Rozdział 35

330 42 0
                                    

Rozdział 35

Łukasz

Jestem niedospany, a musze tkwić w jakimś lesie. Spoglądam na zegarek wskazujący czwartą rano i wyobrażam sobie Olkę owiniętą kołdrą, taką cieplutką i zarumienioną. Od trzech dni prawie się nie rozstajemy i jest w końcu tak, jak powinno, ze spinami oczywiście, ale bez większych burz. Staramy się nie wracać do przeszłości i może to dobry sposób na to, żeby uniknąć niepotrzebnych kłótni. Ja nadal mam wyrzuty za Litkę i obawiam się, że to prędzej czy później wypłynie, jak z Michaliną.
Od rozmyślań odrywa mnie dźwięk telefonu i bez zastanowienia odbieram. Rozmowa z chłopakiem stojącym na czatach nie trwa nawet dziesięciu sekund. Informuje mnie tylko o kierującym się w naszą stronę celu. Nie muszę nikomu niczego mówić, bo znamy się już na tyle, że wystarczy skinięcie głowy, żeby każdy wiedział co ma robić. Podchodzę do bagażnika, z którego wyjmuję trochę zabawek. Jak dobrze pójdzie, to wrócę, zanim wstanie Oliwia. Przygotowani czekamy, aż klient pojawi się w polu widzenia i już po kilku minutach słyszę pisk opon i głośną rozmowę. Dwóch ludzi przyciąga młodego łepka do mnie.
-Łukasz… - syczy, a ja się śmieję.
-A koko się spodziewałeś? Podobno gadatliwy jesteś ostatnio.
-Nie wiem o co ci chodzi. – Wyrywa ręce z uścisku chłopaków i kiwam głową, żeby go puścili.
-Nie wiesz? – Udaję, że się zastanawiam. – A mnie doszły słuchy, że podpierdalasz dawnych znajomych. Ładnie to tak? Kiedyś bracia, a teraz co? Tak łatwo przyszło ci zapomnieć o dawnych kolegach?
-Pierwsi o mnie zapomnieliście! – Zaczyna na mnie krzyczeć, a mnie podnosi tym ciśnienie.
-Sam odszedłeś, nikt cię nie wyrzucał i nikt nie miał obowiązku bronić twojej dupy, jak zacząłeś rozrabiać na mieście, ale odwracanie uwagi od siebie, popierdalając mnie, to przegięcie. Myślałeś, że nie dowiem się, że to ty? – Podchodzę bliżej chłopaka. – Zawiodłem się na tobie młody. – Mój głos się ścisza. – To bardzo niehonorowo stawać przeciwko swoim, nawet po fajrancie. Nie nauczyłeś się podstawowych zasad życia w stadzie, to dostaniesz po łapach.
-Co mi zrobisz, co? – prycha mi w twarz i dostaje za to z bańki. Krzyczy, łapiąc się za rozbity nos i po chwili odrywa od twarzy zakrwawioną dłoń. – Nos mi złamałeś!
-I tak będziesz śliczny. – Wzruszam ramieniem i tym razem celuję w niego pięścią.
Po kilku ciosach facet pada na liście i nie wstaje. Obchodzę go dookoła i kiedy próbuje wstać, dostaje kopa w żebra. Nie reaguję na jego jęki i dostaje tak, że traci przytomność. Dopiero teraz odchodzę i spoglądam w oczy chłopaków.
-No co? – pytam wściekły. – Nie szanuję zdrajców!
-Widać – burknął jeden z nich i podniósł telefon do ucha. – Wsparcie jedzie.
Rozglądam się po lesie i kiwam do chłopaków głową. Na szczęście przewidujemy zawsze wszystkie możliwe wyjścia. Nawet ucieczkę mamy w planach, choć rzadko kiedy uciekamy.
-Zwijajcie się, wiecie co robić – rozkazuję i w mgnieniu oka przewalam cały sprzęt ze swojego auta do wozów kolegów. Przy sobie nie zostawiam nawet breloczka ze scyzorykiem.
Patrzę jak odjeżdżają i mam nadzieję, że plan wypali. Zanim odwrócę się do swojej ofiary, czuję uderzenie w tył głowy i padam na ziemię. Co to kurwa? Odwracam się na plecy i dostaję w twarz jakąś gałęzią. No i przegiął kolega. Czekam, i kiedy bierze kolejny zamach, obracam się tak, że gałąź uderza tuż obok mnie. Chwytam za nią i szarpię z całej siły. Chłopak, mimo obrażeń, ma sporo siły i nie daje się pokonać. Ja też nie mam takiego zamiaru i po chwili obaj mamy rozbite ryje. W końcu nie wytrzymuję. Łapię za leżący pod nogami złamany konar i z całej siły uderzam w łeb tego zdrajcy. Pada i przestaje się ruszać. Dyszę ciężko, odrzucając na bok gałąź i kucam przy jego głowie. Ma na skroni krwawiącą ranę, ale nie zbyt głęboką, zresztą jego tętnica drga miarowo, więc nic mu nie będzie. Póki jest nieprzytomny, dzwonię do chłopaków i informuję o zajściu. Oni mają za zadanie spowolnić dojazd kogokolwiek w to miejsce, dając mi czas na ucieczkę. Mam przejebane, bo na bank złapią mnie za dupę, w końcu wiedzą kto kogo napadł. Muszę jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Wyrywam samochodem w kierunku przeciwnym do tego, w który pojechali moi ludzie i dzwonię do Rudego. Nie jest szczęśliwy z pobudki, ale nie narzeka zbyt długo. Tłumaczę mu w skrócie czego ma się spodziewać i mam nadzieję, że dotrzyma słowa o wsparciu w potrzebie.
Do mieszkania Oliwii wchodzę ostrożnie i cicho. Nie chcę, żeby mnie takiego oglądała. Uśmiecham się na widok jej poplątanych włosów i zamykam drzwi sypialni. Aby jej nie obudzić, idę do łazienki przy salonie i spoglądam w lustro. Fajnie wyglądam. Ściągam brudne ubrania i po wejściu pod prysznic, dokładnie zmywam z twarzy krew i błoto. Owinięty ręcznikiem oglądam swoje ciało.  Na rękach też mam kilka siniaków. Próbuję zobaczyć swoje plecy, kiedy do łazienki wchodzi zaspana Oliwia. Patrzy na mnie z politowaniem i bez słowa odwraca mnie do światła.
-Przynajmniej wygrałeś? – pyta, sięgając z górnej szafki apteczkę.
-Pół na pół.
-Aha.
-Jego jako takiego pokonałem, ale nie sądzę, że odpuści zemstę.
-Po co ci to? – Po tym pytaniu dotyka do mojej skóry zimną maścią.
-Zdradził mnie. – Spoglądam w lustrze na jej twarz. Jest poważna, jakby się mnie obawiała, ale milczy. Dopiero kiedy siniaki na plecach mam posmarowane, odwraca mnie przodem do siebie i dezynfekuje rany na twarzy. – Chciałabyś, żebym rzucił to życie?
-Tak – odpowiada bez najmniejszego zastanowienia.
-Nie byłbym wtedy sobą.
-Dlatego nie proszę cię o to, pytałeś czy chciałabym, żebyś to rzucił. Chciałabym. Chciałabym, żebyś był trochę bardziej uczciwy.
-Nie będę.
-Wiem. – Po zaklejeniu mi brwi plastrem chowa apteczkę, ale nim zdąży wyjść, łapię jej rękę.
-Pomożesz mi w razie kłopotów?
-Przepraszam Łukasz, ale etyka zawodowa nie pozwala mi cię bronić. Poproszę Piotra, to świetny adwokat.
-Dziękuję. – Pochylam się do niej, ale nie daje się pocałować.
-Zrobię kawę. – Zabiera rękę i zostawia mnie samego.
Mój wzrok nadal jest utkwiony w zamknięte drzwi i zastanawiam się, jak to wszystko pogodzić. Nie da się, zawsze na tym polu będziemy mieli inne priorytety. Naciągam na tyłek krótkie spodenki i wracam do salonu, w którym już zaczyna pachnieć kawą. Ola stawia na stoliku dwa parujące kubki, a kiedy się do mnie odwraca, chwytam jej biodra i stawiam ją tuż przed sobą. Z zamkniętymi oczami opieram czoło o jej brzuch i lekko całuję przez koszulkę. Cieszę się, kiedy kładzie dłonie na mojej głowie i podciągam cienki materiał, odsłaniając pachnącą skórę.
-Nie jest ci dobrze, prawda? – pytam, nie odrywając się od niej.
-Nie jest. – Podciąga w górę moją twarz. – Po prostu się martwię i boję. Może przywyknę z czasem.
-Cieszę się, że w ogóle chcesz próbować. – W jej oczach widzę prawdziwe uczucia i cholernie się tego boję. Nie tego, że taka kobieta jak ona coś do mnie czuje, tylko że ja nie zasługuję na jej przywiązanie i wiem, że prędzej czy później coś spierdolę.
Zaskakuje mnie, gdy popycha mnie na kanapę i okrakiem siada na moich biodrach, ale nie zamierzam odmawiać. Od razu zrywam z niej krótką koszulkę i przyciskam usta do miękkich piersi. Jej głośny oddech pieści moje uszu, a dłonie oplecione wokół mojej szyi wzniecają we mnie prawdziwy ogień. Gładzę jej smukłe ciało i powoli przenoszę usta wyżej. Nie czeka na mnie, sama przyciąga mnie do siebie i głęboko całuje. Jest nienasycona, i taką ją uwielbiam. Darzy mnie cichymi mruknięciami, a kołyszące biodra dodają temperatury. Mocno ściskam jej kształtne pośladki, a ona wgryza się w moją wargę. Rozkręca się i przesuwa palce po mojej klatce piersiowej w dół. Aż jestem ciekaw co będzie dalej. Nagle przestaje mnie całować, ale nie przestaje patrzeć mi w oczy. Z przygryzioną wargą odchyla gumę moich spodni i delikatnie wyciąga z nich już gotowy sprzęt. Pulsuje w jej dłoni, ale nawet nie drgnę. Widok jej oczu jest teraz dla mnie najważniejszy. Przesuwa po mnie jednym palcem i zatrzymuje się na główce, po czym znów wiedzie w dół. Zaraz nie wytrzymam. Nasze oddechy przyspieszają, ale żadne z nas nie robi niczego więcej. Dopiero kiedy Ola oblizuje wargi, nie wytrzymuję i łapiąc ją za włosy, przyciągam ją do siebie. Wpycham w nią język, ale się nie broni. Obejmuje mnie jedną ręką, a drugą sięga do swojej bielizny.
-Chcesz w okres? – Nie wiem po co pytam, bo widzę, że chce.
-Już nie mam – jęczy i wciąż mnie całuje.
-Tak szybko? – Na to pytanie się zatrzymuje i z wyrzutem spogląda mi w oczy.
-Tobie widzę nie pasuje.
Nie odpowiadam, przez chwilę jej się przyglądam i w końcu sam wsuwam dłoń między jej uda. Nie silę się na zdejmowanie cienkich majtek. Po prostu je przesuwam, a ona jak na zawołanie unosi się i sama się na mnie naprowadza. Opiera nas o siebie czołami i nie przerywając płomiennego spojrzenia, siada na moim wzwodzie. Przyjemne ciepło rozpływa się po mnie i dopiero po chwili jestem w stanie zmrużyć oczy. Jej palce zaciskają się na moich ramionach, a kiedy znów się unosi chwytam jej biodra i nadaję powolne tempo. Cicho jęczy, kiedy ją do siebie dociskam, a jej miękkie usta opadają na mój policzek. Subtelnie mnie nimi dotyka i schodzi na szyję. Z zamkniętymi oczami przyjmuję jej pieszczoty i uświadamiam sobie, jaki skarb mam w rękach. Przysuwam do niej twarz i cmokam skórę na szyi, jest pachnąca i gładka. Jej pośladki ocierają się o mnie, a ja czuję przyjemny ucisk w brzuchu. Pragnę jej bardziej z każdą mijającą chwilą. Przyspieszam jej ruchy, a kiedy odchyla głowę, dopadam do piersi. Przygryzam je i całuję, wsłuchując się w coraz bardziej rozkoszne mruknięcia. Rytmicznie się na mnie zaciska i teraz już nie czekam, dociskam ją do siebie jeszcze szybciej i mocniej i kiedy wiem, że koniec nadchodzi, przyciągam ją do siebie tak, żeby patrzyła mi w oczy. Kocham ten moment. Ola opiera swoje czoło o moje i w głos jęcząc, wyrzucamy z siebie orgazm. Nawet na sekundę nie przerywamy spojrzenia. Chłoniemy siebie wszystkimi zmysłami i powoli zwalniamy tempo. Wcale nie chcę kończyć. Chcę tak z nią siedzieć i na szczęście ona nawet nie próbuje się poruszyć. Przesuwa czoło po mojej skroni na szczękę, a później kładzie głowę w zagłębieniu szyi i lekko się kuli. Obejmuję jej mokre ciało i całuję każdy odsłonięty fragment skóry.
-Chcesz spać? – Mój głos jest ochrypnięty.
-Śpię – dyszy cicho i faktycznie po kilku minutach przestaje reagować.
Wiem, że tak zmarznie, a nie mam od ręką niczego, żeby ją okryć. Nie przestaję się jej przyglądać, jakbym obawiał się, że zaraz zniknie. Obawiam się. To nie jest kobieta dla mnie, a ja nie jestem dla niej. W końcu opamięta się i odejdzie, dlatego czerpię garściami z każdej wspólnej chwili. Niechętnie ją od siebie odsuwam, żeby poprawić spodnie i z nią na rękach wchodzę do sypialni. Na łóżku czeka już na nas futrzane dziecko, ale na mój widok wstaje i długo się przeciąga.
-Posuń się chociaż – szepczę do kota, ale on tylko robi kolejne kółko i znów wygodnie się układa na samym środku. – Kolega – wzdycham, kiedy zaczyna się myć.
Udaje mi się położyć Olę na poduszce, ale na mnie sen jakoś nie przychodzi. Patrzę na jej zaróżowione policzki i ciemne włosy, i uśmiecham się sam do siebie, wspominając nasze początki. Jak mnie denerwowała swoją wyniosłością i jednocześnie jak bardzo mi się to podobało. Obrażała mnie, a ja cieszyłem się, że w ogóle coś do mnie mówiła. Nie podejrzewałem wtedy, że to będzie coś więcej niż jeden raz. Chciałem ją zdobyć i tyle. Nie planowałem dłuższej znajomości, a już na pewno nie taką. Teraz nie żałuję, może jedynie tego, co po drodze zepsułem.
Przytulam ją mocno do siebie i kilkukrotnie całuję w czoło, po czym zamykam oczy, licząc, że jutro znów obudzę się przy niej.

Niebezpieczny klient [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz