Rozdział 1

9K 182 22
                                    

LUCY

Kolejny taki sam dzień. Znów budzę się w swoim malutkim pokoju. Nie mieszkam sama. Są ze mną moi rodzice Sara i Jake Walker. Nie są bogaci, ale mimo to ich kocham. Moja mama pracuję jako asystentka w jakieś firmie. Przez większość dnia jej nie ma. Niestety mój tata miał kilka lat temu wypadek. Teraz potrzebuję, żeby ktoś zawsze przy nim był. Mimo, że mama wynajmuję pielęgniarkę to i tak staram się ją jakoś odciążyć. Od razu po zajęciach przychodzę do domu, tylko czasami wychodzę gdzieś ze znajomymi. Nie potrafię tak po prostu zostawić rodziców z tymi problemami. Zawsze o mnie dbali i kochali. Teraz jest im ciężko i nie mogłabym tak po prostu ich zostawić. No nic w końcu trzeba wstawać. Spoglądam na zegarek i nawet nie zorientowałam się, kiedy ten czas tak szybko zleciał. Mam stanowczo mało czasu. Na uczelnie nie stroję się nie wiadomo jak. W końcu idę tam tylko na zajęcia, więc zwykłe czarne spodnie i moja ukochana granatowa bluza mi wystarcza. Nie jestem typem dziewczyny, która uwielbia chodzić w sukienkach czy spódnicach. Dla mnie najlepsze są spodnie. Nie przepadam za makijażem, chyba że na jakieś większe wyjścia. W biegu wbiegam do kuchni i już tam zastaję moją mamę krzątającą się po kuchni. Tata pewnie jak zawsze siedzi w salonie w swoim ulubionym fotelu.

- O Lucy wstałaś. Zjesz może z nami śniadanie?

- Cześć mamo. Bardzo chętnie bym zjadła, ale jeśli nie wyjadę w ciągu pięciu minut to spóźnię się na zajęcia.

- To w takim razie nie będę cię zatrzymywać.

W biegu chwytam jabłko i torebkę. Przed domem stoi mój samochód. Jestem dumna, że go mam. Może nie jest to jakiś najnowszy samochód prosto z salonu, ale jest tylko mój. Sama go kupiłam i sama go utrzymuję. Mam coś swojego i dzięki niemu czuję się chociaż w jakimś stopniu samodzielna. Nie czekam ani chwili tylko wsiadam i ruszam w stronę uczelni. Mam tylko nadzieję, że ominę te korki.

Na szczęście udało mi się przyjechać na czas. zabieram torebkę i ruszam prosto do sali, w której mam mieć zajęcia. Nie udaję jednak mi się do niej dotrzeć. W połowie drogi słyszę, jak ktoś woła moje imię.

- Lucy!

Odwracam się i widzę moją kochaną przyjaciółkę. Olivia, która zawsze mnie wypatrzy w tłumie. Cieszę się, że ją mam. Nie wiem jakbym poradziła sobie bez niej. Zawsze potrafiła mnie pocieszyć. Do tego mamy nawet i tutaj razem zajęcia. Nigdy nie narzekam z nią na nudę. Dostatecznie dostarcza mi atrakcji.

- Cześć Olivia.

- Słyszałaś z kim mamy teraz zajęcia?

- Jak to z kim? Przecież z tym Smithem.

- Kochana masz przestarzałe informację. Nie ma go dzisiaj. Mamy zastępstwo i nie zgadniesz z kim.

- Z kim?

- Z twoim kochanym Evansem.

Nie tylko nie to. Staram się unikać tego wykładowcę jak mogę, ale czasami jest to naprawdę trudne. W końcu on tutaj pracuję, a ja się uczę. Paul Evans może i nie jest jakiś stary, ale ja po prostu czuję się skrępowana w jego towarzystwie. Na każdych zajęciach czuję, jak wlepia we mnie swój wzrok. Przez to słyszałam różne szepty na mój temat. Próbował nawet kilka razy ze mną rozmawiać i nie zachowywał się jak mój wykładowca. Do tego teraz mam mieć z nim zajęcia.

- Nie. Czemu mi wcześniej o tym nie powiedziałaś?

- Sama dowiedziałam się dopiero kiedy tutaj przyjechałam. A ty na pewno gdybyś wiedziała o tym wcześniej to byś nie przyszła na te zajęcia.

- Oczywiście żebym tutaj nie przyjechała.

- Nie dąsaj się tak. W końcu tu tylko jedne zajęcia, a i tak kończymy dzisiaj w miarę wcześnie.

- Chodźmy na zajęcia grozy.

- Nie będzie tak źle.

- Naprawdę w to wierzysz?

- Nie, ale przecież pozytywne myślenie to podstawa.

No tak ona zawsze myśli tak pozytywnie. Jakby świat był pomalowany cały na różowo. W ciszy idziemy do naszej sali. Od razu ruszam na jej koniec. Teraz nie chce być na widoku szczególnie jego widoku. Nie spóźnia się nigdy. Wiecznie punktualny, przystojny, z dobrze postawioną pracą. Mimo to nie ma żony, ale czego może chcieć ode mnie? Nie patrzę na niego przez całe zajęcia, chociaż czuję na sobie jego palący wzrok. Już myślę, że mam na dzisiaj spokój, ale pod koniec zajęć słyszę jego głos i to skierowany bezpośrednio do mnie.

- Panno Walker, proszę chwilę zostać po zajęciach.

Super jeszcze tego mi brakowało, żeby każdy teraz o mnie mówi. Na pewno tak będzie w końcu zakomunikował to przy całej grupie. Od razu podnoszę na niego wzrok, a on patrzy prosto na mnie.

- Oczywiście.

Każdy wychodzi z sali, a ja zostaję. Nie śpieszę, żeby do niego podejść.

- Chciał mnie pan wiedzieć. Stało się coś?

- Lucy tyle razy mówiłem ci żebyś mówiła mi po imieniu.

- Nie mogę. Nie wypada żebym do swojego wykładowcy mówiła po imieniu i to w dodatku na uczelni.

- Jeśli nie możesz tutaj to wyjdź ze mną.

- Przepraszam, że co?

Mogłam się wszystkiego spodziewać, ale nie tego. Czy on jest poważny? Może i być najprzystojniejszy na całej planecie, ale jest moim wykładowcą i to starszym ode mnie.

- Wyjdź ze mną na kolację. Z miłą chęcią cię zapraszam.

- Może pan tego jeszcze nie zrozumiał, ale wytłumaczę to dokładnie. Jest pan tylko moim wykładowcą i tak już zostanie. Nie wiem co pan do mnie ma, ale proszę przestać. Mam dość plotek, że niby coś nas łączy. Nie wyjdziemy nigdzie razem. Chce mieć od pana święty spokój. Do widzenia panie Evans.

Nie czekałam nawet na jego odpowiedź tylko wyszłam. Też ma tupet, żeby proponować mi jakieś wyjście. Może być nawet i jakimś księciem, ale mnie to nie interesuję. Cała w nerwach wychodzę z tej sali. Tam czeka już na mnie moja przyjaciółka.

- Co chciał?

- Nawet nie masz pojęcia. Wyobrażasz sobie, że śmiał mnie zaprosić na kolacje?

Nigdy nie widziałam tak zaskoczonej przyjaciółki. Wyglądała zupełnie jak nie ona.

- Żartujesz?

- Wierz mi chciałabym.

- Ja pierdole. Wykładowca zaprosił cię na randkę. Co ty na to?

- No przecież, że się nie zgodziłam. Nie mogłam. Nie chce, żeby mnie coś z nim łączyło. Już i tak pewnie nasłucham się plotek na swój temat.

- Widzę, że jesteś wściekła, dlatego mam propozycję. Idziemy dzisiaj wieczorem na imprezkę.

- Przecież wiesz, że nie lubię takich rzeczy. Do tego nie mam czasu na imprezy.

- Daj spokój. To tylko jeden wieczór. Zabawimy się, nawet pić nie musisz, skoro nie chcesz. Po prostu odreagujesz to wszystko.

- wiesz co? Wpadnij do mnie wieczorem razem tam pójdziemy.

Nie wiem czy to dobry pomysł, ale teraz nie myślę o konsekwencjach.  

Jeden wieczórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz