Rozdział 24

394 8 0
                                    

Postanowiłam przejść przez restauracje, bo Zoe czekała na mnie przy wejściu, a kobieta poszła w inną stronę. Z uśmiechem na twarzy opuściłam kuchnie. 

-Gdzie ci się tak spieszy?- usłyszałam za sobą.

Uśmiech od razu znikł mi z twarzy. Przyspieszyłam kroku, olewając go. Nagle poczułam szarpnięcie za nadgarstek, przez co automatycznie się odwróciłam. Chłopak stanął twarzą twarzą ze mną. Miał zadarty uśmiech. 

-Matka chyba za bardzo cię polubiła.- powiedział.

-A co cię to obchodzi? Ciebie praca nie dotyczy. Puszczaj!- warknęłam, próbując się wyrwać z uścisku, na co jeszcze mocniej  mnie ściskał.- To boli.

-Ma boleć.- powiedział.

-Jesteś pijany. Zostaw mnie, kurwa!- krzyknęłam.

Nagle chłopak złapał mnie za szyję i przypiął do ściany, mocno na mnie napierając. Nie zacisnął dłoni na gardle, lecz byłam tak przestraszona, że mój oddech bardzo przyspieszył. Pochylił głowę do mojej szyi, składając na niej pojedynczy pocałunek. Zacisnęłam mocno zęby.

-Nieziemsko pachniesz.- skomentował. 

-Odpierdol się od niej!- usłyszałam krzyk Zoe. 

Pchnęła chłopaka do tyłu. On zatoczył się pod wpływem alkoholu. Dziewczyna złapała mnie za rękę i wybiegłyśmy z restauracji.

*

-On jest popierdolony!- krzyknęła Zoe, gdy już znalazłyśmy się w pokoju hotelowym.

-Wiem, ale proszę, nie mów tego nikomu, nawet naszej paczce.- poprosiłam.- Dostałam lepszą posadę i nie chce zaraz jej stracić.

Pokręciła głową.

-Wiesz, że nie dostałaś tej posady przez niego?- zapytała.

-Wiem, ale wolę się nie narażać.

Głośno westchnęła, opadając na łóżko.

-Nie możesz tak dawać się traktować.

-To też wiem, ale nie umiem się ruszyć.

-To kupie ci gaz pieprzowy.- zaproponowała.- Psikniesz i po kłopocie.

Zaśmiałam się na samą myśl.

Obie leżałyśmy w ciszy na łóżku, stykając się głowami. Wciąż nie przebrane, w sukniach wieczorowych, makijażach i fryzurach. Jedyne o czym marzyłam to sen, ale dziewczyna zerwała się  z łóżka i pociągnęła mnie za rękę. Automatycznie wstałam. Otworzyła małą lodówkę i wyciągnęła szampana. Dalej ciągnąc mnie za rękę, wyszłyśmy z pokoju. 

Szybko zbiegłyśmy po schodach. Nie wiedziałam, gdzie tak się spieszymy. Jedynie szłam za dziewczyną. Lecz po kilku minutach już uświadomiłam sobie gdzie tak się jej spieszy.  Znalazłyśmy się na dzikiej plaży. 

Usiadłyśmy na ciepłym piasku. Kilka osób biegało po plaży. Był piękny zachód słońca. Niektórzy zaczęli puszczać małe lampiony w niebo. Dziewczyna otworzyła butelkę i upiła sporego łyka. 

-Więc za co pijemy?- zapytałam.

-Za Kolumba.- powiedziała.

-Co?- zapytałam, zdziwiona.

-Dzisiaj jest dzień Kolumba.- powiedziała, zabierając mi butelkę.

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że dziewczyna ma racje. Był dzień Kolumba. Jest taki przesąd, że właśnie w ten dzień może zdarzyć się coś magicznego i mieć dużo szczęścia. Mi chyba wyszło. 

Lekko się uśmiechnęłam na samą myśl dzisiejszego dnia. Mam nadzieję, że pani Cameron mówiła prawdę. Poza tym, jeśli mam pracować dla niej....to samo z siebie krzyczy WOW.

-Brakowało mi takiego dnia razem.- powiedziała Zoe.

Podwinęłam nogi pod siebie, splotłam je rękami, a na kolanach ułożyłam podbródek i patrzyłam w niesamowity ocean. 

-Mi tak samo.- odpowiedziałam. 


VACATION IN MALIBUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz