Łukasz
Za drzwiami zastaję zapłakaną Miśkę, która bez słowa rzuca mi się na szyję. Nie wiem o co chodzi, ale nie często tak się zachowuje. Wciągam ją do domu i zatrzaskuję drzwi nogą, wciąż obejmując plecy wyjącej w głos blondynki.
-Michalina co się stało? – pytam i podprowadzam ją do kuchni, przepraszająco spoglądając na Oliwię.
Nie odzywa się tylko wciąż płacze, a ja nie wiem jak reagować. – Ktoś ci coś zrobił? – Zaprzecza głową, ale nawet na chwilę się ode mnie nie odrywa, w ten sposób to ja się niczego nie dowiem. Dopiero po chwili udaje mi się odciągnąć od siebie jej twarz i spoglądam jej w oczy.
-Ja-acek…
Otwieram szerzej oczy, czekając co powie dalej, ale milknie, po czym znów wyje.
-Coś ci zrobił? – dopytuję.
-Nie-nie-żyje – jąka się i znów zalewa łzami. Stoję, jak sparaliżowany, bo nie dociera do mnie co przed chwilą mi powiedziała. Sadzam ją na krześle przed sobą i kucam przy jej nogach.
-Jeszcze raz. – Zaciskam dłonie na jej kolanach. – Powiedz jeszcze raz!
-Dz-dzwonili p-przed chwilą – zanosi się od płaczu i co chwilę ociera łzy.
-Kto? Misia, kto dzwonił?
-Bartek. – Bierze drżący, głęboki oddech. – Miałeś z nim jechać.
-Tak, wykręciłem się, bo – urywam i odwracam głowę w stronę Olki. – I co dalej?
Michalina wzrusza ramionami i znów płacze. Nie potrafię na to spokojnie patrzeć i przytulam ją do siebie. Od razu zaplata ręce na mojej szyi i mocno się we mnie wtula. Nie wierzę, że to się stało. Ktoś coś napierdolił i nastraszył tę biedną dziewczynę. Rozglądam się za telefonem i zauważam go na stoliku.
-Podasz? – pytam Oliwię i po sekundzie mam już urządzenie w ręce. Nie wypuszczając Michaliny, wybieram numer jednego z kolegów i niestety potwierdza wszystko. Dopiero teraz zaczynam czuć emocje i ocieram oczy z łez. Łysy jaki był taki był, ale zawsze mogłem na niego liczyć. Nigdy nie zostawił mnie samego, a ja go wystawiłem dla dziewczyny. Dla wieczoru przed telewizorem olałem przyjaciela. Tego nie potrafię sobie podarować i nie potrafię odpuścić tego Oliwii. Spoglądam na nią i mam cholerny żal. Serio mam żal właśnie do niej, bo robi ze mną co chce, odrywając uwagę od tego, na czym polega moje życie. Może robi to specjalnie, żebym olał kolegów i stał się przyzwoitym człowiekiem. Bardzo możliwe. Jestem idiotą.
-Misia? – pytam cicho i ujmując jej twarz, spoglądam jej w oczy. Jest mi jej strasznie szkoda. – Odprowadzę cię do domu i pojadę się wszystkiego dowiedzieć, tak?
-Przywieź mi go! – krzyczy i opiera czoło o mój bark.
-Cicho malutka. – Całuję jej głowę i policzki. – Odpocznij.
Nie zwracając uwagi na stojącą przy mnie Oliwię, obejmuję Miśkę i odprowadzam do jej mieszkania. Sama świadomość, że Jacka już nie ma, wlewa w to miejsce smutek. Starając się jakoś trzymać, układam dziewczynę na łóżku i okrywam kocem. Nie wypuszcza mnie i przyciąga do siebie moją rękę. Nie umiem jej tego odmówić i spokojnie układam się obok niej. Głaszcząc jej włosy, czekam aż zaśnie. Długo jej schodzi, ale w końcu przestaje reagować, a jej oddechy się wydłużają. Całuję jej skroń i po zamknięciu drzwi, biegnę do siebie. Oliwia czeka przy stole w kuchni i nawet słowem się nie odzywa. Patrzy jak biegam po mieszkaniu, zabierając telefon i kluczyki, a kiedy zatrzymuje się przed nią, podnosi na mnie wzrok.
-Przykro mi –odzywa się cichutko - Mam czekać czy wrócić do siebie?
-Jak wolisz. - Przerzucam na nią swój żal i złość. Gdzieś w środku winię ją za to, co się stało.
Dziewczyna kiwa głową, ale się nie odzywa, za to ja odpinam od kółka klucz do mieszkania. Wiem co myśli, że jej tu nie chcę. Ale ja sam nie wiem teraz czego chcę. Nie żegnając się, wybiegam z domu i wskakuję do auta. Na miejscu jestem w kilkanaście minut. Od razu rozpoznaję samochody kolegów i wchodzę między drzewa gęstego lasu. Wszyscy stoją przed drewnianym domkiem, jakby bali się wejść do środka.
-Gdzie jest? – pytam, choć się domyślam.
Chłopaki wskazują głową domek i bez zawahania otwieram drzwi. Ciało Jacka leży na środku podłogi. Na jego ubraniach jest tylko zaschnięta krew. Podchodzę bliżej i przyglądam się ranom. Nie bronił się, bo nie ma śladów na kostkach palców, ale po więzach też nie ma. Wygląda jakby się z kimś tu spotkał i przegrał negocjacje. Pytanie z kim… Przed oczami migają mi wspomnienia wspólnych wyjazdów i imprez. Traktował mnie, jak młodszego brata i nawet jak od niego obrywałem, to nigdy za darmo. Kiedy wychodzę na zewnątrz, wszyscy się na mnie patrzą. Siadam na schodkach i zastanawiam się co dalej.
-Dzwoniliśmy już po lekarza, bo przecież…
-Wiem – przerywam – dobrze. Kto go znalazł? – Rozglądam się po twarzach chłopaków i jeden z nich podchodzi do mnie z telefonem. Szybko odczytuję wiadomość, w której jest informacja z lokalizacją, ale bez szczegółów. – Dlaczego do ciebie? Czyj to numer?
Chłopak wzrusza tylko ramionami.
-Sprawdziliśmy telefon Jacka – zawiesza na chwile głos .– Mój numer był ostatni na liście połączeń, może dlatego. Numer nadawcy nie jest zarejestrowany i nie odpowiada, jednorazówka.
-Z kim miał się spotkać? – pytam, bo przecież sam nie wiem, nawet mnie to nie interesowało, Olka mnie interesowała. Niestety nikt z obecnych nie wie. Wszyscy zerkają na siebie i wzruszają ramionami.
Od rozmyślań odrywa mnie widok świateł samochodu. Wstaję, kiedy nasz znajomy lekarz podchodzi bliżej i otwieram mu drzwi. Jego wizyta nie jest długa. Wypisuje potrzebne dokumenty i tyle. Mamy zdrowy układ, on wypisuje akt i nikomu niczego nie zgłasza. To samo jest z zakładem pogrzebowym, nie pytają, a my odwdzięczamy się jak możemy. Wszyscy zadowoleni.
Gdy wracam do domu, jest już środek nocy. Najpierw zachodzę do Michaliny. Śpi tak, jak ją zostawiłem i nie mam zamiaru jej budzić, ciężki czas przed nią i przede mną. Ostrożnie odsłaniam jej twarz spod jasnego kosmyka i zbliżam usta do jej głowy. Jej włosy słodko pachną.
Po wejściu do swojej sypialni patrzę na śpiącą w moim łóżku Olkę. Pierwszy raz nie cieszę się na jej widok. Wolałbym, żeby była teraz u siebie. Nie budząc jej, idę do łazienki i wchodzę pod prysznic. Nie myję się, po prostu stoję ze zwieszoną głową, oparty dłońmi o ścianę i pozwalam wodzie moczyć moje ciało. Zaciskam powieki, słysząc, jak Oliwia wchodzi do łazienki i wcale nie mam ochoty na jej towarzystwo. Niestety, bez pytania wchodzi naga do kabiny i delikatnie się o mnie ociera.
-Mogę? – szepcze kusząco i jeszcze kilka godzin temu nie umiałbym się jej oprzeć.
-Nie – odpowiadam, nawet na nią nie patrząc.
Mimo to staje za moimi plecami i zaczyna masować mój kark. Wyrywam się i odsuwam, a kiedy znów próbuje mnie dotknąć, odwracam się do niej.
-Nie rozumiesz słowa nie? – krzyczę, a jej oczy robią się coraz większe. – To wszystko przez ciebie! Chciał, żebym z nim jechał, ale ja usrałem się na jebanego snookera z tobą! Nie jesteś warta jego życia rozumiesz? Przez ciebie straciłem najlepszego przyjaciela!
-Nie kazałam ci zostawać. – Jej głos drży, jakby miała zaraz się rozpłakać.
-Wystarczy, że jesteś!
-Łukasz, przecież…
-Nie! – krzyczę i uderzam pięścią w ścianę przy jej głowie. Dziewczyna podskakuje przestraszona, a jej oczy wypełniają się łzami. – Wyjdź – syczę przy jej twarzy. – Zabierz swoje rzeczy i wyjdź.
Po jej policzkach spływa kilka łez, a wargi zaczynają drżeć. Kiwa szybko głową i zasłaniając ciało rękami, wybiega. Opieram plecy o ścianę i słyszę trzaśnięcie drzwi. Co ja robię? Przecież skoro na mnie czekała, to znaczy, że chciała być przy mnie. W najgorszym momencie życia mnie nie zostawiła, a ja ją traktuję jak zabawkę. Przyciskam czoło do zimnych kafelków i kilkukrotnie uderzam pięścią w ścianę. Rozpieprzam własne życie, odpychając ją od siebie. W końcu po długim prysznicy wycieram ciało i dzwonię do Olki. Nie odbiera i wiem dlaczego. Po tym, co jej powiedziałem byłaby głupia, gdyby odebrała. Szybko zakładam, co mam pod ręką i idę do samochodu. Wiem, że nie będzie chciała mnie widzieć, ale mimo wszystko chcę to zrobić. Drzwi są zamknięte, ale szybko rozprawiam się z zamkiem, byłoby wygodniej, gdyby w końcu dała mi klucz. Choć teraz to nie jestem przekonany, że w ogóle będzie chciała moich odwiedzin. Zastaję ją w sypialni. Leży na łóżku w ubraniach, a obok niej jest kilka zużytych chusteczek. Zgarniam je i kładę się za jej plecami. Nie budzi się, a po chwili zwyczajnie się do mnie odwraca i opiera policzek o moją klatkę. Okrywam nas kocem i poprawiam jej włosy.
-Przepraszam słonko – szepczę i całuję jej skroń. – Nie to miałem na myśli.
-Wiem – mruczy bez otwierania oczu.
-Świat mi się zawalił, niepotrzebnie na tobie się wyżyłem.
-Mhm…
-Nie gniewasz się? – Spoglądam na jej twarz.
-Gniewam, ale spać mi się chce – mruczy i wtula się we mnie jeszcze bardziej.
Uśmiecham się i obejmuję ją ramieniem. Sam nie mogę spać, rozpatruję wszystkie możliwości. Jacuch nie miał wrogów, to raczej ja zwykle ładowałem się w kłopoty. On potrafił tak jakoś każdego podejść, że po ustawce szedł z przywódcą wroga na piwo, a następnego dnia spotykali się na polu. Jak on to robił ,nie wiem. Ale wiem, że nikomu nie zalazł za skórę tak, aby go chcieli zlikwidować. A może ja po prostu nie wiem wszystkiego. Już dawno Miśka wspominała, że ma wątpliwości, że Łysy coś ukrywa, zresztą sam ostatnio czułem, że gdzieś błądzi myślami, jakby coś nad nim wisiało. Może gdybym bardziej się tym zainteresował, zamiast latać za nią, spoglądam na śpiącą na mnie dziewczynę, to dałoby się to inaczej rozegrać.
Budzi mnie zapach kawy. Leniwie uchylam powieki i zastaję pochyloną nade mną Oliwię.
-Kawa – mówi bez emocji i stawia kubek na szafce przy łóżku.
-Dziękuję. – Rozglądam się po sypialni. – Trzeba było mnie obudzić, to bym…
-Spieszę się do pracy.
Łapię jej przedramię, kiedy chce odejść i od razu poznaję, że jednak ma do mnie żal. Nie wypuszczając jej ręki, wstaję i nieznacznie do siebie przyciągam. Nie broni się, ale nie wygląda na zachwyconą. Podciągam palcem jej twarz tak, żeby na mnie spojrzała, ale unika tego.
-Hej. – Obejmuję ją i przytulam. – Bardzo cię przepraszam. Dziękuję, że ze mną jeszcze jesteś.
-Zatrzaśnij zamek, jak będziesz wychodził. – Wysuwa się z moich rąk i wychodzi. No i przejebałem.
Po wypiciu kawy, która w samotności nie smakuje wcale tak dobrze, wracam do domu. Przed kamienicą spotykam rodziców Jacka. Jego matka jest aż szara na twarzy. Witam się z nimi i aż czekam na komentarze, że to moja wina. Na szczęście Miśka zgarnia ich do domu, a do mnie nawet nie podchodzi.
Do pogrzebu czas wlecze mi się jak w zwolnionym tempie. Oliwia sama z siebie się do mnie nie odzywa, ale kiedy dzwonię, to odbiera. Jest dziwnie, wiem, że ją zraniłem. Michalina też jakby się ode mnie odsunęła. Sama wszystko ogarnia i nawet słyszeć nie chce o pomocy.
Stoję przed lustrem ubrany póki co tylko w spodnie, a w odbiciu widzę wieniec dla mojego kumpla. Nigdy nie podejrzewałem, że przyjdzie mi składać kwiaty na jego grobie. Potrząsam głową, nie chcąc wracać do przeszłości i słyszę pukanie do drzwi. No proszę, odkąd ona czeka na zaproszenie? Do tej pory sama się ładowała do chałupy.
-Wchodź! – wołam, wiedząc, że to Michalina, ale nikt nie wchodzi, a pukanie się powtarza. – Przecież masz klucze - przekręcam zamek - to po co… - milknę nagle.
-Nie wzięłam twoich kluczy. – Oliwia stoi przede mną ubrana w czarną sukienkę. – Pomyślałam, że będziesz potrzebował towarzystwa, ale jeśli nie chcesz, to zrozumiem.
-Boże, jak dobrze, że jesteś – wzdycham i pociągam ja za rękę, tak że wpada w moje ramiona. Mocno ją do siebie przytulam i cieszę się, kiedy po chwili obejmuje moje plecy. Kołyszę nią i przesuwam usta po jej szyi w kierunku ust. Nie odsuwa się, łapie w dłonie moje szczęki i sama mnie na siebie nakierowuje. Dawno tak dobrze się nie czułem. Wiodę dłonią w dół jej ciała i zatrzymuję się dopiero na miękkim pośladku. Zaciskam na nim palce, a ciało Oliwii wypręża się i ociera o mój nagi tors. Nasze usta nie odrywają się od siebie, ale nie jesteśmy niecierpliwi. Zdobywamy się od nowa, powoli i z wyczuciem. Tak jest najprzyjemniej.
-Wybacz to, co…
-Nie wracajmy do tego. – Kręci szybko głową. – Pokłócimy się zaraz i na tym się skończy. To nie jest dobry dzień na takie rozmowy.
-Dobrze, że przyszłaś. Bez ciebie to już nie to samo. – Układam dłonie na jej biodrach i pochylam się do słodkich ust. Zanim ją pocałuję, drzwi mieszkania się otwierają i staje w nich Michalina. Na nasz widok unosi dłonie i ucieka, a Oliwia odsuwa się ode mnie.
-Jeszcze jej nie wywietrzałeś. – Unosi brwi i chowa ręce za plecami.
-Trudno. – Wzruszam ramionami i wracam do ubierania się.
Kiedy jestem gotowy, staję przed swoją wybranką i widzę w jej oczach coś na kształt zadowolenia. Zasysa wargę i wiedzie wzrokiem od butów aż po czubek mojej głowy.
-Wyglądasz jak mężczyzna. – Unosi kącik ust w cwaniackim uśmieszku i poprawia mi kołnierzyk.
-Miło mi. – Biorę głęboki oddech, wciąż nie wierząc, że nadeszła pora pożegnania.
Łapię w jedną dłoń wieniec, a w drugą dłoń Oliwii i schodzimy do samochodu. Jak na zawołanie zewsząd pojawiają się ubrani na czarno faceci i wszyscy, jak przystało na zgrana ekipę, wsiadamy do aut. W cmentarnej kaplicy nie ma zbyt wielu osób. Jacek nie utrzymywał bliższego kontaktu z rodziną. Nawet z rodzicami rzadko się spotykał. Koledzy po fachu, których swoją drogą jest tu niezły tłum, stoją na placu przed niewielką budowlą i milczą. Ostatnia impreza Łysego będzie wyjątkowo cicha. Mam dziwne wrażenie, że ktoś na nas patrzy. Rozglądam się dyskretnie, ale nie dostrzegam nikogo podejrzanego. Zresztą na cmentarzu poza nami są inni ludzie, nie sposób odróżnić odwiedzających od wrogów, a jednak wytężam wzrok, chcąc dostrzec kogoś znajomego. Po krótkim nabożeństwie przyszedł czas na pożegnanie kolegi. Zostawiam Oliwię i razem z chłopakami podchodzimy do ciemnej trumny. Nie potrafię pogodzić się z jego śmiercią. Żegnam go, ale przysięgam mu zemstę. Kiedy podnoszę wzrok, dostrzegam w oczach Michaliny nie tylko rozpacz, ale i pretensje. Dziś ma je chyba o wszystko, o Jacka, o Oliwię. O to, że w ogóle żyję. W sześciu zostajemy przy trumnie i po zamknięciu wieka ustawiamy ją na swoich barkach. Należy mu się ostatni spacer z najbliższymi, krótki spacer między granitowymi pomnikami do miejsca wiecznego spoczynku. Po ustawieniu trumny na podeście, podchodzę do Oliwii. Niespodziewanie sama chwyta moją dłoń i z przyjemnością zaciskam na niej palce. Widok zrozpaczonej Michaliny łamie mi serce. Dziewczyna już nie płacze, a wyje. Straciła wszystko, Jacek był jej najbliższy, i to w nim miała zawsze oparcie. Teraz została sama i bezradna. Nosi mnie, kiedy słania się na nogach i mam ochotę do niej podejść. Niespodziewanie Olka sama puszcza moją dłoń i z opuszczonym wzrokiem chwyta torebkę. Robi to tak naturalnie, że nikt nie zwróciłby na to uwagi. Bez słowa podchodzę do zrozpaczonej blondynki i obejmuję ja ramieniem. Wtula we mnie twarz i krzyczy. Kiedy trumna z Jackiem opada na dno grobu, Miśka osuwa się na ziemię. Łapię ją, zanim upadnie i mocno do siebie przytulam. Trzęsie się i krzyczy, a jej głos skutecznie tłumi moja klatka piersiowa. Trzymając Michalinę, spoglądam przed siebie i dostrzegam w oddali znajomą postać. Nie mam pewności kogo widzę, ale jestem pewien, że to ten którego szukałem. Wzrokiem daję znać chłopakom, żeby zabezpieczyli wyjścia i kilku z nich niepostrzeżenie odchodzi od zebranego tłumu.
Po ceremonii Michalina mnie odpycha, jakbym nagle zaczął jej przeszkadzać i łapiąc pod ramię swoją mamę, wychodzi z cmentarza. Ja podchodzę do Oli. Patrzy na mnie litościwie, ale ja już jestem myślami gdzieś indziej. Wciskam jej w dłonie klucze i pochylam się do jej ucha.
-Jedź do mnie i zamknij się od środka – szepczę i całuję jej skroń, ale wzrokiem obiegam cmentarz.
-Co się dzieje?
-Nic. Po prostu jedź tam i czekaj na mnie.
-Łukasz, nie szarżuj! – krzyczy, ale szeptem. – Jeden pogrzeb na ten tydzień wystarczy.
-Nie zrozumiesz – warczę na nią. – Bierz klucze i jedź!
-Nie ładuj się w nic. – Jej wzrok rzuca pioruny. – Nie chcę, rozumiesz?
-Trudno – wzdycham i zabieram jej klucze. – To jedź do siebie.
Zaciskając wargi w cienka linię, wyrywa mi brzęczący pęczek i nie żegnając się, prawie biegnie do bramy. Mam nadzieję, że nikt nie będzie za nią jechał.
CZYTASZ
Niebezpieczny klient [Zakończona]
RomanceOna, zimna i oschła pani adwokat. On, osiedlowy chuligan. Czy dwa silne i przy okazji bardzo różne charaktery będą mogły się dogadać? Czy ta znajomość ma szansę na przetrwanie?