Rozdział 10

366 52 3
                                    

Oliwia

To była zdecydowanie zbyt długa noc, nie wiem, ile razy obiecywałam sobie nie pić w tygodniu, ale to i tak nigdy się nie udawało, czasem po prostu trzeba. Najważniejsze, że Weronice poprawił się nastrój, czasem miałam wrażenie, że aż za bardzo. Nie pamiętam nawet jak dotarłam do domu, nie mówiąc już o rozebraniu się z kiecki. Patrząc na to, że jestem naga, to mam cichą nadzieję, że jednak wróciłam sama. Podnoszę się z łóżka i owijam się kocem. Niepewnie przechodzę przez mieszkanie w poszukiwanie ewentualnego samca, ale nikogo nie znajduję. Nie powiem, że mi jakoś specjalnie ulżyło, bo i tak strasznie głupio się czuję, ale staram się o tym nie myśleć i idę prosto pod prysznic. Ciepła woda odpręża moje zmęczone ciało i jakoś daję radę się ogarnąć. Otwieram lodówkę i z uśmiechem patrzę na butelkę kefiru, moje wybawienie, wypijam od razu połowę i czuję jak wraca we nie życie. Próbuję dodzwonić się do Wery, ale albo ma dyżur, albo odsypia, bo nie odbiera. Niezła impreza była, dawno tak się nie skułam. Z szafy wyjmuję garnitur w kremowym kolorze i lekką, zwiewną, czarną bluzkę na cienkich ramiączkach.  Do teczki wkładam dokumenty i wciąż trochę nieprzytomna idę do drzwi. Na stopy wsuwam czarne szpilki i starając się nie stukać obcasami, idę do windy, która dziś wyjątkowo głośno jedzie. Ciepłe powietrze uderza mnie w twarz, ale jest mi przyjemnie. Odwracam się w stronę parkingu i bez większego entuzjazmu idę w stronę ulicy. Czuję na sobie czyjś wzrok i mimo rozglądania się, nikogo nie dostrzegam, może już jestem przewrażliwiona i nerwy mnie ponoszą, potrzebuję urlopu, domknę ostatnie sprawy i biorę tydzień wolnego. Zamknę się w mieszkaniu i będę udawać, że mnie nie ma. Dziś na ulicy jest dziwnie, sporo ciszej niż zazwyczaj, słyszę tylko stukot moich obcasów o beton chodnika i zanim dojdę do parkingu, za moimi plecami rozlega się głośny ryk silnika i pisk opon tuż obok mnie. Niepewnie spoglądam na sportowe, wielkie auto i wysiadającego z niego faceta, on jest niereformowalny. Zatrzymuję się i mrużąc oczy, wkładam ręce w kieszenie spodni.
-Dzień dobry – Nowicki odzywa się tym swoich ochrypniętym głosem, a ja staram się udawać obojętność.
-Dobry. Ukradł pan? - Wskazuję głową samochód.
-Pożyczyłem. – Jego uśmiech doprowadza mnie do szału, czego on chce?
-A właściciel o tym wie?
-Nie bardzo, dowie się jak oddam.- Podchodzi bliżej mnie i opiera się o maskę.
-I przyjechał pan, żeby mi się pochwalić kolejnym przestępstwem, z którego będę musiała pana bronić? Dziękuję, niepotrzebna fatyga i bez tego mam wiele pracy. Miłego dnia.
Odwracam się w stronę swojego samochodu i nagle czuję uścisk na ramieniu. Odruchowo wyrywam rękę i odsuwam się na bezpieczną odległość.
-Może pozwoli się pani odwieźć? – facet patrzy na mnie trochę z góry i nie powiem, tak wygląda całkiem interesująco i niestety pociągająco.
-Może pan zauważył, ale mam swój samochód i prawo jazdy, czego nie można powiedzieć o panu. Poza tym nie widzę powodu, dla którego miałby mnie pan gdziekolwiek wozić. – udaję dziarską babkę i świadomie się z nim droczę.
-A jak grzecznie poproszę? - patrzy na mnie jak zbity spaniel i szura butem po chodniku, dzieciak.
-To może innym razem – uśmiecham się sztucznie, ale jego błagalny wzrok jest nie do zniesienia. – A umie pan prowadzić? - Podchodzę krok bliżej i patrzę jak facet otwiera drzwi niskiego wozu.
-Kiedyś się uczyłem. – Zaprasza mnie gestem ręki, a ja lekko się wstrzymuję.
-Uprzedzam, że jak mnie pan zabije, to nie będzie miał pana kto obronić. – Łapię za szczyt drzwi i spoglądam mu w oczy.
Niespodziewanie facet cmoka mnie w dłoń i opiera podbródek o drzwi.
-Nie zrobię pani krzywdy, jestem zły, ale nie podły.
-Świetnie, nie wiedziałam, że to się jakoś szczególnie różni – zaplatam ręce na piersiach.
-Owszem, człowiek podły nie ma zasad, ja je mam, są rzeczy, których nigdy nie zrobię i są osoby, których nie skrzywdzę.
-Szlachetnie – Trochę ironizuję, ale zaczyna się robić interesująco.
-Nie całkiem – marszczy brwi – ale lepiej tak, niż…
-Nieważne – burczę i wsiadam, bo serio nie mam dziś siły na takie filozoficzne gadki.
Facet rusza z piskiem opon, a ja wkurzam się sama na siebie, że się zgodziłam, wolałabym, żeby nikt nas razem nie widział. Żeby droga się nie dłużyła wyjmuję smartfon i zaczynam przeglądać planer na dziś, na szczęście nie mam spotkań, tylko papierkową robotę, uwielbiam uzupełnianie teczek, nie ma nic fajniejszego, niż przypominanie sobie spraw sprzed paru tygodni, a nawet miesięcy. Podnoszę wzrok i zaskoczona patrzę na mijane budynki.
-To nie jest droga do kancelarii -mówię z pretensją i patrzę jak facet powstrzymuje uśmiech.
-No nie jest – kiwa lekko głową na boki.
-Zwariowałeś? Wypuść mnie psycholu!
-Po pierwsze, nie psycholu – spogląda na mnie z wyrzutem – a po drugie, bardzo płynnie przeszła pani ze mną na ty, chciałem to już dawno zaproponować, ale jakoś niezręcznie mi było, Łukasz.
-Gdzie mnie pan wywozi co? Zrobiłam coś panu?
-Czyli znów jesteśmy na pan, ok , poczekam aż sama pani zdecyduje. Chciałbym pani coś pokazać.
-Miejsce, w którym ukrywa pan zwłoki? - warczę i patrzę jak jego wyraz twarzy się zmienia. Jego szerokie szczęki zaciskają się tak mocno, że aż ruszają mu się skronie.
-Nie, miejsce, w którym nie byłem już kilka lat i które jest dla mnie bardzo ważne. Jest pani drugą osobą, której pokaże to miejsce.
-Ojej – kładę rękę na sercu – jakże doceniam ten gest, ale może wypadałoby mnie zapytać o zdanie.
-Wtedy by się pani nie zgodziła – odwraca do mnie twarz i przez chwilę patrzymy sobie w oczy, jest w nim coś przyjemnego, co nie zmienia faktu, że to bandzior.
Nie mam zamiaru wchodzić z nim w dyskusję, wyciągam z torebki telefon i wybieram numer Natalki. Odbiera po kilku sygnałach i tłumaczę jej, że mam nieplanowe spotkanie i nie będzie mnie dziś w kancelarii, na szczęście rzadko się urywam i dziewczyna bez problemu mi wierzy. Teraz zostało mi tylko zapamiętać gdzie jestem, żeby w razie czego mu uciec.
Jedziemy już grubo ponad godzinę, a z każdą mijającą chwilą bardziej się denerwuję, dyskretnie sięgam ręką do torebki i próbuję napisać smsa.
-To niepotrzebne – facet odzywa się tak nagle, że podskakuję – nie porwałem pani. Mogę powiedzieć dokładnie do jakiej miejscowości jedziemy, to żadna tajemnica.
-Nie, to znaczy, bo … – zaczynam się jąkać jak nastolatka.
-Ładnie pani wygląda taka speszona.
-Nie jestem speszona.
-A ja jestem uczciwym obywatelem.
Zaciągam głęboko powietrze i sama nie wiem, co mam mu odpowiedzieć, pomijając to, kim jest na co dzień, to jest w zasadzie fajnym facetem z poczuciem humoru, i to wszystko komplikuje, bo sama przed sobą muszę przyznać, że lubię jego towarzystwo.
Po kolejnej godzinie spędzonej w milczeniu, zjeżdżamy z głównej drogi na jakąś mniejszą, a później na jeszcze mniejszą, aż w końcu na leśną. Spinam mięśnie i zaczynam się rozglądać w poszukiwaniu charakterystycznych miejsc. W końcu zatrzymujemy się przy jakiejś leśnej kapliczce i mój kierowca wysiada i podchodzi do moich drzwi, od razu je otwierając. Nie bardzo mam ochotę wysiadać, a on wciąż czeka z wyciągniętą dłonią. W końcu decyduję się na opuszczenie auta, ale robię to niepewnie i ze sporym lękiem.
Facet wyjmuje mi torebkę z ręki i rzuca ją na siedzenie.
-A jak ktoś mi ją ukradnie?
-Tu nikogo nie ma. – Podchodzi tak blisko, że prawie mnie dotyka i zamyka drzwi. – Poza tym, to ja okradam, a nie mnie okradają.
-Jakoś mnie to nie pociesza. To co tu robimy? - oplatam swoje ciało rękami.
-Idziemy – szarpie mnie za rękę i prowadzi w głąb lasu.
Szpilki wbijają mi się w ściółkę, co mnie boli, bo kosztowały majątek i nie bardzo podoba mi się ten spacer, zwłaszcza że facet idzie strasznie szybko.
-Wolniej, psia mać! - wołam za oddalającym się facetem.
-Sorry – gada jakby do siebie i podaje mi ramię.
Nie wiem czemu mu ufam i pozwalam się prowadzić, a po kilkuset metrach wolnego spaceru zaczynam słyszeć coś dziwnego, jakby szum wody. Wychodzimy zza drzew i zauroczona patrzę na niewielką rzeczkę i piękny wodospad. Zatrzymuję się w pół kroku i patrzę na spienioną wodę i skały.
-Podoba się? - słyszę tuż za sobą i nie potrafię wypowiedzieć słowa.
-Czemu nie powiedział pan od razu?
-Po co?- kładzie dłoń na moich plecach i lekko popycha do przodu.
Dochodzimy do skraju lasu i patrzymy na spadającą wodę, Boże jak tu pięknie.
-Idziemy – facet mruczy i pociąga mnie za rękę w stronę wody.
-Żartujesz?
-Znów jesteśmy na ty? - śmieje się i patrzy mi prosto w oczy, ma ładne oczy, trochę coś między niebieskim a zielonym kolorem, ni to turkus, ni morski, ale robi wrażenie nawet na takiej górze lodowej jak ja.
-Mam wejść tak do wody? – Przytomnieję, kiedy patrząc mi w oczy, wyciąga do mnie dłoń i spoglądam na swój strój.
-No nie bardzo – mruczy i bez żadnego ostrzeżenia bierze mnie na ręce jak pannę młodą.
Piszczę i zaplatam ręce na jego szyi, ale facet, nie zwracając na mnie uwagi, wchodzi w ubraniach do rzeczki i niesie mnie prosto do wodospadu. Zamykam oczy, wyobrażając sobie jak woda niszczy moją pracę nad włosami i makijażem, ale nie czuję na sobie wody, a facet wciąż mnie trzyma.  Rozglądam się wokoło i zdumiona patrzę na spadającą wodę, jesteśmy w jakiejś grocie czy szczelinie między skałami, tak czy inaczej jest tu przyjemnie i na swój sposób romantycznie.
-I co będziemy tu robić? - patrzę mu w oczy i czekam, aż odstawi mnie na ziemię.
-A na co pani ma ochotę? - szepcze tak blisko mojej twarzy, że wdycham jego oddech.
-Najbardziej, to na powrót do domu -unoszę brwi i czuję, jak mnie odstawia.
Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Rozglądam się po grocie i co dalej? Odwracam głowę słysząc szelest i patrzę jak Nowicki siada pod ścianą i patrzy na płynąca wodę, dziwnie się czuję, bo w ciągu sekundy zrobiło się strasznie poważnie.
-Lubiłem tu przychodzić –zaczyna, a ja kucam i staram się udawać zainteresowanie – z dziewczyną.
-Rozumiem – szepczę, chociaż wcale mnie to nie obchodzi.
-Miałem tu swój pierwszy raz – uśmiecha się, jakby opowiadał dobry dowcip.
-Wie pan ,to chyba nie moja…
-Bardzo ją kochałem – przerywa mi - chciałem tylko jej, pewnie byłbym uczciwym człowiekiem gdyby wciąż przy mnie była, nie pozwoliłaby mi na to, co zacząłem robić, zresztą wcale nie chciałem być zły.
Rozglądam się wokoło, bo nogi mi już ścierpły, a nie bardzo mam ochotę siadać w jasnych spodniach na ziemi.
Niespodziewanie facet ściąga swoją bluzę i kładzie przy sobie.
-Dzięki – przewracam oczami i zdejmuję swój żakiet – poradzę sobie sama.
-Przestań – podnosi na mnie wzrok i głową daje mi znak, żebym usiadła – to pewnie kosztowało majątek co?
-Może nie majątek, ale sporo – wzdycham i trochę spięta siadam obok niego.
Jest… hmm… dziwnie jest, facet gapi się w spadającą wodę i milczy, a ja nie wiem, co mam ze sobą zrobić, marnuję czas na słuchanie szumu wody, zamiast pracować. Co prawda ten szum wprowadza mnie w dobry nastrój, trochę melancholijny, trochę intymny, ale naprawdę przyjemny.
-To była bardzo mądra dziewczyna – znów się odzywa, a ja odwracam do niego twarz – poznaliśmy się na wakacjach i od razu zaiskrzyło.
Nie wiem o co kolesiowi chodzi i wkurza mnie takie wywlekanie flaków przed obcymi, bo kim ja jestem, żeby tego słuchać?
-Była – zawiesza głos i pochyla głowę wbijając wzrok w ziemię – była idealna, lubiła się śmiać i biegać boso po trawie. Jak dziś pamiętam dzień, w którym odkryliśmy to miejsce. Wepchnęła mnie do wody, a sama stała na brzegu i powoli się rozbierała, Boże co to był za widok, ja napalony nastolatek, który nie potrafił zapanować nad ciałem i ona, moja bogini i najpiękniejsza dziewczyna na Ziemi. Specjalnie mnie męczyła zdejmując każdy kawałek ubrania powoli i tak kusząco, że dygotałem na jej widok. Miałem ochotę zerwać z niej resztę ubrań, ale nie potrafiłem się poruszyć, w końcu stanęła na dużym kamieniu całkiem naga i wskoczyła do wody. Kiedy stanęliśmy naprzeciwko siebie, już wiedziałem, że chcę tylko jej jednej, nic poza nią się nie liczyło. Ocierała się o mnie, a ja mało nie wybuchłem – facet zaczyna się uśmiechać – wiesz jak to jest przed pierwszym razem nie? Człowiek nie umie się kontrolować, facetowi trochę trudniej to ukryć. Całowała mnie tak namiętnie, ale jednocześnie bardzo delikatnie, nie chciałem jej wypuszczać z objęć, była cała moja. Później schowaliśmy się tu przed burzą – rozgląda się po grocie i znów wbija wzrok w ziemię – to był najlepszy seks jaki w życiu miałem, to nie było zwykłe bzykanie, to była miłość, kochaliśmy się tak gorąco pierwszy i ostatni raz, a nasze jęki mieszały się z grzmotami piorunów.
Facet nagle urywa i sama nie wiem, czy mam dopytywać o dalszą historię, czy zadowolić się tym, co mi powiedział.
-I co dalej? Czemu nie jesteście razem? Minęło wam? - sztucznie się uśmiecham.
-Było nam razem dobrze, dogadywaliśmy się bez słów, chciałem się oświadczyć.
-Odmówiła?
-Nie, kupiłem pierścionek, kwiaty, ale nie przyjechała w umówione miejsce. Wkurwiłem się, że mnie wystawiła, bo nawet telefonu ode mnie nie odbierała. Pojechałem z kolegami do klubu, żeby zapić, ale zanim tam dojechaliśmy dostałem telefon, że Magda nie żyje.
Otwieram usta, bo tego to się nie spodziewałam, patrzę jak facet ociera oczy z łez i szkoda mi go.
-Szła na spotkanie ze mną, kiedy jakiś pijany kierowca potrącił ją na przejściu, zginęła na miejscu, a ja do dziś mam wyrzuty za to, co o niej myślałem kiedy nie przyszła.
-Przykro mi, naprawdę.
-Nieważne, nauczyłem się z tym żyć, ale drugiej takiej Magdy już pewnie nie spotkam nie? - spogląda mi w oczy.
-Spotkasz inną – pokrzepiająco klepię go w twarde ramię - świat jest pełen fajnych dziewczyn, tylko nie szukaj w żadnej Magdy, bo się zamęczysz.
Oboje spoglądamy na wyjście z groty, kiedy dociera do nas charakterystyczny grzmot.
-Świetnie – mruczę i wciskam plecy w ścianę.
-Boisz się burzy? - facet trąca mnie w łokieć.
-Nie, ale bardzo nie lubię, nikt mi nie powie, że to jest normalne zjawisko – marszczę brwi i drgam od kolejnego uderzenia pioruna.
Facet obejmuje mnie ramieniem i lekko przyciąga do siebie, nie bardzo mi się to podoba, ale chyba lepiej się czuję, kiedy jest blisko, chociaż jak nam się skały na głowę posypią, to i tak mnie nie uratuje.
Huk rozlega się tak straszny, że aż wszystko drży, a ja z piskiem wtulam się w mojego sąsiada, zginiemy tu kurwa i nikt nas nie znajdzie. Facet chwyta delikatnie moją twarz i podciąga do góry, nie wiem czego chce, bo wciąż mam zaciśnięte powieki i nie mam najmniejszego zamiaru ich otwierać.
-Hej – szepcze bardzo blisko mnie, bo czuję jego oddech – nic nam się tu nie stanie, zaufaj mi.
-Zaufać przestępcy – warczę – pocieszające.
Otwieram oczy i widzę, że na mnie nie patrzy, no dobra przesadziłam.
-Przepraszam – tym razem już szepczę, a facet wbija we mnie wzrok. Patrzy na mnie, jakby chciał mnie zabić, a po kilku długich sekundach jego wzrok opada na moje usta.
No jeszcze czego! Staram się odsunąć, ale nie pozwala mi na to, przyciąga mnie jeszcze bardziej do siebie i powoli łączy nasze usta. Nie potrafię go odepchnąć, a bardzo chcę. Sama nie wiem kiedy, kładę dłoń na jego szyi, a pod palcami wyczuwam drgającą tętnicę. Jednocześnie zaciskam na nim palce, nie chcąc, żeby przestawał i próbuję się odsunąć. Niedorzeczne, jednak jak dla mnie normalne. Jego głośne oddechy są podniecające, a coraz częstsze mruknięcia pobudzają moje ciało. Niedobrze Olka, niedobrze!

Niebezpieczny klient [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz