Musimy to przejść razem

688 26 0
                                    

Nagle kiedy otwarłam oczy zobaczyłam bardzo rozmazane dwie postacie.
- Charles? - wyszeptałam, głowa mi pękała z niewiadomego dla mnie powodu.
- Jestem tu kochanie - wstał łapiąc mnie za rękę. Miał zimne dłonie, u niego to znak dużego stresu. Potem znowu zasnęłam, jednak dalej czułam dotyk jego dłoni na moich.

Kolejny raz obudziłam się już w szpitalu, powoli odzyskiwałam ostrość wzroku. Czułam, że mój ukochany cały czas był przy mnie.

Przetarłam oczy prawą ręką i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Był to ten sam pokój w którym spędziliśmy noc po kłótni z Victorem. Uśmiechnęłam się delikatnie do zmartwionego mężczyzny wpatrzonego we mnie jak w obrazek.

- Już dobrze myszko - szepnęłam spokojnie gładząc go po policzku. Po moich słowach odetchnął z ulgą, wiedział coś czego nie wiedziałam ja.
- O co chodzi? - zapytałam bardzo zmieszana.
- Ten ból był wywołany naciskiem na jakiś nerw w ręce, ten nacisk mógł wywołać zanik pamięci u Ciebie - wyrecytował mi dokładnie słowa lekarza.
- Ciebie rozpoznam zawsze i wszędzie - skomentowałam siadając. Nie była to dobra decyzja, ból głowy nie dał usiedzieć mi nawet sekundy.

- Kiedy ostatnio coś jadłaś? - teraz on zapytał podejrzliwie. Najwyraźniej wyniki badań musiały już przyjść, wiedzieli, że zemdlenie było spowodowane brakiem ważnych substancji odżywczych.
- Charles - chciałam zacząć.
- Nie! -
- Powiedz mi, kiedy ostatnio coś jadłaś! - krzyczał zdenerwowany chłopak, znał mnie już na tyle i wiedział, że to nie przypadek.
- Przecież jedliśmy śniadanie razem, kolacje, obiady. Gdzie to wszystko wyparowuje? - denerwował się coraz bardziej, do tego nie dawał mi dojść do głosu.
- Charles - kolejny raz podjęłam próbę wysłowienia się.
- Emily! Kurwa Mać! Nie rozumiesz? Dlaczego to sobie robisz? - wstał bardzo gwałtownie ze swojego miejsca puszczając mało delikatnie moją złamaną rękę.
- Ała! - krzyknęłam z wielkim grymasem na twarzy. On tylko spojrzał na mnie i wyparował na korytarz.

Po kilku minutach uznałam, że go poszukam nie chciałam zostawiać nas w takiej sytuacji.

Wstałam z lekkimi problemami i skierowałam się do drzwi. Chwyciłam za klamkę i pociągnęłam ją do siebie. Kiedy drzwi otworzyły się wystarczająco ujrzałam przed sobą zestresowanego Daniela Ricciardo.

- Charles dzwonił, prosił, żebym do Ciebie przyjechał - wypalił na powitanie Australijczyk.
- Dziękuję bardzo - przytuliłam go z wdzięczności, niedługo po tym opadłam z sił. Daniel złapał mnie i zaczął wołać o pomoc, znowu zemdlałam.

Obudziłam się w nocy, znowu okropny ból głowy nie dawał mi nic zrobić. Próbowałam obaczyć kto siedzi obok mnie, lecz oczy zawodziły coraz bardziej.

Podniosłam głowę z poduszki i usiłowałam mówić, miałam tak sucho w gardle, że od razu zaczęłam kaszleć. Kiedy usiłowałam uspokoić swoje płuca zobaczyłam zarys postaci, chyba budzący się z pozycji siedzącej przy łóżku.

Kilka minut po przebudzeniu zmysły zaczęły działać poprawnie. Przede mną stał lekarz z poważną miną, przy łóżku siedział Charles. A o krzesło mojego chłopaka opierał się mój nowy przyjaciel, Daniel Ricciardo.

- Panno Emily, niestety nie mamy w papierach żadnej osoby która mogłaby podejmować decyzje medyczne za panią. Musiałaby pani podpisać dokument i uprawnić do tego kogoś na miejscu - rozpoczął młody Monakijczyk. Wydało się, że jest świeżo po studiach.
- Mdleje Pani z komplikacji spowodowanych przez brak wystarczającego jedzenia - tłumaczył mi i chłopakom obok.
- Nie mogliśmy podać pani żadnej kroplówki, ponieważ była pani nieprzytomna i nie mogła pani podpisać zgody - uzasadniał swoje działania.

Kiedy podpisałam wszystkie dokumenty i zgody mężczyzna zostawił mnie z chłopakami w pokoju. Wiedziałam, że coś się wydarzy tylko nie wiedziałam co. Charles był bardzo przewrażliwiony na punkcie mojego zdrowia, dlatego w tamtym momencie był bardzo nerwowy.

- Emily, powiedz, dlaczego? Dlaczego to sobie robisz? - Monakijczyk zapytał prawie płacząc, dalej trzymał moją rękę.
- Charl, nie robię tego specjalnie - szepnęłam patrząc na niego. Daniel był z nami, ale nie wiedział co powiedzieć. Sama jego obecność wiele dla mnie znaczyła.
- To co się dzieje? - mężczyzna drążył temat. Wytłumaczyłam mu, że od dziecka choruję na bulimię. Ze stresu objawy znowu się nasiliły i musimy to po prostu przejść wspólnie.

Forza Ferrari! [Charles Leclerc]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz