Rozdział 38

312 45 1
                                    

Rozdział 38

Oliwia

Wiem, że Łukasz nie da mi spokoju i muszę wyjechać, zanim zacznie koczować pod moim domem. Żałuję, że chciałam mu wszystko powiedzieć. On nigdy nie będzie dobrym ojcem, bo zawsze będzie ładował się w kłopoty, a ja nie mam zamiaru do końca życia go bronić i tłumaczyć dziecku dlaczego tatuś znowu siedzi.
Podjeżdżam pod blok i biegnę do mieszkania. Nie zatrzymując się nawet na chwilę, wyciągam z sypialni dwie duże walizki i zaciągam je do windy, a potem do bagażnika. Wracam do mieszkania i tym razem biorę torbę z laptopem, mniejszą walizkę no i Kapsla w transporterze. Licząc, że nikogo nie spotkam po drodze, zjeżdżam na parking i ładuję wszystko do auta, za parę minut będę już wolna. Zatrzaskuję tylne drzwi i z krzykiem podskakuję, kiedy Łukasz wyłania się zza samochodu.
-Pojebało cię? - krzyczę na całe gardło.
-Nie uciekaj.
-Do widzenia! – Otwieram drzwi, ale mi je zatrzaskuje. – Nie będę się z tobą bić.
-Powiedz, co się stało?
-A kim ty jesteś, żeby o to pytać, co? - Dumnie zaplatam ręce na piersiach.
-Ta laska, to tak na pokaz. – Patrzy na mnie przepraszająco. – Nikt ważny, uwierz mi.
-Co mnie to obchodzi? Nie będę wtrącać się w twoje życie, a ty nie wtrącaj się w moje. Żegnam.
Znów zatrzaskuje drzwi, zanim je dobrze otworzę.
-Nigdzie nie pojedziesz! - Przypiera mnie do auta i łapie za szczęki. – Nie zostawiaj mnie, przecież tego nie chcesz.
-Posłuchaj, chyba jednak zbyt wiele sobie wyobraziłeś dzieciaku. – Mówię to wbrew sobie i liczę, że zaboli go wystraczająco mocno, żeby odpuścił. - Nie będziemy parą zakochanych, nie będziemy się trzymać za rączki i patrzeć sobie w oczy. To był zwykły seks i tak to traktuj.
-Nie wierzę ci.
-Gówno mnie to obchodzi – warczę, udając obojętność. – Nie będę się nad tobą rozczulać. – Wyrywam mu klamkę z ręki i szarpię drzwi. – Do widzenia panie Nowacki.
-Nowicki. – Poprawia mnie, jak przy pierwszym naszym spotkaniu.
-To już bez znaczenia.
Udaje mi się wsiąść do auta i z piskiem wyjeżdżam z podziemnego parkingu. Nie patrzę w lusterka i łamiąc chyba wszystkie możliwe przepisy, staram się wyjechać na obwodnicę w kierunku Suwałk. Dopiero teraz się uspokajam, ale ten stan nie trwa długo, czuję jak w środku się trzęsę i zjeżdżam na pobocze. Opieram czoło o kierownicę i wybucham płaczem. Nie mogę się uspokoić i wyję już w głos, uderzając dłonią w kierownicę.
-Głupia, głupia, głupia! – krzyczę na całe gardło i próbuję wyrzucić z siebie żal.
Nie mogę uwierzyć, że tak wszystko się potoczyło. Fajna zabawa okazała się być końcem wszystkiego, na co pracowałam całe życie. Wciągam powietrze nosem i wypuszczam ustami, kolejny wdech jest jeszcze głębszy, a po kolejnym zaczynam się uspokajać. Spoglądam w lusterka i powoli włączam się do ruchu. Droga mija mi spokojnie, staram się nie myśleć o niczym, włączam muzykę i podśpiewując jadę do wsi mojego dzieciństwa.
Na podwórko zajeżdżam w środku nocy i rozglądam się po oknach, wszędzie ciemno. Pukam do drzwi, ale nikt nie otwiera, więc wyciągam dużą doniczkę z glinianej osłonki i wyjmuję klucz. Tyle lat i nadal nie zmieniła skrytki. Kręcę głową i przekręcam klucz w zamku. Zapalam światło w korytarzu i już słyszę, jak matka leci do drzwi.
-Jezu Oliwia. - Staje przede mną w szlafroku. - Co tu robisz?
-Przyjechałam - mruczę niezadowolona. - To jakiś problem?
-Nie no skąd. – mówi już bez emocji. – Masz prawo przyjeżdżać, kiedy chcesz. Zjesz coś?
-Przepraszam mamo, ale jedyne czego teraz chcę, to spać. Za mną trudny tydzień.
-Stało się coś złego?
-Nie.
Nie zwracając na nią uwagi, wracam do auta po swoje rzeczy. Kiedy wchodzę do domu, matka prowadzi mnie do mojego dawnego pokoju.
-Cieszę się, że postanowiłaś mnie odwiedzić – z tonu jej głosu wnioskuję zupełnie co innego, lecz już nie komentuję - na długo przyjechałaś?
-Kto wie, może na zawsze… - szepczę bardziej do siebie niż do niej, a ona kładzie dłoń na moim ramieniu.
-Jednak nie wyszło – wygląda jakby się ze mnie śmiała.
-Dobranoc mamo.
Odwracam wzrok w stronę siedzącego w transporterze kota i słyszę za plecami zamykane drwi. Trochę źle mi z tym, jak ją traktuje, ale przez lata była dla mnie taka sama i jakoś nie umiem wykrzesać z siebie uczuć.
W nowy dzień wchodzę wraz z pianiem koguta sąsiadów, wytłukę to ptactwo. Z kuchni dochodzi mnie brzęk talerzy i już widzę jak matka marudzi, że śpię do późna. Przy lustrze na drzwiach szafy ogarniam włosy i zakładam gruby czerwony szlafrok. Zaraz po otwarciu drzwi słyszę jak matka coś gada, ale nie mam pojęcia do kogo. Dopiero kiedy staję w progu kuchni dostrzegam profil znajomego mi mężczyzny.
-Dzień dobry - mówię cicho i dwie pary oczu wbijają się we mnie.
-Już myślałam, że nie wstaniesz. Drugi kur piał.
-Drugi czy piąty, co za różnica? - burczę pod nosem i siadam przy stole, podciągając nogi na krzesło.
-Nic się nie zmieniłaś.
Podnoszę wzrok na siedzącego naprzeciwko mnie faceta, ale milczę.
-Kamil przyjechał…
-Widzę – przerywam, ale spogląda na mnie tak, że odpuszczam gadkę.
-Bo dziś są urodziny Halinki i robimy jej taką imprezę niespodziankę.
-Rozumiem, że też przyjdziesz. - Kamil patrzy mi z błaganiem w oczy, nic się nie zmienił, a jeśli już to na korzyść.
-Rozumiem, że nie mam wyjścia? - Wyszczerzam się w sztucznym uśmiechu.
-Mama się ucieszy.
-Zaraz zacznie mnie z tobą swatać.
-A to źle? - Pochyla się do przodu i nie odwraca ode mnie swoich trawiastych oczu, zawsze podziwiałam te tęczówki, były i są nadzwyczajne.
-Nie chciałbyś takiej żony jak ja. - Kręcę głową, myśląc o ciąży.
-A to akurat prawda. - Matka nagle się odzywa i stawia przede mną kubek z kawą, a Kamil zaczyna się w głos śmiać.
-Mogę mleko do kawy? - Spoglądam na skrzywioną matkę i zastanawiam się co jest nie tak.
-Nigdy nie piłaś z mlekiem.
-A teraz piję, nie pasuje ci? - Podnoszę głos i po chwili biorę głęboki wdech. – Przepraszam, od jakiegoś czasu piję z mlekiem.
Matka bez słowa podaje mi butelkę i widzę, jak próbuje gadać z Kamilem na migi.
-Nie gniewajcie się, ale nie przyjdę na tę imprezę. – Podnoszę wzrok na Kamila. – Chcę odpocząć, po prostu.
-Pewnie że tak ,zamknij się w pokoju i popłacz sobie. – Matka ironizuje, a ja nie mam na to siły. – Oliwia co z tobą? Nigdy tak się nie zachowywałaś!
-A co ty możesz o tym wiedzieć? - Zrywam się z krzesła i zaczynam krzyczeć. – Miałam dwanaście lat jak umarł tata, potrzebowałam cię, potrzebowałam matki, a ty najpierw zapijałaś smutki, a potem przygarnęłaś kochanka, tłumacząc, że ci źle i musisz się komuś z tego wypłakać.
-Byłam sama!
-A ja? Miałyśmy siebie! - Płaczę już w głos. – Mogłaś mi się wyżalić, ale nie chciałaś, miałaś tego swojego Romusia, który leciał na rentę po ojcu, a ja nadal byłam sama, nie miał mnie kto przytulić, nie miał mi kto powiedzieć dlaczego tata umarł, płakałam po nocach, słuchając jak się pieprzycie i prosiłam tatę, żeby mnie do siebie zabrał!
-Uspokój się. – Szept Kamila jeszcze bardziej mnie porusza.
-Zamknij się! - krzyczę do niego i odwracam się do siedzącej pod ścianą matki. – Ty mnie nawet nie znasz, nie wiesz co lubię, a czego nie! Starałam się sprostać twoim oczekiwaniom, ale ty zawsze widziałaś we mnie miernotę! Dla ciebie poszłam do dobrej szkoły i kułam po nocach, żeby mieć lepsze stopnie, żebyś była ze mnie dumna! Potem wybrałam najlepsze studia, żeby cię zadowolić, a kiedy przyjechałam z dyplomem, to jedyne co usłyszałam, to ok! Tyle miałaś mi do powiedzenia, więc nie zgrywaj teraz zatroskanej mamusi, której leży na sercu dobro dziecka, nigdy nie byłaś dobrą matką i mam nadzieję, że ja nie będę taka jak ty!
-O ile w ogóle będziesz matką, bo chłopa też żadnego przy tobie nie widać!
-Przynajmniej znam swoją wartość i nie wezmę byle kogo! Wolę być sama niż z taką kreaturą jak twój kochanek!
Krzyczę tak głośno, że pewnie sąsiedzi już mnie słyszą i nagle czuję na sobie ręce Kamila. Zanim zareaguję, odwraca mnie przodem do siebie i mocno przytula. Wyrywam się, ale w końcu odpuszczam i trzęsę się w jego ramionach. Nie powinnam jej tego wszystkiego mówić, a jednak teraz jest mi lżej, zbyt długo to w sobie dusiłam.
-Cicho, nie płacz już. – Kołysze mną jak małym dzieckiem i pociera dłonią plecy. – Nie ma co rozpamiętywać.
-Pierdolenie – warczę i odrywam się od niego. – Nie potrzebuję twojego współczucia, poradzę sobie.
Uciekam do pokoju i zamykam za sobą drzwi na klucz. W dupie ich mam, teraz dopiero się zastanawiam, po co tu przyjechałam, ale trudno przeczekam parę tygodni i wynajmę sobie mieszkanie.
Pukanie do drzwi przerywa moje zamyślenie i spoglądam na piaskowaną szybę. Od razu widzę Kamila. Przekręcam klucz w zamku, ale nie wpuszczam go do środka.
-Czego jeszcze chcesz? – warczę, nie patrząc mu w oczy.
-Porozmawiaj ze mną.
-Nie mam o czym.
-Czemu ci nie wierzę? - Przechyla głowę na bok i wgapia się w moje oczy.
-Wchodź. – Kiwam głową w stronę pokoju i zamykam drzwi. – Ona cię przysłała? Wiem, przegięłam, ale nie przeproszę jej, nie mam za co.
-Chodź tu. – Facet siada na łóżku i chwyta mnie tak, że leżę obok niego. – Przytul się i nic nie mów.
Dziwnie się czuję, układa nas na łyżeczkę i mocno mnie obejmuje.
-Tęskniłem za twoim zapachem.
-Kamil jeśli…
-Wiem, nie o to mi chodzi. – Przerywa mi i jeszcze mocniej zaciska ramiona. – Nie chciałaś mnie i trudno, ale nie będę kłamał, że nie jesteś mi bliska, zawsze byłaś dla mnie ważna i to się nie zmieni.
-Wszystko się jebie na łeb.
-Chcesz o tym pogadać?
-Nie.
-To zamknij mordę i śpij jeszcze. – Całuje mnie w głowę, a ja wbijam mu łokieć w brzuch.
Chwilę się śmiejemy, ale ma rację, potrzebuję trochę odespać, zamykam oczy i kołyszę się w jego uścisku.
Kiedy otwieram oczy, czuję ładny męski zapach, zupełnie inny niż Łukasza.
-Ciągle tu jesteś? - mruczę i odwracam się przodem do Kamila.
-Wiesz, że chrapiesz? - Uśmiecha się i chowa telefon do kieszeni.
-Dzięki za komplement.
-Słodko chrapiesz, więc to chyba był komplement. – Obejmuje mnie i całuje w czoło. – Lepiej ci trochę?
-Trochę – wzdycham i siadam na łóżku. – Sorry za to, że musiałeś tego słuchać.
-Nie przejmuj się. Przyjdź wieczorem.
Chowam twarz w dłoniach i głośno warczę, wiem, że nie dadzą mi spokoju i nawet jak nie przyjdę, to ktoś po mnie przyjedzie i będzie mnie na to namawiał, życie na wsi…
Wyciągam z walizki dżinsy i białą bluzkę z długim rękawem i idę do łazienki. Nie szykuję się zbytnio, włosy zostawiam rozpuszczone, a na rzęsy kładę sporo czarnego tuszu. Na nogi wyjątkowo trampki zamiast szpilek, a na wierzch dżinsową kurtkę.
Kamila zastaję w kuchni, szepcze coś z moją matką i domyślam się, że knują przeciwko mnie. Matka zawsze chciała, żebyśmy ze sobą byli, ale jakoś nam to nie wyszło. Chrząkam głośno i śmieję się, kiedy od siebie odskakują. Matka bez słowa mnie mija i wychodzi, a Kamil stoi oparty o blat i mierzy mnie wzrokiem.
-Jadę coś kupić dla twojej mamy, nie pójdę z pustymi rękami.
-To nie jest takie istotne.
-Dla ciebie może nie, ale dla mnie jest.
-Potrzebujesz przewodnika?
-Jeszcze pamiętam gdzie co jest. – Rzucam od niechcenia i łapię leżące na stole kluczyki.
-Wiesz, wiele się ostatnio zmieniło.
-Nie odpuścisz? - Buntowniczo zaplatam ręce na piersiach.
-Jeśli o ciebie chodzi, to nigdy.
-Pchasz się w gips, serio. – Kiwam głową, żeby ze mną szedł i wychodzę z domu.
Jesień w tym roku jest bardzo ciepła, z uśmiechem patrzę na podrywające się z ziemi stadko wróbli i gdzieś w środku tęsknię za tym spokojem i monotonią, jaka tu panuje.
-Prowadzisz? - Mrugam do Kamila okiem i podaję mu kluczyki.
-Nie boisz się?
-Czego?
-Że nas rozbiję. – Śmieje się.
-Rozbij, wszystko mi jedno.
-Co jest drobinko? - Podchodzi bliżej, lekko mnie do siebie przyciągając.
-Dawno nikt tak do mnie nie mówił. – Opieram czoło o jego mostek.
-A ktoś poza mną mówił?
-No właśnie nie. Jedźmy już co?
Facet całuje mnie w czubek głowy i otwiera drzwi pasażera. Jedziemy w ciszy, ale widzę, że chce mnie o coś spytać, domyślam się o co.
-Musiał cię bardzo skrzywdzić, że uciekłaś do matki.
-Nikt mnie nie skrzywdził. - Trochę się oburzam i przypominam sobie Łukasza łaszącego się do tamtej laski, niby nikt ważny, a jednak z nią był. Mój podbródek zaczyna szybko drżeć i odwracam twarz do szyby, żeby Kamil tego nie widział. - Powiedz co się stało, po prostu.
-Kiedyś się dowiesz. – Mruczę i powstrzymuję łzy.
Do miasta dojeżdżamy w kilkanaście minut, faktycznie wygląda tu zupełnie inaczej, niż jak byłam ostatnio, kiedy ja tu byłam? Z siedem lat temu…
-Głodna? - Kamil nagle się odzywa.
-Nie bardzo.
-Nie jadłaś śniadania.
-Rzadko jem śniadania i tak, wiem, to niezdrowe.
Facet z uśmiechem kręci głową i zatrzymuje samochód na niewielkim parkingu.
Cały dzień spędzamy na łażeniu po mieście. Najpierw załatwiam sprawę prezentu i kupuję matce Kamila srebrną bransoletkę wysadzaną kolorowymi kamieniami. Po wizycie u jubilera Kamil ciągnie mnie na obiad, ale ja nadal nie mam apetytu, na samą myśl o jedzeniu czuję mdłości, za to dociera do mnie przepiękny owocowy zapach i mój mały lokator w mgnieniu oka decyduje się na koktajl.
Kamil cały czas próbuje mnie zagadać, ale ja mam w głowie Łukasza i jego nową panienkę, to jak mrużył oczy, kiedy tulił twarz w jej szyję, jak ją obejmował… Było mu z nią dobrze, tego nie da się udawać. Zazdrościłam jej, przy nim czułam się inaczej i chociaż w większości mnie wkurwiał, to było w nim coś pociągającego, intrygującego.
-Serio facet narozrabiał. – Kamil dotyka mojej dłoni, a ja aż podskakuję.
-Przestań.
-No mów.
-Wracamy do domu?
Chłopak zrezygnowany kręci głową, a ja, nie czekając aż się zdecyduje, wstaję od stolika i wychodzę na powietrze. Po powrocie do domu zabieram się od razu za skompletowanie ubrań. Na szczęście brzuch mam wciąż płaski, więc nie mam większego problemu z ukryciem tego, o czym nie chcę mówić. Po prysznicu nacieram się balsamem z kozim mlekiem, bo ostatnio tylko ten zapach kosmetyków toleruję, cholera w życiu bym nie pomyślała, że takie mikroskopijne coś w moim brzuchu będzie tak bardzo wpływać na moje życie. Trudno, nie będę się z nim teraz kłócić, bo i tak nie wygram. Siadam przed lustrem i ogarniam włosy, które dziś wyjątkowo nie chcą się układać, serio nic mi dziś nie idzie, w końcu udaje mi się związać je w lekko niesfornego koka na czubku głowy. Makijaż standardowo robię ciemny i wyrazisty, przynajmniej w to mój potomek się nie wtrąca. Waham się między spodniami a spódnicą i w końcu wybór pada na stalową ołówkową spódnicę za kolano z wysokim rozcięciem na udzie, do tego krwisto czerwona lejąca bluzka z głębokim kopertowym dekoltem, na stopy wsuwam moje ulubione szpilki na platformie i chyba jestem gotowa. Z perfum, niestety, rezygnuję, bo nie znalazłam jeszcze marki posiadającej perfumy o zapachu koziego mleka. Wrzucam do torebki parę drobiazgów i srebrne pudełeczko z bransoletką dla pani Haliny.
Kiedy wchodzę do kuchni, matka już na mnie czeka, oczywiście z nastrojem niczym gradowa chmura, już wiem, że to nie będzie miły wieczór, ale mam nadzieję, że uda mi się jakoś wymknąć.
Kamil chciał po nas przyjechać, ale nie po to zainwestowałam w prawko i samochód, żeby nie jeździć, poza tym i tak nie piję, więc spoko. Gospodyni wita nas już w drzwiach i chyba nikt jej nie uprzedził, że będę, bo na mój widok aż blednie.
-Olusia! - Po chwili się odzywa i mocno mnie przytula. – Bój się Boga dziewczyno, gdzieś ty się podziewała tyle czasu?
-Dużo pracy. – Uśmiecham się sztucznie i podaję jej pudełeczko z kokardką.
-Dziękuję kochanie, nie trzeba było. – Całuje mnie w policzek. – Ty jesteś najlepszym prezentem.
Ciągnie mnie za rękę do pokoju i przedstawia wszystkim znajomym, świetnie, czuję się jak klacz na wystawie. Nagle czuję na plecach dotyk i zanim się odwrócę, Kamil całuje delikatnie mój policzek.
-Witam najpiękniejszą kobietę w Jazowie – mruczy mi wprost do ucha.
-Już się dziś widzieliśmy – mówię chłodno i patrzę we wlepione w nas oczy wszystkich gości.
-Ale to dawno było.
Zanim się odezwę, jubilatka zaprasza nas do stołu i oczywiście usadza Kamila obok mnie, zaraz się zaczną przygotowania do ślubu coś mi się zdaje.
Ludzie gadają między sobą, a ja siedzę jak kołek, bo poza Kamilem nie znam tu praktycznie nikogo, poza tym towarzystwo to w większości pięćdziesiąt plus, choć nie, jest jedna młoda dziewczyna siedząca na końcu stołu i patrząca na mnie z mordem w oczach, pewnie się boi, że jej kawalera zabiorę, głupia gęś nie wie, że on mnie nie będzie chciał.
Czuję zapach, a właściwie to smród, bimbru i robi mi się niedobrze, zaraz się porzygam, zaciskam zęby i łapię stojącą przede mną szklankę z wiśniowym sokiem. Wyrazisty aromat zabija trochę moje obrzydzenie, ale nie powiem, że mi lepiej. Kamil bez pytania nalewa mi kieliszek czystej i mruga do mnie okiem.
-Nie chcę wódki. – szepczę do niego i odsuwam szkło od siebie.
-To może wina albo jakiś słodki likier, co? - Podnosi się z krzesła, ale łapię go za łokieć i sadzam z powrotem.
-Nie chce alkoholu, będę prowadzić.
-Odwiozę was przecież. – Uśmiecha się słodko, a ja zaraz wybuchnę, czego on nie rozumie?
-Oleńko nawet jednego nie wypijesz? - Tym razem odzywa się pani Halina.
-Jednego za zdrowie to musisz. – Wtrąca się matka. – Nie przynoś nam wstydu. – Śmieje się, a ja nie wytrzymuję.
-Nie będę pić, bo jestem w ciąży!
Mówię to specjalnie głośno, żeby wszyscy słyszeli i osiągam swój cel. Wszyscy milkną jak na zawołanie i odwracają do mnie wzrok. No proszę, niby dwudziesty pierwszy wiek, a panna z brzuchem nadal budzi sensację, no to teraz sobie posłucham, co mają mi do powiedzenia obrońcy współżycia dopiero po ślubie…

Niebezpieczny klient [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz