Rozdział 41
Łukasz
Od powrotu ze Szczecina jestem chodzącą furią. Rozpieprzam wszystko i nawet kilku chłopaków ode mnie zebrało. Ja ją znajdę, choćbym miał zabijać po kolei każdego na swojej drodze, to w końcu do niej dotrę. Wiem, że mnie kocha, widziałem to w jej oczach, kiedy na mnie patrzyła podczas ostatniej rozmowy u Wery. Słyszałem w jej głosie, jak bardzo jest nieszczęśliwa i jak bardzo mi już nie ufa. Przejebałem od góry do dołu i nie mogę się dziwić, że nie chce mnie widzieć, a jednak mam pewność, że to tylko chwilowe załamanie. Ona musi wrócić.
Zatrzymuję się pod domem Rudego i zanim wyjdę, próbuję przestawić się na tryb pracy. Tu nie mogę pozwolić sobie na błąd, bo nie będzie miał kto o nią zabiegać. Energicznie pocieram twarz i głowę, i w końcu wysiadam. Nie przeszkadza mi deszcz i zanim wejdę do domu, spoglądam w granatowe niebo.
-Szukasz tam czegoś? – Słyszę wołanie i odwracam wzrok w stronę chmury papierosowego dymu.
-No, można tak powiedzieć – burcząc pod nosem, wyjmuję kluczyki z kieszeni.
-Zostaw, nikt ci go nie ukradnie.
Kiedy znajdujemy się już w środku, zdejmuję przemoczoną kurtkę i czekam na kolejne rozkazy, bo wierzyć mi się nie chce, że zaprosił mnie tu na kawę. Niestety, facet milczy, a ja żałuję każdej spędzonej tu minuty. W końcu zjeżdżają się inni i zaczynamy obrady. Właściwie to oni zaczynają, bo ja bujam w obłokach.
-Nowy skup się! – Rafał uderza pięścią w stół, aż papiery podskakują. – Co ty taki nieprzytomny?
-Nie, nic. Mamy kogoś znajomego w Oslo?
-Gdzie? - Facet wybałusza na mnie swoje płowe oczy.
-W Norwegii!
-Kurwa, wiem gdzie jest Oslo!
-To po chuj pytasz?! – drę się sam nie wiem po co. Facet zamiast mi odpowiedzieć, rzuca we mnie paczką fajek i chyba dobrze, bo w końcu przytomnieję. – Potrzebuję kogoś znaleźć. Podobno jest w Oslo.
-Podobno? – Rudy siada za stołem i upija alkohol ze szklanki.
-Tak mówi, ale czy to prawda… - Wzruszam ramionami i czekam co mi powie.
Rafał przez chwilę patrzy mi prosto w oczy, po czym przenosi wzrok na towarzyszących nam facetów. Każdy tylko kręci głową.
-Dobra, tym zajmiemy się później. Najpierw to. – Rzuca plik kartek na środek stołu.
Dostaję swój zestaw i bezmyślnie się na niego gapię. Nawet nie wiem o co chodzi. Podpieram głowę na zgiętej w łokciu ręce i pusto patrzę w ogień w kominku. W dupie mam tę robot i może lepiej by było, gdybym na niej poległ. Kiwam głową, słysząc swoje nazwisko, ale nawet nie próbuję rejestrować przydzielonych mi zadań. Czekam, aż obrady się skończą i będę mógł wrócić do siebie.
Kiedy wszystko jest ustalone, chłopaki wychodzą, ale Rafał zatrzymuje mnie spojrzeniem. Wiem co chce powiedzieć i wiem, że ma rację.
-No mów. – Głową wskazuje mi skórzaną kanapę, na której siadam. – Krzewska ci uciekła?
-No.
-Dlaczego?
-A bo ja wiem?
-Wiesz, że ja się nie znam na kobietach – bardziej stwierdza niż pyta – a może właśnie dlatego, że mnie nie pociągają, wiem o nich więcej, niż typowe samce, które widzą w nich tylko ruchadła i nic więcej.
-Nie widziałem w niej ruchadła! – wydzieram się na niego i podnoszę dupę z kanapy, jednak facet dociska mnie do niej z powrotem.
-Tak? A kogo w niej widziałeś? Czym dla ciebie była? Nie odpowiadaj mi, sobie odpowiedz. Dbałeś o nią, czy o to, żeby od ciebie nie odeszła? Dawałeś jej rzeczy niezbędne, żeby była przy tobie szczęśliwa, czy tylko te potrzebne, żeby chciała z tobą być, byś ty był szczęśliwy? – Wkurwiam się na niego, bo uświadamia mi rzeczy, które nawet do głowy mi nie przyszły. – Wiesz dlaczego nie chcę się zakochać? Miłość to cholerny egoizm, człowiek oddaje siebie innej osobie, żeby tylko z nim była, bo martwi się o siebie i tu kończy się jego byt. I nawet, jeśli ten ktoś z nas zrezygnuje i ten byt nam odda, to nigdy w nienaruszonym stanie. Nie wrócicie do siebie, bo żadne z was już nie jest takie samo. Możecie spróbować zacząć na nowo, od pierwszego spotkania, ale to, co pamiętacie mocno was ograniczy. Pytanie tylko czy warto, ale to już nie do mnie. – Wzdycha i siada przy stole. – Poza tym nie wiesz, jaka akcja się szykuje, nie wiesz, co masz do roboty, z kim i kiedy. Martwisz mnie Nowicki.
-Dobra. – Daje mi w końcu dojść do słowa. – Tak w skrócie?
-Tak w skrócie, to jedź do domu, bo i tak się do niczego nie nadajesz. Tym razem ci odpuszczam, ale na następną masz być gotowy.
-Nie no spoko, pojadę!
-Nie pojedziesz.
-Pojadę!
-No ciekawe, skoro kurwa nie wiesz dokąd! – Na jego słowa milknę. – Weź zejdź mi z oczu, bo przestanę za chwilę być miły. Upij się, naćpaj czy co tam wolisz i ogarnij się, bo długo tak nie pociągniesz.
Wybiegam, trzaskając za sobą drzwiami i wsiadam do auta. Zanim ruszę, mielę kołami w błocie i dopiero po chwili samochód wyrywa do przodu. Nie wkurwiam się na niego, bo nie mam o co. To do siebie mam pretensje i o to, że obcy facet lepiej wie, czego potrzebowała moja kobieta. A ja jak ostatni debil myślałem, że seks załatwi wszystko. Skończony debil, bo mi samemu nie był potrzebny seks. Lubiłem leżeć z nią na kanapie, lubiłem drzemać obok niej, kiedy pracowała i odkopywać ją z papierów, kiedy przysnęła ze zmęczenia. Bliskość była dla mnie ważna i zamiast zrozumieć, że dla niej też, to zaciągałem ją do łóżka, w nadziei, że orgazmem załatam swoje własne braki.
Nagle zza zakrętu wybiegają mi sarny i automatycznie depczę hamulec. Niestety, śliska od deszczu nawierzchnia nie daje mi szans na wyprowadzenie wozu i odbijam się o przydrożne drzewo. Przez chwilę próbuję ogarnąć co się stało i pierwsze co czuję, to ból w ręce. Może gdybym zapiął pasy nie byłoby problemu. Staram się nią poruszyć, ale tylko bardziej boli. Ostrożnie wysiadam z auta i spoglądam karoserię. Na szczęście bok jest tylko wgnieciony i mogę jechać dalej. Tym razem sporo wolniej i ostrożniej. Z drogi dzwonię do Weroniki i cieszę się, że jeszcze nie skończyła dyżuru. Oczywiście nie może się obyć bez marudzenia i kazań, ale zgadza się na mnie poczekać. Zastaję ją już przy wejściu i kolejny raz wysłuchuję jej ględzenia.
-Jak Grzesiek znosi to twoje jęczenie? – pytam już trochę tym zmęczony.
-Lubi jak jęczę – odzywa się obojętnie i otwiera mi drzwi sali do badania rtg.
-I to ponoć my zawsze o jednym.
-My też, tylko ładniej ujmujemy to w słowa. – Mruga do mnie okiem i pomaga zdjąć koszulkę.
Po ustawianiu mnie w odpowiedniej pozycji do zrobienia zdjęcia, wychodzi i staje za niewielką szybą. Kilka sekund i mogę wyjść. Znów Weronika pomaga mi się ubrać i każe poczekać na korytarzu. Kiedy wraca, kręci tylko głową i wskazuje mi bez słowa korytarz. Dopiero na dole wyciąga do mnie dłoń.
-Kluczyki.
Oddaję je, bo nie mam zamiaru się z nią teraz kłócić. Odwozi mnie do siebie i od razu usadza na kanapie.
-Nie jest złamana – mówi, krzątając się po mieszkaniu. – Mocno stłuczona, przez kilka dni będziesz miał problem z poruszaniem ją, ale nic ci nie będzie. – Ustawia na stoliku przede mną pudełko z opatrunkami.
-Dzięki. – Łapię jej dłoń i szybko całuje.
Sprawnie jej to idzie, raz, dwa i jestem unieruchomiony. Po wszystkim Weronika stawia na stolik dzbanek z herbatą i kanapki.
-No mów – odzywa się po chwili patrzenia na mnie.
-Pojadę do Oslo.
-Po co?
-Po Olkę, muszę się z nią zobaczyć.
-Widziałeś się z nią.
-Skyp to nie to samo.
-Łukasz, nie gniewaj się, ale czy ty jesteś naprawdę takim idiotą, czy mózg ci się wyłączył? Przecież jej tam nie ma.
-Co? Gdzie jest?
-Tego nie wiem, ale na bank nie w Oslo! – Nie odzywam się i czekam, aż dokończy. – Specjalnie to powiedziała, żebyś wiedział, że jest poza twoim zasięgiem. A skoro tak, to niczego nie wskórasz. Ona chce być sama. Sama! Bez ciebie i beze mnie. Uwierz mi, znam ją. Gdyby chciała ci dokopać, to na twoich oczach wyszłaby za mąż, a nie chowała się w ciemnym kącie.
-Nie mogę tu siedzieć jak kołek, kiedy ona gdzieś tam jest!
-Czyli jesteś idiotą. Czy ty słyszysz co powiedziałam? Ona potrzebuje czasu, nie ciebie. To znaczy ciebie też, ale później. Daj jej samej dojść do tego, jak bardzo cię kocha, daj jej to zrozumieć. Jeśli teraz do niej pojedziesz i jakimś cudem do niej trafisz, to zniszczysz wszystko bezpowrotnie, ona ci tego nigdy nie wybaczy!
-Czego? Tego że za nią szaleję?
-Tego, że kolejny raz cię o coś poprosiła i kolejny raz tego nie uszanowałeś! – krzyczy na całe gardło. – Masz dwa wyjścia. Znajdziesz ją, pojedziesz do niej i stracisz ją już na zawsze albo poczekasz, aż ona sama wróci i będzie, być może, przy tobie szczęśliwa. Wybierz sam. – Odchodzi od stolika, a ja biorę głęboki i dziwnie bolesny oddech.
Nie czekam, aż Wera wróci. Zabieram z kanapy kurtkę i wychodzę z mieszkania. Nie wiem, które z nas ma rację, ale mam dziwne wrażenie, że nie znałem Oliwii dostatecznie dobrze, skoro wszyscy lepiej ode mnie wiedzą, co mam zrobić i z każdą chwilą utwierdzam się w tym, że jednak to oni mają rację.
CZYTASZ
Niebezpieczny klient [Zakończona]
RomanceOna, zimna i oschła pani adwokat. On, osiedlowy chuligan. Czy dwa silne i przy okazji bardzo różne charaktery będą mogły się dogadać? Czy ta znajomość ma szansę na przetrwanie?