Na zielarstwie chodowaliśmy mandragory. Niektóre były już dorosłe i trzeba było zachować szczególną ostrożność przy ich przesadzaniu. "Szczególną" czyli założyć nauszniki i pod żadnym pozorem nie zdejmować ich do końca lekcji. Ta lekcja byłaby zbyt nudna, gdyby nic się nie działo. W tym roku gryfoni nie mają lekcji z innym domem. To był zapewne wspaniały pomysł dyrektora, ale nic nie przebije pomysłu profosor Sprout -przydzieliła Jamesa w parze z Syriuszem. Nigdy bym tak nie zrobiła na jej miejscu, przecież każdy wie, że gdy głupota Rogacza spotyka się z głupotą Łapy, dzieją się złe rzeczy.
Po pierwsze, już po piecu minutach stłukli doniczkę z młodą mandragorą. Drugie, Peter zemdlał, gdy tamta dwójka przystawiła mu roślinkę do ucha (został natychmiastowo odesłany do skrzydła szpitalnego, a oni dostali -20 punktów). Trzecie to już w ogóle absurd! Założyli się z jakimś Tobiasem o dwadzieścia galeonów, że włożą palce do ust mandragory!Próbowałam ich odciągnąć od tego pomysłu, nawet powiedziałam, że mogą stracić palce! Żadna groźba nie zadziałała, chociaż mówiłam, że jak to zrobią to utnę im łby. Patrzyłam na ich wyczyny z pół godziny. Na szczęście mieli tyle oleju w głowie, żeby się bać. Przesadzałam przydzieloną mi dorosłą mandragorę, gdy to się stało. Obaj na znak Tobiasa włożyli palec wskazujący do gęby mandragory.
Zakryłam usta dłonią, aby nie krzyknąć.
*-Mówiłam, że to się tak skończy!
Siedzieliśmy wszyscy na krzesłach u dyrektora Dumbledora i, można tak powiedzieć, jesteśmy jedną nogą w grobie.
Gabinet był okrągły, mniej-więcej po środku znajdowało się duże, drewniane biurko. Na ścianach, co przerażające, wisiały portrety byłych dyrektorów Hogwartu, którzy teraz przypatrywali się nam ze znudzeniem. Starałam się nie przyglądać każdemu zbyt długo, jedynie zatrzymywałam oko na sekundę, żeby zobaczyć jak dyrektorzy kiedyś wyglądali. Od razu mogę zauważyć, że Albus Dumbledore, z nich wszystkich, wygląda na najmilszego i na najbardziej lubiącego swoją pracę. Może dlatego, że jedyny z nich żyje, nie wiem.Gryfoni, którzy brali udział w wydarzeniach z zielarstwa siedzą w półkolu i rozglądają się tak jak ja. Natomiast ci, którzy się przyglądali, stoją rozstawieni po całym pomieszczeniu. Policzyłam, że jest nas osiem, nie licząc Petera, który chyba szczególnie brał w tym udział.
James, Syriusz, Tobias i ja siedzimy. Remus, Dorcas, Lily, Patrick stoją. Ostatni chłopak to kolega Tobiasa, on tylko się przyglądał i grzecznie przesadzał swoją mandragorę. Jest najwyższy z nas, nie wygląda na takiego co by zakładał się o ucięte palce. Zatrzymałam na nim wzrok i dopiero zauważyłam, że jest chudy, wyświechtany munurek lekko na nim wisi, oczy przesłania mu grzywka, a nos ma nieproporcjonalnie duży. Poza tym jest ok, nie miałam okazji zamienić z nim więcej niż dwóch zdań.
Drzwi za biurkiem się otworzyły i moim oczom ukazał się profesor Dumbledore, wysoki, siwiejący mężczyzna, chociaż że swoją brodą przypomina dziadka. Dziś ubrał się w żołtą szatę ze wzorami w niebieskie księżyce. Na oczach jak zwykle miał swoje okulary połówki, wydaje mi się, że używa ich tylko do czytania, chociaż nie widziałam, żeby czytał. Patrzy na nas wesołym wzrokiem, ale się nie uśmiecha.-Słyszałem co zrobiliście i wcale mi się to nie podoba, dzieciaki. -Mówi na wstępie, bez przywitania. Ocho, szykuje się szlaban. Podszedł do biurka i rozejrzał się po nas. -Zanim cokolwiek mi powiecie- każdy z was dostanie szlaban adekwatny do waszego przewinienia.
Nie odważyłam się odezwać, ale patrzyłam ze spokojem na twarz profesora. Za mną słychać było szmery i pomruki niezadowolenia.
-Panno Evans? -Lily wystąpiła przede mnie i zaczęła mówić obruszonym tonem.
-Ja nic nie zrobiłam, dlaczego mamy dostawiać szlaban przez nich? -Mówiła tu wyraźnie o grupie stojących. -Meredith próbowała zareagować i widzi pan, panie profesorze co to przyniosło! Zupełne nic. -Wypuściłam powietrze, które nawet nie wiem kiedy zatrzymałam w płucach.
-Panno Carter, chce pani coś dodać?
Wstałam, nauczono mnie, aby wstawiać pytana przez nauczyciela. Chwilę się zastanowiłam, dyrektor nie pośpieszał, wiedział, że i tak będzie musiał poświęcić nam dużo czasu.
-No cóż, to prawda, że próbowałam jakoś chłopców przekonać, żeby się nie wygłupiali, ale widzi pan, psorze, co się stało. Nawet nie zauważyłam jak przytkali Peterowi mandragorę do ucha. Już po tym starałam się wybić im z głowy inne pomysły.
Zatrzymałam, nie wiedziałam co jeszcze właściwie mogę dodać. Usiadłam po chwili ciszy, każdy analizował słowa i układał wypowiedź, może jak się wymigać od kary? Pewnie to robią pozostali trzej, wcale bym się nie zdziwiła.
-Pan Lupin i panna Meadowes.
-Ja... ja tylko patrzyłem. Przepraszam, że nic z tym nie zrobiłem, profesorze.
-Ja także, sir.
-Dobrze, rozumiem. Wasza czwórka ma dwa dni szlabanu, następną sobotę i niedzielę, spędzicie je na pomaganiu profesorowi Slughornowi. -Chyba wie, że u niego szlabany to przyjemność? A teraz co ze mną??? - Panna Carter, trzy dni szlabanu u profesor McGonagall przy sprzątaniu klasy. Do czterech godzin dziennie, ale to już będzie zależeć od nauczycieli. Możecie iść na lekcję, dziękuję wam.
Odpowiedzieliśmy pomrukiem i wyszliśmy lekko przestraszeni. Patrick powiedział, że idzie do Pokoju Wspólnego, bo nie ma teraz lekcji, tak samo Dorcas.
Ja za to, wraz i Lily i Lunatykiem ruszyłam na transmutację, drugą lekcję dzisiejszego dnia._______________
Nie spałam całą noc i dopiero rano chce mi się spać 🤡🤡🤡🤡
CZYTASZ
Gryfonka|Syriusz Black
FanfictionOd zawsze wiedziałam, że Beauxbatons to nie miejsce dla mnie. Wszędzie lalunie, które tylko czekają aż się potkniesz (w większości, nie mówię, że wszystkie), aby później obrzucić cię łajnobombami. Na całe szczęście przeniesienie taty do Ministerstwa...