No więc jestem na peronie 9 3/4 i właściwie tyle wiem. Matka mówi o jakiejś ścianie, w którą trzeba wejść. Brzmi normalnie. Bardzo.
—Słuchasz mnie? -Zapytała zła.
—Co? A, tak. —Odpowiedziałam wyrwana z zamyśleń.
—Tak więc powtórz to co mówiłam. —Rozkazała.
—No to... Coś tam, coś tam ściana, późnej "jeśli się stresujesz rozpędź się i wbiegnij prosto na nią". I jeszcze coś o tym, żeby zachowywać się przyzwoicie i przestrzegać regulaminu, którego nie znam. —Tak jak co roku, czyli bądź grzeczna, nie psoć i takie tam.
—Mniej więcej. Wejdę z tobą, bo chyba nie dowierzasz. —Ciekawe skąd wiedziała. Hymm... Możliwe, że po mojej minie... Tak, to bardzo możliwe. Wiem jak wygląda moja mina kiedy jestem zdziwiona. Mniej więcej jak lamorożec, który sra tęczą, ale nie może się wysrać. Merlinie o czym ja gadam. Za dużo filmów dokumentalnych! Za dużo! Zawsze wtedy wymyśliłam jakieś głupie rzeczy o hybrydach zwierząt. Na przykład lama i koń ... Chociaż to jedna z normalniejszych krzyżówek jakie wymyśliłam w mojej głowie. Ale już hybryda niedźwiedzia, misia koala, jednorożca i patyczaka nie jest normalna. Dobra. W Hogwarcie nie ogląda się takich filmów, co? Oby nie.
Dobra! Rozpędziłam się i wbiegłam z mamą w tą ścianę. Ciekawe kiedy się rozbijemy. Otwieram oczy. O ja pierdziu.
Żyje i jestem gdzieś indziej.—Nie było się czego bać. Gorzej by było gdyby peron zamknęli. —Przytuliła mnie. Późnej zrobiła to czego najbardziej nie lubię, poprawiła mi grzywkę.
—Mamoo... -Powiedziałam. -Zostaw moją grzywkę. —Przytuliła mnie jeszcze raz. O ja cię.
—Wzięłaś wszystko? —Pokiwałam na to.—Szatę? Ciepły płaszcz? Szalik? Książki?
—Tak, mamo. Wzięłam wszystko. —Odpowiedziałam zdenerwowana.
—A zgodę? —Zapytała podejrzliwie. Co? Jaka zgoda?
—Eee... Jaką zgodę?
—Masz, zostawiłaś na stole. —Wyciągnęła z kieszeni papierek zawinięty w rulonik i mi go podała. —Pamiętasz, że najpierw musisz przejść przez Tiarę Przydziału?
—Tak, pamiętam. Jak mogłabym zapomnieć skoro przez całe wakacje mi o tym mówisz!
—Nawet jeśli trafisz do Slytherinu nie zmieniaj się. Masz być cały czas sobą? Zrozumiano?—Taak. A ten Slycoś to jeden z Domów, tak? —Pewnie znów coś pomylę. Są cztery Domy: Gryffintor, Slytherin, Huffelpaf, Ravenkapć? Nie, to było inaczej. Gryffindor, Slytherin, Hufflepuff i Ravenclaw. Tak mi się wydaje.
—Slytherin! I tak, to jeden z Domów.
—To póścisz mnie już? —Nadal jestem ściskana przez olbrzymiego parówkomisia.
—Och, zapomniałam. Wchodź do pociągu i znajdź jakiś przedział, i zaprzyjaźnij się z kimś. I koniecznie mi napisz do jakiego z Domów trafiłaś. I popraw sobie grzywkę bo sterczy ci na wszystkie strony!—Była ładnie ułożona tylko ty ją tak rozczochrałaś. Pa! —Szybko weszłam z bagażem, który był trochę ciężki, ale łatwo mogłam go podnieść. Pomachałam jeszcze raz mamie na pożegnanie i ruszyłam w poszukiwaniu przedziału.
Po godzinach szukania w końcu znalazłam. Dobra, to było kilka minut. Weszłam i postawiłam bagaż na tej górnej półce. Usiadłam przy oknie. Fajnie by było jakby nikt się nie dosiadł.
Drzwi się otwierają. Wykrakałam.
—Cześć, możemy tu usiąść? Wszędzie zajęte.—Patrzę na chłopaków. Jeden o kruczoczarnych, długich włosach,
a drugi z krótkimi roztrzepanymi na wszystkie strony. Trzeci niższy i grubszy, a czwarty z jasnobrązowymi włosami i miodowymi oczami.—Jasne. —Uśmiechnęłam się przyjaźnie, żeby sprawić dobre wrażenie. Oby nie byli jak te dziewczyny z tej porąbanej szkoły. Wróciłam do swojego zajęcia czyli patrzenia się w okno.
—Jesteś nowa?—Zapytał chłopak z czarnymi włosami— Nie kojarzę cię.
—Tak, jestem Meredih Carter.
—Syriusz Black, a to James Potter—spojrzał na tego z roztrzepanimi włosami, następnie na tego z miodowymi oczami—Remus Lupin, a to jest Peter Pettigrew.
—Cześć. —No to... Nie umiem zawierać przyjaźni ani nawet zakolegować się z kimś. —Mama mówiła mi, że jest tu podział na Domy. O co właściwe chodzi, bo chyba mi tego nie wyjaśniła... albo wyjaśniła... —Chłopcy zaśmiali się.
—Chodzi o to, żeby stworzyć zdrową rywalizację... —Zaczął Remus Lupin.
—Choć to raczej nie wyszło. —Przerwał mu szarooki, jak się dowiedziałam, Syriusz.
—Gryffindor jest dla osób odważnych i lojalnych, Slytherin dla przebiegłych i sprytnych, Hufflepuff dla pracowitych, a Ravenclaw dla osób charakteryzujących się mądrością.
—Hufflepuff jest też dla niezdar. —Dodał James.
—To chyba będę w Hufflepuffie. —Chyba nic nie pomyliłam. —Zawsze coś zepsuję lub się i coś potknę. Chociaż... mam cechy każdego Domu...
—Jak trafisz do Slytherinu to nie zadaję się z tobą. —Wtrącił Syriusz.
—Nie słuchaj go. Będziemy się kolegować, no nie chłopaki? —Zapytał Remus.
—No pewnie! —Po raz pierwszy odezwał się Peter.
—Jasne. —Dodał James.
—No dobra, niech wam będzie. —Odrzekł przekonany Syriusz.
—A to coś jest złego w Sly... therinie?
—Są przebiegli, wścipcy i cenią sobie czystą krew. I to debile. —Powiedział z odrazą Syriusz. Widać, że ich nienawidzi.
—Aha. —Uśmiechnęłam się lekko. Idę powrotem patrzeć ... Odwracam głowę z powrotem w stronę szyby i patrzę na krajobrazy. Bo iść już jestem. Co? Czasami sama nie wiem o czym mówię. Nie mogę iść, bo przecież wystarczy, że się odwrócę.
Przeczytam chyba książkę. Jeśli jakąś wzięłam. A chyba wzięłam. Wyciągam "bagaż podręczny" z półki i szukam. Szata. Żelki, zeszyt, pergamin i kilka długopisów, i ołówków. Ale nie, nie umiem rysować. Nawet głupiego drzewa nie umiem narysować. Poduszka? Na co mi poduszka? Hajs, reklamówka. Ahaaa. Brakuje jeszcze słoików z ogórkami kiszonymi i jak typowa staruszka na Polskich drogach.(Ciekawe skąd wiem jak wygląda starsza pani na polskich drogach... ) A książki jak nie było tak nie ma. Zamykam walizkę ze zrezygnowaniem na twarzy. Wstaję i odkładam z powrotem na miejsce. Siadam. Czytałam kiedyś taką książkę. Siadam. Wstaję. Idę. Dziwnie się czytało.
Resztę drogi patrzyłam w okno podziwiając wszystkie widoki.
Dotarliśmy do Hogwartu, ja musiałam iść do osób, którzy byli tu pierwszy raz. Miejsce piękne. Nie żebym miała coś do Beauxbatons, bo to było także wyjątkowe miejsce, ale jednak tu teren jest naprawdę OGROMNY. I to jezioro jest ogromne. Przecudne miejsce.
CZYTASZ
Gryfonka|Syriusz Black
FanfictionOd zawsze wiedziałam, że Beauxbatons to nie miejsce dla mnie. Wszędzie lalunie, które tylko czekają aż się potkniesz (w większości, nie mówię, że wszystkie), aby później obrzucić cię łajnobombami. Na całe szczęście przeniesienie taty do Ministerstwa...