Rozdział 26

395 48 4
                                    

Oliwia

Zanim otworzę oczy, słyszę kroki w salonie. Nie wstając, podnoszę głowę z poduszki i spoglądam na gapiącego się na mnie Kapsla.
-No co? – pytam ochrypniętym szeptem. – Nie wytrzymałam. – Oglądam się na drzwi. – I co z tego, że nie pierwszy raz? Nie patrz tak zdrajco, sam byś nie wytrzymał, więc proszę mi tu kazań nie… - Przerywam, widząc wchodzącego do sypialni Łukasza.
-Rozmawiasz z kotem? – Po tym pytaniu podchodzi do łóżka i opierając się na rękach, zawisa nad moją twarzą.
-Czasem trzeba z kimś inteligentnym. – Zalotnie mrużę oczy i sama z siebie się śmieję, bo zachowuję się jak flirtujący podlotek.
-Ja ci nie wystarczę? – Zgina łokcie, jakby robił pompkę i zbliża się do moich ust.
-Z tobą nie da się rozmawiać.
-Czemuż to? – pytając, dotyka już moich warg.
-Bo bardzo nie lubię, jak ktoś ma inne zdanie niż ja. – Wciskam głowę w poduszkę, chcąc być jak najdalej od niego. – A ty kolego dla zasady się ze mną nie zgadzasz, nieprawdaż?
-Prawdaż. – Szczerzy się głupio. – Ale pewnie szanowna pani mecenas wie dlaczego.
-A jak nie wie?
-A to ja pani wytłumaczę. – Kolanem rozchyla moje nogi i układa się między nimi. – Bo gdybym od początku tylko się z panią zgadzał, to nie byłbym dla pani taki intrygujący.
-A ty myślisz, że byłeś? – Kładę dłonie na jego obojczykach i lekko go odpycham.
-Myślę, że nadal jestem. Dlatego mimo wszystko zawsze wracasz. Przyznaj, że od początku wiedziałaś, że to się skończy właśnie tak. – Głową wskazuje nasze ciała.
-Nieprawda – warczę groźnie. – Nie planowałam tego.
-Być może. – Zniża głos do mruczącego szeptu. – Ale przyznaj, że po cichutku o tym marzyłaś.
-Nie schlebiaj sobie. – Udając obrażoną, odsuwam twarz, a jego usta trafiają w mój policzek.
Wiem, że nie odpuści i wcale nie chcę, żeby to robił. Powoli przygniata mnie swoim ciałem i łapiąc w dwa palce mój podbródek, nakierowuje na siebie moje usta. Poddaję mu się i z rozkoszą chłonę jago oddechy. Wsłuchuję się w ciszę wokół nas, którą przerywają mlaśnięcia i cmoknięcia niezaspokojonych warg. Wcale się nie spieszymy. Karmimy się nawzajem pieszczotami i dotykiem, który mimo delikatności potrafi nas rozpalić i pochłonąć. Łukasz jednym ruchem zabiera dzielącą nas kołdrę i ściąga z siebie koszulkę. Zapach jego ciała robi ze mnie napaloną małolatę. Przyciągam go do siebie i znów toniemy w szczelnym uścisku. Nie czuję już niczego poza skrajnym podnieceniem i chcę, żeby szybko mnie ukoił. Nieważne jak, byle skutecznie i natychmiast. Sama zaczynam kołysać ciałem i zjeżdżam dłońmi w dół jego pleców. Kiedy docieram do spodni, wsuwam pod nie palce. Nie muszę długo czekać na reakcję. Łukasz w sekundę pozbywa się reszty ubrań i nie czekając aż zmięknę, wkłada dłoń między moje uda. Ciche mruknięcie odbija się drżeniem od naszych złączonych ust, a jego palce powoli wsuwają się we mnie. Wypinam w górę biodra, chcąc czuć go mocniej , ale on woli się mną bawić. Robi to powoli i precyzyjnie. Upaja się każdą sekundą i pokonanym milimetrem, jakby na tym polegał sens jego życia. Nieprzerwanie patrzy mi w oczy, a ten widok potęguje moje odczucia.
-Kończ – dyszę, gryząc się w wargę i czując gorącą falę, odchylam głowę w tył.
Szybko zamienia palce na siebie i wchodzi jednym pewnym ruchem. Jestem w niebie. Rozpycha mnie boleśnie, ale to jeden z tych momentów, gdzie ból jest pożądany. Chcę więcej. Zaciskam nogi na jego plecach i delikatnie unoszę biodra. Nie mam zamiaru na niego czekać, zresztą jego usta na moich piersiach nie dają mi wyboru. Już po kilku ruchach dochodzę z głośnym jękiem i gryzę jego bark. Padam zmęczona, ale on nie przestaje, ociera się o mnie, wiodąc na kolejny szczyt i tym razem jednocześnie oddajemy się przyjemności intensywnego orgazmu.
-Lubię takie poranki – dyszy mi do ucha, po czym mnie w nie całuje.
-Ja wolałabym musli z owocami. – Głośno przełykam ślinę. – A teraz to marzę o kąpieli.
-Umyć ci plecki? – Przyciąga mnie, kiedy staram się podnieść i wciska twarz w moje piersi.
-Akurat plecki najmniej potrzebują mycia. – Krzywię lekko twarz, ale jeszcze po wczorajszych wybrykach się nie myłam.
-Mogę? – Robi minę smutnego psiaka.
-Daj mi odetchnąć. – Przewracam oczami i owinięta kocem idę do łazienki.
Patrzę w swoje odbicie i nie wierzę w to, co robię. Naprawdę z nim jestem? Tak ma to wyglądać? Będziemy ze sobą mieszkać czy pomieszkiwać jedno u drugiego? Będziemy oglądać filmy i chodzić na spacery czy raczej bzykanie na hura i każdy wraca do siebie? Nie widzę tego. Po prysznicu nakładam na włosy brzoskwiniową maskę i ubrana w krótkie spodenki i luźną koszulkę wchodzę do salonu. No nie wygląda tu zbyt ciekawie.
-Śniadanie. – Na słowa Łukasza odwracam się w stronę balkonu. Na stoliku stoi kilka miseczek i filiżanki z pachnąca kawą.
-Chyba cię polubię. – Kiwam głową na boki i siadam w fotelu.
-Za taki komplement to ja nawet ten salon ogarnę.
-No trochę mnie poniosło. - Marszczę nos. – Sorki.
-Nie ma sprawy. – Uśmiecha się uwodzicielsko i spogląda na ślady moich zębów na dłoni.
-Za to też.
-Też nie ma sprawy. Chyba powinienem się przyzwyczajać. Mieć w domu taką furiatkę, to ryzyko.
-Nie będziesz mnie miał w domu – mówię szybko i od razu upijam łyk kawy. – Nie zamieszkamy razem.
-Teraz na bank nie, ale kiedyś…
-Kiedyś też nie – wtrącam się. – Łukasz, nie zostaniemy szczęśliwą parką patrzącą sobie w oczy. Nie nadaję się do tego. Chcę mieć swoją przestrzeń, chcę mieć azyl, w którym będę mogła się zakopać.
-Zakopać przed czym?
-Chociażby przed tobą. Nie zrozum mnie źle, ale przecież teraz więcej nas dzieli niż łączy. Przyznaję, że jesteś dla mnie ważny i mimo tego że wkurwiasz mnie na każdym kroku, to nie chcę rezygnować z naszej znajomości, ale to nie związek… - zawieszam głos, widząc jak przestaje mrugać. – Nie taki związek o jakim się normalnie myśli. Spotykajmy się, oglądajmy mecze jeśli lubisz, pijmy do rana wino i róbmy razem kolację, ale nie nazywajmy się parą.
-Boisz się zobowiązania – stwierdza z nieukrywanym żalem i zakłada ręce za głowę. – Chcesz zostawić sobie wyjście awaryjne w razie ci się odwidzi czy w razie poznasz kogoś lepszego? – Chcę się odezwać, ale mnie uprzedza. – A może po prostu wstydzisz się do mnie przyznać?
-Nie zachowuj się jak dziecko!
-To mnie tak nie traktuj! Kim ja jestem do cholery?
Otwieram usta, lecz nie odpowiadam. Co niby mam odrzec, że kochankiem, rozrywką? Nie jest ani jednym, ani drugim. Jest kimś więcej, jednak nie partnerem. Nie ma nic pomiędzy.
-Wiesz co, ja myślę…- przerwa mu pukanie do drzwi i oboje odwracamy się w ich stronę.
Nikogo się nie spodziewałam zwłaszcza o tej porze. Niezadowolona podchodzę do drzwi i bez zastanowienia je otwieram. Ku mojemu zaskoczeniu na klatce stoi Weronika. Psia krew, ta zawsze wie, kiedy przyjść.
-Ty czasem ładujesz telefon? – krzyczy na całe gardło.
-Czasem. Wchodź. – Tym razem nie zamierzam niczego przed nią ukrywać.
Dziewczyna po wejściu do salonu zatrzymuje się w półkroku i przenosi wzrok z Łukasza na mnie.
-Samochód ci odstawił? – szepcze mi z przekorą do ucha.
-Gorzej. – Przewracam oczami i zapraszam ją dalej.
-A co się stało z salonem? Bomba wybuchła? – dopytuje i przysiada się do stolika.
-Olka wybuchła – odzywa się Łukasz i widzę, jak stara się być poważnym.
-Na ciebie? A co zrobiłeś?
-Porwał mi kota – mówię chłodno i patrzę Łukaszowi w oczy.
Wszyscy milczymy, a po chwili razem z siedzącym naprzeciwko mnie facetem wybuchamy śmiechem.
-Zmieńcie dilera, bo wam cekol zamiast porządnych prochów sprzedał. – Weronika się obrusza.
-O patrzcie jak się zna – komentuje Łukasz i dostaje za to od niej po łbie. – Weź łapy, bo oddam!
-Możecie zachowywać się jak dorośli i powiedzieć co się stało?
-No pomyśl! – Tym razem ja krzywo na nią patrzę i dopiero po chwili laska trybi i szeroko otwiera oczy. – No w końcu dotarło.
-Wróciliście do siebie? – krzyczy tak, że chyba pół osiedla ją słyszy.
-Tak.
-Nie – mówimy jednocześnie i spoglądamy na siebie. – Nie – powtarzam. – Nigdy ze sobą nie byliśmy i nie… Co za różnica?
-A co z tym wspólnego ma salon? – Wera głową wskazuje brudną ścianę.
-Awangarda w wystroju wnętrz, ostatni krzyk mody, nie słyszałaś? – Śmieję się z jej miny.
-Nie, wiesz jakoś nie bardzo.
-Za to pewnie wszyscy sąsiedzi słyszeli, jak ten salon urządzała – Łukasz burczy, patrząc na miasto.
-Zamknij się, dobra? – Kręcę głową na widok jego uśmieszku. – A czemu zawdzięczam twoją wizytę?
-Michał chce się spotkać i pogadać. – Dziewczyna nagle traci humor.
-A ty chcesz? – Podciągam kolana pod brodę. – Nie musisz, nie macie dzieci, nie musicie niczego ustalać poza sądem. Wasz rozwód oprze się jedynie o zdradę, orientację twojego męża jak również na podziale części wspólnych majątku.
-Nie mamy takich chyba. Wszystko było albo jego, albo moje.
-To tym bardziej. On pewnie chce zgrywać sierotkę pokrzywdzoną przez los, żeby wrócić. – Patrzę jak ucieka wzrokiem i cholera mnie bierze. – Ty chcesz jego powrotu, prawda? Nie przestałaś go kochać.
Dziewczyna nieśmiało przenosi wzrok ze mnie na Łukasza i znów patrzy mi w oczy.
-Może pogadajcie same, co? – Łukasz podnosi się z fotela, ale Wera go zatrzymuje.
-Ja nie chcę go widzieć – odzywa się, kiedy Nowicki siada. – Nie chcę na niego patrzeć. Z jednej strony nienawidzę go jak tylko mogę – zaczyna płakać – a drugiej boję się, że jak go zobaczę, to będę chciała powrotu. Kochałam go! Kochałam jak nikogo nigdy, ale już zawszę będę mieć go przed oczami z Pawłem. Niedobrze mi, kiedy pomyślę, że pieprzył go, a później mnie! Jak mogłam nie zauważyć, jak mogłam mu zaufać, jak dziecko jakieś!
-Kochałaś go, to normalne – Łukasz nagle się wtrąca. – Z miłości robi się głupsze rzeczy.
-I co będzie? Do końca życia będzie mi się śnił? Będę go widzieć w lustrze i serce będzie mi przyspieszyć, jak spotkam go na mieście?
-Będziesz – wzdycha ciężko i opierając się łokciami o kolana, pochyla się do Weroniki. – Jeszcze długo będziesz budzić się w nocy i sprawdzać, czy to nie sen. Będziesz wyrzucać sobie, że mogłaś coś zrobić, by temu zapobiec. Będziesz płakać pod prysznicem i myśleć o samobójstwie, ale to minie. W końcu kurz bitwy przeciwko tobie samej opadnie i złożysz broń u własnych stóp. Pewnie nie dziś i nie jutro, może za rok, ale w końcu to się stanie. Będziesz pocieszać się alkoholem i seksem, ale to nie pomoże. Sama musisz dojrzeć do decyzji o odcięciu tego sznurka, który zaciskasz sobie na szyi. Zrobisz to, bo znasz swoją wartość.
-Wyjdź za niego. – Wera odwraca się do mnie, a widząc uśmiech Łukasza, przewracam oczami.
-Już biegnę. – Wzruszam ramionami, ale nie mówię nic więcej, bo rozmowa nagle dzieje się między nimi. Jak tak na nich patrzę, to naprawdę wydaje mi się, że oni bardziej do siebie pasują. Ja jestem dziwna, niezrozumiała nawet dla siebie, a oni oboje bardzo prostolinijni i wylewni. Niby przeciwieństwa się przyciągaj, ale też bardzo się kopią.
Po wyjściu Weroniki zabieramy się za sprzątanie salonu. Łukasz najgorszy gruz zebrał jeszcze przed śniadaniem. Teraz przyszło mi powalczyć z plamą na ścianie. Niestety, nie idzie tak łatwo, mimo że farba miała być plamoodporna. Zaraz zedrę farbę. Opieram się tyłkiem o odsuniętą od ściany kanapę i zaplatam ręce na piersiach, nic z tego nie będzie.
-Szykuje się malowanie? – Łukasz obejmuje mnie od tyłu i przytula twarz do mojej szyi.
-Na to wygląda. – Wcale nie jestem zachwycona.
-I przeprowadzicie się na ten czas do mnie? – Jego pocałunki są coraz przyjemniejsze i zaczynam czuć ucisk w żołądku.
-Zapomnij. – Udaję, że go odtrącam, tylko po to, żeby mnie jeszcze mocniej trzymał. Robi to bez wahania i zamyka mnie w swoich ramionach. Dobrze mi przy nim. Inaczej niż do tej pory i cieszę się, że jakoś wszystko się poukładało. Najwyraźniej trzeba było wojny, żeby zapanował pokój. Do wieczora leżymy na kanapie przytuleni i w zasadzie na tym moglibyśmy zakończyć dzień, ale nie dzisiaj. Dziś jest wielki dzień i mam zamiar spędzić go tak, jak planowałam. Przygotowuję przekąski w postaci kanapek na bogato, do miseczek przekładam pistacje, nachosy i guakamole, a do tego winko. Łukasz patrzy ze zmrużonymi oczami, jak noszę wszystko przed telewizor i kiedy siadam, przysuwa się bliżej.
-Nie musisz już iść? – pytam wesoło i łapię pilot od telewizora.
-Będziesz oglądać porno? – pyta z niesmakiem.
-Ta, porno i duszno. – Przewracam oczami i stukam pilotem o blat, bo nie chce zaskoczyć. – O jest!
Włączam odpowiedni kanał i opierając nogi o stolik, wygodnie się układam.
-Będziesz oglądać bilard? – pyta zaskoczony, a ja z mordem w oczach odwracam do niego twarz.
-Precz mi z oczu, to jest snooker profanie!
-Co za różnica, kulki to kulki. – Przysiada się i zaczyna mieszać łapą w misce z orzeszkami.
-Idź i mnie nie wkurzaj, to półfinał.
Na chwilę milknie, po czym trąca mnie łokciem.
-I co oni tak tylko te kulki tłuką?
-Ja ciebie zaraz utłukę! Serio nie wiesz co to snooker?
-No nie. – Marszczy brwi. – Bilard znam.
-Z kim ja gadam? – Spoglądam w sufit jakbym czekała na objawienie. – Gracz musi wbijać kolejno czerwoną i kolorową bilę naprzemiennie. Czerwone zostają w łuzach, kolorowe wracają w odpowiednie miejsce na stole, to te małe kropeczki. – Wskazuję palcem na ekran. - Kiedy wszystkie czerwone są wbite, wtedy gracz musi wbijać kolorowe w odpowiedniej kolejności, każda jest inaczej punktowana.
-I to jest takie ekscytujące?
-A nie? – pytam ironicznie. – Pewnie, bardziej ekscytujące jest walenie obcych ludzi po mordach, no ubaw po pachy, muszę kiedyś spróbować.
-Zapraszam. – Wyjmuje mi salaterkę z dłoni i układa się na moich nogach. Jakoś odruchowo zaczynam drapać jego głowę i kark. Jego mruknięcia coraz częściej zagłuszają transmisję i denerwuje mnie to. Z drugiej strony przyjemne jest takie siedzenie i nie zamieniłabym tego na nic.
Po udanym weekendzie czas wrócić do spraw bardziej przyziemnych, a pierwszą sprawą jest ugłaskanie Roberta za porzucenie przed teatrem. Migam się od konkretnych odpowiedzi, ale chyba odpuszcza, bo przestaje mnie zagadywać. Michał też nie odpuszcza i nalega na spotkanie w kancelarii. Nie mogę odmówić, zwłaszcza że kontaktuje się przez pełnomocnika. W końcu przychodzi ustalony termin spotkania i niespodziewanie chwilę przedtem w moim gabinecie pojawia się Nowicki. Podnoszę na niego zaskoczony wzrok i wyglądam zza niego w stronę sekretariatu.
-Nikogo nie było, to wszedłem – szepcze i podchodzi do biurka.
-Stało się coś? – Wstaje od biurka, ale zanim zareaguję, facet obejmuje mnie ramieniem i mocno całuje. Chcę go odepchnąć, ale jest zbyt silny. Mlaszcze i dyszy, jakby się bzykał i dopiero po chwili mnie wypuszcza.
-Tęskniłem. – Cmoka mnie jeszcze raz.
-Tylko tyle?
-Bardzo tęskniłem. – Zaciska palce na moich pośladkach i przyciska mnie do siebie, niewyżyty jakiś.
-Nie o to pytam. – Na siłę go od siebie odpycham i spoglądając czy nikt nas nie widział, siadam za biurkiem. – W pracy jestem, zaraz ma przyjść Michał i Weroni… - Przymykam oczy, widząc przyjaciółkę wchodzącą do gabinetu z Grzegorzem. – No czy wy żeście się dziś na mnie uwzięli? - Rzucam się bezsilnie na oparcie, a Łukasz z Werą czule się witają, no świetnie. – Ludzie! To jest kancelaria, nie kawiarnia! Na co was tu tyle, co? Weronika zostaje, reszta wypad.
-Grześ tylko… - Wera patrzy na mnie przepraszająco.
-Nie chcę wiedzieć, co Grześ tylko, ale lepiej nie dawać Michałowi powodów do dociekań, kim on dla ciebie jest. Tak będzie łatwiej, uwierz mi na słowo.
Zanim chłopaki zdążą wyjść, rozlega się pukanie. Bez zaproszenia wchodzi Michał ze znanym mi mecenasem i spoglądamy na siebie jak wrogowie. Nigdy się nie lubiliśmy. Michał zerka na Grzegorza i już czuję w kościach co się stanie.
-Twój chłopak? – pyta z wyrzutem.
-Mój chłopak – odzywa się nagle Nowicki.
-Nie wiedziałem, że jesteś… - Michał zawiesza na chwilę głos.
-Nie wolno? – Łukasz pyta zniewieściałym głosem i macha dłonią przed twarzą. – Do widzenia. – Lekko się do mnie odwraca i mruga okiem.
Po ich wyjściu siadamy przy okrągłym stoliku i zaczyna się wywlekanie starych brudów. Nie spodziewałam się, że po tym wszystkim Michał będzie taki zawzięty, najwyraźniej żadna z nas dobrze go nie poznała. Na szczęście ja mam poparcie w świadku, jak również nagrania z  kamer na korytarzach lokalu.
-Co mogłem zrobić? – Michał krzyczy, patrząc na Werę. – Myślałem, że mi to jakoś minie.
-Jasne, na tym polega wierność małżeńska, którą przysięgałeś – wtrącam się pierwsza, bo boję się, że Weronika mu zaraz wybaczy.
-Ona nie jest święta. – Wskazuje na dziewczynę palcem, a mnie to rozpierdala od środka. – Już przygruchała sobie faceta!
-Dowody. – Mówię spokojnie.
-Widziałem jak na siebie patrzyli!
-Dowody. – Podnoszę głos. – Panie mecenasie, może będzie pan łaskaw wytłumaczyć swojemu klientowi czym są dowody w procesie postępowania cywilnego. Ja mam dowody na niewierność i mam dowody na to, że ukrywałeś przed partnerką odmienną orientację. Nie wnikam dlaczego i jak wyobrażałeś sobie wasze życie. Myślę, że pan mecenas się ze mną zgodzi, że to wszystko jest podstawą do zakończenia procesu na jednej rozprawie. Nie ma tu żadnych okoliczności, mających wpływ na zmianę decyzji powódki.
-Mojego klienta wiąże z powódką silna więź emocjonalna.
-Czym się ona objawia? – pytam, szeroko otwierając oczy i opierając łokieć o blat.
-Mój klient kocha żonę i w związku z tym chce utrzymać związek małżeński, w celu odbudowania dawnej relacji.
-Dawna relacja z tego co się orientuję, opierała się na kłamstwie i niewierności. Nie jestem przekonana, że moja klientka chce do tego wracać.
-Mój klient bardzo żałuje i zobowiązuje się do przestrzegania wszystkich zasad uczciwego związku.
-Ahaa… To nie konfesjonał, tu się nie obiecuje poprawy i nie żałuje za grzechy. Pozwany nie tylko zdradził żonę w dniu ślubu. Miał również romans z kolegą z pracy, chociaż patrząc na długość znajomości, to chyba z kolegą był w zawiązku, a romans miał z moją klientką. Tak czy inaczej, o swojej orientacji powinien powiedzieć przed zawarciem związku małżeńskiego. W zaistniałej sytuacji jestem skłonna uwierzyć, że celowo zataił prawdę, chcąc zyskać zaufanie mojej klientki.
-Kochanie, ja się z nim już nie spotykam, uwierz mi. – Tym razem patrzy na nią jak zbity pies.
-Wierzymy, co nie zmienia faktu, że do zdrady doszło – odzywam się.
-Nie ufam ci Michał. – Weronika nawet na niego nie patrzy. – Bardzo bym chciała, żeby to była pomyłka, ale nie. Nie chcę do tego wracać, bo czuję się oszukana i wykorzystana. Nie wrócisz do mnie i nie chcę wiedzieć, co się z tobą będzie działo dalej. Przepraszam państwa, ale… - Szybko mruga, bo zaczyna ryczeć. – Mecenas Krzewska zna moje stanowisko, dokończy tę rozmowę.
Wybiega, trzaskając za sobą drzwiami, a zaraz za nią podrywa się Michał. Zatrzymuję go i wręcz na siłę sadzam przy stole. Wiem, że mu jej szkoda, ale już za późno na dobre serduszko.
Przez kolejną godzinę dogadujemy wszystkie szczegóły ich rozwodu. Michał w końcu odpuszcza i mam nadzieję, że utrzyma ten stan aż do rozprawy. Zobowiązuje się nie kontaktować z Weroniką, a jeśli zajdzie taka potrzeba, to ma to zrobić przez swojego adwokata.
Po długim i trudnym dniu jadę w końcu do domu. Wcale mnie nie dziwi, że w mieszkaniu zastaję Łukasza. Wita mnie już w drzwiach i nie pozwala nawet butów zdjąć.
-Nie mam nastroju. – Mrużę oczy, kiedy mnie do siebie przyciąga.
-Zaczyna się – mruczy mi w szyję. – Ale ja niczego nie chcę. Zabieram cię dziś do siebie.
-Co? – Zmęczona garbię plecy i opuszczam głowę.
-Mam coś dla ciebie. – Odwraca mnie do drzwi i dopiero teraz zauważam, że ma spakowane w torbie moje rzeczy. Przygotował się.
Kiedy podjeżdżamy pod kamienicę, spoglądam na jego profil. Głupio mi spytać, ale wolałabym wiedzieć wcześniej.
-Michalina wie, że ja i ty…?
-Nie wie, ale się dowie. Raczej tego nie ukryjemy.
-Już sobie wyobrażam jej zadowolenie – burczę i bawię się paskiem torebki.
-Ja też. – Kładzie dłoń na moim policzku i obraca mnie do siebie, po czym mocno całuje.
Nie zauważam niczego szczególnego w jego mieszkaniu i dopiero kiedy wprowadza mnie do sypialni, dostrzegam portrety na ścianie. Zamieram na widok swojej twarzy, a w oczach zbierają mi się łzy. Nie wiedziałam, że tak ładnie mnie widzi. Zamykam oczy, kiedy przytula się do moich pleców i obejmuję jego splecione na moim brzuchu ręce.
-Niespodzianka – szepcze mi do ucha.
-No niespodziewana. – Odrobinę się odwracam i od razu całuje mój policzek. – A kto to?
-Kobieta mojego życia – szepcze poważnie i wsuwa nos w moje włosy.
-Magda to wiem, pytam o tę drugą. – Uśmiecham się, kiedy odwraca mnie przodem do siebie i zaciska dłonie na mojej talii.
-Nie pasuje ci fałszywa skromność – szepcze tuż przy moich ustach. – Ty wiesz, że jesteś piękna i mądra, a w połączeniu z zimnym i podłym charakterem jesteś prawdziwym ładunkiem wybuchowym, który będę codziennie rozbrajał.
-A jak będę wybuchać ci w rękach? – Droczę się z nim.
-To cię będę gasił. – Ledwie słyszę jego głos, za to czuję, jak mnie popycha i opiera o ścianę.
W jego oczach widzę szczerość i coś, czego nigdy nie widziałam, a czego nie umiem nazwać. To uczucie, przestałam być dla niego uciekającym celem, teraz jestem celem do zatrzymania przy sobie.
To nie koniec niespodzianek. Łukasz na rękach niesie mnie do salonu połączonego z kuchnią i sadza przed wielkim telewizorem, zabaweczka dużego chłopca, czyli kino domowe na całą ścianę. Nie wiem co zamierza, ale kiedy zaczyna przynosić jedzenie, zaczynam się śmiać.
-Fajny ten snooker – odzywa się. – Dziś finał mistrzostw.
-Jestem pod wrażeniem. – Zsuwam buty i podciągam nogi na kanapę. Zanim jednak zaczniemy oglądać, rozlega się pukanie. – Zapomniałeś odwołać panienkę?
-Nigdy nie umawiam się z dwiema naraz, żeby się nie pomylić.
-Pieprz się. – Udaję złość i marszczę brwi.
-Wolę ciebie.
-Cham!
-Jak zawsze. – Kłania się i idzie otworzyć. Już po chwili słyszę głos Michaliny i odwracam się za siebie, wbijając wzrok w uwieszoną na Łukaszu dziewczynę. A miał być miły wieczór…

Niebezpieczny klient [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz