8. James

3.4K 82 0
                                    

Krew buzowała mi w żyłach, czułem ogromną złość i odpowiedzialność. White, porządny biznesmen, skrzywdził moją żonę, moją Ise. W drodze do jego pokoju naładowałem broń. Nie kryłem złości. Do pokoju 579 szedłem tylko z jedną myślą: zabić Skurwiela.
Zapukałem trzy razy w drzwi. Chwila... zapukałem?! Waliłem w te drzwi.
-Otwieraj kurwa.- drzwi do pokoju otworzyły się.
-Ooo, witam pana Prezesa. Coś się stało?- oblizał usta i uśmiechnął się parszywie.
-Nie, przyszedłem tylko na herbatkę i ploteczki. - złapałem go za szyje i przydusiłem do ściany, drzwi zamknąłem jednym kopnięciem.
-James, spokojnie.
-Spokojnie? Zgwałciłeś moją żonę sukinsynu!- przyłożyłem mu z całej pięści. - Dotknąłeś ją.- uderzyłem go jeszcze raz.- Dotknąłeś ją kurwa, bez jej zgody!- i jeszcze raz.
-Muszę przyznać, że wyrywała się, dzielnie walczyła.- zaśmiał się. - a to wszystko aby podpisać kontrakt.
- Wsadź sobie w dupe te miliony i dokumenty, White.- rzuciłem go na podłogę i wymierzyłem w niego pistolet. - Nie będę się z tobą pieprzył, ostatnie słowo?- puściłem mu oczko.
-Dobrze. Mi. Się. Ją. Rżnęło.
Ja pierdole, co za skurwiel. Gdzieś mam konsekwencje, liczy się tylko dobro Isabelli, nie pozwolę żeby ktoś ją skrzywdził ponownie.
Złapałem za spust i...pistolet wystrzelił.
Dwa strzały w klatkę piersiową i jeden w głowę. Usłyszałem za sobą trzaśnięcie drzwiami i głębokie łapanie powietrza.
- J...James. - Dławiła się łzami.
Podbiegłem do kobiety i ją mocno przytuliłem.
-Już dobrze, jestem tutaj. - ścisnąłem ją mocno i przeczesałem jej ręką włosy.
-Boże James...będziesz miał problemy. Przepraszam- zaszlochała.
-Nie będę miał. Wszystko załatwię.
- To moja wina.
-Nie mów tak, to w żadnym stopniu nie była twoja wina skarbie. - złożyłem jej pocałunek na czole. - A teraz wróć proszę do pokoju. Ogarnę to.
-Pomogę Ci.- zmusiła się do uśmiechu.
-Isa...
-Proszę, nie chcę żebyś był w tym sam.
Przerwałem chwile milczenia:
- Trzeba zrobić tak, jakby to wyglądało na bójkę, muszę wziąć jego rękę i się zadrapać, trzeba strzelić pistoletem w poduszkę, wazon i... może szafę. Muszą tam też znajdywać się jego odciski. Kawałkiem wazonu przejadę sobie po skórze, aby było małe rozcięcie.
-Tylko nie zrób sobie głębokich ran - przełknęła głośno ślinę. - może...może ja to zrobię?
- Nie może tu być twoich odcisków, wystarczy że ja będę miał małe kłopoty.- złapałem ją za rękę.
-James, ja...
-Wszystko będzie dobrze, mam większe pole manewru od samego prezydenta. Będzie dobrze Iso.

***

Po sześciu godzinach na komisariacie, w końcu udało nam się wyjść. Nie będę miał żadnych problemów, ani żadnej rozprawy. Policjanci zrozumieli sytuacje, dodatkowo jestem James Solares, nikt nie zrobi mi na przekór, boją się mnie.

-Jak się czujesz?- objąłem ją w tali i przesunąłem do siebie, tak aby opierała się o mój tors.
-W porządku. - otworzyła drzwi do pokoju. - Jestem tylko zmęczona. Wezmę szybki prysznic i się położę.
-Jasne.
Isabella poszła do łazienki się umyć, a ja w tym czasie pościeliłem sobie miejsce na sofie.
-Co robisz?- dziewczyna stanęła w drzwiach łazienki w satynowej piżamie i mokrymi jeszcze włosami.
- Będę spał tutaj.
-Nie, będziesz spał w łóżku ze mną.- złożyła ręce na klatce piersiowej.
-Nie chce abyś...
-A ja nie chcę spać sama.- wyciągnęła rękę w moją stronę i pociągnęła do łóżka, gdy odwzajemniłem gest. - kładź się i śpij.
- Spełnię każdą twoją prośbę.- uśmiechnąłem się i objąłem, abyśmy spali w pozycji na ,,łyżeczkę".
-Mam taką nadzieje. - wtuliła się we mnie, momentalnie usypiając.
***
-Tak Victorze. Masz zrezygnować z podpisania umowy, z tymi ludźmi.
-Wiesz że w ten sposób, robisz sobie wrogów? - usłyszałem po drugiej stronie telefonu.
- Nie będę się pieprzyć z takimi ludźmi, Miller. - powiedziałem ostrym tonem.
-Oczywiście James, wszystkim się zajmę, pozdrów Isabelle.
- Dzięki, do zobaczenia.
- Z kim rozmawiałeś? - usłyszałem za sobą. - Jest ósma.
Odwróciłem się i zobaczyłem zaspaną Isabelle, która widać nie była zadowolona z powodu, że na ,,urlopie" zajmuje się formalnościami.
- Musiałem wykonać jeden telefon, ale teraz już jestem tylko twój. - wskoczyłem na łóżko i zacząłem łaskotać Isę. - Zaraz przyjdzie śniadanie.
-Ohh, jak dobrzeee. - wymruczała.
-Głodna?- zaśmiałem się.
- Cholernie. Ostatnią zawartość żołądka, oddałam po wrócenie do pokoju. - wymamrotała.
-Przepraszam że Cię zostawiłem. Może gdyby...
- Przestań. Nie myślmy o tym, proszę.

LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz