Rozdział 18

3K 102 26
                                    

LUCY

W końcu postanowiłam wrócić do domu. Jednak kiedyś było trzeba, a do tego zgodziłam się na tą kolację. Musiałam jakoś tam wyglądać i obawiam się, że zwykłe czarne spodnie i bluza nie będą najlepsze. Oczywiście nie mogłam w ciszy i w spokoju dojść do pokoju i na mojej drodze spotkałam Paula.

- Gdzie ty byłaś?

- Na mieście. Chyba mi wolno wychodzić.

- Nie było cię prawie cały dzień. Gdzieś ty była do cholery?!

- Wyobraź sobie, że posiadam własne życie osobiste.

- Życie osobiste? Od razu lepiej powiedz, że kogoś masz i miejmy to z głowy!

Zbladłam i to na pewno. Czemu on to powiedział? Czyżby wiedział, że z kimś się spotkałam? Ale jakim cudem? Przecież to było zwykłe przypadkowe spotkanie i niemożliwe, żeby o tym wiedział.

- Uspokój się, bo na pewno nie będę z tobą rozmawiała, kiedy jesteś taki wkurzony.

- A jak mam być spokojny wiedząc, że moja żona może robić ze mnie kretyna?!

- Jakiego kretyna i już nie podkreślaj tego, że jestem twoją żoną. Wierz mi to nie jest dla powód dla dumy.

- Może nie dla ciebie, ale dla mnie tak i zamierzam każdemu to zakomunikować.

- Wiesz co? Rób sobie co chcesz i tak mnie to nie interesuje.

Nie miałam zamiar więcej słuchać jego żali. Co one mnie w ogóle obchodzą. Teraz wręcz przeklinam moje dobre serce. Nie mogę się nim przejmować, w końcu musi zrozumieć, że jest mi obojętny i może wtedy coś do niego dotrze.

***

Stoję przed tą szafą i zupełnie nie mam pojęcia co na siebie włożyć. Może byłoby łatwiej gdybym chociaż wiedziała, gdzie się wybieramy, ale nic mi nie zdradził. Na pewno nie będę się stroiła w żadną wyszukaną sukienkę. To po prostu do mnie nie pasuję. Jednak miałam coś co by się nadało. Nawet nie pamiętam, kiedy to kupiłam, ale podobało mi się. Ten bordowy kombinezon był świetny, a leżał na mnie lepiej niż bym mogła się spodziewać. Nawet tym razem postawiłam na coś jeszcze. Nie chodzę zbyt często w szpilkach, ale jak szaleć to szaleć. Czarne szpilki wyglądały cudownie. Niespodziewanie usłyszałam otwierające się drzwi, kiedy już kończyłam się szykować. Tylko jedna osoba mogła od tak sobie tutaj wejść i doskonale wiedziałam kto to był. Na początku nic się nie odzywał, a ja nie zamierzałam pierwsza, ale nie wytrzymał w końcu.

- Przepraszam bardzo, ale gdzie ty się wybierasz i to w takim stroju?

- Wychodzę i to chyba widać.

- Zauważyłem, ale bardziej mnie interesuje, gdzie i z kim.

- Jak już tak bardzo musisz wiedzieć to umówiłam się z... Olivią.

Wtedy pierwszy raz skłamałam, a do tej pory przeważnie mówiłam prawdę, wręcz się brzydziłam kłamstwem. Jednak okoliczności mnie do tego zmusiły.

***

Szybko dotarłam pod tą kancelarie i czekał już tam na mnie, ale nie spodziewałam się, że będzie miał przy sobie taki ogromny bukiet róż. Kiedy tylko mnie zauważył posłał mi uśmiech.

- Jednak przyszłaś. Już się obawiałem, że mnie wystawisz.

- Zawsze dotrzymuje słowa.

- To dla ciebie.

Podał mi ten bukiet i byłam naprawdę rozmarzona. Kupił mi te kwiaty chociaż nie musiał i to było naprawdę bardzo miłe, aż rozczula serce.

- Nie musiałeś, ale dziękuję. To naprawdę miłe.

- Dla pięknej kobiety to czysta przyjemność.

Teraz jestem pewna, że mam czerwone policzki. Nigdy nie potrafiłam spokojnie przyjmować komplementów.

- Idziemy?

- Pewnie. To tutaj zaraz za rogiem, więc spokojnie możemy się przejść.

Restauracja robiła wrażenie. Miała w sobie jakiś urok, ale nie była typowo sztywna jak dla ważniaków. Usiedliśmy na poboczu i stolik już na nas czekał, czyli musiał wcześniej złożyć rezerwacje. Po chwili pojawił się koło nas kelner i zebrał zamówienie.

- Jak się podoba?

- Nie byłam tutaj jeszcze, ale naprawdę robi wrażenie i ten wystrój jest taki rodzinny.

- Cieszę się, że ci się podoba. Dosyć dobrze znam właścicieli i często tutaj bywam.

- Naprawdę lubisz takie miejsca?

- Zdziwiona? Pewnie miałaś mnie za jakiegoś ważniaka, który chodzi tylko do eleganckich restauracji.

- Wiesz miałam inne zdanie o prawnikach, ale ty skutecznie zmieniłeś to zdanie.

***

Naprawdę miło nam się rozmawiało i nawet nie wiem, kiedy ten czas minął. Za oknem już zrobiło się ciemno, a w restauracji było coraz mniej klientów. Czułam też, że przesadziłam lekko z alkoholem, ale chyba tego było mi potrzeba.

- Czemu tak właściwie mnie zaprosiłeś na tą kolację?

- Naprawdę się nie domyślasz?

- Gdybym wiedziała to raczej bym nie pytała.

- Odpowiem ci, ale jeszcze nie teraz. Co powiesz na drinka u mnie i wtedy szczerze porozmawiamy?

- Nie wiem czy to dobry pomysł. Mamy o czym rozmawiać?

- Przekonajmy się.

Może i postępuję irracjonalnie, ale kiedyś trzeba popełniać błędy. Zgodziłam się, bo czemu by nie. Jestem młoda i chce podejmować własne decyzje. Droga do jego mieszkania była szybka. Znów zupełnie różnił się od Paula. Nie miał ogromnego domu tylko zwykłe mieszkanie. Nie pokazywał na prawo i lewo tego, ile to on nie ma pieniędzy. Był taki zwyczajny.

-Więc czego się napijesz?

- Zdaje się na ciebie. Po prostu mnie zaskocz.

I zaskoczył postawił przede mną jakiegoś kolorowego drinka. Nie mam pojęcia z czym jest, ale wyglądał naprawdę imponująco.

- Po godzinach bawisz się w barmana?

- Mam dużo ukrytych talentów.

- Nie mieliśmy przypadkiem rozmawiać?

- Mieliśmy, a wiesz o czym?

- Na początku chciałabym wiedzieć czemu tak właściwie zaprosiłeś mnie na ta kolację.

- Lucy to chyba jasne. Podobasz mi się i to nawet bardzo.

- Mam męża.

- Doskonale o tym wiem, ale pomyśl nie jesteś z nim szczęśliwa. Zapomnij o nim i skup się na tym co się dzieję tu i teraz.

Przybliżył się do mnie i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić wpił się w moje usta. Miałam naprawdę mętlik w głowie. Nie wiem co sobie w tym momencie myślałam, ale oddałam ten pocałunek. Jego dłonie błądziły po moim ciele. W pewnym momencie po prostu podniósł mnie, a ja objęłam go nogami w pasie. Czułam, że się poruszamy i doskonale wiedziałam w jakim kierunku. Rzucił mnie na łóżko i po chwili oboje nie mieliśmy na sobie ubrań. W innym momencie i może bym się czuła zawstydzona, ale alkohol dodał mi odwagi.

- Jesteś pewna?

- Jestem.

I to słowo wystarczyło. Martin wplótł dłonie w moje włosy odchylając głowę do tyłu. Nie potraktował mnie jak jakieś laleczki z porcelany i podobało mi się to. Poczułam dłoń Martina na szyi, kiedy ustawił się przy mnie. Od razu we mnie wszedł i nie bawił się ze mną. Po prostu przeszedł do rzeczy.

- Boże jaka ty jesteś cudowna.

Jego ruchy były szybkie i zdecydowane tak jak on cały. W końcu oboje doszliśmy oboje w jednym czasie. Upadł na moje ciało. Czułam się wykończona i taka byłam. Nawet nie wiem, kiedy poczułam jak moje powieki opadają.

Jeden wieczórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz