Nad ranem w myśliwskiej chatce nie było równie chłodno i sucho co w chacie zwiadowczej, ale to jak i warunki do spania nie miały zbyt wielkiego znaczenia wobec zmęczenia nocnymi przygodami. Sienna obudziła się przed południem. Przeciągnęła się przed wstaniem, po czym ubrała buty i zajrzała do Silasa. Staruszek spał, częściowo zakryty prześcieradłem, zabranym od Mavis. Dziewczyna opiekuńczo poprawiła materiał, naciągając go na bose stopy śpiącego. Rozgniotła też małego pająka, zbliżającego się do dłoni wiekowego mężczyzny. Chcąc przygotować się na zmianę opatrunków, zabrała wiadra i wyszła na zewnątrz w poszukiwaniu studni. Nieopodal zauważyła staw. Zeszła po łagodnym zboczu i, łapiąc się przybrzeżnego drzewa, nabrała wody. Wróciła do góry, zostawiając jedno wiadro pożyczonemu od zamkowych strażników koniowi. Widząc, jak łapczywie opróżnia je w kilka długich łyków, westchnęła. Czekał ją kolejny kurs.
W opróżnione po raz drugi wiadro wrzuciła kurzący się owies. Nie przeszkadzało to zwierzęciu, z zadowoleniem chrząkającemu na dźwięk przesypywanego ziarna. Sienna zostawiła konia sam na sam z posiłkiem, wracając do chatki.
Silas przekręcił się na posłaniu, postękując. Zwiadowczyni podeszła bliżej, stawiając wiadro w zasięgu jego rąk. Staruszek powoli otworzył oczy, opuchnięte od snu i zmęczenia.
– Masz dla mnie wod... Ahh, kurwa! – wystękał, łapiąc się za ranę na brzuchu. Chciał sięgnąć do wiadra, kiedy rana zapiekła go boleśnie.
– Poczekaj, zaraz podam. – Dziewczyna sięgnęła po bukłak Silasa i napełniła go świeżą wodą z wiadra. – Pij. Jak skończysz, przemyję ci rany.
– Nie za wcześnie na to? – mruknął w przerwie od picia. – Lepiej zostaw to uzdrowicielce.
– Zamknęliśmy ją w lochach – odburknęła Sienna.
– Powiedz, że to nieporozumienie. Niech tutaj przyjedzie!
– Masz szczęście, bo akurat jadę na zamek przesłuchać schwytanych przestępców.
– Jeśli jeszcze ich nie wypuścili.
– Dlatego ruszam zaraz.
Zrobiło się na tyle późno, by odpuścić wizytę w chatce po drugiej stronie rzeki w celu zmiany ubrań na zwiadowczy mundur. Sienna zaprzęgła konia do wozu, pozostawionego blisko leśnej ścieżki, po czym skierowała go w stronę zamku.
Zostawiła wóz na dziedzińcu. Zajęli się nim stajenni, odseparowując konia od pojazdu. Nie tracąc ani chwili, dziewczyna od razu ruszyła w stronę wejścia do lochów. Jak mogła się tego spodziewać, zatrzymała ją straż więzienna.
– Stać! To nie gospoda! – zdenerwował się jeden z wojskowych. – Ile można tłumaczyć ludziom: wizyty tylko po uzgodnieniu z kapitanem lub lordem Edwardem!
– Jestem królewskim zwiadowcą. Przepuśćcie mnie, muszę przesłuchać więźniów.
Strażnicy popatrzyli po sobie. Każdy szukał w twarzy drugiego odpowiedzi na to, jak się zachować.
– Ty, znaczy pani? A gdzie mundur? – spytał w końcu jeden z nich.
– Został w praniu – odpowiedziała sarkastycznie. – Moja odznaka. – Pokazała noszony na łańcuszku srebrny liść dębu, wyciągając go z kieszeni.
Wyższy stopniem strażnik przyjrzał się odznace. Niechętnie skinął głową i otworzył wrota, wyjmując ze ściennego uchwytu pochodnię.
– Za mną, proszę.
Zeszli po schodach. Po prawej stronie zaczynały się cele więzienne. Z drugiej zaś dochodziły ich głosy szeregowych strażników więziennych. To tam skierowali swe kroki. Ich oczom ukazało się dwóch niechlujnie wyglądających, zapuszczonych żołnierzy, bez hełmów, z porozpinanymi kurtkami i brzuchami na wierzchu. Oprócz nich, siedzących przy niskim stoliku, w klitce znajdowało się trochę śmieci, kocy, niedoczyszczonych misek. Na hakach wbitych w ścianę z kamieni wisiały pęki rozmaitych kluczy i drewniane pałki.
CZYTASZ
Zwiadowcy: Brud, smród i zwiadowcy trud
FanfictionZgorzkniały zwiadowca zostaje oddelegowany do nowego lenna, aby zastąpić przechodzącego na emeryturę staruszka. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że czeka na niego zupełnie nowe, dużo bardziej skomplikowane zadanie. Aby odwrócić uwagę od nieszczę...