Rozdział 6

3.9K 134 29
                                    


LUCY

Nie chodziłam na zajęcia, nawet z pokoju nie wychodziłam. Nie miałam na to siły, może po prostu potrzebowałam sił na później. Rodzice o nic nie pytali pewnie założyli, że po prostu cierpię z powodu tego wypadku. Owszem, ale nie tak jak oni myślą. Pewnie teraz myślą, że to jakaś wielka miłość, a ja nawet nigdy nie byłam zakochana. Na szczęście na razie Paul się nie odzywał, a ja sama nie odważyłam się do niego pójść. Olivia próbowała się ze mną skontaktować, ale nawet na to nie miałam ochoty. Tylko zostawiła kluczyki moim rodzicom i już nie próbowała. Nie miała pojęcia na czym stanęło z naszym wykładowcą, ale rozumiała, że potrzebowałam wyciszenia. Zawsze mnie rozumiała. Byłam jej naprawdę wdzięczna. Pewnie dalej bym rozmyślała o swoim życiu, gdyby nie mój telefon, który dał o sobie znać. Niechętnie go podniosłam. Kiedy zobaczyłam, że to wiadomość od nieznanego numeru, aż mi serce stanęło.

OD: NIEZNANY

Mam umowę. Przyjedź szybko.

Czyli to już. Czuję, że teraz to się wszystko zmieni. Szybko zbieram się i po kilku minutach wychodzę z domu. Chociaż widzę moje auto to wybieram się na autobus. Nie czuję się pewnie by teraz prowadzić. Droga do szpitala minęła stanowczo za szybko. Wolałabym, żeby się dłużyła. Chociaż znałam drogę do sali to szłam jak najwolniej. Naprawdę teraz marzę, żeby to okazało się być tylko złym snem. Kiedy weszłam do sali nie zastałam tylko Paula, ale i nieznanego mi mężczyznę. Trochę się zdziwiłam, bo myślałam, że nikogo nie będzie tutaj obcego. Od razu zauważyli moją obecność, a ja nawet nie wiedziałam co zrobić. Odezwać się czy może zaczekać przed salą, ale z opresji uratował mnie Paul.

-Już jesteś. Świetnie. Poznaj Liama, jest moim adwokatem i dobrym znajomym.

- Miło mi.

Spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie. Jakby ze współczuciem, ale czemu? Czyżby znał prawdę? Jeśli to on sporządzał tą umowę to na pewno zna prawdę albo przynajmniej część prawdy.

- Zostawię was na chwilę samych. Podpiszcie oboje tą umowę.

Wyszedł, a ja z nim zostałam.

- Mam nadzieję, że się nie rozmyśliłaś.

- Nie. Bez obaw.

- Świetnie. Podpiszesz i będziemy mieć to z głowy.

- Co zawiera ta umowa?

- Tak jak wcześniej wspominałem. To tylko zabezpieczenie dla mnie. Że mnie sama nie zostawisz i zobowiązujesz się wyjść za mnie w takim terminie, który ja wybiorę. Możesz na spokojnie to przeczytać.

- Nie ma potrzeby i tak nie mam wyboru.

Wzięłam od niego te papiery i na szybko przeleciałam wzrokiem. Wydawało się wszystko w porządku. Bardziej i tak nie mogę się pogrążyć, bo co jeszcze gorszego może się stać? Szybko złożyłam na odpowiednich stronach podpisy. Teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Nie wyglądał źle, więc chyba mu się poprawiało.

- Jak się czujesz?

- Naprawdę cię to obchodzi?

- Oczywiście. Wiem, że to moja wina i mogę cię za to już do końca życia przepraszać, ale to nic nie da. Gdybym mogła tylko cofnąć czas. Proszę tylko nie traktuj mnie jak zło konieczne.

- Lepiej zmieńmy temat. Wychodzę jutro, więc lepiej dzisiaj się spakuj. Jutro z rana ktoś po ciebie przyjedzie i odbierzecie mnie stąd.

- Jutro?

- Tak, więc radzę ci się wziąć za pakowanie. Mam nadzieję, że wymyśliłaś jakąś historyjkę dla rodziców.

- Bez obaw.

- Świetnie. Masz jakieś pytania?

- Nie chyba nie. Potrzebujesz czegoś?

- Nie. Możesz już iść.

- Na razie.

Czułam się dosłownie jakbym podpisała pakt z samym diabłem. Już jutro miałam się z domu wyprowadzić. Nawet w snach nie sądziłam, że w takich okolicznościach. Szybko udałam się do domu. Z szafy wyciągam moją walizkę, której naprawdę dawno nie używałam. Jakoś nie miałam ochoty nigdzie jeździć, ale teraz musiałam ją wyjąć. Pakowałam ubrania, ale myślami byłam zupełnie gdzieś indziej. Czy jeszcze będę miała możliwość, żeby tutaj wrócić? Naprawdę nie chce rodziców zostawiać. Gdybym tylko miała wybór. Niestety teraz go nie mam. Mogę tylko liczyć na cud. Może Paul zrezygnuję z tego abstrakcyjnego pomysłu ślubu. Tylko taką mam nadzieję.  

Jeden wieczórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz