Rozdział 15

343 49 4
                                    

Rozdział 15

Oliwia

Chcę się poruszyć, ale czuję męską dłoń na mojej piersi. Zaciskam powieki, chcąc się obudzić, bo sama nie wierzę, że to zrobiłam.
-Fuck! – szepczę sama do siebie i spoglądam na dłoń, przykrywającą mój sutek. Fajne te jego tatuaże.
Delikatnie łapię w palce jego nadgarstek i staram się jak najciszej wydostać spod ciężaru jego ramienia. Słodki ciężar, ale w ogóle nie powinno go tu być. Uważając, żeby go nie obudzić, naciągam podniesione z podłogi majtki i spoglądam na śpiącego faceta. Jest na co patrzeć, sam widok jego nagiego ciała rozpala zmysły i nie chcąc się podniecać bardziej niż jestem, wstaję i łapię z fotela szlafrok. Już za drzwiami spotykam Kapsla, który patrzy na mnie tak, jakby o  wszystkim wiedział i chciał mi zrobić kazanie na temat dobrego prowadzenia się.
-No co? – pytam go, kiedy przechyla głowę na bok. – Przynajmniej mam to już za sobą i tyle. Chodź na śniadanie.
Po nałożeniu kotu karmy oglądam się za siebie czy Nowicki nie wstał. Aż żałuję, że nie spieszę się do pracy, dziś by się przydało wcześniej wyjść. Czekam, aż kawa nakapie mi do filiżanki i podskakuję przestraszona nagłym dotykiem na biodrach.
-Dzień dobry. – Całuje mnie w szyję i lekko się odsuwam.
-Dzień dobry – wzdycham. - Kawy?
-To chyba ja powinienem obudzić cię kawą przyniesioną do łóżka i kwiatami, nie sądzisz? – Mam dreszcze, kiedy tak mi mruczy z ustami przy szyi.
-Nie sądzę – odpowiadam chłodno i podstawiam drugą filiżankę pod dyszę. - Jesteśmy u mnie, więc to ja powinnam częstować gości kawą.
-Stało się coś? – Wypuszcza mnie z objęć i staje obok mnie, opierając się pośladkami o blat.
-Nie.
-Zła jesteś? Smutna? Rozżalona?
-Na które pytanie mam odpowiedzieć? – pytam nie odwracając do niego twarzy.
-Na wszystkie.
-Nie, nie, nie. – Dopiero teraz podnoszę na niego wzrok. – Nie jestem wiecznie uśmiechniętą dziewuszką, która świergocze od rana jak kanarek.
-No nie jesteś. – Mierzy mnie wzrokiem i łapiąc za biodra, przyciąga mnie tak, że się o niego opieram. Cwaniak wie, jak działa na mnie jego goła klata i specjalnie nie założył koszulki. – Ale wolę ciebie, niż kanarka.
-To masz problem. – Odpycham go i łapię za filiżanki.
Kiedy siadamy w salonie, żadne z nas się nie odzywa, ja nawet na niego nie patrzę. Nie jestem przyzwyczajona do spędzania z kimś poranków, zwłaszcza z facetem, a zwłaszcza z tym facetem. Czuję się skrępowana.
-Żałujesz nie? – pyta nagle, a ja nie wiem co odpowiedzieć. Cholera strasznie żałuję. Żałuję, bo było mi nieziemsko dobrze, a to wszystko komplikuje. Będę chciała więcej. Już chcę, a nie powinnam i nie zrobię tego drugi raz.
-Oboje powinniśmy żałować – mówię dopiero po chwili .
-Czego? Zrobiliśmy coś złego? – pyta z uśmiechem jakby to go bawiło.
-Nie złego, tylko… Po prostu to było niepotrzebne. – Przypomina mi się ta noc i automatycznie robi mi się gorąco. Marszczę brwi i czuję jak Nowicki przesiada się bliżej mnie. Bez uprzedzenia obejmuje mnie ramieniem i sadza okrakiem na swoich biodrach. Jego dłonie zaciskają się n mojej talii, a wzrok wręcz pali skórę. Nie odwraca ode mnie spojrzenia, po czym przyciąga mnie lekko do siebie. Opieram dłonie na jego obojczykach i bronię się przed emocjami jaki we mnie budzi.
-Niepotrzebne, to jest naklejanie znaczka pocztowego na maila. – Delikatnym ruchem kołysze moimi biodrami. – Było ci dobrze?
-Łukasz…- przewracam oczami.
-Nie pytam czy jestem zajebistym ogierem w łóżku, tylko czy było ci dobrze.
-Było – wzdycham, trochę się tego wstydząc.
-Mi też – odpowiada jakby go to nie ruszało. – Żadne z nas nie ma małżonka, więc nikomu nie zrobiliśmy krzywdy. Chcieliśmy oboje i już, nie traktuj tego zbyt serio.
-Więcej nie będzie – mówię z obawą.
-Wiem. Mówiłem, że będzie jak chcesz, będziesz chciała więcej, to będzie więcej, nie będziesz chciała, to nie będzie.
-Gdzie jest haczyk? – Unoszę kącik ust, bo mam wrażenie, że ta piękna historyjka ma ciekawą puentę. Facet bierze głęboki wdech i zanim cokolwiek odpowie, wiedzie wzrokiem w dół mnie, aż do miejsca, w którym na nim siedzę.
-Wiesz co, mój haczyk to aktualnie cierpliwie czeka, aż pozwolisz mu na coś więcej, niż siedzenie na nim.
-Ale śmieszne. – Staram się mówić obojętnie, ale uciskająca mnie męskość, nie pozwala mi zapomnieć co między nami zaszło.
-Wcale. – Zaciska palce na moich włosach i niespodziewanie przyciąga do siebie, zatrzymując dosłownie milimetr od swoich ust. – To siedzenie kurewsko mi się podoba – szepcze i opuszcza wzrok na moje wargi. Chwilę im się przygląda, po czym, bez żadnego wysiłku, bo nawet odrobinę się nie bronię, opiera nas o siebie. Wstrzymuję oddech, a po chwili sama zaplatam dłonie na tyle jego głowy. Jego ciężkie oddechy zaczynają budzić we mnie niezaspokojone rządze i nie umiem im się oprzeć. Powoli pogłębiamy pocałunek i zdaje mi się, że każde z nas czeka na reakcję drugiego. W końcu Łukasz zsuwa z mojego ramienia śliski materiał szlafroka, a powietrze na nagim biuście wywołuje przenikliwy dreszcz i gęsią skórkę . Przestajemy się hamować, dyszymy i mlaszczemy, a nasze ciała są znów coraz bliżej siebie. Łukasz sprawnie rozwiązuje pasek mojego szlafroka i od razu dociska mnie do siebie. Jego skóra jest pachnąca i gorąca, i jak napalona nastolatka zaczynam się o niego ocierać. Chuj z tym, że mówiłam, że nie chcę! Jego palce wciskają się w moją skórę na udach i pośladkach, a ja zaraz sama zacznę go błagać, żeby mnie przeleciał. Wiję się w jego objęciach, a kiedy obniża pocałunki, biorę głęboki oddech.
-Miał być jeden raz. – Jęczę, kiedy zasysa mój sutek.
-Przecież nic nie robimy. Ale jak chcesz, to mów. – mruczy i lekko mnie unosi, żeby móc całować mnie jeszcze niżej.
-Nie chcę – odpowiadam cicho, ale czekam na więcej, pragnę więcej. Gładzę jego napięte ramiona i sama nakierowuję jego ręce tam, gdzie chcę go czuć.
W końcu dociska mnie do swojej nabrzmiałej męskości i wpija się w moje usta.
-Chcę cię znowu – szepcze, a ja nie daję rady się powstrzymywać i sięgam ręką do jego spodni.
-Też chcę – jęczę i udaje mi się rozpiąć guzik.
My się już nie całujemy, my się ślinimy i pożeramy. Sama nie wiem gdzie on mnie całuje, a gdzie tylko maca, ale i tak jestem w raju.
Piknięcie domofonu odrywa nas na chwilę od siebie i oboje spoglądamy sobie ze strachem w oczy.
-Weronika! – krzyczę i owijając się satynowym materiałem, zawiązuję pasek.
-Skąd  wiesz? – Łukasz błyskawicznie poprawia spodnie i biegnie do sypialni po koszulkę.
-Tylko ona zna mój kod do domofonu. Za minutę tu będzie, wypieprzaj!
-Co? – Patrzy na mnie zaskoczony. – Gdzie niby?
-Nie wiem, nie może cię tu zobaczyć! Nie dzisiaj!
-A kiedy? - Z uśmiechem zaplata ręce na klacie, a mnie wkurw zaraz rozsadzi.
-Możesz zachować się jak dorosły? – pytam z groźbą w głosie.
-A ty możesz przestać zachowywać się jak dziecko? – kręci głową i zaczyna zakładać buty. – Pójdę, proszę bardzo, ale to bez sensu i tak się dowie.
-Nie dowie! – prawie krzyczę i jak na zawołanie, Wera puka w drzwi. – No dzięki.
-Jak chcesz, to ją też przelecę, żeby nie była zazdrosna, w sumie całkiem niezła jest. – No jego to bawi. Obejmuje mnie ramieniem i całuje jakbym była jego dziewczyną. Szlag by go trafił.
Po głębokim oddechu otwieram drzwi i z wymuszonym uśmiechem spoglądam przyjaciółce w oczy.
-Obudziłam cię? Dzwoniłam, ale chyba telefon masz wyłączony. Mogę? – Wskazuje mi głową salon i odchodzę od drzwi.
-Nie obudziłaś. – Tłumaczę się i kątem oka szukam Nowickiego. – Kawę piłam i …
No i nie muszę kończyć. Laska zdejmuje z nosa okulary przeciwsłoneczne i bez słowa gapi się na siedzącego na kanapie faceta. – Łukasz odstawił mi auto i tak… - Macham rękami, bo serio sama nie wiem co mówić. Na szczęście Nowicki przejmuje inicjatywę i podchodzi do wpatrzonej w niego blondyny.
-Lepiej wyglądasz. – Całuje jej dłoń, a ona stoi jak słup soli. – Pójdę już, miłego dnia.
Staram się za nim nie oglądać, ale Wera robi to za mnie. Jeszcze kilka sekund po zamknięciu drzwi, patrzy się na nie i dopiero po chwili odwraca się do mnie i bez żadnego pytania łapie brzegi szlafroka, w który jestem ubrana i rozchyla obie poły. Natychmiast zasłaniam cycki i pukam się w czoło.
-Samochód odstawił, yhy. – Kiwa głową jakbym miała piętnaście lat. – Po co kłamiesz? Co ja nie wiem co robią dorośli ludzie z innymi dorosłymi ludziami? Wiem, też bym jeszcze chciała coś takiego porobić.
-Wercia, daj sobie trochę czasu. – Upijam łyk kawy i z uniesionym kącikiem ust, patrzę jak blondyna wypija kawę Łukasza. – A ty nie powinnaś teraz pakować się na Bali?
-Odwołałam. – Pociera nos dłonią i siada z nogami na kanapie. Najpierw mnie rozwiedź, już natychmiast i wyłącznie z jego winy.
-Jasne – wzdycham poważnie – ale to nie będzie szybko.
-Zapłacę!
-Nie o to chodzi, terminy są odległe tak w ogóle, to nie potrwa tydzień, prędzej pół roku, rok. I uprzedzę twoje pytanie, unieważnienie związku przez kurię trwa tyle samo, pytanie na czym ci zależy.
-Po co ja się zgodziłam na kościelny? – pyta ze łzami w oczach. – Nie chciałam, chciałam zwykły cywilny ślub, skromny bez wesela, a tylko z przyjęciem, to on przez rok gderał, że to jeden raz w życiu, że później będę żałowała, że nie było pompy.
-Nie katuj się. Jeśli chcesz rozwodu, to oczywiście poprowadzę sprawę i nie będzie większego kłopotu z udowodnieniem jego winy. Mamy świadka.
-Pana wytatuowanego. – Rusza zadziorni brwiami i parska śmiechem.
-No boki zrywać – oburzam się trochę na wyrost.
-Co się krygujesz, oboje mieliście na siebie ochotę, i to odkąd się poznaliście, to była kwestia czasu.
-Niby tak, ale sama nie wiem.
-Czego? Korzystaj dziewczyno póki cię chce, bo zobaczysz, minie miesiąc, dwa albo rok i zostawi cię dla innej dupy albo fiuta. – płacze i ociera policzki.
-Może nie wszyscy są tacy.
-Jasne. Myślisz, że twój, to anioł święty i nie obejrzy się za innymi cyckami? Obejrzy dokładnie tak samo, jak oglądał się, zanim cię poznał. Mają zdradę we krwi, tego nie zmienisz.
-Po pierwsze – zaczynam i sięgam ręką po butelkę wina i dwie szklanki – to on nie jest mój. Po drugie, może go ciągnąć do bab lub facetów, wszystko mi jedno. – Marszczę nos, nie mogąc odkorkować butelki, ale już po chwili nalewam nam alkohol do szklanek. - A po trzecie, to ja nie wymagam od niego wierności czy nawet zobowiązań. Owszem, przespaliśmy się ze sobą, i to akurat wtedy, kiedy oboje uznaliśmy, że tego nie zrobimy, bo nie warto. Stało się. – Upijam wino i lekko krzywię usta. - On wróci do ulicznego życia, bójek i nielegalnych wyścigów, a ja do ulubionej togi.
-Jaki jest? – Patrzy na mnie znad szklanki.
-Wkurwiający – śmieję się w głos – ale znosi mój charakter i nie zostaje mi dłużny w odzywkach.
-Pytam, jaki jest w łóżku?
-Ty tylko o jednym. – Przewracam oczami, ale jej wzrok jest nieubłagany. – Dobry. No dobry. – Uciekam od niej wzrokiem, ale w końcu nie daję rady. – Oj Boże, no dobry, świetny, zajebisty! Lepiej ci? Dawno nie było mi tak, jak z nim. Nigdy nie było mi tak dobrze. Nikt mnie tak… - urywam i patrzę jak się śmieje. – Podobało mi się i gdybyś nie przyszła, to pewnie zaliczylibyśmy drugą rundę na kanapie.
-Oj sorki.
-Dobrze się stało. – Macham ręką i dopijam wino ze szklanki. – Każde z nas wróci do siebie i tyle, nie będzie czasu ani okazji się widywać, to i popęd osłabnie.
-A jak nie? – Mruży jedno oko.
-Zawsze mija, to twoje słowa.
Laska już się nie odzywa i do wieczora pijemy wino i żremy zamówione jedzenie. Dziś nie mogę przesadzić z alkoholem, bo jutro normalny dzień pracy, a po tak długim obijaniu się, czeka na mnie mnóstwo zaległości do nadrobienia.
Wtorek zaczynam od wizyty w kancelarii, zabieram z niej dokumenty i jadę do sądu. Dziś mam duże rozprawy i pewnie żadna z nich nie zakończy się jeszcze wyrokiem. Mam zły humor, psuje mi się samochód i to tego boli mnie brzuch. Piękny dzień. Powoli idę schodami na drugie piętro i już z daleka widzę swoją pierwszą klientkę. Właścicielka dużej restauracji, w której jeden z niezadowolonych klientów zdemolował bar.
-Witam panią. – Kobieta pierwsza do mnie podchodzi. – Zakończymy to dzisiaj?
-Wątpię – wzdycham. – Monitoring nie uchwycił twarzy sprawcy, więc nie można jednoznacznie stwierdzić, że podejrzany jest winny. Nikt z listy obecnych klientów nie zgodził się zeznawać, dlatego będziemy grać na zwłokę, przekonując sąd, że dotarcie do takiej ilości osób jest trudne. Może się uda.
-Oby. To nie tak, że mnie nie stać na remont, mam ubezpieczenie, ale nie może być tak, że facet demoluje mi lokal i nie dostaje za to żadnej kary, no ludzie!
-Niesłusznie chciała pani to sama załatwić, należało natychmiast wezwać ochronę i policję, wtedy byłoby łatwiej.
-Nie chciałam rozgłosu. Myślałam, że uda nam się to załatwić polubownie. Czasem w nerwach robi się różne rzeczy, nawet głupie, rozumiem to.
-Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby ta rozprawa nie była ostatnia – mówiąc to, odwracam wzrok w stronę otwartych drzwi do sali rozpraw. – Zapraszam.
Tak jak myślałam, adwokat oskarżonego uczepił się nagrania, które faktycznie nie jest zbyt wyraźne i nie może być podstawą oskarżenia, ale bazuje tylko na tym. Nie dam spuścić się po brzytwie, musi się znaleźć coś, co go załatwi, potrzebuję czasu. W końcu prawie na kolanach proszę sędziego o odroczenie sprawy i z wielki bólem przychyla się do mojego wniosku. Wiem jednak, że to ostatnie odroczenie, następna rozprawa będzie wyrokowa i muszę jakoś to załatwić.
Druga rozprawa wcale nie jest lepsza, z tym że mój klient jest bardziej narwany i nawet podczas rozprawy muszę go uspokajać. Idąc na kolejną sprawę, odbieram telefon od Nowickiego.
-No w końcu! – woła, zanim się odezwę.
-Co w końcu?
-Odebrałaś, myślałem, że coś się stało.
-Nic – prawie płaczę.
-Ej co jest? – jego głos staje się nagle poważny.
-Zepsuł mi się samochód, nie wypiłam dziś kawy, jestem głodna i jeszcze dostałam okres. – Rozglądam się czy nikt mnie nie słyszał.
-A no tak. – Słyszę, że się ze mnie śmieje. – Z samochodem mogę ci pomóc, z kawą i jedzeniem spróbuję pomóc, ale z okresem nie bardzo. To znaczy wiem co zrobić, żebyś przez jakiś czas okresu nie miała, ale myślę, że to cię nie satysfakcjonuje.
-Dzięki za radę – warczę. – Muszę kończyć, mam rozprawę za pięć minut.
-Odezwij się później, co? Chociaż napisz jak się czujesz. - Biorę głęboki wdech i nie odpowiadając, rozłączam się.
Po rozprawie, która nieplanowo zakończyła się wyrokiem na korzyść mojego klienta, wychodzę z sali i oddycham z ulgą. Kolejne spotkanie mam za godzinę, więc mam chwilę na zebranie myśli. Nie zdejmując togi, idę korytarzem i spoglądam na siedzącego na ławce pod ścianą Nowickiego. Wiem, że mnie widział, ale oparty łokciami o kolana, grzebie w telefonie i nie zwraca na mnie uwagi. Siadam po drugiej stronie i zanim się do niego odwrócę, wyjmuję telefon z torebki i czytam wiadomość od niego: „Kawka i do kawki”. Gapię się w ekran, jakbym nie rozumiała i odpisuję „nie wiem co napisać, dzięki”. Słyszę piknięcie jego telefonu i śmieję się z nas samych. Po kilku sekundach dostaję odpowiedź: „Wiem, że nie chcesz się chwalić znajomością ze mną. Powodzenia na rozprawie. Całuję w szyję…Nie tu gdzie pomyślałaś, bardziej w lewo”. Nawet na mnie nie zerkając, odchodzi w głąb korytarza i znika na schodach. Zaczynam się śmiać i zaglądam do papierowej torebki, którą zostawił na ławce. Jest tu kubek kawy z mlekiem, dwa rogaliki, dwie muffiny polane czekoladą z orzechami i baton nugatowy z pomarańczą. Dziwnie się czuję, niby tylko kawa i słodycze, a jednak jest w tym geście coś osobistego, coś, czego nie planowałam i czego się obawiam.

Niebezpieczny klient [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz