30. James

2.2K 41 0
                                    

Gdy obudziłem się rano, Isabelli nie było już w łóżko. Rozejrzałam się po pustym pokoju w którym również jej nie było i wyjrzałem na balkon. Stała tam i rozmawiała z dzieciakami na FaceTime, Kat jak zwykle o ósmej rano była w pracy, a Aaron siedział pod ciepłą kołderką jak pięcio latek. Policzyłem do dziesięciu i wziąłem głęboki oddech, po czym dołączyłem do żony. Usiadłem obok niej na krześle i wciągnąłem ją do siebie na kolana. Aaron był jakiś niemrawy więc stwierdziłem że był wieczorem na imprezie.

-I jak synu, ciężka noc?- uniosłem lewą brew do góry.
-Pracowałem do późna.- zawahał się.
Tak samo jak Katerina nie umiał kłamać, gdy byli dziećmi i coś kombinowali, łatwo było to wychwycić.
-Pracowałeś...- powtórzyłem i pomachałem głową z ironicznym uśmiechem. - Więc czym się zajmowałeś? Podpisywałeś umowę z Whisky?- zaśmiałem się gorzko i przerolowałem językiem po policzku.
-Muszę kończyć, za dwadzieścia minut jest spotkanie w firmie.- zirytowany zamknął klapę od laptopa.
Zatem kurwa powodzenia, jesteś w totalnej rozsypce a do firmy masz trzydzieści pięć minut.
- Ja też będę kończyć, kocham was. - pomachała do kamerki.
-My Ciebie też, pa.- Isa posłała jej buziaka i rozłączyła się.

***

Gdy miałem brać już gryza tosta z serem, zadzwonił do mnie telefon. To co usłyszałem rozpaliło mnie ze wściekłości do czerwoności, byłem czerwony jak pomidor i zażenowany jednocześnie.

To był mój, nasz zaufany prawnik. Właśnie zadzwonił aby powiedzieć, że muszę ponownie wyciągnąć syna zza krat. Jego cholerna kartoteka zaraz będzie pękać w szwach, bo ten debil tylko ćpa, pije, zadłuża się i robi nielegalne rzeczy. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie dawał się złapać.

-Musimy wracać.- schowałem telefon do kieszeni spodni. - Aaron ma kłopoty i muszę mu pomóc.
-Co zrobił?- Solares złapała się za głowę. - Narkotyki? Znowu?! - spuściła głowę
-Tak, podobno wziął heroinę żeby funkcjonować w pracy. Nie pomyślał że może to zadziałać w drugą stronę, i zasnął za kierownicą. - Westchnąłem. - Całe szczęście uderzył w drzewo a nie jakąś staruszkę.

***

-Kolejne sześć milionów, cenią się co do ciebie. - poklepałem syna po plecach.
-Przepraszam.- nie spojrzał na mnie.
-Aż tak bardzo boisz się, spojrzeć mi w oczy?
-Ta...- oblizał nerwowo usta.- Strasznie mi głupio.
-Nie możesz tak zaniedbywać siebie i firmę, Aaronie.- otworzyłem mu drzwi od strony pasażera.
-Wiem, pójdę na odwyk i ułożę swoje życie. - rozsiadł się wygodnie w fotelu.- Nie chcesz z powrotem swojej firmy? Wiesz, przejmę ją prędzej czy później, ale chciałbym żeby stało się to po twojej śmierci.- zarechotał.
-Mam w planach żyć jeszcze trochę.- odpaliłem samochód. - Ale uważam że będzie to rozsądny pomysł.

LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz