20. Isabella

2.3K 58 5
                                    

-Dziecko! Jak ty wyglądasz! - matka wbiegła mi do sypialni. - Jesteś cała blada kochanie! - podeszła do łóżka na którym siedziałam i przyłożyła mi rękę do czoła.- Za godzinę kolacja wigilijna, zjesz coś.
-To nic takiego... jestem zmęczona natłokiem pracy.
-Nie wygląda tak nawet górnik! - usiadła koło mnie. - Isabello, co się dzieje? - wzięła moje dłonie i je ścisnęła.
-Ja...-przygryzłam wargę.- stresuje się.
-Jezu dziecko! Mów co się dzieje!- krzyknęła zduszonym głosem.
-Ciszej, nie chcę aby James lub ojciec usłyszeli. - przełknęłam gule w gardle. - Mamo...- wypuściłam powietrze nosem. - Jestem w ciąży.

Elizabeth zamarła a chwilę później usłyszałyśmy hałas, tuczących się kubków. Obie obróciłyśmy głowę w stronę drzwi i zobaczyłyśmy stającego, wpatrującego się w nas Jamesa.

Cholera, myślałam że jest na dole!

Serce zaczęło mi bić jak po siłowni, poczułam ścisk w żołądku jak przed lekcją matematyki i pojawiły mi się mroczki przed oczami jak przy anoreksji, z której wyszłam niedawno.

Matka, gdy zauważyła jak James wściekłe się na mnie patrzy, wstała i bez słowa wyszła z sypialni. James przeszedł przez potłuczoną porcelanę, i wszedł do pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami. Stanął przede mną i zmierzył wzrokiem, kciuki które wystawały mu z przednich kieszeni czarnych spodni, nerwowo stukały o uda.

Wstałam aby być na równi z nim, bezskutecznie, byłam niższa o conajmniej głowę.

-James, ja...- przeczesałam włosy ręką. - Nie miałeś się tak dowiedzieć.
-Od kiedy wiesz? - zacisnął szczękę.
-Od kilku dni, ja i Elena...
- Nie obchodzi mnie kurwa Elena!- przerwał mi krzykiem. - Planowałaś to?- podniósł mój podbródek tak, abym patrzyła na niego.
-Co? James...
- Pytam, czy ty to. Kurwa. Planowałaś?! - wrzasnął na co cofnęłam się o krok i opadłam na łóżko.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, James, który właśnie stał przede mną, mój największy koszmar...myślałam że on zniknął. Maska która schowała się dla mnie cztery lata temu, właśnie wróciła na swoje miejsce.

-To wypadek! - krzyknęłam. - Ja...ja przepraszam, znowu popełniłam ten głupi błąd i nie wzięłam tabletki...- łzy których nie miałam już sił tłumić, zaczęły wylewać się z moich oczy litrami. - Powiedz coś, kochanie.
Nastała krępująca cisza, atmosfera w pokoju zrobiła się tak gęsta, że ciężko było oddychać, wstałam z łóżka i pośpiesznie chciałam wyjść z sypialni, ale zatrzymało mnie męskie ramie.
-Jak Ty sobie to wyobrażasz? - warknął.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem...- wyskomlałam.

***

Ubrałam obcisłą golf sukienkę, w kolorze butelkowej zieleni i ośmio centymetrowe szpilki, tego samego koloru. Na twarz nałożyłam podkład a oko obmalowałam eyelinerem i dodałam tuszem objętość rzęs. Na sam koniec stwierdziłam że dodam kolor pomadki, której James tak bardzo nienawidzi,- Rose gold.
Na matową pomadkę nałożyłam jeszcze brokatowy błyszczyk i ruszyłam w drogę do stołu.

***

O dziwo było spokojnie, zero kłótni i uszczypliwych komentarzy przy jedzeniu kolacji. Jedynie Bryson i ojciec co chwile spoglądali to na mnie, to na Jamesa, z dziwnym grymasem. Przez cały wieczór nie wymieniliśmy żadnego słowa. Kątem oka widziałam jak James dolewa sobie alkoholu, szusty kieliszek wina tego wieczoru. Klatka piersiowa cały czas chodziła mu ze złości, wyglądało do kurewsko dobrze, pod jego czarnym jak noc golfem. Nie spojrzał na mnie ani razu, nie odezwał się i nie położył ręki na moim udzie czy też kolanie. Siedział obok, a zachowywał się jakbym nie istniała, jakby mnie tu nie było.
Za każdym razem gdy czułam na sobie wzrok matki, podnosiłam głowę i skierowywałam wzrok na nią. -kolejna. - przewróciłam oczami i nalałam sobie wina, gdy matka również mnie ignorowała.
Wypiłam jedną lampkę i nic, James nawet nic nie powiedział. Matka skarciła mnie tylko wzrokiem i zaczęła dyskusje na temat sąsiadów, którzy co weekend robią imprezy i nie dają spać.

-To co, kiedy doczekamy się wnuków? - zażartował Harry i podniósł lampkę wina, aby zamoczyć w niej usta.
-Tato...
-Isabella jest w ciąży.- przerwał mi James. - będziecie mieć, co chcieliście. - Uderzył ręką w stół i wkurwiony wyszedł z domu.
Ojciec prawie zakrztusił się winem które miał w ustach, Bryson wpatrywał się we mnie z wyraźnym szokiem, Matka spuściła głowę, a Octavia która właśnie wróciła z łazienki, zadawała mi pytajcie spojrzenie.
A ja? Ja siedziałam na krześle nie wiedząc co się kurwa, właśnie stało. Dopiłam wino i wybiegłam przed dom, aby zobaczyć czy stoi nasze auto. Nic, ani śladu po nim.

Jak tylko weszłam do jadalni rozmowy ucichły. Octavia wydzwaniała do syna, ale bez zmian. Ignorował wszystko i wszystkich. Bryson nagle wstał od stołu, i zarzucił na siebie płaszcz. Mogliśmy usłyszeć tylko odjeżdżające auto spod domu.
Obaj pili, jest ślisko na drogach, co oznacza że jeżeli coś im się stanie to będzie moja wina.

-Nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze. Solares musi sobie to tylko przemyśleć. - teściowa podeszła i przytuliła mnie mocno. - Nie możesz się denerwować, Isabello.
-Boje się, że jest to spowodowane sytuacją sprzed trzech lat...- uwolniłam się z jej objęć i usiadłam przy stole, zanurzając twarz w dłoniach. -Trzy lata temu poroniłam. - wyrzuciłam z siebie bez żadnych emocji.

Prawda jest taka, że i tak bym raczej nie urodziła tamtego dziecka. Nie chciałam go. Nie chcieliśmy.

-I nic nie powiedziałaś?!- oburzyła się mama. - Pff, a ty się dziwisz dziecko, że tak zareagował?! - podeszła do mnie i uderzyła w twarz, policzek mnie palił z bólu a do oczu naszły łzy winy. - Do niczego się nie nadajesz.
-Elizabeth! - skarcił ją ojciec. -To nasza córka do cholery!- wstał i szarpnął ją do tyłu.
-Nie przeszkadzało Ci to, gdy zamykałeś ją na kilka dni w piwnicy. - zaśmiała mu się w twarz i wyrwała nadgarstek z uścisku.

Ojciec był okrutny, ale go kochałam. Całe życie powtarzał mi że to dyscyplina, i może rzeczywiście tak było.

***

Była pierwsza w nocy a obu mężczyzn nadal nie było. Było to coraz bardziej niepokojące, ale nie otrzymałam żadnego telefonu ze szpitala, albo pieprzonego zakładu pogrzebowego. Szkoda.

W tamtej chwili byłam tak bardzo wkurwiona na Jamesa, że spakowałam się w ciągu piętnastu minut do walizki, zamówiłam taksówkę, i czekałam pod domem aż podjedzie. -Nie możesz tak po prostu wyjechać, zostaw chociaż karteczkę. - mówiłam do siebie w głowie.
Weszłam na aplikacje, która pokazywała że taksówka będzie dopiero za 7 minut. Zostawiłam bagaż pod drzwiami i szybko pobiegłam do pokoju. Zostało mi pięć minut więc szybko chciałam to załatwić.
Cholera. Nie było nigdzie żadnej kartki. Gdy biegałam po sypialni w poszukiwaniu czegoś, na czym mogę zostawić wiadomość, wpadłam na pewien zajebisty pomysł.
Dwie minuty.
Zbiegłam na dół i otworzyłam walizkę, wyjęłam z niej niewielką kosmetyczkę a z niej...

Jak dobrze, że pakowałam to dwa tygodnie wcześniej.

LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz