szkolenie, Chase tylko pokiwał głową, wbijając w ziemię haki mocujące ich namiot. Podchodził do całego zlotu na chłodno, w przeciwieństwie do podekscytowanego nauczyciela, wręcz uwielbiającego wszelkie społeczne interakcje, podczas których mógłby opowiedzieć kolejną niestworzoną historię. Zgadzali się ze sobą w jednym: młody uczeń, choć dobrze to maskował, nie mógł doczekać się poznania innych sobie podobnych. Chłopakowi brakowało towarzystwa rówieśników, nawet jeśli był raczej typem samotnika. Jego szkolenie nie przewidywało zbyt wiele okazji do socjalizacji.
Skończyli rozkładać namioty wczesnym popołudniem, akurat na przyjazd kolejnej pary mistrza z uczniem.
– Czołem! – przywitał ich Bertram, ściskając ich prawice. – To mój uczeń, Chase. Chase – zwrócił się do swojego czeladnika. – Lerthan, mój wieloletni znajomy, oraz Ethan.
– Miło mi. – Za przykładem mistrza podał im dłoń, po czym odsunął się nieco i przyjrzał obu zwiadowcom.
Lerthan był w podobnym wieku do jego własnego mistrza. Kasztanowe włosy i równo przycięty zarost oraz pogodny wyraz twarzy dodawały mu uroku, właściwego doświadczonym mężczyznom zbliżającym się do czterdziestki. Wyglądał na tyle dojrzale, by dorosłe kobiety robiły do niego maślane oczy, i na tyle sympatycznie, że sprawiał wrażenie lubianego mentora. Prowadził za sobą karego wierzchowca. W przeciwieństwie do Bertrama, definicji przeciętności, ten zwiadowca prezentował się naprawdę dobrze. Niemal tak dobrze, co jego uczeń.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trud
FanfictionZgorzkniały zwiadowca zostaje oddelegowany do nowego lenna, aby zastąpić przechodzącego na emeryturę staruszka. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że czeka na niego zupełnie nowe, dużo bardziej skomplikowane zadanie. Aby odwrócić uwagę od nieszczę...