Przeprosiny, nos
Następnego dnia, zaraz po ogarnięciu się, poszłam na śniadanie. Sala była prawie pusta, ale przy stole siedzieli już James i Remus. Podeszłam i usiadłam pośrodku nich. Pewnie to miejsce było dla Syriusza, ale kogo to obchodzi.
-Cześć. -Zaczęłam niezgrabnie.
-Cześć. -Usłyszałam od obojga.
-Chciałam was przeprosić.
-Chyba nie nas powinnaś najpierw przepraszać.
-Nie będę płaszczyć się przed Syriuszem.
-A kto ci każe? Po prostu powiedz mu, że ważna jest dla ciebie wasza przyjaźń. -Zaczął Remus, w tym samym czasie nalewając sobie herbaty.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, każdy patrzył w inną stronę. Ci którzy przychodzili na śniadanie przypatrywali się naszej trójce, a ja próbowałam nie patrzeć na nich zbyt długo. Szeptali między sobą. Może myśleli, że to Remus i James są pokłóceni, a ja staram się ich jakoś udobruchać. Może to i dobrze.
Po dwóch długich minutach, postanowiłam się odezwać. Postanowołam, ale jednak tego nie zrobiłam. Tchórz. Co ci szkodzi? Na trzy.
Raz.
Dwa.-Najpierw to was chciałam przeprosić. Nie wiem czemu, po prostu uważam, że to wam przydałyby się wyjaśnienia. -Słowa wystrzeliły jak torpedy. -Po pierwsze, ani słowa Syriuszowi o tym co WAM powiem. Powiem mu, kiedy będę gotowa. Do drugie, sorry za moje zachowanie. Byłam przerażona, może nie zachowuję się teraz jak gryfonka. Ta wiedźma potrafi być przekonująca, a wiemy, że tak dokładnie jest.
Tu zatrzymałam na moment, żeby przemyśleć swoje następne słowa. Nie chcę ich zanudzić (choć już pewnie to zrobiłam).
Miałam wrażenie jakby cała sala na nas patrzyła. Nawet jeżeli nie było tu wszystkich, to nie mogłam pozbyć się tego wrażenia.-Dobra dobra, przyjęliśmy przeprosiny. A teraz gadaj, co chciał Smarkeus? -Zapytał James. Włożył sobie kawałek bekonu do buzi i patrzył na mnie wyczekująco.
Remus za to czytał "Proroka Codziennego", którego wcześniej musiała mu dostarczyć sowa.
-W skrócie? -Zadałam retoryczne pytanie, ale czułam na sobie karcący wzrok Lupina. -Chciał tego samego co Wiedźma, tylko ujął to w milszy sposób.
-A tho dfa śmieciożerusy. -Okularnik przeżuł kolejny kawałek, prawie się dławiąc.
-Naprawdę nie wiem, czemu go tak nie lubisz.-Wyraziłam swoje myśli na głos. Dla mnie Snape był w porządku, czasami z nim rozmawiałam, gdy chodziłam z Lily do biblioteki. Imponujące jak oboje łamali stereotyp: "ślizgoni i gryfoni nie są w stanie żyć w zgodzie".
-Jak to czemu?! Mówiłem ci tyle razy! Dobra, James, uspokój się. Nie spotkałem jeszcze innego człowieka, który by mnie tak denerwował. Nawet jak się nie odzywa lub stoi tyłem to mam ochotę mu walnąć.
James rozejrzał się po sali, ale gdy nie znalazł Snape'a spojrzał znowu na mnie. Z jego oczu cisnęły gromy, a twarz przybrała purpurowy odcień.
-No i się wkurzyłem!
-Jim, Mer. Patrzcie, był nalot śmierciożerców na jakąś mugolską wioskę. -Zajrzałam, nos prawie miałam w egzemplarzu "Proroka".
Remus śledzi poczynania Lorda Voldemorta, odkąd coraz częściej zaczął atakować mugoli. Bardzo przejmuje się tym, że coś się może stać jego rodzinie. Co prawda mieszkali w mieście, ale kto wie co przyjdzie do głowy Temu Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
-Nikt nie zginął, Luniek.
-Ale rzucali Cruciatusy, czasam to dużo gorsze od śmierci.
Nastała cisza, nie mogłam nic powiedzieć, nic co by jakoś rozweseliło chłopaków.-Siemson, hunce!
-Cześć, Siri. -Powiedzieliśmy we trójkę. Zajęłam się swoim śniadaniem. Muszę mieć siłę na dzisiejszy dzień, zielarstwo to okropnie wyczerpująca lekcja.
-Oj, Remi nie przejmuj się tak tym. Voldemort nie skrzywdzi twojej mamy ani nikogo z twojej rodziny. A jakby chociaż spróbował to kopnę go w nochala!
Parsknęłam śmiechem i uśmiechnęłam się szeroko. Syriusz zawsze potrafi nas rozśmieszyć.
-Tak! Dokopiemy mu w tą bladą łysą czache!
CZYTASZ
Gryfonka|Syriusz Black
FanfictionOd zawsze wiedziałam, że Beauxbatons to nie miejsce dla mnie. Wszędzie lalunie, które tylko czekają aż się potkniesz (w większości, nie mówię, że wszystkie), aby później obrzucić cię łajnobombami. Na całe szczęście przeniesienie taty do Ministerstwa...