Rozdział 2

552 60 16
                                    

Łukasz

Patrzę na idącą w stronę drzwi dziewczynę, a mój wzrok bezwiednie opada na jej zgrabny tyłek. Niezła jest, choć trochę dla mnie za stara. Sam nie wiem, czy chcę, żeby to właśnie ona mnie broniła, ale z drugiej strony…
-Poczekaj!- odzywam się, kiedy jest już przy wyjściu i mrużę oczy, jak z lekceważeniem się do mnie odwraca. – Zgadzam się na współpracę.
Jej szpilki głośno stukają o posadzkę, a mnie ten dźwięk pierwszy raz nie irytuje a nakręca. Rzuca dokumenty na stolik i rozsiada się naprzeciwko mnie. Bez słowa patrzy mi w oczy jakby chciała, żebym sam się domyślił czego ode mnie. Ma wielkie, niebieskie oczy otoczone długimi, czarnymi rzęsami.
-Nie gap się, tylko mów- odzywa się nagle, a ja się orientuję, że lampię się na nią z rozdziawioną japą jak jakiś kretyn.
-Co mam mówić?
-Chłopie, nazwiska świadków – podnosi głos, który pięknie odbija się echem od pustych ścian. – Muszę mieć jakieś dowody, zeznania, cokolwiek.
-Tak, sorry… - jąkam się, ale ona jakoś dziwnie na mnie działa.
Przysuwam do siebie kartkę i piszę kilka nazwisk, mam nadzieję, że nie uda jej się załatwić tego zbyt szybko, bo serio chętnie bym sobie z nią jeszcze ponegocjował. Podaję jej papier, a kiedy chce go chwycić, przesuwam go znów do siebie. Laska się wkurza, ale do twarzy jej z tym. Podpuszczam ją jeszcze kilka razy, aż w końcu na siłę wyrywa mi papier z ręki. Delikatnie zagryza wargę, kiedy czyta nazwiska z listy i robi to w taki sposób, że czuję jak moje tętno przyspiesza, serio? Dziewczyna jest wyniosła i na twarzy ma wypisane jak głęboko mnie ma, a jednak na mnie działa. Sam do siebie się śmieję, ale szybko dostrzegam, że pani adwokat wcale nie jest do śmiechu. Zaplata ręce na piersiach i wbija we mnie lodowaty wzrok, pełen jakiejś takiej pogardy.
-Chce pan coś dodać?
-Nie lubi mnie pani co? - Unoszę jedną brew, a dziewczyna ucieka wzrokiem.
-Nie jestem tu od lubienia ani do lubienia, mam panu pomóc i nie będę udawać, że robię to z własnej chęci i z radością.
-Mało profesjonalne podejście. – Szczerzę się głupio i bawi mnie jak na to reaguje.
-Nie będę dyskutować o moim profesjonalizmie z bandytą.
-Nie pani jest od ferowania wyroków, nie zna mnie pani i nic pani o mnie nie wie. – Zaczynam się spinać.
-I bardzo dobrze. – Zaskoczony patrzę jak wstaje od stolika. – Jutro przyjadę ustalić z panem linię obrony, żegnam.
Nie odzywam się, wpatruję się w jej lekko kołyszące ciało i wkurwiam się sam na siebie, mogłem trzymać język za zębami i pogadać sobie z uroczą panią Oliwią.
Podnoszę dupę z krzesła na widok strażnika i odwracam się plecami, żeby założył mi kajdanki. Nie wiem po co mi one, bo i tak nie mam zamiaru uciekać. Facet bez słowa prowadzi mnie korytarzem  i zatrzymujemy się przy dyżurce. Strażnicy zaczynają o czymś gadać, ale ja mam to w dupie. Niestety, kiedy kolejny raz przewija się w rozmowie nazwisko pani adwokat, zaczynam się przysłuchiwać i powoli tracę cierpliwość. Mają kutasy szczęście, że mam ręce skute za plecami, bo już obaj by zebrali.
-Możemy już iść? - pytam strażnika, ale zamiast odpowiedzi widzę tylko jego uśmiechnięty ryj.
-Dokąd tak pilno? Nikt na ciebie nie czeka.- Szczerzy się, a ja powoli przestaję nad sobą panować. – Nie chcesz posłuchać legend o twojej obrończyni?
-Nie – warczę już trochę groźniej, bo serio nie mam ochoty na takie teksty.
-Może ci się to kiedyś przydać, podobno wcale nie jest taka niedostępna na jaką wygląda.
-Zamknij mordę. – Podchodzę bliżej strażnika i wbijam  niego wzrok.
-Nowicki nie skacz, bo cię panna Krzewska nie wybroni.
-Ty mnie straszysz?
-Cofnij się. – Patrzę jak kładzie dłoń na kaburze i śmiech mnie mało nie rozsadzi.
-No zastrzel mnie, na co czekasz?
Chwilę walczymy na spojrzenia, aż w końcu facet jedynym ruchem odwraca mnie tyłem do siebie i popycha mnie w stronę celi. Kiedy jesteśmy już przy drzwiach, dociska mnie twarzą do ściany i wykręca ręce, że aż chrupią mi stawy, fiut złamany.
-Nie rzucaj się Nowicki! Ta panna nie poleci na twoje słodkie oczka, to towar z wyższej półki, nie da dupy takiemu czemuś jak ty.
No i tracę cierpliwość do szanownego pana strażnika. Szybkim ruchem obracam się przodem do niego i głową walę w jego parszywy ryj. Facet odskakuje i zalewa się krwią z nosa, a ja w tym czasie przekładam skute ręce pod nogami. Kajdanki wrzynają mi się w skórę, ale adrenalina robi swoje i prawie tego nie czuję. Dopadam do faceta i popycham go na ścianę. Zaczyna się bronić, ale mnie to tylko podkręca. Opieram dłonie po obu stronach jego gardła, opierając łańcuch kajdanek na krtani.
-No i co? - warczę tuż przed jego twarzą. – Bez kolegów nie jesteś już taki dzielny bohater?
-Puść mnie skurwielu, pożałujesz! – sapie, nie mogąc złapać oddechu.
-Zobaczymy kto pierwszy będzie żałował. - Uderzam go czołem w twarz i słucham głośnych jęków, aż dziwne, że jeszcze nikt nie przyszedł na ratunek.
Poluźniam uścisk na jego szyi i patrzę jak osuwa się na podłogę. Widzę, że ma dość, ale złamas zaczyna coś jeszcze sapać. Kucam przy nim i łapię za szczękę, podciągając jego twarz.
-Coś jeszcze? - Patrzę jak krew płynie z jego rozciętej wargi.
-Doigrałeś się gnoju. – Śmieje się, a ja uderzam go pięścią w twarz.
Facet pada bezwładnie na podłogę, a ja klękam nad nim i pastwię się ile zdążę, bo z korytarza słyszę już krzyki strażników. Walę już na oślep i nie pozwalam się od niego oderwać. Sam nie wiem, czemu aż tak bardzo zareagowałem i nie myślę o tym długo, dostaję kolanem w nerkę i dwóch ludzi dociska mnie do podłogi. Staram się wyszarpnąć, ale nie bardzo mi to wychodzi, bo jeden z facetów gniecie mnie kolanem w kręgosłup.
-Warto było? - Strażnik kuca przed moją twarzą.
-Warto – dyszę, nie mogąc złapać tchu.
-Gratuluję, to teraz się pilnuj. – Klepie mnie w tył głowy i odchodzi, a dwóch innych idiotów dźwiga mnie z podłogi.
Bez słowa wpychają mnie do celi i zamykają drzwi. Wiem, przegiąłem, ale serio nie dałem rady się powstrzymać. Teraz dostanę dokładkę za pobicie funkcjonariusza na służbie, zajebiście, pani adwokat na pewno bardzo się ucieszy. Kładę się na pryczy i patrzę w sufit. Dziwnie się czuję, jakbym nie był w celi sam, rozglądam się wokoło, ale są tu tylko puste ściany, zamykam oczy i widzę błękitne tęczówki mojej pani mecenas. W życiu nie widziałem takich oczu, w ogóle ta dziewczyna jest inna, zimna i oschła, ale wydaje mi się, że to tylko skorupa, pod którą kryje się delikatna istotka potrzebująca przytulenia. Śmieję się sam z siebie, że w ogóle tak o niej myślę. Laska mnie nie znosi, a będzie musiała spędzić ze mną trochę czasu. Może się nie pozabijamy, chociaż nie powiem, z chęcią bym z nią powalczył.
Przez sen słyszę tłumiony hałas i podrywam się na łóżku. Zanim zareaguję, dostaje cios w głowę i padam na podłogę, kutas przyszedł się zemścić. Otrząsam się i, udając, że nie mogę wstać, liczę, że podejdzie bliżej. Nie czekam długo. Facet kuca przy mojej twarzy, a ja jednym ruchem podcinam mu nogi i siadam na jego klatce, próbuje mnie z siebie zrzucić, ale za cienki jest, kurwa skąd oni tych strażników biorą, chyba z łapanki. Walę gościa w ryj aż łeb mu odskakuje i zaciskam dłoń na jego krtani. Odruchowo chwyta mój nadgarstek i stara się oderwać mnie od siebie, idiota. Bez grama litości i wiedząc, w jakie kłopoty się pakuję, patrzę jak zaciska powieki, a jego twarz przybiera bordowy kolor, zdychaj kutasie!
Czuję nagły ból pleców i odruchowo poluźniam uścisk. Dwóch facetów odrywa mnie od prawie nieprzytomnego gościa i przypiera mnie do ściany. Wyrywam się, ale to bez sensu, jest ich zbyt wielu. Dwóch nadal mnie trzyma, a trzeci uderza pięścią w brzuch. Napinam mięśnie, żeby jak najmniej bolało i zaciskam zęby przed kolejnym ciosem. Facet nie odpuszcza i wali bez żadnego wytchnienia.
-Czekaj! - Słyszę ochrypnięty głos z głębi celi i spoglądam na słaniającego się strażnika.
Facet wolnym krokiem podchodzi bliżej i staje ze mną twarzą w twarz, chociaż to, co ma teraz na ryju nie przypomina twarzy.
-No i co młody? - charczy w moją stronę.
-Nic stary – odpowiadam i dostaję w twarz. – Taki odważny jesteś z kolegami? Może spróbujemy się sam na sam co?
Kolejna pięść ląduje na mojej szczęce, już też pewnie za dobrze nie wyglądam. Tym razem facet już się nie odzywa, powoli podciąga rękawy munduru i zaczyna się nade mną pastwić. Dopóki wali w brzuch, to jestem w stanie to znieść, ale kiedy kolejny raz dostaję w żebra, to przestaje być zabawnie. Nie mogę już oddychać, a każde kolejne uderzenie jest coraz gorsze.  Facet wyżywa się na mnie i wcale mu się nie dziwię, bo narobiłem mu wstydu przed kolegami, tego się nie wybacza.
Nie mam już siły, w uszach słyszę nieprzyjemny szum, a kolejne uderzenia czuję na głowie, już po mnie…
Zanim otworzę oczy czuję szczypanie pod powiekami i ból chyba całego ciała, zajebiście, a dziś ma przyjść śliczna pani mecenas, ciekawe co powie na mój widok.
Nie mam siły nawet myśleć, słyszę gdzieś w tle zgrzyt zamka i niechętnie podnoszę obolałe powieki.
-Nowicki widzenie – facet drze ryja na całe gardło, jakbym był przygłuchy.
Przyciskam dłonie do twarzy i staram się jakoś otrzeźwić, zebrałem łomot, że hej. Powoli staję na nogi i staram się iść w miarę prosto, co uniemożliwia ból żeber. Facet bez żadnej litości wykręca mi ręce na plecy i skuwa kajdankami, debil nie widzi, że ledwo idę, nawet siły nie mam myśleć o ucieczce. Prowadzi mnie korytarzem do sali przesłuchań i otwiera drzwi. Morda sama mi się uśmiecha na widok mojego gościa, dziewczyna siedzi plecami do drzwi, dziś ma na sobie spódnicę, która świetnie eksponuje jej zgrabne nogi. Laska poprawia się na krześle, a widok jej kształtnej pupy wywołuje w moim żołądku przyjemne pieczenie. Tym razem bez interwencji pani mecenas strażnik zdejmuje mi kajdanki i swobodnie siadam przy stoliku.
-Co to ma być kurwa? - dziewczyna odzywa się nagle i trochę zaskakuje mnie jej słownictwo.
-Dzień dobry. – Uśmiecham się szeroko. – Nie mnie się pani spodziewała?
-Pana do cholery, pana, ale nie w takim wydaniu! - podnosi głos, a ja mrużę oczy z bólu. – Zderzył pan się z czołgiem?
-Noo – kiwam głową na boki – z dwoma… a może z pięcioma, nie pamiętam, ciemno było.
Laska zrezygnowana przewraca oczami i robi to tak słodko, że sam się śmieję. Po chwili patrzenia mi w oczy pochyla się do przodu, pokazując tym samym trochę więcej seksownego dekoltu.
-Współwięźniowie czy strażnicy? – szepcze, a dźwięk jej głosu czuję w spodniach, co ona ze mną wyprawia?
-A to jest różnica? - Wyszczerzam się i wbijam w nią wzrok, ładna jest cholera i to wszystko komplikuje.
-Znów jakiś pedał pana zmacał?
-Broniłem honoru kobiety – warczę poważnie.
-Uuu, no proszę. – Zaplata ręce na piersiach i opiera się mocno o  krzesło. – Nie spodziewałam się po panu takiego poświęcenia, no średniowieczny rycerz mi się trafił. – Z uśmiechem unosi kącik ust i głośno nim cmoka . Boli?
Kręcę nieznacznie głową, na co ona szeroko otwiera oczy.
-Boli? - powtarza pytanie i wbija we mnie lodowate spojrzenie.
-Boli – odpowiadam, choć nie bardzo wiem, po co jej ta wiedza.
Pani mecenas kiwa głową i spogląda w szybę na ścianie, doskonale wiem, że słuchają o czym gadamy. Nie mija nawet minuta, jak drzwi z hukiem się otwierają i staje w nich strażnik.
-Zabrać go? - odzywa się, a moja pani adwokat robi minę tak groźną, że sam wierzę, że jest zła.
-Czy pan Nowicki został przebadany przez lekarza?
-Nic mu nie jest. – Facet krzywi się, powstrzymując śmiech.
-O, a pan jest lekarzem? – wstaje z krzesła i opiera się pośladkami o stolik, teraz to nie wiem czy patrzeć na jej tyłek, czy na strażnika. - Na jakiej podstawie stwierdza pan zdolność do odbywania kary w areszcie bez uprawnień medycznych? - Imponuje mi dziewczyna, opieram się wygodnie o krzesło i słucham dalej. – Proszę wezwać naczelnika! - wręcz rozkazuje i siada, seksownie zakładając nogę na nogę.
-Nie ma naczelnika.
-To zastępcę.
-Również nie ma.
-To kurwa kogoś najwyższego stanowiskiem lepiej?
Facet wkurwiony do granic wychodzi z sali, a moja pani mecenas podnosi się z krzesła, szkoda, mógłbym sobie jeszcze na nią popatrzeć.
-Czekam przy wyjściu – rzuca jakby od niechcenia i wychodzi, a ja siedzę jak jakaś ofiara losu.
Kurwa, co się ze mną dzieje? Laska mówi mi co mam robić, a ja lecę z wywieszonym jęzorem jak szczeniak. No nic nie poradzę, że ta dziewczyna jakoś wbiła mi się w banię i nawet nie chcąc, robi ze mną co chce. Nawet kiedy mnie lekceważy, to mnie to kręci. Pocieram dłońmi twarz, jakbym chciał się pozbyć myśli o niej.
Nie czekam długo na strażnika, facet otwiera drzwi i skinięciem głowy każe m wyjść z sali. Odprowadza mnie do wyjścia i zatrzymujemy się przy wysokiej ladzie. Patrzę przez szybę jak pani mecenas rozmawia przez telefon i uśmiecham się na jej widok, ewidentnie z kimś się kłóci, bo krzyczy i macha rękami. Facet podaje mi dokumenty potwierdzające zwrot prywatnych rzeczy odebranych mi podczas aresztowania i kilka innych papierów koniecznych do zwolnienia warunkowego ze względów zdrowotnych, a kątem oka już widzę podjeżdżającą pod drzwi sukę.
-Gotowy? - odwracam się na dźwięk miłego, damskiego głosu.
-Na panią zawsze. – Staram się uśmiechnąć, ale szczęka mnie coś dziwnie boli, ciekawe czemu…
-Niech się pan nie wysila – mruczy i spogląda na zegarek na nadgarstku. – Odwiozą pana do szpitala na Pradze, lekarz jest już poinformowany.
-Zostawi mnie pani samego?
-Duży z pana chłopiec – mówi obojętnie i nawet na mnie nie patrzy - tylko tym razem bez wybryków, prokurator i tak mi po głowie jeździ za to zwolnienie. Niech pan nawet nie pyta, co musiałam zrobić, żeby panu to załatwić.
Kurwa, staram się śmiać, ale roznoszą mnie nerwy na samo wyobrażenie jej negocjacji z panem jebanym prokuratorem. Zagryzam lekko wargę i spoglądam jej w oczy, jest wciąż tak samo zimna i bez uczuć i, choć wydaje się spokojna, to widać, że coś ją denerwuje, pewnie ja.
Strażnik szarpie mnie za rękę i wyprowadza na zewnątrz, gorące powietrze uderza mnie w twarz i mrużę oczy od rażącego słońca. Zanim wsiądę do więźniarki, spoglądam jak Krzewska z telefonem przy uchu stoi przy swoim aucie, opiera dłoń o dach i na kogoś krzyczy, ma charakter dziewczyna, stoi na krawężniku lekko pochylona do przodu, przez co jej tyłek jest trochę wypięty, a w tej pozycji prezentuje się jeszcze lepiej niż normalnie. To stanowczo nie był dobry pomysł, żeby mnie broniła…

Niebezpieczny klient [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz