- Pięknie wyglądasz skarbie! - moja mama wykrzyczała mi to prosto do ucha, gdy stałam przed lustrem w śnieżnobiałej sukni.- Mam nadzieje że będziesz szczęśliwa kochanie, wiem że nie jest on najcudowniejszym człowiekiem na ziemi, ale przejął ogromną firmę po ojcu, i wiem że będziesz szczęśliwa.- Kącik ust powędrował kobiecie lekko do góry.
-Oh mamo...- westchnęłam.- ja nie kocham tego człowieka, dobrze o tym wiesz, będę się tylko z nim męczyć.
-Isa, to dla dobra naszej rodziny, James zapewni Ci wszystko czego będziesz pragnąc.- Jej ton stał się poważny, cholernie poważny.
- Mamo...- kobieta mi przerwała.
- Bez dyskusji! Za dziesięć minut, staniesz przed tym cholernym urzędnikiem, i będziesz mówiła wszystko tak, jak będzie ci kazał! A na sam koniec powiesz pieprzone tak.
Po tych słowach w moim oczach pojawiły się łzy, wiedziałam że muszę na wszystko się zgodzić, zrobić wszystko tak, aby nie było problemów, za dziesięć minut będę musiała się uśmiechać i udawać zakochaną do szaleństwa.
-Dziewczyny! - drzwi do pokoju hotelowego się otworzyły. To był mój tata.- Już czas! Moja mała dziewczynka zaraz będzie brała ślub!- Widziałam miłość w jego oczach, widziałam że w jakimś stopniu jest mu źle, że tak to się potoczyło, ale widziałam też spokój który poczuł. Nie będzie już nigdy zagrożony.Przypomniałam sobie rozmowę mojego ojca z Brysonem trzy dni temu. Zasada była prosta- albo dojdzie do ślubu bez problemów, albo ojciec wyląduje na dnie Nilu.
***
Tata prowadził mnie do ołtarza, nie był to ślub kościelny, ponieważ jesteśmy nie wierzący, ale mimo wszystko mnie prowadził i był tutaj ze mną.
Doszliśmy do ołtarza, zrobiło mi się cholernie gorąco i miałam wrażenie że zaraz zemdleje. James stał ze swoim przyjacielem przed ołtarzem, widziałam jak lekko rozchylił usta na mój widok. Przy życiu trzymała mnie myśl, że stoi za mną moja najlepsza przyjaciółka Veronica. Tylko ona i kilka innych osób wiedziało, że to jest aranżowane małżeństwo, reszta myślała że jesteśmy zakochaną parą. Pieprzenie.-Ja, James Solares, świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Isabellą Smith i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. - gość patrzył mi prosto w oczy, jakby to wszystko było na serio.
- Ja Isabella Smith, świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny,- na te słowa żółć podeszła mi do gardła.- uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Jamesem Solares i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.- Po tych słowach wiedziałam że to już pieprzony koniec, urzędnik coś jeszcze mówił ale miałam wrażenie że ogłuchłam, jedyne co tak naprawdę pamiętam to jak musieliśmy wsunąć sobie obrączki na palec.
Impreza przeniosła się na ogromny ogród przy hotelu. Wszyscy się dobrze bawili, a ja siedziałam na kamiennych schodach z przyjaciółką. Obie wpatrywałyśmy się w Cypryjską przyrodę.
-Słuchaj, wiem że nie chciałaś tego ślubu, ale naprawdę spróbuje traktować Cię dobrze. A teraz chodź zatańczyć, bo pomyślą że pokłóciliśmy się już pierwszego dnia. - usłyszałam ten cholernie seksowny głos przed sobą.
- Zabawny jesteś James. Przez piętnaście lat mi dogryzałeś, robiłeś wszystko aby mnie upokorzyć i inne świństwa, a teraz będziemy grać zakochaną parę?- zaśmiałam się pod nosem.
- Isa, kurwa, nie rób problemów i chodź, chyba że mam Ci pomóc, ale miło nie będzie.- mężczyzna wyciągnął rękę w moją stronę. - Idziesz?- po chwili namysłu podałam mu rękę a ten pociągnął mnie za sobą, patrzyłam na przyjaciółkę która znikała za tłumem gości.-Panno Solares! - podszedł do nas ojciec Jamesa z uśmiechem na twarzy. - Witaj oficjalnie w naszej rodzinie!- mężczyzna zaśmiał się i przyciągnął mnie do uścisku.
- Bryson, daj młodym spokój, niech nacieszą się sobą bo nie wiem czy długo będą odstawiać tę szopkę. - Octavia, matka Jamesa uśmiechnęła się w moją stronę, nie popierała tego ślubu iż był na siłę, ale nie miała nic do gadania.
-Oh, na siłe...-wymamrotał Bryson.- jeszcze się zakochają zobaczysz!
Popatrzyłam się na Jamesa a on na mnie, popatrzył się krzywo na ojca po czym pociągnął mnie na środek , gdzie wszyscy goście bawili się w najlepsze.-Panno Solares, mogę prosić do tańca?- zapytał uśmiechając się do mnie.
-Hm, jeżeli musisz.- wydęłam usta.
-No tak muszę. - James przyciągnął mnie do siebie. - Isa posłuchaj, wiem że Cię to męczy więc pójdziemy do pokoju po tym tańcu dobrze? Uwierz mi, dla mnie to też nie jest łatwe, ale po czasie może się to zmienić, może się polubimy. - pościł do mnie oczko, obracaliśmy się w rytm muzyki a oczy wszystkich powędrowały na nas.
- A tort? - zapytałam- jestem cholernie głodna.
- Więc po torcie, słodkiego nigdy nie odmowie.
- Wiem, dwa lata temu wpieprzyłeś wszystkie słodycze które dostałam na osiemnaste urodziny. - Uśmiechnęłam się i popatrzyłam w jego oczy. Cholera, oczy miał cudowne, cały był cudowny. Jego oczy były w kolorze brązowym tak samo jak włosy.
James przyciągnął mnie do siebie mocniej i pocałował w usta, poczułam jak robie się cała czerwona.
-Co ty odpieprzasz? - wyszeptałam po cichu a moje serce waliło jak szalone.
- Ludzie patrzą, uśmiechaj się. - miał uśmiech na twarzy ale jego ton był poważny, nawet bardzo. Uśmiechnęłam się i popatrzyłam przez lewe ramie, ponieważ fotograf robił nam zdjęcia.
Po chwili muzyka ucichła więc poszliśmy zabrać się za krojenie tortu. Każde z nas zjadło po kawałku i zamoczyło usta w szampanie z najwyższej półki.
- Idziemy?- Zapytałam dopijając szampana.
- Idziemy. - położył rękę na moim krzyżu i zaprowadził w stronę gości aby się pożegnać.
-Już idziecie?! - wykrzyczał jego najlepszy przyjaciel Olivier.
- No wiesz...- zaczął James.- państwo młodzi muszą zająć się swoimi sprawami. - Prawie zachłysnęłam się własną śliną.
- Aaa no tak, tak, więc bawcie się dobrze. -Olivier puścił mi oczko i oblizał palce, myślałam że spale się ze wstydu.***
Stanęliśmy pod pokojem 469. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi, naszym oczom ujrzało się łóżko całe w płatkach róż, droga do niego była wyznaczona świeczkami.
-Ja pierdole. - szczęka mi opadła gdy zobaczyłam jak wyglada nasz apartament. Był zachowany w bieli i złocie, a łazienka była wielkości mojego salonu.
- Kogo?- James zaśmiał się pod nosem.
- Napewno nie Ciebie, Solares.
-Zaraz to może się zmienić księżniczko.- jego ogromne ręce wylądowały na mojej tali, i przyciągnęły mnie do torsu. Momentalnie zrobiło mi się gorąco i słabo. Nie kochałam go, ale prawda była taka że powalał mnie na kolana, a każda kobieta go pragnęła. Ten mężczyzna był kurewsko przystojny, a w dodatku...był moim mężem.
-Chyba za dużo wypiłeś, ręce przy sobie. - warknęłam.
-To że się nienawidziliśmy przed piętnaście lat, nie oznacza, że musi tak zostać. Będziemy musieli razem żyć maleńka.- obrócił mnie przodem do siebie.
-Maleńka? Jesteś tylko starszy o cztery lata. A jeżeli chodzi o nienawiść, była spowodowana tylko i wyłącznie tym, jak mnie traktowałeś.
- Nie chce Cię tak traktować, czy chcemy czy nie, jesteśmy małżeństwem więc przysięgam, że moje podejście do Ciebie się zmieni, już się zmieniło, dzisiaj.
- Cholera James! Jesteśmy małżeństwem tylko dla tego że naszym ojcom się tak podobało, nic więcej.
- A może mi też się tak podobało, hm?- popatrzył mi prosto w oczy, te oczy coś mówiły, ale w tamtej chwili, nie wiedziałam co.
-Słucham?- na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie.
-Ja też miałem w tej kwestii coś do powiedzenia.- oblizał usta.- Ojciec się mnie zapytał czy tego chcę, odpowiedziałem że tak.
- Czekaj co?!- oburzyłam się. Byłam wkurwiona, ja nie mogłam podjąć takiej decyzji. - Mówisz mi, że miałeś pieprzony wybór, a ja go nie miałam?! - W moich oczach pojawiły się łzy, nikt o mnie nie myślał. Zalałam się łzami i usiadłam na łóżku.
-Isa...- ujął moją dłoń.
- Nie dotykaj mnie! - przerwałam mu. - Od piątego roku życia miałam już zaplanowaną przyszłość, nie mogłam się z nikim wiązać na stałe, a ty mi kurwa mówisz, że miałeś wybór?!
-Nie płacz jak bachor, zawsze można to odkręcić a twoja rodzina zniknie z tej planety w mgnieniu oka.-Zaśmiał się wścibsko, a w jego oczach palił się ogień.
Popatrzyłam na niego, i nie mogłam uwierzyć co ten skurwiel powiedział, dwie minuty wcześniej chciał mnie zerżnąć, i mówił że się zmieni, a teraz mówi coś takiego? O nie, nie ze mną te numery. Wstałam z łóżka i pobiegłam w stronę drzwi, nie zdążyłam złapać za klamkę bo James, zagrodził mi drogę.
-Co ty odpierdalasz James? W co ty grasz skurwielu! - wykrzyczałam mu prosto w twarz a ten przygniótł mnie do ściany.
-Co ty do mnie powiedziałaś?!- widziałam furię w jego oczach.
-Skurwiel! To określenie idealnie do pana pasuje, panie Solares. - Cholera, on był silniejszy, nie przemyślałam tego. Złapał mnie za szyje i poddusił.
- Pani Isabello, nie ładnie. - na jego twarzy pojawił się diabelski uśmieszek. - naprawdę nie chce cię zranić Isa, chcę być spokojny i miły, ale nie pozwalasz mi na to. - pościł mnie.
- Uważasz że jestem gorsza? -kurwa Isabello, oczywiście że on tak uważa.
-Nie, ale nie umiem nad sobą panować. Nie wiedziałem że się Ciebie nie spytali... przepraszam.
- Ta... ty przepraszasz?- Zaśmiałam się pod nosem.
- Zmieniam się dla Ciebie. Ale nie bój się, w firmie dalej będę skurwysynem. - Puścił mi oczko. - A teraz idź się myj i do łóżka.

CZYTASZ
Lover
RomansaDwoje ludzi, którzy nienawidzili się od lat, muszą się teraz pobrać. Dwudziestoletnia Isabella, musi wyjść za cztery lata starszego od niej mężczyznę, cholernie przystojnego biznesmena, ale też najzimniejszego człowieka w całym imperium... James Sol...