Oliwia
Dziś mija miesiąc od naszego ostatniego spotkania, spotkania w przelocie. Jestem żałosna, bo każdego dnia o nim myślę, sprawdzam co chwilę telefon, ale nie mam żadnej wiadomości, nawet najmniejszego „cześć żyję”. Miałam czekać do dziś, czekałam i sama sobie się dziwię, że przez ten cholerny miesiąc był dla mnie moim mężczyzną. Tak go traktowałam. Nie spotykałam się z nikim, nie wychodziłam z domu. Jedyną osobą, z którą się widywałam to Weronika, która na wieść o wyjeździe Łukasza też jakby depresji dostała.
Mamy już połowę sierpnia. Pogoda jest typowa jak na tę porę roku. Upał nie odpuszcza nawet nocą i topię się z każdą kolejną godziną. Z drinkiem w ręce leżę pod parasolem na własnym balkonie i patrzę z góry na miasto. Szybko zleciały te cztery tygodnie. Pierwsze dni były chyba najtrudniejsze, nie potrafiłam się przestawić i czekałam na te jego bezczelne teksty. Powinnam wrócić już do normalności, wyjść do ludzi i nie zachowywać się jak wdowa. Niestety, muszę przyznać sama przed sobą, że nie potrafię. Może gdyby to było zwykłe rozstanie byłoby mi łatwiej. A tak, kiedy wiem, że ukrywał się przed wyrokiem, nie potrafię o nim zapomnieć. Jedno jest pewne, to koniec naszej znajomości. Nie chcę spędzić tak kolejnych miesięcy. On się nie zmieni, nawet ryzyko straty własnej głowy nie nauczy go niczego.
Przewracam oczami, słysząc dźwięk domofonu i zanim Weronika dotrze do drzwi, wstaję z fotela i przekręcam klucz w zamku. Nie czekam na nią. Wracam do swojej whisky z colą i biorę na kolana Kapsla.
-Zdążyłaś otworzyć, czy się nie zamykasz? – Jej głos brzmi już w drzwiach.
-To pierwsze! – wołam, ale się nie odwracam.
-Masz jakieś plany na wieczór? Czy tak będziesz korzenie zapuszczać?
-To drugie.
-I nadal uważasz, że nic do niego nie czujesz. – Kręci głową i siada naprzeciwko mnie. – Jesteś w nim zakochana.
-To pierwsze.
-To drugie. – Poprawia mnie. – Zależy ci na nim, źle ci bez niego i gdybyś mogła, to zrobiłabyś wszystko, żeby sprowadzić go na dobrą drogę.
-Tak, nie, tak. – Kiwam głową na boki. – Zależy mi na nim jak na człowieku, jakoś mimo podłego charakteru, nie życzę nikomu źle. – Zawieszam głos i robię z ust dziubek. – No dobra paru osobom życzę źle, ale na pewno nie śmierci. Nie, nie jest mi bez niego źle i tak, chciałabym, żeby skończył z bandytką. Nie dla mnie, dla siebie, ale jeśli on jest szczęśliwy, latając z obitym ryjem, to kim ja jestem, żeby go od tego odwodzić?
-Ty go kochasz mocniej niż myślisz – wzdycha, coraz szerzej otwierając oczy. – Cholera, nawet mocniej, niż ja myślałam.
Bez słowa przewracam oczami i wracam do swojego alkoholu. Romantyczka się znalazła. Spoglądam na nią co chwilę, a ona gapi się jakby czekała na moje wyznania.
-Czego? – warczę.
-Tęsknisz?
-Czy ty możesz już przestać? Nie pchaj mnie w jego ręce, bo jak będę chciała, to sama pójdę – krzyczę, aż Kapsel ode mnie ucieka. – Tak tęsknię! Tęskniłam. – Poprawiam się, kiedy subtelnie się uśmiecha. – Był dla mnie kimś ważnym, nie jako życiowy partner, ale jako kolega, z którym mogłam milczeć, a i tak to było miłe. – Zrezygnowana spoglądam w bezchmurne niebo. – Boże jak ja mam to powiedzieć? Zależy mi na tym, żeby wrócił cały i zdrowy, bez względu na to, co dalej z nami będzie i czy w ogóle jeszcze kiedyś się spotkamy, bo go lubię.
-Popraw mnie, jeśli źle mówię. – Na chwilę wstaje od stolika i przynosi sobie szklankę, po czym nalewa do niej whisky i od razu ją wypija. – To jaka jesteś, jak traktujesz bliskich, jak traktujesz Łukasza, to wszystko ma jeden początek i jeden powód, prawda? Fabiana. To jak cię potraktował tak na ciebie wpłynęło.
-Nie. Zawsze byłam zimna.
-Nie wierzę. Pamiętam jak mi o nim opowiadałaś, jaki miałaś żal do niego.
-Nie chcę o tym gadać, to skończony temat!
-A mi się wydaje, że gdybyś wybaczyła jemu i sobie, to zmieniłabyś nastawienie do Nowickiego. On nie jest zły, w sensie, że ciebie by nie skrzywdził. Poszedłby w ogień za tobą.
-Wiem i dlatego nie powinnam być blisko. Nie chcę, żeby się dla mnie poświęcał. To powtórka z rozrywki. Fabian mnie perfidnie wykorzystał i zostawił, a ja zrobiłabym to samo Łukaszowi!
-Nieprawda. Wy się kochacie, jesteście prawdziwszą parą i lepszym związkiem, niż ja z Michałem! Umiecie się uwieść, umiecie się pokłócić, jednocześnie się pobudzając i bronicie się nawzajem!
Pochylam się do niej i wyjmuję szklankę z jej dłoni.
-Nie pij już, bo bredzisz. – Odstawiam szkło i spoglądam jej w oczy. – Kilka spotkań, to nie związek, seks, to nie związek, miło spędzony czas, to nie związek. Równie dobrze można nas nazwać parą.
-Nie bzykamy się. – Laska się oburza.
-A chcesz? Zapraszam do łóżka. – Śmieję się szeroko. – Chcę ci tylko powiedzieć, że związek to oczekiwania, zobowiązania wobec drugiego człowieka i zaufanie.
-A ty, czego z tej listy nie masz?
-Niczego nie mam. Nie oczekuję, że zawsze przy mnie będzie, bo go tu nie ma. Nie chcę się zobowiązywać, choć obiecałam, że będę czekać. No i nie ufam mu. Czuję coś podobnego do strachu. Odkąd się pojawił, jeszcze jako mój klient, to bałam się, że jego życie odbije się w końcu na mnie. A im bliżej ze sobą byliśmy, tym bardziej miałam wrażenie, że przez niego ja oberwę. On myślał podobnie, to dlatego uciekł i dlatego do mnie nie pisał, bo bał się, że mnie namierzą.
-Chroni cię! To coś znaczy.
-Znaczy – wzdycham ciężko. – Znaczy, że on jest świadomy ryzyka na jakie mnie naraził i dobrze, że sam odszedł.
-I co teraz?
Zanim odpowiem, zerkam ukradkiem na rozjaśniony ekran telefonu i zawiedziona stwierdzam, że to nie ten, na którego wiadomość czekałam.
-Teraz trzeba żyć. Najwyraźniej przyjaźń ma to do siebie, że jak jednej się nie układa, to drugiej też musi. Idziemy w miasto, kończy mi się urlop, a jeszcze nigdzie nie byłam.
-O widzisz, wiedziałam, że będziesz mieć pomysł – mówiąc to, spogląda na swoje ubrania.
-Idziemy do szafy. – Skinięciem głowy wskazuję jej salon i nie mija minuta, jak wywalam sukienki z wieszaków.
Długo nie możemy dojść do porozumienia. Na szczęście, każda z nas ma inny gust, więc nie chcemy tych samych ubrań. W końcu nie mogąc się zdecydować, Weronika wpada na genialny pomysł ubrania jedna drugą. Od razu z hałdy szmat wybieram krótką, czerwoną sukienkę bez pleców i robię to nie dlatego, że chcę, żeby ją ubrała, ale nie chcę, żeby kazała mi się w nią ubrać.
-Sucz to ty jesteś. – Patrzy na mnie ze złością i bierze ode mnie materiał.
-Twój pomysł, twoje zasady. – Wzruszam ramionami i patrzę jak grzebie w usypanej z ubrań górze. Zemści się, już to czuję. Wyciąga w końcu dawno przeze mnie zapomniany top, który zresztą od niej dostałam i wybałuszam gały, no bez żartów.
-Nie wcisnę się w to. – Grożę i chowam ręce za plecami. – Mowy nie ma!
-Mój pomysł, moje zasady. – Śmieje się mściwie i rzuca we mnie czarną koronką. – A do tego… - przedłuża ostatnie słowo i udając zastanowienie, wyciąga rękę po dżinsowe szorty, które ledwo zasłaniają dupę.
-No przeginasz? – mruczę i biorę spodenki. – Cipy mi to nie zakryje.
-Bo masz za dużą – prycha w głos. – Dajesz maleńka.
-Nie założę tego!
-Założysz. – Mruga okiem. – A ja ten kostium kąpielowy. – Marszczy z obrzydzeniem nos na widok wybranej przeze mnie kiecki.
-Czemu mam wrażenie, że to się źle dla nas skończy. Zobaczysz, wezmą nas za dziwki i wywiozą do burdelu.
-Masa kobiet tak żyje i sobie chwali – burczy obojętnie, ale nie odpowiadam, nie będę wchodzić w dyskusję, po pijaku.
Po założeniu tego czegoś, co mi wybrała, patrzę na siebie w lustrze i z niesmakiem kręcę głową. Gorzej już być nie mogło. Top jest przejrzysty i tylko w miejscu biustu ma czarną wstawkę, a szorty zasłaniają mi jedynie pośladki. Siadam na łóżku i patrzę na zebrane na kupie buty. Rezygnuję ze szpilek, chyba za dużo wulgaryzmu by w tym zestawie było. Wybieram czarne baleriny z kilkoma perełkami na czubkach i tyle. Robiąc makijaż, spoglądam na wchodzącą do sypialni Werę i parskam głośnym śmiechem. Ona wygląda jeszcze bardziej kurewsko ode mnie. Co chwilę pociąga brzegi sukienki i zagląda sobie w dekolt.
-Zadowolona? – pytam prześmiewczo.
-Myślałam, że związek z Michałem, to mój życiowy błąd. Myliłam się.
-Jak jesteś gotowa, to idziemy. Taksówka zaraz będzie.
-Świnia.
-Zgadza się. – Klepię ją w tyłek i przerzucam torebkę przez ramię.
Do lokalu na drugim końcu miasta docieramy bez rozmów, z to taryfiarz zerka na nas jak na rasowe prostytutki i aż czekam, na komentarz w stylu – ile panie biorą za numerek. Na szczęście nic takiego nie ma miejsca i w spokoju wysiadamy przez sporym klubem. Już na zewnątrz słuchać dudniącą muzykę i biorę głęboki oddech. Wcale nie jest mi dobrze. Czuję pustkę. Brakuje mi tego przeczucia, że go spotkam. Tego podekscytowania na jego widok i złości, że znów go widzę
-No dawaj singielko. – Weronika trąca mnie biodrem. – Od dziś jesteś znów do wzięcia. Mógł się odezwać, a skoro tego nie zrobił, to znaczy, że albo nie mógł, albo nie chciał. Tak czy inaczej, nie masz obowiązku czekać.
-To nie kwestia obowiązku, tylko świadomości, że mogło mu się coś stać. – Opuszczam wzrok i szuram butem po płycie chodnika.
-Nie zapominaj, że on ma tu znajomych, gdyby coś mu się stało, to oni by wiedzieli, daliby ci znać.
-Nie sądzę – mruczę do siebie, wspominając rozanieloną Michalinę. – A może to była ucieczka przede mną?
-Tak sobie tłumacz, będzie ci łatwiej. – Pociąga mnie za rękę do wejścia i po chwili stoimy w środku tego bałaganu.
Tłum tańczy i śpiewa, a my przeciskamy się w stronę zatłoczonego baru. Nagle, intuicyjnie odwracam głowę i gdzieś w oddali dostrzegam profil Łukasza. Stoję przez chwilę w bezruchu i dopiero po kilku sekundach, ruszam w jego stronę. Przepycham się między ludźmi, ale kiedy jestem w miejscu, w którym stał, już go tu nie ma. Rozglądam się wokoło z nadzieją, że go znajdę, ale bezskutecznie. Albo go tu nie było, albo zdążył uciec. Podskakuję, czując szturchnięcie w ramię i szybko odwracam się za siebie.
-Stało się coś? – Weronika patrzy na mnie jak na ducha.
-Nie. – Znów spoglądam w stronę tłumu i zawiedziona kieruję swoje kroki do baru.
Od razu zamawiam wódkę i wypijam dwie kolejki. Nie zwracam uwagi na gderająca mi nad uchem przyjaciółkę i unoszę dłoń do barmana. Facet od razu podstawia świeży, zmrożony alkohol i patrząc gościowi w oczy, wypijam kielicha.
-Wrócił – odzywam się po chwili.
-Kto? – Wera mruży oczy.
-Nowicki. Widziałam go tutaj.
-Ochłoń, masz obsesję.
-Nie mam obsesji i wiem kogo widziałam. Poznałam go!
-Ja nie widziałam. – Wzrusza ramionami. – Wydawało ci się. Dziwnym trafem zawsze był w tej samej knajpie, co ty i dlatego masz wrażenie, że tutaj też jest.
-Nie mam wrażenia, tylko go czuję.
-Yhy. – Z niedowierzaniem kiwa głową. – Czujesz.
-Nie zapach – strofuję ją. – Obecność.
Dziewczyna z politowaniem na mnie patrzy i puka się palcem w czoło. Wiem, że mnie nie rozumie, sama siebie nie rozumiem i zdecydowanie nie podoba mi się to, co wyczyniam. Próbuję przytomnie odpowiadać na pytania koleżanki, ale myślami błądzę gdzieś daleko. Przyglądam się każdemu w zasięgu wzroku i liczę, że znajdę tego właściwego, wytatuowanego. Niestety, los mi nie sprzyja. Kleją się do mnie pijane typy i wcale mnie to nie dziwi, bo ubrane jesteśmy jak kurewki. Weronika też jest coraz bardziej niezadowolona z własnego pomysłu i zaczyna rozglądać się po sali, jakby szukała ratunku. Nagle piszczy wesoło i macha dłonią w kierunku sali. Wiodę za nią wzrokiem, kiedy zeskakuje z krzesła i podbiega do wysokiego, młodego chłopaka. Prawie na siłę ciągnie go w moją stronę.
-Wybawienie! – krzyczy do mnie. – To Grześ, nasz ratownik.
Chłopak z niewinnym, trochę nieśmiałym uśmiechem wyciąga do mnie dłoń.
-Oliwia. – Przedstawiam się.
-Grzegorz, ale mówią mi Grześ.
-Miło mi.
-Nie sądziłem, że pani doktor odwiedza takie miejsca. - Ukradkiem zerka na nogi Weroniki. Uśmiecham się, ale widzę, że moja towarzyszka o wiele bardziej jest zadowolona z jego widoku, niż on z naszego. Fakt – jest dość postawnym facetem i pewnie sama jego obecność skutecznie odstraszy potencjalnych podrywaczy. Zapraszamy go na kielicha, ale cos czuję, że im przeszkadzam. Ukrywając uśmiech, zerkam jak Grzegorz słucha paplaniny Wery, przenosząc co chwilę wzrok z jej oczu na usta i z powrotem. No kroi się romans, biedny chłopak, nie wie, w co się ładuje.
Znów mam to dziwne wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Nie ktoś – Łukasz. Rozglądam się nerwowo i czuję, że tu jest. Nie zwracając uwagi na łapiącą mnie za przedramię przyjaciółkę, zsuwam się z hokera i powoli idę w tłum. Kieruję się intuicją, nie widzę go, a jednak wiem gdzie jest. Wpatrzona w jeden punkt przed sobą, ocierając się o innych, stawiam kolejne kroki i zbliżam się do celu. Ekscytacja powoli wypełnia moje ciało, a serce przyspiesza bieg. Nie sądziłam, że tak bardzo będzie mi zależało. Ludzi zdaje się przybywać, a ja nie wiem dokąd iść. Tracę orientację i jak dziecko zaczynam się rozglądać wokół siebie. Nie widzę go i nie czuję. Umknął mi albo wcale go tu nie było i tylko moja psychika się rozlatuje. Źle ze mną. Zawiedziona sobą wracam do baru i ze szczerym uśmiechem przyglądam się flirtującej parze. Pasują do siebie i z daleka widać, że ten wieczór nie zakończy się zwykłym „cześć”. Po samej mowie ich ciał można wywnioskować jaką mają na siebie ochotę. On co chwilę poprawia się na krześle, za każdym razem odrobinę się z niego zsuwając i popycha swoją szklankę bliżej szklanki Wery. Ona, nie odwracając on niego wzroku, pociera palcami nagie udo, później delikatnie muska dekolt i zakłada włosy za ucho. Podryw na maksa, jakby nie mogli jechać do domu. Może trzeba im pomóc. Kiedy się zbliżam, oboje odskakują od siebie, jakby nie wiadomo co robili i zawstydzeni spoglądają raz na mnie, raz na siebie.
-Wiecie co? – Ściągam lekko brwi. – Trochę źle się czuję. Wrócę do domu.
-Zaczekaj, ja też – Weronika woła, ale nawet nie wstaje.
-Nie trzeba, jutro się zdzwonimy. – Mrugam okiem, tak żeby Grzesiek nie widział i pochylam się do przyjaciółki. – Powodzenia. – Cmokam ją w policzek.
Zanim mi odpowie, wybiegam, a gorące, pomimo nocy, powietrze uderza mnie w twarz. Faceci stojący pod klubem patrzą na mnie jak na towar i uciekając przed ich spojrzeniami, podchodzę do stojącej nieopodal taksówki. W kilka minut jestem już w swoim domu i tęsknym wzrokiem spoglądam na puste łóżko. Próżno zapieram się, że jest mi obojętny. Od dawna nie jest, czasem myślę, że nigdy nie był. Na początku, nawet jako klient, był wyjątkowym klientem, wyjątkowo niebezpiecznym. Opuszczam wzrok na łaszącego się do moich nóg Kapsla i biorę go na ręce.
-No i widzisz – całuję jego różowy nosek – spokojnie nam było, to musiał wszystko zepsuć i zniknąć. Chodź spać. - Wypuszczam go na podłogę i idąc do łazienki, zaczynam się rozbierać.
Budzę się dopiero przed południem. Kot drepcze mi po brzuchu i nie da dłużej poleżeć. W końcu wstaję i daję mu jeść, robiąc sobie przy okazji dużą kawę. Zaciekawiona wieczorem Weroniki spoglądam na telefon, ale nie mam od niej żadnej wiadomości, a to dziwne. Wiem, że to wścibskie, ale dzwonię do niej. Czekam kilka sygnałów, ale nie odbiera. Szczerzę się głupio, bo wyobrażam sobie, że była w nocy mocno zajęta i teraz pewnie siły nie ma.
Do piętnastej snuję się po mieszkaniu i próbuję skontaktować z przyjaciółką, jednak nic z tego. W końcu nie wytrzymuję i jadę do jej mieszkania. Z każdą minuta drogi jestem bardziej zdenerwowana, mam złe przeczucia.
Jak burza biegnę korytarzem wprost pod jej drzwi i zanim sięgnę klucze, pukam głośno kilka razy. Nasłuchuję, ale odpowiada mi tylko cisza. Wyjmuję z pęczka odpowiedni klucz, ale zanim go użyję, słyszę zgrzyt zamka i oddycham z ulgą. Niestety widok jaki zastaję, pozostawia wiele do życzenia. Wera jest opuchnięta i zapłakana.
-Kurwa… - wzdycham ciężko.
-Żebyś wiedziała – krzyczy na cały głos i popycham ją do środka.
-Powiesz co się dzieje? – pytam, rozglądając się po mieszkaniu, ale wygląda na puste.
-Jestem kurwą – szlocha i rzuca się na kanapę, okrywając po uszy kocem.
-I co dalej?
-Zabiję się.
-Dobrze, to później. Powiedz co się stało.
Dziewczyna nagle zrywa się z kanapy i rzuca koc na podłogę.
-Jak poszłaś, to siedzieliśmy jeszcze w tej dyskotece – zaczyna coraz głośniej mówić. – Piliśmy, tańczyliśmy prawie do trzeciej. – Przerywam kiwnięciem głowy. – Nie zamierzałam zapraszać go do siebie, nie chciałam!
-Powiedzmy – wzdycham cicho.
-Nie chciałam! Nie mówię, że nie miałam na niego chęci, to świetny facet, ale nie chciałam, żeby tu przychodził, to za szybko nawet jak na mnie!
-Nie krzycz – uspokajam ją.
-Uparł się, żeby mnie odprowadzić, że niby bał się, żeby mnie nikt nie napadł i takie tam dyrdymały. Kiedy zatrzymaliśmy się pod drzwiami, nawet nie patrzyłam w jego stronę, bo miałam wrażenie, że zaraz się na mnie rzuci. A kiedy otworzyłam drzwi, wepchnął mnie do środka i zamknął je za sobą na klucz.
Na jej słowa nerwowo zaciskam powieki i biorę nienaturalnie długi wdech.
-Zgwałcił cię? – pytam ze strachem, ale tylko kręci głową.
-Dopadł do mnie jak wygłodniale zwierzę. Całował mnie tak, że nie mogłam złapać tchu. Sama zaczęłam go rozbierać, a po chwili staliśmy tu nadzy. – Wskazuje głową miejsce na środku salonu. – To było nie do opisania, jakby jakaś niewidzialna siła popychała nas do siebie. Byliśmy napaleni na siebie jak niewyżyci nastolatkowie. Zaczęliśmy już tutaj – papla coraz szybciej, a ja nie jestem pewna czy chcę tego słuchać. – Całował mnie coraz niżej aż doszedł do… - przerywa nagle. – Nie wiem co mi robił, ale nigdy wcześniej tego nie czułam. Trzęsłam się, kiedy sunął ustami w górę, a kiedy mnie uniósł, to od razu poczułam jego… - zawiesza głos i zawstydzona ucieka wzrokiem – nieważne. Nigdy nie miałam takiego seksu, takiej gry wstępnej, pieszczot i orgazmu. I to nie zasługa wyposzczenia i tęsknoty. Po prostu to było wybitnie przyjemne.
-W czym problem?
-Nie mogliśmy skończyć – podnosi na mnie głos. – To znaczy ja nie miałam już siły szczytować, a on nie przestawał, a kiedy chciałam wstać z łóżka, to przyciągał mnie do siebie i zaczynał od nowa.
-A ja ci go oddałam – wzdycham i wracam do słuchania.
-Po wszystkim padliśmy wyczerpani oboje. Słychać było tylko jak dyszymy. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie, a ja…
-Co ty?
-Powiedziałam do niego Michał – wybucha po chwili milczenia i znów chlipie.
-Fuck. – Z politowaniem patrzę jak ociera twarz. – Nie histeryzuj, on pewnie poczuł się gorzej.
-Nie to jest najgorsze.
-Aż się boję.
-Kazałam mu iść. Spanikowałam! – Otwieram lekko usta i po chwili je zamykam. – Powiedziałam, że to nic nie znaczyło i żeby sobie poszedł.
-A on co?
-Nic, zabrał swoje rzeczy i wyszedł.
-Zabij się jednak – wzdycham i idę do kuchni zrobić nam kawy.
Do wieczora siedzimy u niej, ale prawie nie gadamy. Próbuję ją jakoś pocieszyć, przekonać, żeby z chłopakiem pogadała, bo szkoda fajnej znajomości. Mogła spanikować, mogła się głupio poczuć. No nic nadzwyczajnego. Ostatecznie, jeśli nie chciałby z nią gadać, to niech by go chociaż przeprosiła.
Wieczorem wracam do domu, ale nadal coś nie daje mi spokoju. W ostatnim momencie zmieniam pas ruchu i jadę do Łukasz. Przed domem nie ma jego samochodu, ale na szczęście widzę wchodzącą do klatki przyjaciółkę. Biegnę za nią i kiedy wchodzi do swojego mieszkania, od razu pukam. Po sekundzie mi otwiera i patrzy na mnie jak na wroga.
-Dobry wieczór, Oliwia Krzewska, możemy porozmawiać?
Bez słowa wpuszcza mnie do środka i zaprasza dalej. Unoszę dłoń, bo nie mam zamiaru wchodzić i od razu przechodzę do rzeczy.
-Ma pani kontakt z Łukaszem?
-Nie – odpowiada chłodno.
-Żadnego? Nie dał znać przez miesiąc czy żyje?
-Pani wybaczy, ale nawet jeśli dałby znać, to i tak nie powiedziałabym tego pani.
-Dlaczego?
-Bo uważam, że gdyby chciał panią poinformować o tym, co się u niego dzieje, to by to zrobił. Może warto już odpuścić?
-Jest dla pani kimś ważnym ,wiem to. – Widzę w jej oczach zaskoczenie. – Nie chcę jego, chcę wiedzieć czy żyje i czy jest w Warszawie.
-Nie udzielę pani takiej informacji, przykro mi. Żegnam – Zaplata ręce na piersiach i dumnie unosi głowę.
Mogłam się spodziewać. Nawet gdyby siedział aktualnie u niej w szafie, to by się nie zdradziła. Odwracam się do drzwi i naciskam klamkę. Widok jaki zastaję zatrzymuje moje serce. Przed oczami mam wytatuowane dłonie i powoli wiodę wzrokiem w górę, do końca naiwnie wierząc, że to nie on. Spoglądam mu w oczy i mimo otwartych ust nie potrafię wydobyć z siebie żadnego słowa.

CZYTASZ
Niebezpieczny klient [Zakończona]
RomansaOna, zimna i oschła pani adwokat. On, osiedlowy chuligan. Czy dwa silne i przy okazji bardzo różne charaktery będą mogły się dogadać? Czy ta znajomość ma szansę na przetrwanie?