Siedzieliśmy w Trzech Miotłach i rozmawialiśmy o zakończeniu roku, gdy na dworze zapanował totalny rozgardiasz. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak ktoś rzuca Drętwotę na trzecioroczniaka.
-Hej, coś się dzieje, spadajmy stąd. -Powiedziałam jako głos rozsądku, ale chlopacy stwierdzili, że wolą udawać autorów i wybiegli zanim zdołałam dokończyć zdanie. -No bez jaj. To co robimy?
Ann wyglądała blado, więc madame Rosmerta kazała jej ukryć się razem z nią i przeczekać cokolwiek miało stać się w następnych minutach. Dorcas była znana z porywczości, więc śmiało oznajmiła, że idzie walczyć, a co ja miałam zrobić? Oczywiście poszłam z nią. Aurorzy jeszcze się nie pojawili, ale to była tylko kwestia czasu. Wokół nas rzucane były klątwy, jedna przeleciała tuż przede mną.
Hogsmeade w jednej chwili zmieniło się z przyjaznej wioski w pobojowisko. Przybywało ludzi w czarnych szatach i maskach, byli to poplecznicy Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, naliczyłam ich około dziesięciu w chwili, gdy zgubiłam Dorcas z pola widzenia. Rzuciłam silną Drętwotę na jednego w nich i Śmierciożercę odrzuciło na co najmniej pięć metrów. Jego przyjaciel to zauważył i posłał ku mnie zaklęcie uśmiercające, na szczęście zrobiłam unik i trafiło w ścianę za mną.
-Immobilus! -Spowolniłam śmierciożercę i posłałam ku niemu jeszcze Drętwotę. Spadła mu maska, ale nie miałam okazji przyjrzeć się jego twarzy. Kolejny śmierciożerca wziął się naprawdę z nikąd i mnie zaatakował. - Drętwota!
Śmierciożerców robiło się jakby coraz mniej, jeden nawet aportował się, gdy rzucałam na niego klątwę.
Czy ja dobrze widzę? Bellatrix! W szatach śmierciożerców! Wszędzie poznam te włosy, to naprawę ona!
-Lestrange! Ty żmijo! Drętwota! - Zaatakowała ją, gdy odwróciła się w moją stronę. Krzyknęłam, gdy w moją stronę wyleciało zielone światło zaklęcia uśmiercającego, którego w porę zdążyłam uniknąć.
Rzuciłam w nią kolejną klątwę, która odepchnęła ją na kilka metrów i zrzuciła jej z twarzy maskę, dzięki czemu byłam pewna, że to ona. Nie mogłam ukryć swojego przerażenia, widziałam na twarzy brunetki szyderczy uśmiech. Definitywnie była zadowolona z zaistniałej sytuacji, jakby krzywda bliźniego sprawiała jej radość. Skierowała we mnie kolejną Avadę, a ja odskoczyłam. Wokół nas panował chaos, próbowałam wzrokiem odszukać przyjaciół, lecz niestety walka z Bellatrix wymagała ode mnie największego skupienia. Ta dziewczyna jest nieprzewidywalna, co idzie na moją niekorzyść. Nagle coś się wydarzyło. Dziewczyna skierowała różdżkę obok mnie i rzuciła zaklęcie, które ktoś odbił. Spojrzałam w tamtą stronę, Syriusz stał tam, osłaniał Lily, której coś się stało i Jamesa, który jej pomagał. Zaczęłam więc biec i ich kierunku, uważając na klątwy latające wokoło.
Z nikąd wyszli czarodzieje w mundurach aurorów, którym towarzyszył sam dyrektor szkoły, Albus Dumbledorem. Bellatrix aportowała się w mgnieniu oka. Jestem pewna, że nie zauważyli jej, ponieważ działo się tu dużo, panował chaos. Aurorzy zaczęli walczyć ze Śmierciożercami, a szło im znacznie lepiej niż nam. Już po kilku chwilach Śmierciożercy keżeli związani obok siebie, a ich różdżkami zajął się ten nowy auror Moody. Podszedł do nas z surową miną.
-Eskortuję was do zamku, co jej jest? - Wskazał głową na Lily.
-Chyba ma złamaną nogę. - Odezwał się James. - Jeden z nich rzucił na nią jakieś zaklęcie.
Moody zbliżył się, dotknął lewej nogi mojej przyjaciółki i pokręcił głową.
-Rzecz w tym, że ona wcale nie ma kości. Ktoś zabierze ją do Munga, szybciej postawią ją na nogi. - Zwrócił się do nas: - Reszta za mną.
CZYTASZ
Gryfonka|Syriusz Black
FanfictionOd zawsze wiedziałam, że Beauxbatons to nie miejsce dla mnie. Wszędzie lalunie, które tylko czekają aż się potkniesz (w większości, nie mówię, że wszystkie), aby później obrzucić cię łajnobombami. Na całe szczęście przeniesienie taty do Ministerstwa...