Oliwia
Czas dłuży mi się w nieskończoność. W końcu ktoś wbiega do klatki i jeszcze bardziej chowam się za schodami. Jak on świetnie wygląda taki wkurzony, aż zapominam o kacu. Oddycha ciężko i nerwowo podryguje nogą. Cała złość mi mija, ale kiedy przypominam sobie, jak bardzo się bałam, wkurw mi wraca. W końcu Nowicki wpada do windy, a ja wychodzę z ukrycia. Zatrzymuję się przy srebrnych drzwiach i chwilę na nie patrzę. Też za nim tęsknię. Kiedy jestem już na zewnątrz, Wera czeka w podstawionej taksówce. Całą drogę coś do mnie gada, ale ja jakoś nie mam ochoty jej słuchać. Wciąż o nim myślę. Wysiadając pod swoim blokiem, rozglądam się wokoło, ale na szczęście go nie zastaję. Żegnam się z Werą i uciekam do własnego domu. Dopiero tu oddycham z ulgą. Od razu po wejściu do salonu wiem, że u mnie też zdążył być. Wczorajsza kawa stoi w innym miejscu, poza tym znajduję na blacie listek róży. Pewnie z tego bukietu, o którym mówiła Weronika. Siadam wygodnie na kanapie i biorę liść w palce. Chwilę mu się przyglądam, po czym wkładam między strony w książce.
Pierwszy dzień po urlopie nie jest moim wymarzonym. Mam już obsesję i niedługo zwariuję. Wszędzie go widzę, wszędzie słyszę. Bezszelestnie poruszam się po własnym mieszkaniu, nasłuchując czy nie ma go na klatce schodowej. Obłęd. Ubrana w czarne spodnie i czerwoną bluzkę z krótkim rękawem zjeżdżam windą i po wyjściu z klatki rozglądam się po okolicy. Wygląda na to, że go nie ma, jednak ja nadal nie mam pewności. Jadąc przez miasto, wcale nie jest lepiej. Mam wrażenie, że zaraz wyskoczy zza rogu. Patrzę w lusterka, czując go gdzieś w pobliżu i depczę w hamulec, słysząc gniecioną blachę. Zamykam oczy, domyślając się co zrobiłam i gaszę silnik. Szlag by to trafił. Z auta przede mną wyskakuje facet i dopada do moich drzwi. Zaskoczeni spoglądamy na siebie i, mimo że ja jestem śmiertelnie poważna, to on śmieje się prawie w głos.
-Trzeba było mówić, że mnie nie lubisz, a nie od razu mi wóz kasować!
-Grzegorz, wybacz! – Zaczynam płakać, a on kuca w otwartych drzwiach. – Zamyśliłam się.
-Spokojnie, nikt nie umarł. – Pociera moją rękę i sięga telefon.
Nie wiem czym się tak denerwuję, ale nie mogę dojść do siebie. Trzęsę się i Grzegorz już któryś raz z kolei proponuje mi leki uspokajające. Na szczęście nie ma potrzeby wzywać policji, więc jeden stres odchodzi. Pomoc drogowa zabiera nasze auta, a Grześ zaprasza mnie do taksówki.
-Powiesz w końcu co się dzieje? – pyta dość niespodziewanie.
-Nic.
-Rozumiem nerwy, ale ty się zachowujesz jakbyś dziecko przejechała.
-Bo to moja wina, zagapiłam się w lusterka.
-No dobra, mamy ubezpieczenie, nie ma co się przejmować. Ja cię do sądu nie podam, bo przegram. – Szturcha mnie w łokieć. – Weronika mówiła, że jesteś najlepsza w mieście.
-Kłamała – burczę, ukrywając śmiech. – Jestem najlepsza w Polsce. A tak naprawdę, to wcale nie jestem taka wybitna, mam szczęście.
-No na szczęśliwą to ty nie wyglądasz.
-Ty też nie za bardzo. – Patrzę na niego przenikliwie, w nadziei, że wspomni o zajściu z Weroniką.
Niestety, marszczy brwi i odwraca ode mnie twarz. Po ptakach, zdaje się. Szkoda, bo fajnie by im było razem. Przypominam sobie, że tak samo mówiłam o Michale i w myślach klepię się w czoło.
-Widziałaś się z Weroniką? – Jego pytanie jest jednocześnie spodziewane i niespodziewane. W sumie nie wiem co mam powiedzieć.
-No widziałam. – Kiwam głową.
-Wyrzuciła mnie z łóżka. – Po jego słowach zerkam na kierowcę.
-Słyszałam.
-Pochwaliła się?
-Raczej pożaliła. – Spoglądam na niego poważnie. – To nie tak, że ona cię wykorzystała.
-Właśnie to zrobiła.
-Ja pierdolę, czemu zawsze na mnie to spada? – Pytam sama siebie i spoglądam na uśmiechniętego Grześka.
-Bo jesteś adwokatem?
-A mogłam być prokuratorem – wzdycham ciężko. – Masz chwilę? Do pierwszego spotkania mam pół godziny, pogadamy w kancelarii?
-Jest o czym?
-Jest. – Kiwam głową, kiedy taksówka się zatrzymuje. – Dawaj panie ratownik.
W sekretariacie Natalia krzywo na mnie patrzy, bo nie tego klienta się spodziewała, ale grzecznie proszę ją o dwie kawy i zamykam się z Grzegorzem w gabinecie. Na początku nie jest skory do wyznań. To ja wywlekam historię jej życia, tłumacząc idiocie, że trafił na idiotkę. Co poradzić męskie ego już ucierpiało.
-A powiedz mi taką rzecz…– Siadam w końcu za biurkiem i upijam gorącą kawę. – Po co ty ją przeleciałeś? Dla zabawy? Dla satysfakcji?
Facet, chyba zaskoczony bezpośredniością pytania, patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami i chwilę nic nie mówi.
-Nie wiem – wypala w końcu.
-A. A dowiesz się tego w ciągu kwadransa?
-Oliwia czego ty oczekujesz? Wyznań?
-Oczekuję szczerości, bo jeśli ty chcesz tylko jej dokopać, to odpuść. Jeśli chcesz się dogadać, to chętnie ci pomogę.
-Lubię ją, to fajna dziewczyna. A wtedy…
-Wtedy co? – pytam, trochę go ponaglając, bo czas mi się kończy.
-Wtedy wszystko naraz się zbiegło. Dobry humor, alkohol, ta jej kiecka.
-Wiesz co, wyjdź. Wyjdź proszę, bo zaraz powiem o jedno słowo za dużo i będę tego żałować, a uwierz mi, mam na koncie sporo rzeczy, których zrobienia żałuję i nie musisz mi dokładać od siebie.
-To nie tak, że zależało mi na bzykaniu!
-Jeszcze słowo. – Z zamkniętymi oczami kręcę głową. – Zróbmy tak – odzywam się po chwili i podaję mu swoją wizytówkę – zadzwoń do mnie dziś wieczorem.
-Mi naprawdę zależało nie tylko na seksie.
-Wierzę, a teraz przepraszam, zaraz mam spotkanie.
Facet kiwa głowa i wstając, zabiera z blatu wizytówkę. Wiem, że zadzwoni. Widać po nim, że mu zależy, ale nie wie jak się za to zabrać. Świadomie też zgrywałam wkurzoną, żeby go trochę poruszyć. Teraz cały dzień będzie o niej myślał i będzie kombinował, a wieczorem zgodzi się na wszystko, co mu podpowiem.
Pierwsza klientka po urlopie, to roszczeniowa starsza pani, która chce się sądzić z córką o odszkodowanie za roztrwonienie jej pieniędzy. Czy mogło być lepiej już pierwszego dnia, nie mogło.
-Jak rozumiem – obracam w palcach długopis i czytam notatki – przekazała pani córce w darowiźnie dom na wsi.
-Tak – odpowiada zadowolona.
-Dom w dniu przekazania notarialnego był wyceniony przez rzeczoznawcę na trzysta tysięcy złotych.
-Tak.
-Do nieruchomości należy również działka o powierzchni trzech tysięcy metrów kwadratowych.
-Zgadza się.
-Pani córka zaraz po przejęciu nieruchomości, zrobiła tam gruntowny remont, zmieniła poszycie dachowe, założyła nową instalację elektryczną, wymieniła całą hydraulikę oraz centralne ogrzewanie, odnowiła elewację.
-No nie wiem czy tam to wszystko jest.
-Te wiadomości mam od pani, z córką jeszcze nie rozmawiałam. – Podnoszę na nią wzrok, a babka aż czerwienieje.
-No możliwe i co?
-Nie rozumiem z jakiego powodu żąda pani odszkodowania?
-Ten dom jest teraz wart dwa razy więcej!
-Tak. Córka z mężem włożyli w niego mnóstwo pracy, serca i pieniędzy. Mają prawo w nim mieszkać i go sprzedać z zyskiem. Oczywiście z zachowaniem wszelkich przepisów.
-Jak to mogą? – Podnosi się z krzesła i zaczyna krążyć po gabinecie. – Rozmawiałam z sąsiadką, jej syn ubezpiecza nieruchomości i on powiedział, że teraz ten dom jest warty ze czterysta tysięcy! – krzyczy, a ja przez szklane drzwi na korytarz dostrzegam Roberta.
-Bardzo możliwe – wracam do klientki – nie znam się na nieruchomościach, ale tłumaczę pani, że nie ma sposobu na wypłatę z tego tytułu odszkodowania.
-A wycofanie tej darowizny? – Szybko siada naprzeciwko mnie i szepcze jakby się ukrywała.
-Wycofanie darowizny również musi mieć wyraźne przesłanki. – Znów spoglądam na Roberta, który stoi oparty o ścianę i bezczelnie się gapi. – Nie można ot tak sobie zmienić zdania. Musiałoby dojść do sytuacji rażącej niewdzięczności.
-Tak! – wybucha. – Pasuje mi.
W wyobraźni morduję tę kobietę, ale do niej się słodko uśmiecham.
-Rażąca niewdzięczność, to nie jest to, co pani odczuwa. Musiałaby pani udowodnić, że córka miała zamiar lub już po odebraniu nieruchomości zaszkodziła pani w rażący sposób. Narażając pani zdrowie lub życie. Nic takiego się nie stało.
-Musi pani coś znaleźć! – Podpierając się na pięściach, podnosi się z fotela i w tym momencie wchodzi Robert.
-W czymś pomóc? – pyta, stojąc w drzwiach.
Obie spoglądamy w jego stronę. Nie odpowiadam, za to moja klientka łapie za torebkę i odpychając mojego kolegę po fachu, wybiega. Z głośnym wydechem opieram czoło o biurko i kilkukrotnie w nie uderzam.
-Aż tak? – Z czołem przyciśniętym do blatu słyszę jak siada.
-Mogłam być przedszkolanką, pielęgniarką czy śmieciarzem. Po co mi była adwokatura?
-Bo masz dobre serduszko i chcesz pomagać innym?
-A ty już po kielichu? – Podnoszę głowę i zaczynam się śmiać. – Nie wiem co baba sobie wyobrażała.
-Chcesz kawy? - pyta zupełnie nie jak on.
-Nie, jeszcze mam, poza tym i tak mi ciśnienie podniosła. - Myślałam, że od razu wyjdzie, ale siedzi i się na mnie patrzy. – Brudna jestem?
-Nie. – Opuszcza wzrok. – Co robisz w piątek wieczorem?
-Boże, jeszcze nie ma poniedziałku w południe. – Śmieję się i zerkam w otwarty kalendarz. – Nie mam planów, a coś się stało?
-Mam dwa bilety do teatru, myślałem, że może będziesz chciała pójść.
-Do teatru? – Bezwładnie opadam na oparcie fotela i zaplatam ręce na piersiach. – A co ty chory jesteś?
-Dostałem od klienta. Szkoda, żeby się zmarnowały, bo to premiera.
-Nie mów, że na „Sen nocy letniej”! – Otwieram usta, kiedy przytakuje. – Żartujesz? Na to nie ma biletów od pół roku!
-To na pewno ktoś się na nie skusi – burczy obojętnie i wstaje do drzwi.
-Zaraz! – wołam, zanim wyjdzie. – No przecież mówię, że w piątek wieczorem nie mam planów.
-Dasz się zaprosić? – Widzę jak powstrzymuje śmiech.
-Ale bez podtekstów – upewniam się. – Spektakl i tyle.
-Spektakl i kolacja.
-Kolacja też bez podtekstów. – Wskazuję go palcem.
-W takim razie jesteśmy umówieni. – Mruga do mnie okiem po czym wychodzi.
Co ja robię, przecież on nie umie niczego zrobić bezinteresownie. Na bank ma już w zanadrzu jakąś ciekawą sprawę, którą chce mi wcisnąć, bo jest pewnie nie do wygrania, a on nie chce tracić miejsca na podium skutecznych adwokatów. Trudno, za premierę to warto przeboleć.
Wracam do pracy i zanim przyjdzie kolejny klient, sprawdzam co za sprawa mnie czeka. Tym razem nie jest najgorzej. Co prawda sprawa rozwodowa, ale bez orzekania i ludzie są tak dogadani, że sam rozwód będzie tylko formalnością.
W przerwach między spotkaniami rozmawiam z Weroniką. Nie przyznałam się, że miałam bliskie spotkanie z Grzegorzem i próbuję wybadać grunt. Na starość swatką zostałam. Niestety, dziewczyna unika wszelkich odpowiedzi, nawet nie wiem czy się w ogóle dziś widzieli. Nie pozostało mi nic innego, jak czekać na telefon Grześka.
Z kancelarii wychodzę o osiemnastej. Jestem zmęczona, ale i zadowolona z dnia, no może poza porannym dzwonem. Zaskoczona spoglądam na wychodzącego razem ze mną Roberta i nie wiem dlaczego, sama zaczynam gadkę.
-Nie wiedziałam, że umiesz tak długo tu wytrzymać.
-Z tobą skarbie, to ja mógłbym o wiele dłużej. – Szczerzy się palant.
-O jaki ty miły jesteś.
-Dla ciebie zawsze. – Z szerokim uśmiechem otwiera mi drzwi na zewnątrz. Automatycznie rozglądam się wokoło, szukając wiadomo kogo i z ulgą stwierdzam, że go nie ma.
Robert gada coś o sprawie jakiejś spółki, ale mnie to nie obchodzi. Jak nieprzytomna idę obok niego w stronę zaparkowanej taksówki i mam wrażenie, że jestem obserwowana.
-Ola nie słuchasz mnie. – Facet łapie mnie za łokieć i zatrzymuje.
-Co? – Otwieram szerzej oczy. – Słucham, słucham tylko.
-Dziewczyno co z tobą?
-Nic. – opuszczam wzrok.
-Jakie miałaś ostatnio sprawy? – pyta poważniej niż zawsze i nie zastanawiając się nad jego pytaniem, zaczynam sobie przypominać klientów.
-Parę rozwodów, niezapłacony mandat, demolka w restauracji… nie wiem.
-Ktoś może ci grozić?
-Co? Nie no skąd! – Dopiero teraz łapię, o co mu chodzi. – Nie miałam niczego, o co mogłabym się teraz martwić. Żadnych niebezpiecznych… - zawieszam na chwilę głos – typów.
Naszą rozmowę przerywa dzwonek mojego telefonu i od razu wyjmuję go z torebki. Zaskoczona patrzę na nieznany numer i odbieram.
-Oliwia? Grzesiek. – Słyszę głos i lekko się uśmiecham.
-Dobrze, że dzwonisz.
-Spotkajmy się zaraz, co? – Jego głos jest dziwnie szorstki. Zgadzam się na spotkanie i wrzucam telefon do torebki.
-Muszę jechać, mam nieplanowe spotkanie z klientem. – Tłumaczę się.
-Z klientem przeszłaś na ty?
-Spostrzegawczy jesteś – burczę. – Robiłam z nim wiele ciekawsze rzeczy, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. – Mrugam okiem i podchodzę do drzwi taksówki.
Wiem, że tym ostatnim dałam mu tylko pole do popisu i przytyków, ale dziś nie mam do tego nerwów. Wysiadam na ruchliwej ulicy w centrum i od razu dostrzegam siedzącego przy oknie kawiarni faceta.
-No wal. – Odkładam torbę na krzesełko obok siebie.
-Nie gada ze mną, nie odbiera telefonu, nie odpisuje.
-To dziwne? – pytam zaskoczona i odwracam głowę do kelnerki. – Dużą z mlekiem i jakieś ciasto z kremem. Grześ, ja nie wiem jakie ty masz doświadczenia z kobietami - zaczynam mówić, kiedy kelnerka odchodzi – ale to tak nie działa, że ty pójdziesz i już. Cierpliwości. Pytanie moje jest niezmienne, czego- ty- od niej- chcesz?
-Niczego! – Podnosi głos i rozgląda po knajpie.
-Jak niczego, to po chuja mi dupę zawracasz? – szepczę, pochylając się do przodu. – Zostaw ją, ona i bez ciebie ma już psyche zoraną, a przed nią jeszcze sprawa rozwodowa, na której będzie musiała opowiadać jak to między nimi było i dlaczego tego rozwodu żąda. Ona jest słabsza psychicznie, niż może się wydawać, rozdrapuje po sto razy każdą ranę i cierpi znowu i znowu, i znowu, do obłędu rozumiesz? To nie zimna suka, jak ja, która się otrzepie i pójdzie dalej, ona sama siebie będzie zamęczać.
-To co ja mam zrobić? – pyta szeptem. – Zależy mi na niej.
-Na niej jako kim? – pytam już spokojnie i biorę kęs ciasta, rzeczywiście pyszne. – Koleżance z pracy, z którą od czasu do czasu pójdziesz na piwo, koleżance, którą od czasu do czasu bzykniesz, bo czemu nie, skoro oboje macie na to chęć, czy na niej, jako kobiecie, tej takiej prawdziwej, do której się wraca po ciężkim dniu, kładzie się jej głowę na kolanach i wysłuchuje jej planów na kolejny remont?
-Nie zakochałem się w niej, jeśli o to pytasz. Ja jej prawie nie znam. Fakt, widujemy się często, ale to niczego nie zmienia. Nie wiem co lubi, jakie ma marzenia i czy na coś się leczy.
-Ale wiesz jak zrobić jej dobrze – wypalam, a facet zwiesza głowę. – Chwaliła się. Ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, czy ty chcesz poznać te jej marzenia i plany na życie. Bo jeśli chcesz ją zaliczać jak dołki w golfie, to ostrzegam, że znajdę coś, za co cię posadzą. Ty na chwilę sprawiłeś, że zapomniała o bożym świecie i przyznaję, że zjebała to koncertowo jak nigdy nic i masz prawo czuć się urażony, ale skoro już zdobyłeś się na szlachetny gest chęci pogadania z nią, to na miły Bóg, określ się jakoś.
-Serio jesteś dobrym adwokatem. – Patrzy na mnie trochę nieprzytomnie.
-Bo?
-Bo w ciągu kilku minut rozmowy dowiedziałem się, że ją kocham, chcę się z nią ożenić i mieć dzieci. Wręcz marzę o jej gderaniu i już nawet wiem, na jaki kolor przemalujemy sypialnię.
-Gratuluję.
-Serio, mówisz tak przekonująco, że sam w to uwierzyłem. – Potrząsa lekko głową. – A tak na poważnie. Ta noc była udana, naprawdę nie żałuję. Chciałem tego i chciałem jej. Ale nie zdziw się, że mnie dotknęło jak najpierw zapomniała jak mam na imię, a później kazała wyjść. Kto tu do cholery kogo zaliczył, co? – Facet mówi na głos i ludzie zaczynają się na nas gapić.
-Ona nie chce tego kończyć – mówiąc to, patrzę w jego zielone oczy. – Zacznijcie od nowa, jeśli tego chcecie lub nie zaczynajcie, ale nie miejcie do siebie żalu, bo to do niczego nie doprowadzi. Najgorsze co można zrobić sobie nawzajem nie tylko w związku, ale i w zwykłej znajomości, to chować urazę tak dla zasady. Nikt nie każe wam się spotykać i wiązać. Dajcie sobie pół godziny na rozmowę.
-Przekonasz ją, żeby ze mną pogadała? – Tym razem jego głos nerwowo drży i już wiem, że to będzie fajna para.
-Jasne. – Z uśmiechem zabieram torebkę i wstaję.
Grzegorz robi to samo i zamiast podać mi dłoń, po prostu mnie obejmuje i stoi tak ze mną. Dziwnie się czuję, ale to nawet przyjemne. Na koniec całuje mnie w skroń i razem wychodzimy z knajpki.
-Odprowadzić cię? – pyta z uśmiechem.
-Nie dzięki, mam taksówkę. – Głową wskazuję na kilka aut stojących w zatoczce i idę w tamta stronę. Kiedy otwieram drzwi najbliżej stojącego auta, z cienia wyłania się wysoka postać. Podskakuję i zaniepokojona spoglądam w twarz Łukasza. Od razu widzę, że jest zły, no proszę, a on czemu?
-Szybko się pocieszyłaś – odzywa się nagle.
-Pocieszyłam? Po czym?
-No tak – wzdycha i nie spuszcza ze mnie wzroku. – Mogłem się spodziewać.
-Opowiedzieć ci bajkę? – pytam i krzyżuję ręce na piersiach. – Pewnego dnia, piękny królewicz powiedział swojej królewnie, że jedzie bić się ze smokiem. Że bardzo mu na niej zależy i robi to też dla niej, że pokona bestię i wróci, by móc wziąć ją w ramiona w bezpiecznym zamku. Królewna na pożegnanie pomachała mu chusteczką i obiecała czekać tyle, ile królewicz jej przykazał. Czekała tydzień, drugi, trzeci, czekała dokładnie miesiąc, tak jak obiecała. Królewicz nie dał znaku życia i nie wiedziała gdzie go szukać. Postanowiła więc pójść do zamku królewicza i napotkawszy tam jego służkę – podkreślam to słowo – próbowała się czegoś dowiedzieć. Wierna służka nie zdradziła, że królewicz donikąd nie pojechał i przez ten czas ją posuwał. Królewna przez miesiąc każdego dnia modliła się, żeby on wrócił do domu zdrowy, a on w tym czasie klęczał między nogami kochanki. Jaki z tej bajki jest morał? Ano taki, że ufność to bzdura. Królewicz mógł powiedzieć od razu, że to wszystko wymyślił, ale wolał zniknąć z życia królewny w chwale jako nieustraszony rycerz. Niestety nie przewidział, że królewna nie jest pustą lalką, którą można się bawić. Dlatego królewicz wraca teraz do służki, bo pewnie czeka już z kolacją, a królewna wraca do swojego zamku.
Nie czekając co powie, wsiadam do taksówki i od razu każę kierowcy ruszyć z miejsca.

CZYTASZ
Niebezpieczny klient [Zakończona]
RomansaOna, zimna i oschła pani adwokat. On, osiedlowy chuligan. Czy dwa silne i przy okazji bardzo różne charaktery będą mogły się dogadać? Czy ta znajomość ma szansę na przetrwanie?