Krew buzowała mi w żyłach, czułem ogromną złość i odpowiedzialność. White, porządny biznesmen, skrzywdził moją żonę, moją Ise. W drodze do jego pokoju naładowałem broń. Nie kryłem złości. Do pokoju 579 szedłem tylko z jedną myślą: zabić Skurwiela.
Zapukałem trzy razy w drzwi. Chwila... zapukałem?! Waliłem w te drzwi.
-Otwieraj kurwa.- drzwi do pokoju otworzyły się.
-Ooo, witam pana Prezesa. Coś się stało?- oblizał usta i uśmiechnął się parszywie.
-Nie, przyszedłem tylko na herbatkę i ploteczki. - złapałem go za szyje i przydusiłem do ściany, drzwi zamknąłem jednym kopnięciem.
-James, spokojnie.
-Spokojnie? Zgwałciłeś moją żonę sukinsynu!- przyłożyłem mu z całej pięści. - Dotknąłeś ją.- uderzyłem go jeszcze raz.- Dotknąłeś ją kurwa, bez jej zgody!- i jeszcze raz.
-Muszę przyznać, że wyrywała się, dzielnie walczyła.- zaśmiał się. - a to wszystko aby podpisać kontrakt.
- Wsadź sobie w dupe te miliony i dokumenty, White.- rzuciłem go na podłogę i wymierzyłem w niego pistolet. - Nie będę się z tobą pieprzył, ostatnie słowo?- puściłem mu oczko.
-Dobrze. Mi. Się. Ją. Rżnęło.
Ja pierdole, co za skurwiel. Gdzieś mam konsekwencje, liczy się tylko dobro Isabelli, nie pozwolę żeby ktoś ją skrzywdził ponownie.
Złapałem za spust i...pistolet wystrzelił.
Dwa strzały w klatkę piersiową i jeden w głowę. Usłyszałem za sobą trzaśnięcie drzwiami i głębokie łapanie powietrza.
- J...James. - Dławiła się łzami.
Podbiegłem do kobiety i ją mocno przytuliłem.
-Już dobrze, jestem tutaj. - ścisnąłem ją mocno i przeczesałem jej ręką włosy.
-Boże James...będziesz miał problemy. Przepraszam- zaszlochała.
-Nie będę miał. Wszystko załatwię.
- To moja wina.
-Nie mów tak, to w żadnym stopniu nie była twoja wina skarbie. - złożyłem jej pocałunek na czole. - A teraz wróć proszę do pokoju. Ogarnę to.
-Pomogę Ci.- zmusiła się do uśmiechu.
-Isa...
-Proszę, nie chcę żebyś był w tym sam.
Przerwałem chwile milczenia:
- Trzeba zrobić tak, jakby to wyglądało na bójkę, muszę wziąć jego rękę i się zadrapać, trzeba strzelić pistoletem w poduszkę, wazon i... może szafę. Muszą tam też znajdywać się jego odciski. Kawałkiem wazonu przejadę sobie po skórze, aby było małe rozcięcie.
-Tylko nie zrób sobie głębokich ran - przełknęła głośno ślinę. - może...może ja to zrobię?
- Nie może tu być twoich odcisków, wystarczy że ja będę miał małe kłopoty.- złapałem ją za rękę.
-James, ja...
-Wszystko będzie dobrze, mam większe pole manewru od samego prezydenta. Będzie dobrze Iso.***
Po sześciu godzinach na komisariacie, w końcu udało nam się wyjść. Nie będę miał żadnych problemów, ani żadnej rozprawy. Policjanci zrozumieli sytuacje, dodatkowo jestem James Solares, nikt nie zrobi mi na przekór, boją się mnie.
-Jak się czujesz?- objąłem ją w tali i przesunąłem do siebie, tak aby opierała się o mój tors.
-W porządku. - otworzyła drzwi do pokoju. - Jestem tylko zmęczona. Wezmę szybki prysznic i się położę.
-Jasne.
Isabella poszła do łazienki się umyć, a ja w tym czasie pościeliłem sobie miejsce na sofie.
-Co robisz?- dziewczyna stanęła w drzwiach łazienki w satynowej piżamie i mokrymi jeszcze włosami.
- Będę spał tutaj.
-Nie, będziesz spał w łóżku ze mną.- złożyła ręce na klatce piersiowej.
-Nie chce abyś...
-A ja nie chcę spać sama.- wyciągnęła rękę w moją stronę i pociągnęła do łóżka, gdy odwzajemniłem gest. - kładź się i śpij.
- Spełnię każdą twoją prośbę.- uśmiechnąłem się i objąłem, abyśmy spali w pozycji na ,,łyżeczkę".
-Mam taką nadzieje. - wtuliła się we mnie, momentalnie usypiając.
***
-Tak Victorze. Masz zrezygnować z podpisania umowy, z tymi ludźmi.
-Wiesz że w ten sposób, robisz sobie wrogów? - usłyszałem po drugiej stronie telefonu.
- Nie będę się pieprzyć z takimi ludźmi, Miller. - powiedziałem ostrym tonem.
-Oczywiście James, wszystkim się zajmę, pozdrów Isabelle.
- Dzięki, do zobaczenia.
- Z kim rozmawiałeś? - usłyszałem za sobą. - Jest ósma.
Odwróciłem się i zobaczyłem zaspaną Isabelle, która widać nie była zadowolona z powodu, że na ,,urlopie" zajmuje się formalnościami.
- Musiałem wykonać jeden telefon, ale teraz już jestem tylko twój. - wskoczyłem na łóżko i zacząłem łaskotać Isę. - Zaraz przyjdzie śniadanie.
-Ohh, jak dobrzeee. - wymruczała.
-Głodna?- zaśmiałem się.
- Cholernie. Ostatnią zawartość żołądka, oddałam po wrócenie do pokoju. - wymamrotała.
-Przepraszam że Cię zostawiłem. Może gdyby...
- Przestań. Nie myślmy o tym, proszę.
CZYTASZ
Lover
RomanceDwoje ludzi, którzy nienawidzili się od lat, muszą się teraz pobrać. Dwudziestoletnia Isabella, musi wyjść za cztery lata starszego od niej mężczyznę, cholernie przystojnego biznesmena, ale też najzimniejszego człowieka w całym imperium... James Sol...