Rozdział 20

2.9K 104 9
                                    

LUCY

Nie mam zamiaru już żałować, że czegoś nie zrobiłam. Kiedyś w końcu muszę zacząć robić szalone rzeczy. Nie będę teraz siedziała tak bezczynnie. Skoro zaproponował mi prace to czemu miałabym z tego nie skorzystać. Już i tak fortunę przepłacam, żeby dojechać do centrum taksówką. Jak tak dalej pójdzie to za kolorowo nie będzie. Tak czy inaczej potrzebuję pracy. Szybko się zebrałam i po cichu wychodzę. Ostatnie czego potrzebuję to zakłócanie mojego spokoju, a jestem pewna, że Paul znowu zacząłby się czepiać. Mogę wychodzić, gdzie chce i kiedy, a jemu nic do tego. Może wszem i wobec chwalić się tym, że jest moim mężem, ale nie obchodzi mnie to. Na szczęście obyło się bez korków. W recepcji zauważyłam tą samą kobietę i już wiem, że zadowolona z mojego widoku to nie będzie.

- Dzień dobry... ah to pani. Znów do mecenasa Daviesa?

- Witam tak i czeka już na mnie.

- Akurat teraz jest wolny. Pani zna raczej drogę.

Oczywiście, że znam. Nigdy nie byłam jakaś nie miła dla innych, ale widząc zirytowanie na twarzy tej, aż nie mogłam się nie uśmiechnąć. Od razu udałam się do tego gabinetu. Nie chciałam żeby od razu się domyślił, że to przyszłam, więc zapukałam i usłyszałam jego poważany głos. Czyli dla ludzi z kancelarii jest zupełnie inny. W końcu jest prawnikiem i zawód zobowiązuję.

- Lucy? Przyszłaś.

- Obiecałam, że przyjdę.

- Cieszę się.

Od razu szybkim krokiem do mnie podszedł i wziął mnie w ramiona. Wpił się w moje usta. Tym mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się, że od razu od tego zacznie. Zrobiłam krok w tym. Potrzebowałam trochę przestrzeni.

- Posłuchaj Martin ja tutaj przyszłam w sprawie pracy i wolałabym nie łączyć spraw prywatnych z zawodowymi.

- Wiesz, że to nieuniknione? W naszym przypadku to niemożliwe i doskonale o tym wiesz. Nie zmienisz już tego.

- Wiem o tym, ale chyba w tym miejscu możemy zachować jakąś przestrzeń.

- O co ci tak naprawdę chodzi Lucy? Chcesz udawać, że mnie nie znasz i że nic nas nie łączy?

- Nie o to chodzi. Doskonale wiesz, że dla publiczności jestem mężatką i doskonale o tym wiesz.

- Wiem i mogłabyś już nią nie być. We wszystkim bym ci pomógł, ale ty uparcie milczysz.

- Nie mogę ci powiedzieć, chociaż bardzo bym chciała. Możemy w końcu kończyć ten temat?

- Pod warunkiem, że skończysz z tą śmieszną przestrzenią. Rozumiem, że nie chcesz się obchodzić z tym, że jesteśmy razem, ale nie mam zamiaru udawać, że cię nie znam.

- Lepiej powiedz co to miałaby być za praca.

Na razie starałam się nie myśleć o tym wszystkim. Miało to być coś z czym nie będziemy patrzeć w przyszłość, ale teraz od Martina słyszę coś zupełnie innego. Nie wiem do końca co o tym myśleć, ale tym będę się przejmowała później.

- Szukam asystentki, a po co mam zatrudniać kogoś obcego, skoro wole zaufaną osobę.

- Ufasz mi?

- Oczywiście, więc co sądzisz o takiej pracy?

- Naprawdę z wielką chęcią bym ją przyjęła, ale wiesz, że raczej nie mam do tego chociażby doświadczenia.

- Daj spokój. Nie potrzebujesz żadnego prawniczego wykształcenia. Chodzi o prowadzenie mojego kalendarza, jakieś wyjazdy służbowe i drobne pracę które ci przekaże.

- Co ty na to, żeby to na razie było na próbę? Ty potrzebujesz asystentki, a ja pracy. Zobaczymy co z tego wyjdzie, ale musisz wiedzieć, że nadal studiuje. Na ten moment zdalnie, ale wciąż.

- To nie problem. Przecież nie potrzebuję cię w pracy tutaj całą dobę.

- Dobrze spróbujmy.

- Świetnie, a możesz zacząć od przyszłego tygodnia?

- Tak.

- to teraz zbieraj się idziemy coś zjeść.

- Gdzie niby?

- Zapraszam do mnie.

Nie wiem co mnie podkusiło, ale pojechałam z Martinem do niego i znowu sam zaczął gotować. To naprawdę miłe, że ktoś dla mnie gotuję, ale od razu, kiedy zjedliśmy zaczął mnie całować. Oczywiście nie byłam mu dłużna i wszystko odwzajemniałam. Powoli ruszyliśmy do jego sypialni i zanim się nie obejrzałam nie miałam nic na sobie zresztą tak samo jak i on.

- Nawet nie wiesz maleńka jak mnie kręcisz.

- Jak bardzo?

- Już ci pokaże jak.

I pokazał. Jego ruchy były szybkie i zdecydowane tak jak i on sam. On naprawdę mi się podobał i zaczęłam mu ufać. Wie o mojej umowie jako drugi i nie ocenił mnie. Może i robię błąd spotykając się z nim, ale Olivia miała rację. Każdy zasługuję na odrobinę szczęścia. Ja też tego chce.

***

W końcu jednak musiałam wrócić do domu. Byłam naprawdę zmęczona i marzyłam tylko o tym, żeby się położyć. Jednak oczywiście nie było mi to dane. Jak zawsze mam pod górkę. Zaczepił mnie Paul jak tylko mnie zobaczył.

- Lucy możemy porozmawiać?

- Znowu masz do mnie jakieś pretensje?

- Nie o to chodzi. Możemy chwile chociaż porozmawiać?

- O co chodzi?

- Wiem, że sama nie prowadzisz już samochodu i jeździsz taksówkami, a czasami bywa to męczące, więc mam niespodziankę. Zatrudniłem dla ciebie kierowcę osobnego. Będzie zawsze do twojej i tylko twojej dyspozycji.

- Po co mi kierowca?

- Dla wygody i już tutaj jest. Proszę poznaj Graysona.

Od samego jego imienia dostałam dreszczy, a kiedy tylko go zobaczyłam, aż mnie zmroziło. Przede mną stał Grayson pieprzony Miller. Miałam go nigdy już nie spotkać, a tymczasem on staje się moim kierowcą. Sam też wydaję się być zaskoczony moim widokiem. Czyli nie spodziewał się mnie. Obiecałam sobie kilka lat temu, że nie zobaczę go więcej. Jak zwykle życie lubi sobie ze mnie kpić.  

Jeden wieczórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz