Rozdział 8

4K 131 18
                                    

LUCY

Już od dawna nie śpię, tak naprawdę to nawet w nocy nie mogłam spać. To za dużo nawet jak dla mnie. Wiem co teraz mnie czeka, a spakowana walizka tylko mnie w tym utwierdza. Wiem tylko, że rano ma ktoś po mnie przyjechać. Rano no naprawdę dobrze określona pora. Równie dobrze może być to godzina szósta, ale i też dziewiąta. Tak więc dosłownie od siódmej jestem na nogach. Rodzice wiedzą, że to już dzisiaj się wyprowadzę, ale nie komentują tego. Na szczęście, bo nie miałam bym już siły na kłótnie z nimi. Siedzę jak na szpilkach, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Głośno przełykam ślinę i z bijącym sercem otwieram drzwi. Przede mną stoi postawny facet i na pewno jest starszy ode mnie. Nie wygląda na najmilszego, ale przecież pozory mogą mylić i oby myliły.

- Panienka Lucy?

- Wystarczy Lucy. Wejdź proszę.

- Dziękuje. Przysłał mnie pan Evans.

- Tak mówił mi.

- Gotowa?

- Tak tylko wezmę walizkę.

- Nie kłopocz się. Powiedz tylko gdzie jest.

- W pierwszym pokoju na lewo. Ja w tym czasie pożegnam się z ojcem i zaraz przyjdę.

- Dobrze, ale proszę nie przedłużać, bo jednak czas nas goni.

- Nie zajmie mi to dużo czasu.

Czas nas goni. Też mi coś. To ja czekam na niego w domu od kilku godzin. Kiedy tylko zniknął w moim pokoju udałam się do salonu. To tam zazwyczaj był mój tata. Tam mu było najwygodniej. Tak też jest i dzisiaj. Kiedy tylko mnie zauważa posyła mi ciepły uśmiech. Tak on zawsze umiał mnie pocieszyć. To dla niego musze być teraz silna.

- Tato zaraz będę wychodzić.

- Moja kochana córeczka. Kiedy ty tak dorosłaś?

- Tato wiesz, że już jakiś czas jestem pełnoletnia i w końcu i tak musiałabym się wyprowadzić.

- Wiem o tym, ale i tak to dziwne uczucie. Do tej pory zawsze codziennie się widywaliśmy, a teraz się wszystko zmieni.

- To, że się wyprowadzam nie znaczy, że nie będę przyjeżdżać. To nadal jest mój dom i nigdy was nie zostawię. Teraz już muszę iść, ale pamiętaj tato, że cię kocham.

Naprawdę ledwo powstrzymywałam łzy. Serce mi się krajało, kiedy widziałam tatę tak smutnego, ale nie miałam wyboru. Musiałam już iść, a z resztą nie wiem czy dalej dałabym rade być silna. Wyszłam z domu, a kierowca już czekał. Teraz do mnie dotarło, że nawet nie wiem, jak on ma imię. Nawet nie zapytała.

- Gotowa?

- Pewnie. Wybacz, że dopiero teraz pytam, ale jak ty właściwie masz na imię?

- Zupełnie o tym zapomniałem. Nazywam się Matt i raczej teraz będziemy się częściej widywać, w końcu pracuję dla pana Evansa.

- Miło mi, ale chyba już powinniśmy ruszać, prawda?

- Tak.

***

Droga do szpitala nie zajęła nam dużo czasu i oboje od razu skierowaliśmy się do odpowiedniej sali. Już tam na nas czekał Evans i niestety siedział na wózku. Na ten widok aż coś ukuło mnie w sercu. To naprawdę moja wina. To przeze mnie teraz jest na niego skazany.

- Nareszcie jesteście.

- Nie powiedziałeś o której mam tutaj być.

- Nie ważne. Już dostałem wypis, więc możemy iść. jeszcze w tym tygodniu przyjdzie do nas pielęgniarka, która nauczy cię kilku ćwiczeń.

Jeden wieczórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz