"Hej, spokojnie nie musisz się niczego bać. Nie nakrzyczę na Ciebie" Charles odłożył sztućce i usiadł tuż obok mnie. Chwycił za mój widelec i nabrał troszkę makaronu. Podał mi go prosto do ust, powoli bez pośpiechu.
Takim sposobem zjadłam połowę posiłku, więcej nie potrafiłam zjeść. Po tym wszystkim, byłam bardzo zmęczona i poprosiłam Charlesa, żebyśmy poszli spać.
On odprowadził mnie do sypialni i chciał wracać do salonu, jednak nie pozwoliłam mu na to.
Mężczyzna przebrał się szybko w swoją ulubioną piżamę i kładąc się w łóżku złapał mnie w mocny uścisk, zasnęliśmy od razu. W nocy tradycyjnie obudziłam się z krzykiem przez okropny koszmar, który nie dawał mi spać od dwóch lat. Charles od razu się obudził i przestraszony zapalił światło. "Co się dzieje?" zapytał przysuwając się do mnie i kładąc mi ręce na policzkach.
"Koszmar" odparłam płacząc dosyć mocno. Zawsze było to jedno i to samo, śmiertelny wypadek mojego ukochanego. Jednak dzisiaj sen skończył się inaczej - tym razem Charles nie zginął.
Sam fakt tego samego początku snu mnie przestraszył i automatycznie nazwałam go koszmarem.
"Opowiesz mi, co się stało w tym koszmarze?" zapytał Charles przytulając się do mnie, w celu uspokojenia mojego ciężkiego oddechu. Pokiwałam głową na "nie" i położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Nie miałam siły teraz cokolwiek opowiadać. Po dłuższej chwili udało mi się zasnąć, następnym razem obudziła nas nasza córka, która przybiegła do naszego pokoju.
Każdy z nas był etatowym śpiochem i nienawidziliśmy jak ktoś budził nas przed 10 w wolne dni, więc i tym razem nie byliśmy zadowoleni. "Kto nauczył ją wychodzić ze swojego łóżeczka" przeklinał pod nosem mój ulubiony człowiek na świecie. Posmutniałam, bo z tym wiązała się bardzo nieprzyjemna dla mnie historia...
"Był czas kiedy ona jeszcze nie umiała wychodzić sama z łóżeczka, a ja nie miałam siły wstawać. Pewnego nieszczęsnego dnia ja straciłam przytomność na parę godzin, a ona w akcie desperacji wyszarpała się z łóżeczka i przybiegła do mnie z płaczem" oczy mi się zaszkliły i odwróciłam głowę od mojego kochanego dziecka, żeby nie widziała jak płaczę. "O Jezu" odparł Charles.
"Co z tym zrobiłaś? Pojechałaś do szpitala czy jak?" zapytał przytulając małą dziewczynkę swoimi pięknymi ramionami. "W zasadzie to nic" uśmiechnęłam się smutno, wiedziałam, że znowu się zdenerwuje.
Po chwili rozmowy mężczyzna szepnął coś Rosé na ucho a mi dał całusa i wyszedł do salonu. Dzwonił do kogoś, nie mam pojęcia po co i do kogo, nawet nie próbowałam podsłuchiwać. Niedługo po zakończeniu rozmowy wrócił do sypialni i położył się do wspólnego rodzinnego uścisku.
"To miał być wspólny rodzinny poranek, ale mamy na niego tylko 20 minut. Później przyjedzie ciocia Camile razem z wujkiem Danielem i zabiorą Cię do siebie na jakiś czas" monakijczyk powiedział w stronę naszej dzieciny. "Ej, co Ty znowu wymyślasz" rzuciłam troszkę bezsilnie, nawet nie wiedziałam w co strzelać, żeby zgadnąć o co chodzi. Machnął ręką i zaczął bawić się z córeczką.
CZYTASZ
Forza Ferrari! [Charles Leclerc]
FanfictionTo było nagłe i niespodziewane. Carlos miał rację, a Ty nie miałaś już wątpliwości, że to jest miłość twojego życia. Byliście zakochani w sobie po uszy a wszystko działo się tak szybko że nikt z was tego nie zauważył.