Rozdział 12

377 47 14
                                    

Oliwia

Szumiący w głowie alkohol i szał podniecenia nie pozwala mi zebrać myśli w logiczną całość. Ten facet robi ze mną co chce i z jednej strony to niesamowite uczucie, a z drugiej wcale mi się to nie podoba, lubię być niezależna.
-Nie myśl tyle – dyszy jakby słyszał co myślę i przykłada wargi do mojej tętnicy. – Boże jak ty pachniesz.
Uśmiecham się, kiedy zamiast mnie całować, wodzi nosem po mojej skórze i wącha, jest w tym jakaś czułość i delikatność, a nie tylko zwyczajny popęd. Z przyjemnością skrobię paznokciami jego gorący kark, później szyję i tył głowy. Mruczy, a wibracje jego głosu wywołują na moim ciele gęsią skórkę.
-Przepraszam! – woła jakaś kobieta i Łukasz odstawia mnie na podłogę. – Ja wszystko rozumiem, ale nie każdy ma ochotę na to patrzeć.
-Tak, jasne. – Facet zasłania mnie swoim ciałem, a ja ze wstydu opuszczam głowę.
Zanim baba zniknie w korytarzu, Nowicki odwraca się do mnie twarzą, a po chwili patrzenia sobie w oczy wybuchamy śmiechem.
-Przypał – odzywam się, zasłaniając oczy dłonią i zanim znów na niego zerknę, oplata moje ciało ramionami i przyciska do siebie.
-Jak chcesz, to możemy dokończyć gdzie indziej – szepcze mi do ucha, a ja, jak jakaś napalona nastolatka się tym podniecam.
-Chyba nie- odpycham go lekko od siebie, ale wciąż trzyma dłonie oparte o moje ciało – muszę wracać do domu. Od jutra mamy z Wera zapieprz przedślubny, ostatnie szlify sukni, próbne fryzury makijaże i tak dalej. Kocioł czarownic.
-Może pomóc? – Przechyla lekko głowę na bok i przygryza wargę, no przywalę mu zaraz za to nęcenie.
-Wiesz, patrząc na to, jak moja psiapsi na ciebie reaguje, to obawiam się, że twoja pomoc skończyłaby się ucieczką sprzed ołtarza, więc dzięki. – Klepię go w ramię, na co on łapie moją dłoń i całuje najpierw jej wnętrze, a później kostki palców. – Trzymaj się i…- zawieszam na chwilę glos, bo głupio mi powiedzieć to, co pomyślałam – i dzięki za fajny wieczór.
Zanim mi odpowie zbiegam po schodach i trzymając materiał sukienki, wypadam z klubu. Nerwowo rozglądam się po ulicy i dostrzegam zatrzymującą się taksówkę, z której ktoś wysiada. Dopadam do samochodu jak do ostatniej deski ratunku i już spokojniej wracam do domu.
Nie spędzam tygodnia tak, jak mówiłam Nowickiemu. Wszystko mamy już dopięte, ale on nie musi o tym wiedzieć. Pisał kilka razy, ale zbywałam go nadmiarem obowiązków i obiecałam spotkanie po całym tym bałaganie. Weronika oczywiście zebrała parę fochów za zostawienie mnie samej na pastwę niewyżytego samca i nie uwierzyła, że jednak mimo wszystko do niczego poważnego nie doszło. Serio to takie nienormalne? Sama nie wiem, bo miałam na niego ochotę, może po prostu wyposzczona jestem.
W nocy z piątku na sobotę nie mogę spać, staram się jak mogę, żeby rano nie wyglądać jak opuchnięta dynia, ale zasypiam nad ranem i budzę się po raptem trzech godzinach. Lepsze to niż nic. Ślub jest po południu, więc bez spiny siadam do kawy i śniadania. Młoda wydzwania co chwilę, panikując, że na pewno coś się stanie i jeszcze przed południem mam jej dość. Zbieram swoje rzeczy i wsiadam w samochód. Po drodze zajeżdżam na salę weselną odebrać zamówiony tort i nawet na mnie robi wrażenie. Jest wielki, ale nie przesadzony, taki akurat. Na miejscu zostawiam swoje auto i przesiadam się do taksówki, którą dojeżdżam do młodej. Tu zaczyna się szaleństwo fryzur, makijażu, biżuterii i histerii. Na szczęście udaje nam się opanować sytuację i jesteśmy gotowe zanim przyszły mąż przekroczy próg mieszkania.
Podjeżdżamy pod kościół i pomagam Weronice przy sukni, wygląda olśniewająco, a wpatrzony w nią Michał mało jej nie pożre wzrokiem. Trochę jej zazdroszczę. Wiem, że to, że jestem sama jest poniekąd moją winą, jestem zimna i każdego do siebie zniechęcam, trudno jeśli facet nie umie na początku znajomości znieść mojego charakteru, to później też nie da. Paweł delikatnie układa dłoń na moich plecach i prowadzi w stronę młodych. Idę z nim pod rękę, ale dziwnie mi jakoś, jakbym zapomniała o czymś ważnym.
-Obrączki masz? – szepczę do faceta.
-Jasne.
-Dowód?
-Mam, o co ci chodzi? – śmieje się ze mnie.
-Coś jeszcze jest potrzebne?
-Tak.
-Co?
-Spokój – szturcha mnie łokciem – uspokój się, wszystko mamy, reszta to sprawa młodych, niech oni się martwią.
Przewracam oczami i siadam za plecami Wery. Ksiądz okazuje się być młody i dość zabawny, podczas kazania nie prawi morałów, tylko z uśmiechem przedstawia młodym jak ich małżeństwo powinno wyglądać z punktu widzenia kościoła, a jak na pewno wyglądać nie będzie. Muszę przyznać, że nie nudzę się, chociaż mam dziwne wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Gwałtownie odwracam głowę i spoglądam na wpatrzonego we mnie świadka. Mrugam do niego okiem, nie chcąc pokazywać, że mnie to krępuje i znów spoglądam na ołtarz. Po mszy młodzi odbierają podpisane akty małżeństwa i dumnie wychodzą na plac. Goście sypią na nich ryż i monety, a po chwili opada na nas chmura kolorowych płatków kwiatów. Para całuje się długo i gorąco, a świadek obejmuje moją talię ramieniem.
-To jest miłość- szczerzy się i przyciąga mnie do siebie.
-Ma szczęście, bo jak by jej nie kochał, to bym go osobiście widelcem zadźgała – mówię całkiem serio i facet od razu to wyczuwa, bo trochę się ode mnie odsuwa.
W końcu weselnicy podchodząc do młodej pary z życzeniami. Podzieliliśmy się ze świadkiem i on odbiera butelki, a ja koperty. Podchodzi do nas młoda dziewczyna o pięknych, płomiennorudych  włosach i ściska się długo z młodym, a później z Weroniką, ale to nie ona przykuwa moją uwagę, a stojący za nią Nowicki. Udaje, że mnie nie widzi, ale źle mu to wychodzi. Oficjalnie składa życzenia obojgu nowożeńcom i podchodzi do mnie.
-Cześć – odzywa się z tym swoim słodkim uśmiechem.
-Dzień dobry – odzywam się chłodno i czekam aż odejdzie, bo mam słowo do przyjaciółki.
Kiedy ostatnich gości mamy już za sobą, idziemy we czwórkę do auta i zaraz po zamknięciu drzwi odwracam głowę do Wery.
-Nie mogłaś powiedzieć? – warczę niezadowolona.
-Nie wiedziałam.
-Jasne, wiesz co?
-Olka zlituj się, on nie był zaproszony! Przyszedł z Julką, to co miałam go wygonić?
-A Julka to?
-Moja cioteczna siostra – odzywa się Michał i litościwie kręci głową. – A co, koleżka wdarł się w łaski jaśnie pani?
-Czep się tramwaju co? Znasz go w ogóle?
-Ani trochę – wzrusza ramionami i całuję Weronikę – Julka z tego co wiem jest sama, ale dorosła dziewczyna, to czemu miałaby kogoś nie wziąć na wesele, a że on jej się spodobał to chyba nie dziwne nie? Nie jej jednej chyba – pyta z cwanym uśmieszkiem, a ja tylko wzdycham i spoglądam w szybę.
Po kilku minutach dojeżdżamy pod salę weselną i po głośnym sto lat i kilku toastach siadamy w końcu do obiadu. Serio jestem głodna. Klasycznie rosół a później kilka rodzajów mięs, sałaty, buraczki i inne przysmaki polskiej kuchni. Staram się nie rozglądać po sali, ale to silniejsze ode mnie. Wiodę wzrokiem po twarzach gości i wszyscy zajęci są kieliszkami. Wszyscy poza jednym, wpatrzonym we mnie facetem, który nie słucha tego, co mówi jego dziewczyna, a zdaje się nadaje bez wytchnienia. Udaję, że mnie to nic nie obchodzi, choć obchodzi, nie wiem dlaczego i w jakim stopniu, ale gdzieś w środku lubię tego faceta.
Po kolejnym toaście młodzi idą rozpocząć balety pierwszym tańcem. Po podłodze płynie chmura dymu, a z sufitu spadają na nich mydlane bańki. Tańczą wpatrzeni w siebie jak nastolatkowie, choć znają się od lat. Dziś są inni, zakochani i szczęśliwi. Zrezygnowali z wyuczonego tańca i idą na żywioł. Tak jest lepiej, robią to z sercem i uczuciem, a nie z pamięci. Na koniec piosenki Michał obejmuję Werę w talii i szybko okręca wokół siebie. To jest para…
Poza wszystkimi obowiązkami jakie spadły na mnie ze względu na świadkowanie, bawię się w najlepsze i wręcz nie schodzę z parkietu. Najczęściej tańczę z Pawłem, ale nie odmawiam też innym. Wracamy z Weroniką z toalety, bo ktoś musiał pomóc jej trzymać suknię i zderzamy się w drzwiach z wychodzącym z sali Łukaszem. Chłopak mierzy mnie wzrokiem i wcale tego kretyn nie ukrywa.
-Pójdę do męża – Weronika szybko odchodzi, zostawiając mnie z nim samą i zanim zrobię krok, facet łapie mój łokieć.
-Poczekaj – mówi dość cicho i nie zabiera ze mnie ręki – nie spodziewałem się ciebie tutaj, to przypadek.
-Wiem ,nie moja sprawa – wzruszam ramieniem.
-Nie skojarzyłem jak mówiłaś o weselu na tym panieńskim, co…
-Pijana byłam – marszczę brwi – nie wracajmy do tego.
-Poza tym Julka zadzwoniła w środę, bo chłopak jej w ostatniej chwili odmówił.
-Nie tłumacz się – uśmiecham się pobłażliwie i rozglądam po korytarzu. Stoimy jak dwie niemoty, bo mi głupio odejść pierwszej, a jemu pewnie podobnie.
-Przejdziemy się? – przechyla głowę na bok i raczy mnie jednym ze swoich najlepszych uśmiechów.
Sama nie wiem dlaczego, ale kiwam głową i odwracam się w stronę wyjścia. Noc jest ciepła i gwieździsta, a księżyc świeci tak mocno, że jest wręcz widno. Idziemy obok siebie jak obcy ludzie i nawet się do siebie nie odzywamy, bo niby co mamy mówić, nie znamy się praktycznie, a to, co o sobie wiemy, nie jest tematem do pogaduszek.
-Może wrócę po marynarkę jak ci chłodno – nagle się odzywa i dopiero teraz zauważam, że obejmuję się rękami.
-Nie, to tak odruchowo, ciepło mi.
-Przeszkadzam ci ni? – odwraca się tak, że idzie do tyłu, ale twarzą do mnie.
-Czemu?
-Bo jesteś taka oschła.
-Z natury jestem oschła i zimna, a jak szukasz gorącej laski, to nie ten adres – uśmiecham się – ale tym razem, to serio nie przez ciebie.
-Szkoda – wzdycha ciężko – już myślałem, że budzę w tobie jakieś uczucia.
-Nikt nie budzi – odzywam się i zaplatam ręce na piersiach – nie jestem stworzona do życia z innymi. Samej mi najlepiej, nawet koleżanek za bardzo nie mam.
-A Weronika?
-Każda brunetka ma swoją blondynkę i dosyć. Z Werą mamy tak różne charaktery, że jesteśmy w stanie się znieść i uzupełniamy się. Jak ja rzucam kurwami, to ona robi słodkie oczka i mięknę, a jak ona wpada w depresję, to ciągnę ja za włosy pod prysznic i polewam zimną wodą.
-Chyba jednak nie chcę z tobą znajomości, jesteś niebezpieczna.
-Zgadza się – cmokam kącikiem ust – a ty myślałeś, że trafiłeś na anioła?
-Myślę – zawiesza głos i zatrzymuje mnie, opierając dłonie na mojej talii – że jesteś aniołem, tylko bardzo tego nie lubisz i nie chcesz, żeby ktokolwiek lubił ciebie.
-Odkrywca się znalazł – wzdycham i czuję jak jego dłonie przesuwają się na moje plecy, a on coraz bardziej się do mnie przybliża.
-Ty naprawdę nie jesteś miła, lubisz dokopać – mruży oczy i lekko mną kołysze, co samo w sobie jest nawet przyjemne.
-Życie mnie tego nauczyło, dokop, zanim ktoś dokopie tobie.
-Zawsze stosujesz tę zasadę?
-Prawie.
-O! – uśmiecha się i zbliża do mojej twarzy – a mogę wiedzieć kiedy robisz wyjątki?
-Na sali rozpraw, czasem pozwalam sobie dokopać jako pierwszej, żeby później to wykorzystać przeciwko wrogom.
-A to zmienia postać rzeczy – tym razem już szepcze, a ja wdycham jego oddech pomieszany z ostrymi perfumami.
-Muszę wracać na wesele – mówię cicho jakbym się go bała, a tak naprawdę to boję się siebie.
-Jasne – mówi jeszcze ciszej i nie odwracając ode mnie spojrzenia, próbuje mnie pocałować.
Uchylam się w ostatnim momencie i prawie biegnę w stronę sali, cholera co to było? Nie odwracając się za siebie wiem, że jest zaraz za mną. Trzymając oburącz sukienkę biegnę po schodach na piętro, ale zanim wejdę na salę, facet mnie zatrzymuje.
-Dobra przepraszam.
-Weź odpuść człowieku, nie rozumiesz słowa nie? – warczę i odwracam się w stronę idącej w moją stronę młodej.
Wypytuje mnie o męża, ale nie widziałam go, bo niby gdzie, na ulicy? Łukasz po chwili nas zostawia i wchodzi w korytarz prowadzący do toalet, a Weronika ze słodkim uśmiechem szturcha mnie w ramię.
-Spacerek w świetle księżyca?
-Następna romantyczka, czy wy nie możecie znieść tego, że ja nie potrzebuję niczego i nikogo do szczęścia?
-O jaka samowystarczalna, zobaczysz jeszcze ci się zachce, to docenisz, dobra idę szukać swojego, bo mi zniknął, a zaraz tort.
Laska, kołysząc suknią wchodzi do sali, a ja już czuję za plecami Nowickiego. Pociąga mnie za rękę w stronę schodów i ze zmarszczonymi brwiami spogląda mi nieśmiało w oczy.
-Słuchaj głupia sprawa…
-Daj już spokój!
-Nie chodzi o nas. – Nerwowo ogląda się za siebie. – Pomyliłem kible i…
-Wszedłeś do damskiej? – nie kryję rozbawienia. – to się panie ucieszyły!
-Nie, dla personelu – patrzy na mnie jakby miejsce zbrodni odkrył.
-Mów!
-Michał jest w kiblu.
-Nie wolno? Zaraz zawołam Werę, bo lata i go szuka.
-Nie w tym rzecz, on…
-Już się schlał i rzyga? – przewracam oczami, bo taki numer, to tylko facet może odwinąć.
-Nie, on nie jest sam – szepcze poważnie i przepraszająco patrzy mi  oczy.
-Co? – oglądam się za siebie – co ty gadasz?
-No co, nie moja wina!
-Z którą? – prawie krzyczę i wyrywam rękę z jego dłoni.
No zabiję skurwiela własnymi rękami, bez pukania wparowuję do toalety i jak na zawołanie z kabiny wychodzi świeżutki mąż, patrzy na mnie jak na kosmitkę, ale mój wzrok zatrzymuje się na osobie za jego plecami. Nie kurwa, to mi się śni!
-Olka to nie tak! – Młody wyciąga do mnie dłoń i ogląda się na poprawiającego spodnie Pawła.
-Zaraz się porzygam. – Z obrzydzeniem odwracam głowę, kiedy świadek do mnie podchodzi. – Masz minutę, żeby to powiedzieć Weronice, inaczej ja to zrobię.
-Weź zrozum, ja ją kocham.
-No zajebię ci!- podnoszę głos – Jego też?
-Nie mogłem powiedzieć jej prawdy, przecież by odeszła!
-No i słusznie – odwracam się, sprawdzając czy nikt nie wszedł – odejdzie teraz i ja o to zadbam! Już ja was rozwiodę, oj! Nie zazdroszczę ci rozprawy i tego co orzeknie sąd!
-Posłuchaj, to nic nie znaczy!
-Łukasz daj coś ciężkiego! – odzywam się, ale wzrok mam utkwiony w oczy tego zdrajcy – Czy ty myślisz co mówisz? Ja kurwa jestem w stanie zrozumieć, że jesteś pedałem, ale do chuja, po coś się z nią żenił?
-Jestem biseksualny.
-Jeszcze lepiej – wzdycham – Michał nie wymagaj ode mnie trzymania tego w tajemnicy. Masz to jej zaraz powiedzieć, już! Nie jutro i nie za tydzień tylko teraz! – drę się na całe gardło.
-Już słyszałam – zza pleców dochodzi mnie drżący głos przepełniony żalem i powoli odwracam się za siebie – Powiedz, że to nie o ciebie chodzi.
-Kochanie, to nie tak – Michał próbuje do niej podejść, ale wyciąga rękę jakby się go bała – nie zmienię swojej natury.
-A ja cię tak kochałam – mówi jak nieprzytomna i trochę się o nią martwię – co ja teraz mam zrobić?
-Wera kochanie, pojedziemy do domu i spokojnie porozmawiamy.
-O czym? Chcesz ustalić grafik? Jak wolisz fiuty to trzeba było mówić.
-Kocham ciebie, a z nim to tak dla rozrywki.
No i nie wytrzymuję tego, podchodzę do wpatrzonego w żonę faceta i z całej siły walę go ręką w głowę. Odwraca się do mnie i sprzedaję mu jeszcze kilka szybkich, nawet nie patrzę w co uderzam, po prostu nie potrafię znieść widoku jej pustych oczu i muszę się wyładować. Dopiero po chwili facet próbuje się bronić, ale Łukasz staje mu na drodze i łapie jego rękę.
-Nie radzę – syczy mu przed twarzą i lekko odpycha. – Ona powinna odpocząć – tym razem odzywa się do mnie.
-Serio? – warczę, ale widząc jego spokojny wzrok, łagodnieję i kiwam głową – tak, odwiozę ją do domu, nie do domu. Nie wiem może do mnie.
Odchodzę od chłopaka i biorę Weronikę pod ramię. Nie protestuje i spokojnie idzie razem ze mną na zewnątrz. Nie chcę jej zostawiać, a nie wzięłam torebki, żeby zadzwonić po taksówkę. W końcu sadzam ją na ławce i odwracam się, wpadając na stojącego za moimi plecami Łukasza.
-Popilnujesz jej – odzywam się – pójdę po torebkę.
-Przyniosłem, daj kluczyki odwiozę was.
-Piłeś i nie masz prawka – mówię stanowczo.
-Nie piłem i owszem nie mam prawka, ale mi go nie zabiorą nie? – dotykając delikatnie mojej talii, pochyla się do mojego ucha – obronisz mnie chyba.
-Nie rozpędzaj się tak – sama nie wiem dlaczego szepczę i dopiero po chwili przytomnieję i odsuwam się o krok – Dobra, tylko nas nie pozabijaj.
Siadam z Weroniką z tyłu i obejmuję ją ramieniem. Milczy, choć spodziewałam się histerii i płaczu. Nie pozwala zawieźć się do mnie i odstawiamy ją do ich mieszkania. Nie bardzo mi to pasuje.
-Jesteś pewna? – pytam i próbuję nawiązać z nią jakiś kontakt wzrokowy.
-Tak, on tu nie przyjedzie. Znam go – zawiesza na chwilę głos – znałam go. Poza tym zamknę się od środka. Niech jedzie do tego kutasa, ja nie chcę go oglądać. Tylko wesele – mówi wciąż bez żadnych emocji.
-A no tak – marszczę brwi - dobra ogarnę wesele, a ty się wyśpij, juto w południe przyjadę do ciebie tak?
-Dobrze – odzywa się cicho i wyjmuje z włosów biały stroik i welon – na chuj to wszystko?
-Kochanie nie myśl o tym. Jutro też jest dzień, będziesz miała czas.
-Idźcie już, chcę być sama.
Kiwam nieznacznie głową i całuję jej policzek, a po zamknięciu drzwi od razu słyszę przekręcany zamek. Prosto z jej mieszkania wracamy na salę weselną, mam nadzieję, że nie spotkam tego gnoja. Z uniesioną głową wchodzę do sali i od razu dopadają do mnie rodzice i teściowie, no proszę, kochany Michaś się nie pochwalił ,nawet nie wiem gdzie jest. Nie odzywając się do nikogo, idę między ludźmi i podchodzę do stojącego na podeście zespołu. Facet podaje mi mikrofon i po wzięciu głębokiego oddechu, spoglądam na wpatrzony we mnie tłum.
-Dobry wieczór – sama nie wiem czemu tak zaczynam – nagły wypadek sprawił, że panna młoda musiała opuścić wesele – robi się szum – proszę się nie martwić, Weronika jest w swoim domu i nic jej nie grozi, myślę, że za dwie godziny wróci do sił i znów zaszczyci nas swoją obecnością. Do tego czasu proszę się bawić jak na wesele przystało i zapraszam na kielicha za pannę młodą.
Oddaję mikrofon i znów gra muzyka. Szybkim krokiem idę do wyjścia, bo ja nie mam zamiaru zostawać. Zatrzymuje się przy swoim samochodzie i spoglądam w niebo, jest piękne. Nawet nie wyobrażam sobie co ta dziewczyna teraz przechodzi.
-Niezłe – podskakuję na dźwięk męskiego głosu i odwracam się w stronę stojącego obok mnie Łukasza.
-Niby co?
-Przemówienie – podchodzi bliżej i tak jak ja patrzy w niebo – uwierzyli.
-Mieli – kręcę głową, bo nie dociera do mnie, że to wszystko prawda. – Dzięki za pomoc- klepię go w ramię i uśmiecham się ze łzami w oczach – dobrej nocy.

Niebezpieczny klient [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz