Rozdział 45 (ostatni)

682 61 36
                                    

Rozdział 45

Oliwia

Przykładam telefon do ucha i wstrzymując oddech, liczę, że jednak będzie na tyle rozgoryczony, że nie odbierze. Po chwili słyszę jego oddechy.
-Jesteś? – pytam cicho.
-Chcesz coś dodać?
-Jesteś jeszcze w Suwałkach?
-Tak, ale chyba nie chcę się z tobą widzieć. – Jego głos jest nieprzyjemny i lekceważący.
-Rozumiem, w takim razie… – odwracam głowę w stronę Kamila, a on spojrzeniem przywołuje mnie do porządku. – To znaczy…
-Mów o co chodzi i nie przeciągaj, bo serio nie mam czasu na takie gadanie.
-Mógłbyś przyjechać do szpitala?
-Co się stało? – Jego głos nagle zmienia się w przejęty.
-Nic, po prostu, czy mógłbyś przyjechać?
-Jasne, zaraz będę. – Słyszę jego kroki i po chwili się rozłącza.
-Zadowolony? – Wciskam Kamilowi telefon w rękę.
-Tak. Nie gniewaj się, ale to by się źle skończyło. Pomyśl, jaki żal miałaby do ciebie Łucja, gdyby się o wszystkim dowiedziała.
-Nie znasz go – wzdycham i spoglądam w szybę. – Zobaczysz, że on zniszczy wszystko to, co razem zbudowaliśmy. Będzie wszędzie tam, gdzie my. Będzie się pojawiał w najmniej oczekiwanych momentach naszego życia i sukcesywnie będzie dążył do rozpadu naszego związku. To nie jest typ, który pozwoli nam żyć i będzie się cieszył kontaktami z córką. On nie potrafi stać na uboczu. – Robię krok w stronę wpatrzonego we mnie Kamila. – On nie pyta o zgodę, nie czeka na pozwolenie, on bierze, co chce, używa i porzuca. Tak samo będzie z nami, będzie korzystał z przywilejów bycia w naszej rodzinie tylko po to, żeby pokazać mi, że źle wybrałam. Rozpieprzy nasze małżeństwo tylko po to, żeby udowodnić mi, że gdybym z nim była, to do tego by nie doszło. Przykro mi to mówić, ale ściągnąłeś na nas nieszczęście.
Po tych słowach odwracam się w stronę korytarza i idę do wyjścia. Suwałki nie są wielkim miastem i wiem, że zaraz przyjedzie. Sama nie wiem co mogę mu powiedzieć i co w ogóle powinnam. Najchętniej to pożegnałabym go i wyrzuciła z życia, ale teraz to nie przejdzie. Staje przy barierce na zewnątrz i przyglądam się poruszającym po parkingu samochodom. W końcu poznaję auto Łukasza i nie umiem ukryć podziwu na widok jego sylwetki. Wygląda chyba jeszcze bardziej pociągająco niż ostatnio. Jakby się rozrósł w barkach. Podbiega do mnie i kiedy chcę się odezwać, chwyta moje policzki i zaczyna mnie całować. Wyrywam się z jego uścisku i zaczynam się szarpać, ale to bezskuteczne, każdy jego oddech przywraca mi wspomnienia, które starałam się wyprzeć. Jego zapach znów mnie wypełnia, a ciepło dotyku jest niekończącą się przyjemnością. W końcu jednak przytomnieję i odpycham go od siebie. Nowicki  znów mnie do siebie przyciąga i tym, razem opiera nas o siebie czołami.
-Przestraszyłaś mnie – szepcze, a ja odruchowo wdycham jego oddechy. Przez chwilę patrzy mi prosto w oczy a następnie z uwagą wiedzie wzrokiem po twarzy. – Ten twój ci to zrobił?
-Wypadek, motocyklista mnie potrącił, policja już go zatrzymała, ale to nieważne, bo…
-Bo co? – pyta z czułym uśmiechem. – Oleńko…
-Chodź. – Pociągam go za rękę i niespodziewanie splata nasze palce. Dawno nie zaznane ciepło rozpełza się po moim ciele i już wiem, że tylko jego jednego pragnę i potrzebuję. Tylko jego chcę. Wyswabadzam się z jego uścisku i spokojnie prowadzę go szerokimi korytarzami. Z daleka dostrzegam Kamila i widzę, jak zmienia mu się twarz na widok rywala. Mam nadzieję, że żaden nie zrobi głupoty.
-Po co mnie tu przyprowadziłaś, liczysz, że pogratuluję ci faceta? – Znów odzywa się w Łukaszu samiec.
Wskazuję mu głową szybę i biorę głęboki wdech. Teraz już za późno na odwrót, jeśli ja tego nie załatwię, zrobi to Kamil.
-To Łucja. – Zaczynam i mimo że patrzę w szybę, to czuję na sobie wzrok Łukasza. – Urodziła się dwudziestego kwietnia, miesiąc przed terminem.
-I co? – Wtrąca się i dopiero teraz przenoszę na niego przestraszony wzrok.
-Gdy przyjechałam do twojego mieszkania, żeby się pożegnać… - dobieram powietrza – i ta dziewczyna u ciebie… no nieważne. Byłam wtedy w dziesiątym tygodniu ciąży. – Wyrzucam z siebie, ale jego wzrok nie wskazuje zupełnie niczego, jakby moje słowa się od niego odbiły.
-Co? – pyta cicho i przenosi wzrok ze mnie na szybę i znów na mnie. – Co ty chcesz mi powiedzieć? Co?! – krzyczy na cały głos.
-Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego tak zrobiłam, działam pod wpływem chwili. Wydawało mi się, że tak będzie lepiej dla wszystkich.
-To moje…moja…- Patrzy w szybę i aż widać, jak cały się trzęsie. – Nie wybaczę ci tego.
-Nie mogłam inaczej.
-Mogłaś! – krzyczy i gwałtownie się do mnie odwraca, na co odruchowo odskakuję. – Mogłaś, tylko masz mnie w dupie jak zawsze zresztą! Zawsze liczyło się to, czego ty chcesz. – Robi krok w moją stronę i przestraszona nieco się cofam. – Zawsze patrzyłaś na mnie z góry, pogardliwie i lekceważąco! Byłem nikim! Nawet wiadomość o dziecku zataiłaś! – Prawie płacze, co mnie zaskakuje. – Przyznaj, że wcale nie chodziło o to, żeby było lepiej. Ty nie chciałaś dla swojego dziecka takiego ojca jak ja. Nie pasuję do idealnego świata pani mecenas co? No przyznaj to!
-Tak! – Płaczę w głos. – Bałam się! Bałam się, że mimo wszystko zostanę z tym sama! Nie myślałam wtedy o niczym jak o jej szczęściu. Wolałam, żeby wcale nie miała ojca, niż miała takiego, który by ją odtrącał!
-Skąd pomysł, że bym ją odtrącił? To moja córka!
-Moja! – Nie zwracam uwagi na próbującego mnie objąć Kamila. – Co jesteś jej w stanie zaoferować, bajkę na dobranoc, spacer, wspólną naukę, czy raczej zabawę w bicie na czas i zabawy nożem? Ona zasługuje na więcej, niż patrzenie od małego na posiniaczoną twarz ojca!
-Jesteś nienormalna! – Uderza pięścią w ścianę przy mojej głowie. – A gdzie miłość, co? Już zapomniałaś jakie to uczucie? Straciłem dziewięć jedynych w swoim rodzaju miesięcy, straciłem jej pierwszy płacz i dotyk twojego brzucha! Odebrałaś mi to bez cienia zawahania, pozbawiłaś mnie szansy na zmianę i nie zwalaj teraz winy na mnie cholerna egoistko!
-Dość tego! – Kamil staje między nami i stanowczym ruchem odsuwa ode mnie rozwścieczonego Nowickiego. Zaczynają się szarpać i lądują na podłodze, uderzając w siebie na zmianę. Próbuję ich rozdzielić, ale to nie łatwe. W końcu ktoś wzywa pomoc i dwóch ochroniarzy rozdziela wciąż rzucających się do siebie facetów. Długo nie mogą się uspokoić i dopiero kiedy łapię za ręce Kamila, spogląda mi w oczy i łagodnieje.
-Proszę cię - odzywam się cicho. – Nie jest wart.
Zanim się do mnie odezwie, porusza ramionami, żeby trzymający go ochroniarz go puścił i przyciąga mnie do siebie, od razu łącząc nasze usta. Wiem, że to na pokaz przed Łukaszem. Delikatnie go od siebie odpycham i oglądam rozcięty policzek.
-Powinien to ktoś obejrzeć.
-Już chcesz z nim zostać sama? – Wyrzuca mi, ale nie reaguję.
-To nikt ważny, już nie – szepczę tuż przy jego ustach i powoli się do niego przybliżam.
Kamil tryumfalnie przechodzi obok siedzącego pod ścianą Łukasza i pewnie gdyby mógł, to by go jeszcze kopnął. Kiedy się do niego przysiadam, spogląda na moją dłoń.
-Zaręczyliście się.
-Tak, po naszym wyjściu ze szpitala.
-Ja też urodziłem się dwudziestego kwietnia. – Uśmiecha się i oparty łokciami o kolana patrzy w drzwi sali, w której leży Łucja.
-Wiem, jeszcze pamiętam. Uwierz, że nie zrobiłam tego przeciwko tobie. – Spoglądamy na siebie, a po kilku sekundach opuszczam zawstydzony wzrok. – Może na początku tak było. Miałam żal, że potrafiłeś pokochać kogoś innego i nie chciałam ci tego psuć niechcianym dzieckiem, bo go nie chciałeś, nie?
-Nie chciałem, nie chciałem nawet wyobrażenia o dziecku.
-Chciałam to wszystko poukładać, pozbyć się złudzeń i zacząć żyć, tak jak powinnam jako matka. I wtedy pojawił się Kamil. Dbał o mnie i Łucję, pomagał we wszystkim, nawet kiedy o to nie prosiłam. Był, po prostu był przy mnie.
-Też bym był.
-A byłeś? – pytam spokojnie, ale jego poruszające się od zaciskanych szczęk skronie, pokazują jak się denerwuje. – Byłeś, kiedy o to prosiłam, byłeś, kiedy się o ciebie bałam? A może kiedy miałam urodziny i zostawiłeś mnie samą w knajpie? Nie było cię Łukasz. Nie byłam warta spełnienia danych mi obietnic, nie byłam warta szczerości i zmian. Nie wymagałam poświęceń, ale pewności drugiego człowieka. Nie dałeś mi jej, dałeś mi za to mnóstwo wątpliwości i łez. Łukasz, już dawno między nami wszystko się skończyło, przestaliśmy ze sobą być, przestaliśmy rozmawiać, sypialiśmy ze sobą, a to nie to samo co dobra relacja.
-Kocham cię wciąż tak samo mocno i nie będę umiał przestać. – Odwraca się do mnie i w końcu nie wytrzymuję i spoglądam mu w oczy. – Masz rację, że spieprzyłem wszystko, co mogłem, że odstawiłem cię i nie zamierzałem niczego zmieniać, ale uczucia pozostały.
-Tylko zaufanie się rozpłynęło. Wierzyłam w ciebie, wierzyłam, że chcesz czegoś więcej niż seksu pod prysznicem, a ty z każdym dniem udowadniałeś mi, jak bardzo cię nie rozumiem i jak bardzo się od siebie różnimy. Nie potrzebowałeś mnie, tylko miejsca, w którym było ci dobrze. Tylko co ze mną, czy mi było dobrze w twoich ramionach? Czy dobry seks to wszystko, na co mogłam liczyć?
-To koniec? Nigdy nie wybaczysz? – pyta ze łzami w oczach.
-Wybaczę, ale nie potrafię zapomnieć i udawać, że mnie to nie dotknęło. – Wstaję z krzesła na widok idącego w naszą stronę Kamila i od razu do niego podchodzę. Ma na policzku niewielki opatrunek.
Kiedy zatrzymujemy się przy szybie, z sali wychodzi pielęgniarka.
-Łucja jest już po wszystkich badaniach. – Dziewczyna się odzywa, a ja kątem oka widzę jak podchodzi do nas Łukasz. - Nic jej nie zagraża, możecie państwo do niej wejść.
Wszyscy robimy krok do drzwi, ale kobieta nas zatrzymuje.
-Tylko rodzice. – Przenosi wzrok z Łukasza na Kamila i ku mojemu zaskoczeniu, Łukasz pierwszy się wycofuje.
Kiedy tylko podchodzę do łóżeczka, dotykam śpiącej córki. Nie jest niczym okablowana, więc po chwili delikatnie ją podnoszę i przytulam. Najpiękniejszy zapach wypełnia powoli moje płuca i dopiero teraz czuję ulgę. Siadam z nią w fotelu pod oknem i nie przestaję jej się przyglądać. Ma kilka zadrapań, ale jestem szczęśliwa, że to powierzchowne.
-Rozmawialiście? – Kamil pyta i dziwi mnie, że tak późno.
-Tak.
-I co?
-A o co konkretnie pytasz?
-Będzie chciał widywać się z Łucją?
-Nie pytałam.
-To o czym rozmawialiście? – Ton jego głosu z każdym pytaniem jest bardziej nieprzyjemny i oschły.
-O nas, o mnie.
-To jest najważniejsze?
-A nie? Chyba zanim zaczniemy cokolwiek ustalać w kwestii Łucji, powinniśmy ułożyć sprawy między nami.
-Chcesz do niego wrócić?
-Nie. – Spoglądam mu w oczy. – Nie wierzę, że się zmieni. Nie wierzę i już. – Biorę głęboki wdech i wbrew sobie spoglądam w szybę. Łukasz stoi oparty o nią czołem i nie przestaje patrzeć na dziecko. – Wpuścisz go?
-Naprawdę chcesz?
-Nie, ale nie zapominaj, że to ty go tu sprowadziłeś. Ostrzegałam, że to zły pomysł, ale skoro już zarządziłeś to beze mnie, to daj mu poznać córkę, która, jak sam zauważyłeś, powinna znać ojca. – Podnoszę nieco głos.
Kamil przez chwilę się nie odzywa, po czym wręcz wybiega z sali i skinięciem głowy zaprasza do środka Łukasza. Nie podchodzi od razu. Zatrzymuje się w drzwiach, jakby bał się cokolwiek zrobić i dopiero kiedy próbuję wstać, robi kilka kroków w naszą stronę i kuca przy moich nogach.
-Chcesz ją wziąć? – pytam nieśmiało, ale nie odpowiada, wciąż tylko patrzy, a po jego policzkach spływają wielkie krople.
-Nie. – Szybko ociera twarz. – Masz rację Oleńko, nie potrafię być ojcem. Nie potrafię być szczery i dobry. Krzywdziłbym was, może nie fizycznie, ale psychicznie. Żadna z was nie byłaby przy mnie szczęśliwa, a on… - Zawiesza głos i spogląda w szybę. - On kocha was obie silniej ode mnie, zadba o was.
Przytakuję mu, choć nie tego się spodziewałam, spodziewałam się wyrzutów i błagania o pozwolenie na widzenia. Tym wyznaniem zmienił moje postrzeganie go. Nie wiem, czy zrobił to specjalnie, żeby wyglądać na dojrzalszego, czy naprawdę tak myślał, ale pierwszy raz usłyszałam z jego ust szczerość. Kiedy Łukasz wstaje, również się podnoszę i po odłożeniu Łucji do łóżeczka zatrzymuję go na chwilę.
-Bardzo żałuję – odzywam się. – Tego, że cię poznałam, że pozwoliłam na to wszystko, co się między nami stało. Uległam pokusie i przyjemności, nie bacząc na konsekwencje, które nie opuszczą mnie już nigdy. Kocham Łucję, lecz nie ukrywam, że pokrzyżowała moje życiowe plany.
-Jest piękna. – Z uśmiechem patrzy na śpiące dziecko. – Rozumiem, że nie chciałaś mnie w jej życiu i nie mogę mieć pretensji. – Po tych słowach delikatnie kładzie dłoń na mojej talii. – Jesteś dla mnie najważniejsza, zawsze byłaś, nawet wtedy, kiedy nie umiałem tego pokazać. – Widzę, jak powstrzymuje łzy i sama zaczynam pociągać nosem. – Nigdy cię nie zapomnę, nigdy nie zapomnę twojego zapachu, ani tego, jak smakują twoje oddechy. – Nie opieram się, kiedy wsuwa palce w moje włosy i sama lekko się do niego przysuwam. – Już zawsze będziesz wypełniać wszystkie moje sny i będę się budził z myślą o tobie.
-Zapomnij – szepcze bezgłośnie.
-Nie chcę, chcę cię pamiętać, chcę cię czuć obok siebie, nawet kiedy będziesz daleko, chcę wierzyć, że oddychasz i żyjesz na sto procent, bo jesteś warta więcej, niż ja potrafiłem ci dać.
-Mamy dziecko, masz prawo…
-Nie mam – przerywa mi i kładzie dłoń na moim policzku. – Nie chcę być ojcem od czasu do czasu, więc jeśli wiążesz z Kamilem swoją przyszłość, to mi nie pozostaje nic innego, jak pozwolić mu na bycie dla niej ojcem.
-Jednak jej nie chcesz.
-Chcę kochanie. – Opiera nas o siebie czołami. – Bardzo bym chciał, a jednak czasem musimy wybrać. Dla niej będzie lepiej, jeśli mnie nie pozna. Pamiętaj, że bardzo cię kocham, kocham was i nigdy nie przestanę. – Nasze usta są coraz bliżej siebie. – Wiem, że będziesz najlepszą matką i że dobrze dla niej wybrałaś. Ja mogę jedynie się za nią modlić i płacić alime…
-Nie chcę – przerywam mu. – Nie po to ci o niej powiedziałam.
-Wiem, mówię tylko, że…
-Nie mów. – Płaczę cicho. – Łukasz, nie bądź na mnie zły.
-Na ciebie? Nigdy nie będę. – W końcu łączy nasze usta, a moje emocje wybuchają głośnym płaczem. Trzęsę się i z całej siły go całuję. Tak bardzo tego potrzebowałam, tak strasznie tęskniłam za smakiem jego ust i za zapachem jego rozpalonego ciała. Nie zwracam uwagi na to, że Kamil to wszystko widzi i zaplatam dłonie na jego szyi. Nasze mruknięcia są coraz głośniejsze, a mlaśnięcia spragnionych ust coraz bardziej podniecające. Wbrew rozsądkowi całuję go jeszcze mocniej, aż w końcu brakuje nam powietrza i niechętnie się od siebie odsuwamy. Oddechy na wilgotnych ustach przywracają kolejne wspaniałe wspomnienia, ale rozum podpowiada mi natychmiastowy odwrót.
-To pożegnanie? – Łukasz pyta ze wzrokiem utkwionym w moje wargi.
-Tak. Wybacz.
-Nie muszę. – Mocno mnie przytula. – Mam żal do siebie, bo spokojnie patrzyłem, jak wymykasz mi się z rąk i niczego nie zrobiłem, uważałem, że lepszego ode mnie nie znajdziesz, myliłem się. Teraz za późno. – Łapie w dłonie moją twarz. – Pamiętaj, że czekam, zawsze. Każdego dnia będę na ciebie czekał i kiedy tylko zechcesz wrócić, to po prostu przyjedź lub zadzwoń. Bądź szczęśliwa, słyszysz? Nie patrz za siebie i bądź sobą, tą żywiołową Oliwią, w której się zakochałem i która pierwszym spojrzeniem skradła moje myśli, serce i nie tylko. – Śmieje się dokładnie tak jak kiedyś i całuje mnie szybko i mocno.
Kiedy wychodzi z sali, wraca Kamil. Nie odzywam się, bo nie wiem co miałabym powiedzieć. Tego co widział nie umiem wytłumaczyć. Siadam przy łóżeczku Łucji i nie spuszczając z niej wzroku, dotykam pulchnej rączki.
Przed południem dostajemy wypis ze szpitala i już spokojnie wracamy do domu. Nie czuję się tu u siebie i bardzo mi z tym źle. Kamil od wczoraj się nie odzywa, a sam wyraz jego twarzy mówi mi, jak bardzo przeżył to, co zobaczył. On nawet nie jest zły, jest rozżalony i boli mnie to. Po kąpieli kładę Łucję na łóżko i z uśmiechem patrzę, jak głodna szuka piersi. Szybko zaczyna ssać, a głośne oddechy poprawiają mi nastrój. Kiedy wchodzi Kamil, nie patrzę nawet w jego stronę, niezręcznie mi i wstyd. Przez chwilę nam się przygląda, po czym układa się za plecami Łucji.
-Nie wiem, jak mam teraz z tobą rozmawiać – odzywa się pierwszy.
-Przepraszam, to było…
-Nie tłumacz, widziałem. – Przerywa mi i gładzi włoski Łucji. – Nie przypuszczałem, że tak czule będziecie się żegnać, zwłaszcza po tym, co mi o nim mówiłaś, myślałem, że nie chcesz… - bierze głęboki wdech – że to przeszłość.
-Bo jest. Wiem, jak to teraz wygląda, ale naprawdę pożegnaliśmy się i myślę, że on się już nie pojawi.
-Jasne.
-O co masz pretensje? Uprzedzałam, że to błąd, ale ty wiedziałeś lepiej. Nie obwiniaj mnie o to, bo sam do wszystkiego doprowadziłeś. – Nie zwracam uwagi na Łucję i zaczynam się uruchamiać. – Kiedy chciałam ukryć ciążę i dziecko, krzyczałeś, że ojciec powinien wiedzieć, kiedy przekonywałam cię, że ten facet jest nieobliczalny i że nie da nam żyć, ty go tu ściągnąłeś wbrew mnie, a kiedy zrzekł się praw do Łucji, też masz pretensje? O co ci chodzi, co? – Poprawiam bluzkę i nie pozwalając Kamilowi dotknąć córki, podnoszę ją z łóżka. – Pobawiłeś się moimi emocjami i tyle, tak? Chciałeś doprowadzić do tego, żeby on się dowiedział, a na mnie wcale ci nie zależało! Trzeba było od razu tak mówić, a nie mydlić mi oczy, jak to bardzo mnie kochasz i ci zależy, mam dość udawanych uczuć! – krzyczę przez łzy.
-Olka, to nie tak. – Staje naprzeciwko mnie. – Tylko nie myśl, że jestem ślepy. Dobrze wiem, że między wami nic nie wygasło, tam się ciągle tli, prawda? – Dotyka palcem mojego mostka. – W takim razie, może ty nie rób ze mnie idioty i nie pieprz o fałszywych uczuciach, skoro sama udajesz miłość, co?
-Niczego nie udaję! Sam powiedziałeś, że wiesz, że cię nie kocham i że rozumiesz! Miałeś dać mi czas i poczekać!
-On też na ciebie czeka, więc wybierz teraz, bo jutro…
-Jutro ty za mnie zdecydujesz, dokładnie tak, jak ze ściągnięciem tu Nowickiego i z informowaniem go o pobycie w szpitalu, tak? No to proszę zdecyduj sam! – Płacz Łucji mnie wycisza i przytulając ją do siebie, zaczynam chodzić po pokoju.
-Daj ją. – Wyciąga do mnie ręce, ale nawet przez myśl mi nie przechodzi posłuchać.
-Dam sobie radę – warczę nieprzyjemnie i odwracam się do niego plecami.
Kiedy ich dotyka, zaczynam cicho chlipać. Nie umiem powiedzieć mu, że chcę do Łukasza, tak naprawdę nie chcę. Kocham go, ale nie chcę z nim być. To dla mnie trudne do zrozumienia, a co dopiero dla kogoś. Z Kamilem chcę być, daje mi spokój i pewność jutra, ale go nie kocham. Nie wiem co łatwiej mi przyjdzie, zapomnieć o Nowickim, czy pokochać Kamila, ale wiem jedno, liczy się też Łucja, przede wszystkim ona, i to dla niej muszę z kogoś zrezygnować i zrezygnuję z mniej pewnego faceta.
Lato jest upalne, a każdy dzień przybliżający nas do ślubu wypełniony jest o brzegi formalnościami, salą, kościołem i gośćmi. Nie planujemy dużego wesela, ale oboje chcemy, żeby ono było. Pani Halina kończy poprawki mojej sukni, która ma być zwiewna i lekka, lecz bogato zdobiona. Chrzest Łucji ma się odbyć podczas naszego ślubu i dla niej również mam śliczną sukienkę z kapeluszem.
Dwa dni przed ślubem przyjeżdża Weronika z Grzegorzem, ma być moją świadkową i matką chrzestną Łucji. Nie jest przekonana ani do mojego ślubu, ani do Kamila. Obchodzi się z nim jak z chorym i nawet nie bardzo chce z nim rozmawiać. Wiem, że kibicowała Łukaszowi, ale to, co było zostało już za mną.
-Nie wierzę, że to się dzieje. – Przyjaciółka stuka swoim kieliszkiem w moją szklankę z sokiem. – Mogę być szczera do bólu?
-Już mnie chyba nic nie zaskoczy. – Udaję dobry humor, lecz go nie mam, mam za to same obawy.
-Po kolei. – Zaczyna i wypija resztę wina z kieliszka. – Lataliście za sobą, nęciliście się, drażniliście do tego stopnia, że ściany się topiły i w końcu, jak się do siebie dorwaliście, to wióry leciały. Bzykanie, kłótnie i znów bzykanie. Do utraty sił i do znudzenia. Potrafiliście się pokłócić i pogodzić podczas jednego seksu. On jeden panował nad twoim temperamentem, jemu się poddawałaś, ale też umiałaś zapanować nad nim, bo to, że parę razy cię nie posłuchał, to nieważne. On potrzebuje jebnięcia w stół i ty to potrafisz zrobić. Mimo tego, co was podzieliło, byliście w swoim własnym raju. Lubiłaś tę adrenalinę, która cię pochłaniała, kiedy wracał z akcji, a ty nie byłaś pewna w jakim jest stanie. Witałaś go sobą, żeby później opierdalać, że narażał życie. On podobnie, specjalnie cię podkurwiał, żebyś wybuchła, by móc cię gasić sobą. Zaspokajaliście się tym, co każde z was miało i co się nie starzeje, własnymi duszami, bez tego nie ma ani dobrych, ani złych związków, bo bez tego nie istnieje żaden związek. Przyznaj, że ten twój Kamil nigdy nie wzbudził w tobie takich emocji jak Nowicki, nawet nie zbliżył się to tego poziomu, jaki tobie jest potrzebny do życia, a jaki Łukasz potrafił osiągnąć w ułamku sekundy. Sama myśl o nim rozpala cię do czerwoności i jakbym zajrzała teraz między twoje nogi, to zobaczyłabym mokra plamę, nieprawda?
-Prawda – szepczę zawiedziona własnymi odruchami.
-Kamil cię pociąga?
-Jest przystojny i…
-Nie o to pytam. Czy cię pociąga?
-Nie.
-Olka do cholery, co się z tobą stało? Gdzie ty jesteś?
-Sama nie wiem. – Pocieram dłonią czoło i zaczynam się zastanawiać co robię. – To wszystko mi się jakoś pokomplikowało…
-Sama to pokomplikowałaś. Gdyby Łukasz nie chciał tego dziecka, to ok, zrozumiałabym, że szukasz partnera, choćby bez większych uczuć.
-Ale on nie chce Łucji!
-Bzdura! – krzyczy i zaczyna krążyć po pokoju. – On ją kocha, obie was kocha i dlatego usunął się z waszego życia, bo uwierzył, że przy Kamilu będzie wam lepiej. Czego ty jeszcze nie rozumiesz? Zniszczysz wam wszystkim życie, sobie, Kamilowi, Łukaszowi i córce-wszystkim po kolei. Będziecie sobie za jakiś czas wypominać wszystko, a ona będzie na to patrzyła i będzie się obwiniała. Tego chcesz? Ocknij się dziewczyno, póki nie jest za późno!
-Co ty myślisz, że jak wrócę do Łukasza to on się zmieni? Że jego praca nie narazi nas obu?
-Teraz raczej nie – mówi już spokojnie i znów nalewa sobie wina.
-Że co?
-On już nie prowadzi tej swojej grupy. – Krzywi usta, kiedy to mówi. – Zaraz po powrocie stąd, oddał swoich ludzi temu Rudemu, czy komuś.
-I co dalej?
-Załatwiłam mu robotę na karetkach jako kierowca. Przeszedł kurs, dostał umowę. Jest jak chciałaś.
-Tylko nie wtedy kiedy chciałam.
-Jest różnica?
-Owszem, co mam powiedzieć Kamilowi? Że Łukasz ma pracę, więc zwijam się do niego? To nie licytacja.
-Właśnie kochana, nie licytacja, a twoje życie. Przemyśl to, bo tragedia wisi w powietrzu i tylko od ciebie zależy, ile będzie ofiar. – Po pocałowaniu mnie w policzek wychodzi z sypialni i zostawia mnie samą. W sumie nie samą, ze wspomnieniami i marzeniami.
Dzień ślubu nie jest moim wymarzonym. Odkąd wstałam boli mnie głowa i nawet tabletki mi nie pomagają. Siedzę przy stole, mieszając łyżką w misce z płatkami i próbuję rozdzielić dwa sklejone kawałki orzechów.
-Jak nastrój? – Kamil całuje mnie w kark.
-Znośnie, a twój?
-Co się dzieje? Łucja płakała w nocy?
-Nie.
-To co taka zmarnowana? Chyba nie kac?
-Kac życiowy, moralny i sama nie wiem jaki jeszcze.
-Ola powiedz w czym rzecz, będzie mi łatwiej.
-Ty chcesz się ze mną ożenić, bo chcesz taką żonę jak ja, czy ze względu na uczucia? Ale tak szczerze.
-Szczerze? – Cmoka kącikiem ust i wlewa mleko do kawy. – Mie planowałem tego, najpierw uznałem, że dobrze by było, żebyś miała w kimś oparcie jako samotna matka. Później zaczęło mi na tobie zależeć bardziej niż na znajomej. Zakochałem się Ola. Ty nie, prawda?
-Nie. – Nadal nie patrzę mu w oczy. – Przywiązałam się do ciebie, ufam ci i czuję się zobowiązana za wszystko, co dla nas zrobiłeś. Nasza znajomość ma tylko jedną wadę, przy tobie nie jestem sobą i nie dlatego, że mi tego bronisz, jakoś podświadomie zmieniam swoje zachowanie wobec ciebie i duszę się. Przestałam być rządna sukcesu, przestałam dążyć do wyznaczonych celów, kurwa, ja nawet przestałam mieć jakieś cele! Umarłam Kamil.
-Co ty mówisz? – Jego wzrok robi się coraz bardziej przygnębiony i taki dziwnie pusty.
-Nie mam ci tego za złe, bo to ja wmówiłam sobie, że tak jest dobrze, chcąc zapomnieć co było w moim życiu ważne. Wraz z Łukaszem próbowałam zapomnieć o dawnej sobie.
-I co teraz? Czego chcesz? – pyta i łapie moją dłoń.
-A ty? Chcesz związku po tym, co ci powiedziałam?
-Chcę, ale decyzję pozostawiam tobie. Nie będę cię namawiał do pójścia w żadną stronę. – Cmoka mnie znowu i wychodzi z kuchni.
-No to mi pomogłeś – wzdycham do siebie i odsuwam miskę z niedojedzonym śniadaniem.
Przed południem zjawia się moja świadkowa. Nastrój też ma nie za ciekawy i gromi mnie spojrzeniami. Bez słowa pomaga mi założyć suknię i wpina mi we włosy stroik z białych kwiatów.
-Zdecydowałaś się - mówi jakby od niechcenia i podaje mi buty.
-Nie, ale uważam, że to najlepszy wybór jakiego mogłam dokonać. Reszta przyjdzie z czasem.
-Yhy, tak jasne, żebyś się nie zdziwiła pewnego dnia.
-Wera, proszę nie dziś.
-A kiedy? – wybucha. – Kiedy zrozumiesz, że teraz robisz to tylko i wyłącznie na złość Łukaszowi. Spoko nauczka, tylko co dalej? Kolejne dekady spędzisz u boku człowieka, którego nie kochasz i nie pokochasz! Warto? Nie wracaj do Łukasza, nie namawiam cię, ale odpuść ten jebany ślub! Proszę! Ja cię proszę. – Łapie w dłonie moją twarz i płacze. – Nie popełniaj mojego błędu. Odwołaj ślub. Nic nie jest warte takiego nieszczęścia, jak związek od początku skazany na niepowodzenie.
Zaciskam wargi, próbując się nie rozpłakać i odciągam od siebie jej dłonie. Wiem, że chce dobrze, ja też, ale ja już raz słuchałam serca, teraz chcę polegać na rozumie.
Przed kościołem spotykam gości i narzeczonego. Nie umiem wykrzesać z siebie radości na jego widok i od razu to zauważa.
-Ksiądz prosił, żebyśmy przyszli przed mszą – mówi spokojnie i łapie moją dłoń.
Do zakrystii wchodzimy bocznym wejściem, ale nikogo tu nie zastajemy. Kamil opiera plecy o zamknięte drzwi i z lekkim uśmiechem wiedzie wzrokiem po mojej sukni.
-Pięknie wyglądasz. Szkoda, że wszystko na marne.
-Co?
-Nie pobierzemy się. Nie chcę, to znaczy chcę, ale to bez sensu. Nie chcę całe życie prosić cię o uczucia, a sama mi ich nie dasz. Uczucie to jedno, ale reszty małżeństwa sobie nie wyobrażam, przecież ty się zmuszasz do pocałowania mnie, a co dopiero do czegoś więcej. Niepotrzebnie zabiegałem i niepotrzebnie prosiłem cię o rękę. Doceniam, że wbrew sobie się zgodziłaś i że dałaś mi z tobą być.
-Kamil poczekaj…
-Nie. – Podchodzi i obejmuje moją talię. – Kocham cię, i to na razie się nie zmieni, ale ty nie popełniaj tego błędu i nie wchodź w małżeństwo, bo wypada. Zostańmy znajomymi, piszącymi sobie życzenia na święta, przyjeżdżaj tu na długie weekendy i dzwoń, kiedy będzie ci źle. Zawsze będziesz na pierwszym miejscu, zaraz po moich pacjentach.
-Kamil, strasznie mi przykro.
-A mi nie. Jestem szczęśliwy, że spędziliśmy razem tyle czasu, że odnowiliśmy znajomość. To boli, ale w końcu przestanie.
Powoli zsuwam z palca zaręczynowy pierścionek, a Kamil wybucha głośnym śmiechem.
-Przestań, weź go, jest twój.
-Nie chcę, nie powinnam…
-To oddaj go Łucji, kiedy dorośnie. Taki prezent od starego wujka. – Obejmuje moją głowę i mocno mnie do siebie przyciska. – Jesteś wspaniałą kobietą, i to ja powinienem cię przeprosić, że cię stłamsiłem. Teraz wracaj do swojego życia na pełnych obrotach. – Całuje mnie w czoło i ze mną za rękę wychodzi na zewnątrz. 
Po pożegnaniu się z panią Haliną, która ku mojemu zaskoczeniu wcale nie była zła z powodu naszego rozstania, jakby przeczuwała właśnie taki koniec, wracam z Łucją do domu. Tak, do mojego domu w mojej Warszawie. Już na przedmieściach zaczynam się cieszyć i rozradowana mijam kolejne światła. Zerkam na wpatrzoną we mnie córkę i mrugam okiem.
-To jak pyzo, chcesz poznać pewnego pana? – Uśmiecha się szeroko na moje słowa i chyba nie mam wyjścia, jak zmienić trasę.
Pod kamienicą Łukasza biorę głęboki oddech i po wyjęciu nosidełka zamykam auto i spoglądam w okno mieszkania. Waham się, ale w końcu chcę mieć to za sobą. Przed samymi drzwiami znów się wstrzymuję, ale nie chcąc zwlekać, pukam kilka razy i czekam. Kiedy drzwi się otwierają, nasze oczy zatrzymują się na sobie na kilka bardzo długich sekund. Nie wiem co powiedzieć, bo nic nie pasuje mi do sytuacji.
-Możemy? – Głową wskazuję córkę.
-Tak! – woła i bierze ode mnie nosidło. – Tak, przepraszam, wejdź.
Zamykam za sobą drzwi i nieco wzruszona patrzę, jak Łukasz gapi się na Łucję. Ona zresztą też nagle zamilkła.
-Przepraszam, że tak bez uprzedzenia.
-Czekałem na was.
-Dobra. – Kręcę głową i marszczę czoło. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie zmieniłam zdania co do ciebie. W moich oczach nadal jesteś nieodpowiedzialny. Niestety, nie mam prawa ograniczać ci kontaktów z córką. – Facet zaczyna się śmiać, a mnie zaraz nerwy poniosą. – To nie jest zabawne, jesteś żenujący i wkurwiający! Nigdy się nie zmienisz, zawsze będziesz tylko beztroskim chłopcem i tyle! – Przytakuje mi głową, a ja lada moment wybuchnę. – Przyszłam tu tylko ze względu na nią – Wskazuję Łucję. – Ty się nie zmienisz, ciągle jesteś, jesteś…. – krzyczę i zaciskam pięści. – Kocham cię Łukasz – wybucham płaczem i chowam się w jego ramionach. Całuje moją głowę i szyję, po czym znów przytula. Brakowało mi tego, wrócił mój tlen.
Nasze usta w końcu się spotykają, a gorące pocałunki nie słabną. Jest jednocześnie brutalny i subtelny, stanowczy i uległy. Mój ideał. Unosi mnie nad podłogę i przyciskając mnie sobą do ściany, oplata moimi nogami swoje biodra.
-Wyjdź za mnie, jeszcze dzisiaj – dyszy między pocałunkami i zaciska na mnie swoje dłonie.
-Dopiero co odwołałam jeden ślub.
-I dlatego nie chcę, żebyś ten ze mną też odwołała. Nigdy ci na to nie pozwolę. - Mocno łapie moją szczękę i spogląda mi w oczy. –  Bądź ze mną. – Delikatnie muska moje usta, a mnie razi tak znajomy i przyjemny prąd. – Nawet bez ślubu, ale bądź. Wyzywaj mnie i rzucaj we mnie doniczkami, tylko nie odchodź.
-Nie odejdę – szepczę cicho i powstrzymuję łzy. – Tylko kup więcej doniczek, bo muszę nadrobić prawie rok rozłąki. Może boleć.
-Kusisz. – Przygryza lekko wargę, a ja już czuję drżenie w podbrzuszu. Ten facet jest niesamowity.
Niestety, nasze pieszczoty przerywa głos Łucji. Łukasz pochyla się nad nią, ale nie bardzo ma odwagę ją wziąć. Sama wypinam ją z nosidełka i bez pytania o zgodę, wciskam mu ją w ręce. Przez chwilę na nią patrzy i zaczyna płakać. Tuli ją do siebie tak, jakby zawsze o niej marzył i teraz wiem, że może i jest nieodpowiedzialny, ale też z wielkim serduchem. Cóż, mój klient okazał się być bardziej niebezpieczny, niż się na początku wydawało.

KONIEC

Niebezpieczny klient [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz