Jesteśmy spóźnieni!

711 28 0
                                    

W dzień wyścigu o Grand Prix Monako obudził nas budzik Charlesa, kiedy otwarłam oczy delikatnie się zdziwiłam. Nie rozbudziłam się wystarczająco, dlatego nie przypomniałam sobie tego, że przecież spaliśmy w szpitalu.

Mój chłopak ledwo się obudził i wyjął telefon z kieszeni, z zamkniętymi oczyma wyłączył ten niezwykle denerwujący dźwięk i powiedział: jeszcze chwilka Emily. Wiedziałam, że ta chwilka nie potrwa krótko więc zaczęłam go zaczepiać, żeby się obudził do końca.
- No weeeeź! Jeszcze pięć minut, nie wyspałem się na tym małym łóżku! - powiedział marudnie młody Monakijczyk rozśmieszając mnie jeszcze bardziej.
- Kto Ci kazał tu spać? Na pewno nie ja! - odparłam drocząc się z nim. Po tym podniosłam swoją złamaną rękę i zdrową przytuliłam mojego chłopaka. Dałam mu szybkiego całusa i wtedy do sali wszedł lekarz.

- O! To ja wrócę później... - powiedział odwracając się słynny Monakijski ortopeda. Znałam go z wykładów, nasz profesor o nim często opowiadał.
- Nie no Panie Profesorze, nie przeszkadza Pan w żaden sposób! Proszę zostać, chcę mieć to już z głowy... - przywołałam go z powrotem. Lekarz przekazał mi informacje na temat reszty wyników badań i wysyłał wypis ze szpitala. Poinformował mnie, że ubezpieczenie które posiadam w pełni pokrywa wszystkie koszty pobytu w szpitalu.

Po rozmowie z lekarzem zauważyłam, że Charles znowu zasnął. Najwyraźniej musiał być bardzo zmęczony tym wszystkim, dałam mu jeszcze chwilę pospać - sama zaczęłam się zbierać. Poszłam bez słowa do łazienki zmyć wczorajszy makijaż i jakkolwiek ogarnąć swój wygląd. Jedną ręką wszystko było dosyć trudniejsze, dlatego trochę mi to zajęło.

Po 10 minutach wróciłam do mojej sali, w łóżku dalej spał mój chłopak. Przystanęłam na chwilę i przyglądałam mu się. W ręce mężczyzny dzwonił telefon - nawet on nie był w stanie go obudzić.

Podeszłam do łóżka i wyjęłam mu dzwoniące urządzenie z ręki - rzuciłam szybko okiem, na to kto dzwoni. Carlos próbował się do niego dobić już kilka razy, dlatego odebrałam.

- Charles kurwa! Jesteś spóźniony na odprawę każdy się na Ciebie denerwuje! Przyjedź jak najszybciej! - powiedział zestresowany Hiszpan.
- Cześć, tu Emily. Nadal jesteśmy w szpitalu, ale jeśli jest taka sytuacja to już go budzę i jedziemy na tor! - powiedziałam i rozłączyłam się.

Położyłam telefon na szafce obok łóżka i zaczęłam budzić Charlesa.
- Wstawaj chłopie, wszyscy na Ciebie czekają! Jesteśmy spóźnieni!! - potrząsnęłam nim porządnie. Chłopak z przerażeniem w oczach szybko się ocknął, jeszcze prędzej wyskoczył z łóżka i zaczął zakładać buty.
- Nie mamy tutaj samochodu! Idź poproś o zamówienie taksówki! - rozkazał mi w pośpiechu.

Niezwykle szybko jak na poranny ruch dojechaliśmy na tor, Charles pobiegł na spotkanie a ja zostałam w taksówce. Zapłaciłam taryfiarzowi i wyszłam z samochodu. Rękę miałam w gipsie do łokcia, więc zakres ruchów w sumie nie był bardzo ograniczony - jak coś mnie ograniczało, to to był ból.

Skanowałam swoją wejściówkę do padoku kiedy ktoś złapał mnie za ramię.
- Ty dziwko! Jak mogłaś to zrobić?! Zabrałaś mi wszystkie możliwości do końca tego wyjazdu, a ja tylko powiedziałem prawdę! - krzyczał na mnie wkurzony Victor. Chłopak nie panował nad sobą, na szczęście zauważył to ochroniarz. Podszedł do nas i zapytał czy wszytko w porządku.
- Niestety nie proszę Pana, ten mężczyzna mnie nachodzi i próbuje się dostać do padoku bez jakiegokolwiek biletu. Ochroniarz wyprowadził jeszcze bardziej wściekłego Victora poza teren toru i po chwili wrócił do mnie.
- Napewno nic Pani nie jest, jak ta ręka? - zapytał z troską mężczyzna, musiał zauważyć, że jestem vipem Ferrari.

Poszłam do loży vip poszukać kogoś znajomego, miałam nadzieję, że znajdę tam Camile albo Isę.

Forza Ferrari! [Charles Leclerc]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz