Rozdział 28

300 46 10
                                    

Łukasz

Stoję nad grobem przykrytym stertą kwiatów i świadomie wystawiam się na strzał. Domyślam się, że to ja jestem celem, a Jacek zebrał po drodze, pewnie chroniąc moją dupę.
-Przepraszam cię stary. – Splatam przed sobą dłonie i patrzę na jego czarnobiałe zdjęcie. – Znów straciłem kogoś ważnego z własnej winy. Obiecuję, że tak tego nie zostawię i że nie zostawię Miśki. Mówiłem ci, że jest dla mnie jak siostra i teraz się nią zaopiekuję jak brat. Jak ty Jacuch. Nie będzie już starej ekipy. Bez ciebie to już nie to samo. Rozgonię chłopaków i zakończymy to raz na zawsze. Tak będzie najlepiej. Nikt z nas nie podejmie się zajęcia twojego miejsca. Trzymaj się i wybacz. – Uderzam dwa razy zaciśniętą dłonią w miejsce serca i odchodzę od grobu.
Parking przed cmentarzem opustoszał. Rozglądam się po sporym placu i wzrokiem napotykam jednego z kolegów. Od razu do mnie podchodzi.
-Czysto – odzywa się.
-Oj! – Z niedowierzaniem kręcę głową. – Ktoś był.
-Był, ale zmył się, zanim zareagowaliśmy.
-Zajebiście. – Pocieram tył głowy. – Podrzucisz mnie do domu?
-Nie jedziesz na stypę?
-Nie sądzę, żeby chcieli mnie oglądać.
-Wsiadaj. – Wskazuje głową drzwi czarnej beemki.
Przez drogę milczymy. Nie wiem jak on, ale ja ciągle uważam, że ktoś z nas sobie robi jaja, mało  śmieszne, ale coś nie gra. Gdzieś ucieka nam jeden szczegół. Jak zawsze ten najważniejszy. Pod garażem zastaję swoje auto i biegnę od razu do mieszkania. Pukam głośno i po chwili otwiera mi moja kobieta w czerni.
-Czemu otwierasz, zamiast najpierw upewnić się, że to ja? – Zaczynam od wyrzutu.
Oliwia, puka się najpierw w czoło, a potem w wizjer na drzwiach. Kurwa, z tego wszystkiego zapomniałem.
-Czemu kazałeś mi tu przyjechać? – pyta spokojnie i z kubkiem kawy rozsiada się na kanapie.
-Na cmentarzu był ktoś podejrzany – mówiąc to, ściągam koszulę i rzucam ją na krzesło przy stole. Powoli unoszę leżące na kanapie nogi Oli i siadam, kładąc je sobie na udach. Przymyka oczy, kiedy zaczynam masować jej stopy i serio podoba mi się takie życie.
-Skoro tak, to chyba właśnie nie powinnam tu być, tylko u siebie. Tu łatwo trafią.
-Tu są ludzie, którzy by cię ochronili. Trzymamy się razem, zawsze.
-Jasne. – Kiwa głową. – To dlaczego ciebie nie mogli chronić, tylko musiałeś się ukrywać, co?
-Bo moje życie nie jest tak ważne, żeby ryzykować ich życiem.
-A moje jest?
-Oleńko – pochylam się do niej i wyjmuję kubek z dłoni – nie ma dla mnie niczego ważniejszego od ciebie. 
-Gadaj se gadaj. –Marszczy słodko nos.
Patrząc w jej śliczne oczy, przysuwam się bliżej i zatrzymuję centymetr od jej twarzy. Czuję na sobie jej szybki oddechy, które z chwili na chwilę są bardziej nerwowe. Dotykam kącika jej ust, później drugiego. Rozchyla je, ale nie mam zamiaru jej ulegać. Muskam ostrożnie górną wargę, dolną i nie odrywając ust, przesuwam się na podbródek. Oliwia unosi lekko głowę, a moje usta przechodzą na pachnącą słodko szyję. Jej skóra jest aksamitnie gładka, a pulsująca tętnica rozpala moje zmysły. Sunę coraz niżej, a kiedy docieram do seksownego dekoltu oblizuję wargi. Nosem odsuwam kawałek sukienki i dotykam miękkiej piersi. Jej ciche westchnięcie jest dla mnie pozwoleniem na więcej. Całuję każdy kawałek skóry, dochodząc między piersi i głęboko zaciągam jej zapach. W końcu sama przyciska mnie do siebie i teraz tracę już hamulce. Obejmuję ją ramieniem i pociągam na siebie, sadzając ją sobie na kolanach. Uwodzicielsko zaczyna się o mnie ocierać, a jej falujące ciało uwalnia ze mnie czysty testosteron. Mruczy i pojękuje, a jej paznokcie rozkosznie drapią mój kark. Zaciskam palce na kształtnych pośladkach i przyciskam ją do siebie. Mam na nią ochotę i wiem, że ona też ma. Pieszczę jej smukłe ciało i zatrzymuję dłonie na piersiach. Gniotę je boleśnie, a Olka zaczyna przygryzać moje wargi. Nie wytrzymam dłużej. Sięgam dłonią niżej i wsuwam ją pod cienki materiał. Czekała na mnie, bo jest idealnie wilgotna. Pocieram ją najpierw przez bieliznę, ale szybko wciskam palce głębiej. Ola wypręża ciało, a jej długi oddech owiewa moje usta. Jest cholernie dobrze, a nasze skrzyżowane spojrzenia dodają ognia. Nie ma nic lepszego niż widok jej podniecenia. Z każdym ruchem przyspieszają jej oddechy, a usta ponętnie się rozchylają. Dołączam do zabawy kciuk, gniotący jej łechtaczkę, i to wystarczy, żeby odpłynęła. Odchyla mocno głowę, a palce zaciska na moich ramionach. Kołysze biodrami w rytm moich ruchów i idealnie zaciska się na moich palcach.
Słyszę pukanie do drzwi i natychmiast z niej wychodzę, kurwa ktoś ma wyczucie! Olka błyskawicznie ze mnie zeskakuje i poprawia sukienkę, po czym siada na kanapie, udając obojętność. Idąc do drzwi, wycieram mokrą dłoń o pozostawioną w kuchni koszulę. Za drzwiami spotykam Michalinę. Jest w ciężkiej żałobie i wygląda, jakby nie spała kilka nocy.
-Mogę? – Kiwa głową w stronę mieszkania i bez zastanowienia ją wpuszczam. – Nie będę przeszkadzać, chciałam ci to oddać. – Wyciąga do mnie dłoń z kopertą.
-Co to jest? – pytam, zanim to od niej wezmę.
-Wydrukowałam to, co się dało, zrób z tym co chcesz. – Jej głos jest cichy i przybity. – Ja odchodzę.
-Nie będziemy dalej działać. Rozmawiałem z chłopakami, że bez Jacka nie będziemy tego ciągnąć.
-Możecie. Nadajesz się na dowódcę. – Z czułością kładzie rękę na moim ramieniu. – Chłopaki wcale nie chcą rezygnować, zgodzili się, bo to zaproponowałeś. To też coś znaczy, słuchają cię i wierzą, że dasz radę to pociągnąć.
Ukradkiem spoglądam na Oliwię i sam nie wiem, jak powinienem się teraz zachować. Chciałbym dowodzić, to świetni ludzie gotowi na wszystko, ale obiecałem sobie, że zajmę się Oliwią. Widzę, że siedząca na kanapie dziewczyna nie jest zadowolona z mojego milczenia. Chciałaby, żebym zrezygnował, ale to właśnie jest moje życie. Przenoszę wzrok na wpatrzoną we mnie Miśkę i lekko kiwam głową.
-Obiecuję, że pomyślę. A co to dokładniej? – Wskazuję wzrokiem kopertę.
-Wyciągi bankowe, połączenia telefoniczne, rejestry lokalizacji samochodu. Może coś skojarzysz.
-A ty? – Biorę od niej kopertę, ale jej nie wypuszcza.
-Wracam do rodziców.
-Nie żartuj.
-Nic mnie tu nie trzyma. – Bez ukrywania spogląda na Oliwię. – Moje życie tutaj już nie istnieje, ale wy działajcie dalej. – Odwraca się do drzwi, ale ją zatrzymuję.
-Weź mnie nie zostawiaj – szepczę.
-Daj spokój. – Ociera szybko policzki. – Minie trochę czasu, zanim się spakuję, ale pewnie za dwa tygodnie się pożegnamy. – Wspina się na palce i szybko cmoka mój policzek.
Kiedy wychodzi, Oliwia odstawia kubek na szafkę i zaplatając ręce na piersiach, patrzy na mnie ni to zła, ni rozżalona. Nic nie mówię, przecież to bez znaczenia. Siadam przy stole i rozkładam papiery od Miśki. Sporo tego. Kiedy Olka siada naprzeciwko mnie, wyjmuję z szuflady kolorowe pisaki i kładę je między nami.
-Zaznaczaj powtarzające się numery – mówię i podaję jej kartki.
-Jasne, a mogę się przebrać? – Podnoszę na nią wzrok i szczerzę się na samo wspomnienie tego, co zostawiłem między jej nogami. – Idź ty erotomanie! Dasz mi jakąś koszulkę chociaż?
-A nie możesz bez?
-Nie mogę, bo długo nam się z tymi papierami zejdzie. – Mruga zalotnie okiem i kręcąc tyłkiem, idzie w stronę drzwi. Serio zaraz ją skrzywdzę. Kiedy jesteśmy już w sypialni, odwraca się do mnie plecami i zgrabnym ruchem zdejmuje z siebie sukienkę. Jej ciało w samej bieliźnie, i to tak skąpej, to spełnienie męskich snów, a ja ją mam dla siebie. Jestem jebanym szczęściarzem. Podchodzę do jej pleców i zaciskając dłonie na biuście, przyciskam ją do siebie. Wypina lekko tyłek, ocierając się o drgającego w spodniach przyjaciela i cicho mruczy.
-Olka zlituj się – szepczę z ustami przyciśniętymi do jej szyi. – Daj się przelecieć, a nie tylko nęcisz.
-Sam się nęcisz – odpowiada, zarzucając dłonie na moją głowę. – Dasz mi tę koszulkę?
-Później. – Przygryzam skórę na jej karku. – Najpierw ty mi coś daj.
-Buziaczek? – Odwraca się szybko i cmoka mnie w czubek nosa.
-Wiedźma – warczę niezadowolony, bo zaczynam odczuwać ból nie tylko fiuta, ale i brzucha.
-Taką mnie chciałeś. Mówiłam, że jestem wredna.
-Nie sądziłem, że aż tak – burczę i podaję jej czarną koszulkę. Myślałem, że ubierze ją przy mnie, ale zarzucając dupą, zamyka się w łazience. Nie chcę sobie wyobrażać co będzie tam robić i wracam do kuchni.
Dla Oli odkładam bilingi telefonu, a sam biorę się za wyciągi bankowe. Skoro Michalina postanowiła mi je dać, to znaczy, że może być w nich coś ciekawego. Nie mija nawet dziesięć minut, jak Oliwia w sukience z mojej koszulki wchodzi do kuchni. Jej nogi są zgrabne i długie, a opalenizna pięknie lśni.
-Zwariowałem na twoim punkcie, wiesz? – pytam bez emocji, wciąż gapiąc się w kartkę.
-Nie wiem, ale skoro tak mówisz…
-Rozumiem, że ty na moim nie. – Unoszę brwi.
-Nie aż tak bardzo. – Podciąga kolana pod brodę i bierze do ust zatyczkę zakreślacza. – Pewnie gdyby nie tatuaże, to nie zwróciłabym na ciebie uwagi.
-Naprawdę? – Pytam takim tonem, że Olka parska śmiechem, ale tylko kiwa głową. Doczekałem się.
-A co zwróciło we mnie twoją uwagę?
-Dupa – odpowiadam równie szczerze co ona.
-Naprawdę? – odpowiadam jej kiwnięciem głowy i czytam kolejny wyciąg, nie przestając jednak czuć na sobie jej spojrzenia.
Nic z tego nie rozumiem, przelewy są na jakieś prywatne konta, a nazwisk posiadaczy nie znam, zresztą nie są to jakieś regularne transakcje. To Jacek rozliczał się z najemnikami, więc przelewy na prywatne konta w różnych kwotach wcale mnie nie dziwią. nawet jeśli któreś nazwisko się powtarza.
-Nic z tego! – Oliwia nagle podnosi głos i rzuca zakreślacz na stolik. – Ja nie chcę być pesymistką, ale twój przyjaciel coś mącił. Ja się oczywiście na tym nie znam, ale pięciosekundowe rozmowy o trzeciej w nocy, to nie jest nic normalnego. Oprócz numerów waszych ludzi, które mam od ciebie, to żadne się nie powtarzają, to karty użyte raz i wywalone, żeby nie można ich było namierzyć. Coś chciał ukryć.
-Tylko co… - mruczę, bo to, co mówi jest prawdopodobne.
-Są dwie opcje. – Obejmuje podkulone nogi rękami. – Albo chronił was przed czymś, samemu wystawiając się na cios, albo odwrotnie, ugadywał się z kimś, żeby was odstrzelić. Mówiąc was mam na myśli ciebie.
-Przeginasz, on by mnie nie wystawił. Był dla mnie jak brat! – Oburzam się.
Pukanie do drzwi przerywa naszą rozmowę i ku mojemu zaskoczeniu Oliwia w głos się śmieje.
-Niech zgadnę. – Przykłada palec do policzka. – Przemiła sąsiadka.
-Mam ją wygonić?
-Nie. – Kręci głową i poprawia się na krześle. – Ale już teraz mogę ci powiedzieć, co powie. Że nie chciała ci przeszkadzać, że życzy ci powodzenia, że to nie mogło się udać i że jesteś najważniejszym mężczyzną. Że do końca życia będzie cię dobrze wspominać, ale rozumie, że wybrałeś inaczej niż ona by chciała.
-Masz wyobraźnię. – Pukam palcem w skroń i otwieram w końcu drzwi. Faktycznie Michalina stoi przede mną i przepraszająco zerka raz na mnie, raz na Oliwię. – Wejdź.
-Nie chciałam ci przeszkadzać, tylko… - zawiesza głos, a Oliwia wygina usta w mściwym uśmiechu – To nie mogło się udać, wybrałeś inaczej, niż chciałam i muszę się z tym pogodzić. Zawsze będę cię dobrze wspominać.
-Michalina…
-Od jutra zaczynam przeprowadzkę do rodziców. Nie będziemy się już widywać, tak będzie lepiej.– Przerywa mi. – Powodzenia. – Wyciąga do mnie dłoń i czeka aż ją chwycę. Robię to dopiero po chwili, ale krótko ją ściskam, przyciągam ją do siebie i obejmuję. Moja mała sąsiadka, którą uczyłem kraść samochody.
-Będę tęsknił – szepczę z twarzą przy jej szyi. – Już tęsknię.
-Ja też.
Szybko wysuwa się z moich rąk i nie oglądając się za siebie, ucieka. Przez chwilę patrzę jeszcze na zamknięte drzwi, po czym spokojnie przekręcam w nich klucz.
-Kto by się spodziewał. – Głos Olki w tym momencie mnie drażni. – Uważaj na nią.
-Bo? – Rzucam się na krzesło.
-Bo to niezła manipulatorka.
-Ola masz coś z głową.
-Błagam! Błagam cię! Nie widzisz, czy udajesz, że nie widzisz? – Zaczyna podnosić głos, a mnie to uruchamia. – Jest północ, ona jest po pogrzebie brata i  serio uważasz, że o tej godzinie nie powinna spać głęboko i odsypiać nerwy z ostatnich dni? O tej porze przychodzi ci powiedzieć, jaki to jesteś dla niej wyjątkowy? Dlaczego? Bo ja tu jestem! Dobrze wie co zrobić, żeby wzbudzić w tobie poczucie winy i wyrzuty, że została sama.
-Została! – krzyczę.
-Wiem! I jest mi bardzo przykro, bo nikt nie powinien przeżywać czegoś takiego! I nie, nie udaję. Naprawdę jest mi ogromnie przykro. – W jej oczach błyszczą łzy. – To nie zmienia faktu, że ona to wykorzystuje, żebyś zwrócił na nią uwagę. Jest świadoma tego, że będziesz ją pocieszał, bo znacie się i lubicie, a to oddali nas od siebie. Już oddala! Pokaż jej, że jest ważniejsza ode mnie choćby w jednym procencie, a szybko to wykorzysta!
-Jesteś chora – wzdycham.
-A ty ślepy. – Podnosi się z krzesła i znika w sypialni. Może ma trochę racji, ale nie będę o tym teraz dyskutować. Miśka jest w żałobie i robi dziwne rzeczy, wolno jej do cholery!
Odwracam głowę, słysząc stukot obcasów i wstaję na widok ubranej w sukienkę Olki. Grzebie w torebce, a po chwili podaje mi dwa klucze.
-Ten czarny od górnego zamka, ten od dolnego. Nie otwieraj drutem, bo w końcu coś uszkodzisz i będę musiała zmieniać zamki. Dobranoc.
-Ola poczekaj, przecież…
-Nie! – Unosi dłonie. – Ochłoń i daj mi ochłonąć. – Patrząc mi w oczy, cofa się do drzwi. Z jednej strony chciałbym dziś zasnąć z nią przytuloną do siebie, a z drugiej może ma rację, że potrzebujemy oddechu.
Zostaję sam w pustym mieszkaniu i w takich momentach zawsze zjawiał się Łysy z butelką. Z uśmiechem podchodzę do lodówki i wyjmuję z niej zmrożoną Finlandię. Ulubioną mojego przyjaciela. Rozsiadam się na kanapie, stawiając na stoliku butelkę, kieliszek i otwartego laptopa. W jednym z albumów znajduję nasze wspólne zdjęcie i zostawiam je na ekranie, po czym włączam mecz. Czuję jakby tu ze mną był. Co chwilę wznoszę toast, uśmiechając się do laptopa i wypijam kolejkę. Z każdym kieliszkiem mój świat wygląda gorzej, a powinien lepiej. Nie kojarzę już kto gra i w co, ale za to nabieram ogromnej ochoty na rozmowę z Olką. Nie patrzę na zegarek, bo pewnie już bardziej wcześnie niż późno. Spoglądam do butelki, w której widać już dno i wyjmuję niezdarnie telefon. Wypada mi z ręki i śmiejąc się sam z siebie, podnoszę go i próbuję odblokować ekran. W końcu po kilku próbach udaje mi się to i od razu znajduję numer Olki.
-No hej kochanie. – Wydaje mi się, że mówię całkiem w porządku, co jest plusem.
-Wiesz która godzina? – Ma cudownie ochrypnięty głos, aż czuję pulsowanie w spodniach.
-Nie wiem, ale wiem, na co mam teraz ochotę. Na ciebieeee… - mruczę chyba seksownie.
-Idź spać. Jutro pogadamy.
-Maleńka… - wołam i słyszę jak głośno wzdycha. – No chodź.
-Kładź się, jutro będziesz chory. – Odkłada telefon, ale ja nie mam zamiaru odstawiać kieliszka, zresztą Jacuch śmieje się do mnie jak żywy i wypijam resztkę z butelki.
Kiedy próbuję wstać z kanapy, dopiero czuję, jak jestem napruty. Moje własne kończyny ni chuja nie współpracują i zamiast wstać, to ja coraz bardziej leżę. W końcu zbieram w sobie całe siły i opierając się jedną dłonią o stolik, a druga o poręcz kanapy, podnoszę dupę. Na początku się kołyszę, ale po chwili łapię odpowiedni kurs. Niestety, po zrobieniu kroku, musze się zatrzymać i znów złapać pion. Podnoszę zamglony wzrok, widząc jak drzwi mieszkania się otwierają i staje w progu moja bogini ze znów. Szczerzę się na jej widok i od razu krew zaczyna mi buzować. Gdybym się nie spił, to pewnie ta noc byłaby niezapomniana, a tak, to mi pewnie nie dygnie.
-Moje szczęście jednak przyszło – bełkoczę, zamiast mówić, ale chyba mnie rozumie, bo po zamknięciu drzwi podchodzi bliżej i bierze mnie pod ramię.
-Musiałeś?
-Dla ciebie wszystko myszko moja najkochańsza.
-Dobra, weź już – warczy na mnie i prowadzi do sypialni. Już przy łóżku zaczynam ją rozbierać  i bez protestów mi na to pozwala. Wciskam twarz w jej szyję, a dłonie zaciskam na cyckach. Jestem w raju, kurwa! Kiedy lądujemy w pościeli, przytula mnie do siebie, a ja topię twarz w miękkim, cieplutkim biuście. Cicho mruczy, a ja chwytam mocno jej włosy i nakierowuję jej usta na swoje. Jest gorąca i sama jeszcze bardziej mnie zachęca. To będzie długa noc.
Widok słońca wpadającego przez okno do sypialni jest dla mnie zabójczy. Może dobrze by było gdybym tu zdechł. Nie mogę nawet oczu otworzyć, a szum wody pod prysznicem wierci mi w mózgu dziurę. Kurwa, kto odkręcił wodę? Chcę się odwrócić, ale nie mam odwagi, bo albo się zrzygam, albo umrę. W końcu woda w łazience przestaje się lać i dopiero przypominam sobie, że dzwoniłem do Olki i że ona tu przyjechała, jaki kurwa wstyd. No ale skoro mnie tu nie zostawiła, to chyba nie było najgorzej, ciekawe co jej naopowiadałem po pijaku, mam nadzieję, że nie prawdę, bo będzie dym jak cholera.
-O!  - krzyczy. – Królewna wstała!
Jej głos jest dziwny, bardziej piskliwy. Ostrożnie uchylam powieki i staram się dostosować ostrość obrazu. Mam przed sobą owiniętą tylko krótkim ręcznikiem pannę i widok sam w sobie jest całkiem niezły, poza jednym szczegółem.
-Miśka? – pytam głośno i zaciskam dłonie na głowie. – Co tu robisz do cholery?
-No bardzo dziękuję. - mówi z wyrzutem. – Najpierw dzwonisz po nocy, mówisz, żebym przyszła, że masz ochotę, a teraz pytasz co tu robię?
-Nie obudziłem się jeszcze do chuja! – Nie wiem czy krzyczę, czy szepczę, ale siadam na łóżku i spoglądam na siebie. Mam tylko bokserki, a moje ubrania leżą rzucone na podłogę, jej zresztą podobnie. - Nic nie zaszło!
-Nic? – Poprawia osuwający się ręcznik, a ja nie wiem gdzie podziać oczy.
-Miśka, znam siebie, po wódzie nie ma szans, żeby mi stanął! – mówię bez żadnego skrępowania, bo teraz nie zależy mi na kulturze.
-No to się zgadza, nie dałeś się postawić do pionu. – Po tych słowach przygryza wargę. – Ale palcami też umiesz czynić cuda.
Bezwiednie spoglądam na swoją dłoń i nie wierzę, no kurwa nie wierzę, nie mógłbym!
-Nie bawi mnie to! – Wstaję, ale jeszcze jestem zawiany. – Nie uwierzę, że coś między nami było.
-Mi nie zależy na tym, żebyś wierzył. – Wzrusza obojętnie ramionami i zrzuca z siebie ręcznik.
-Miśka! – krzyczę i odwracam twarz.
-W nocy ci nie przeszkadzało – wzdycha i zaczyna się ubierać, a ja przypominam sobie coś jak przez mgłę, rozpinałem jej stanik…Już po mnie…

Niebezpieczny klient [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz