11. James

3.2K 70 7
                                    

- Przykro mi, dziecko nie przeżyło.- lekarz wyszedł z sali na której leżała Isa.
-A czy...czy z żoną wszystko w porządku? Mogę do niej wejść?- ręce mi drżały.
-Tak, myśle że powinien pan teraz z nią być.- na jego twarzy było widać współczucie. - Z panią Solares wszystko dobrze, ale przed chwilą dowiedziała się że jej dziecko nie żyje. Naprawdę mi przykro.- poklepał mnie po plecach i odszedł.
Kurwa, czy to był dobry moment na dziecko? Nie wiem, ale kochałbym je i wychował na porządnego człowieka.
-Cześć, jak się czujesz mała?- usiadłem na krześle przy łóżku szpitalnym.
-Dobrze, ale...nasze dziecko...-odnalazła moją dłoń i ścisnęła ją.
-Wiem Isa...przykro mi kochanie.- po policzku spłynęła mi łza.
-Może nie powinnam tak mówić, ale czy to był dobry moment na dziecko?
- Nie myśl teraz o tym, odpocznij. Gdy przyjdzie czas, porozmawiamy o tym.

***
Cholera, w moim wieku większość facetów po ślubie wyglądała już tragicznie, a ja w tej koszuli wyglądałem kurewsko przystojnie, jak pieprzony bóg seksu. Gdy zapinałem dwa ostatnie dolne guziki, miałem problem. Isabella która zarzuciła już na siebie marynarkę, podeszła do mnie i mi pomogła. Od całego wydarzenia w szpitalu minęły trzy lata, nie przeżywaliśmy tego w ogóle. Na ten moment naszymi priorytetami była firma i my sami, nie planowaliśmy dziecka. Wiedzieliśmy że prędzej czy później, przyda się zrobić małego dziedzica, ale nie śpieszyliśmy się z tym.

-Pasuje Ci ten krawat kochanie.- Isa przygryzłam dolną wargę.
- To mój ulubiony, ponieważ dostałem go od Ciebie.- poczochrałem ją po włosach.
-James! Teraz musisz poczekać aż je ogarnę.- zmierzając w stronę łazienki, wystawiła mi środkowy palec.
-Masz pięć minut, inaczej jadę bez Ciebie. - cichy śmiech wydobył się z mojego gardła.
-Przypominam że mam prawo jazdy.- zaśmiała się wścibsko z łazienki.
Po chwili moja żona wyszła w schludnym koku, dwa pasma opadały jej swobodnie z przodu twarzy. Nie ważne czy w związanych, prostych czy tłustych włosach, w każdym wydaniu wyglądała seksownie.
-Wrócimy dzisiaj szybciej, żeby się spakować. - wychrypiałem.
Jutro mamy wyjazd na rocznice do Włoch. Nie wyjeżdżaliśmy nigdzie od ośmiu miesięcy, czas odpocząć od tego całego burdelu.
-Tak, tak. - złapała torebkę i skierowała się w stronę wyjścia z mieszkania. - o dziewiętnastej, muszę wyjść tylko na chwile z domu. - Isabella umówiła się z przyjaciółką aby pocieszyć ją po zdradzie.
-Dobrze, tylko nie wróć za późno...
-...bo nie chcesz żeby było jak ostatnio, tak wiem- dokończyła.
-Po prostu nie chcę, aby moją żonę znów zaczepiał jakiś typ na ulicy.
-Uspokój się, nie jestem dzieckiem.- przewróciła oczami.- A teraz dawaj kluczyki.
-Nie.- uszczypnąłem ją w tyłek.
-Tak
-Nie
Tak.- warknęła.- dawaj te kluczyki! Obiecałeś że dasz mi się przejechać tym nowym autem, nooo!
- Nie byłaś grzeczną dziewczynką, Isabello.
-Ohh, daj spokój- oblizała nerwowo usta.- następnym razem, prezent trzymaj gdzieś indziej niż na biurku.
- Nie będziesz mieć niespodzianki, młoda damo. Trzeba było nie wchodzić!- droczyłem się z nią.
- Nie gadaj tylko dawaj kluczyki, staruchu.- podeszła i włożyła rękę w przednią kieszeń moich spodni.
-To chyba nie kluczyki...- złapałem ją za nadgarstek i dołączyłem drugi, wyginając go z tyłu jej pleców.- Nie ładnie.
- Dawaj. Te. Kluczyki!- jęknęła z bólu.- James...
-Na kolana.- wypuściłem ją z uścisku.
-Sam mówiłeś, zaraz musimy być w pracy.- odwróciła się do mnie plecami.
- Jestem prezesem, to praca czeka na mnie, kochanie.- złapałem ją za nadgarstek i obróciłem.-Na kolana...
Kobieta uklęknęła, w jej oczach widziałem że nie planuje nic dobrego.
Rozpięła mi rozporek jednym ruchem i odpięła guzik od garniturowych spodni, następnie zsunęła mi bokserki, mój przyjaciel stał już na baczność. Zaczęła delikatnie ssać jego żołądź, splunęła na mojego członka i rozprowadziła ślinę po całej jego długości. Brała go całego, lizała, ssała, gryzła, zeszła do moich jąder i je delikatnie ugryzła.
-Shh, kurwa.- syknąłem.
Widziałem jak się uśmiechnęła, jeszcze przez moment się ze mną drażniła, dopóki nie postanowiłem wsiąść sprawy w swoje ręce, dosłownie...
Wplotłem palce w jej włosy rozwalając przy tym jej kok, nadałem jej tępo, mój kutas stukał o koniec jej gardła lecz ona się nie dławiła, opanowała to do pieprzonej perfekcji. Po skończonej czynności wstała i przejechała palcem po ustach wycierając resztki spermy, poprawiła włosy i pociągnęła mnie za rękę w stronę drzwi.
- A teraz dawaj kluczyki.- wciągnęła mnie do windy.
-Oczywiście.- kluczyki rzuciłem w jej stronę.- Tylko prowadź ostrożnie, błagam.
-Będę o nie dbała jak o właśnie dziecko.- wskoczyła do auta.
Śmiech wydobył się z moich ust, nie mogłem patrzeć na jej bezradność gdy nie potrafiła odnaleźć guzika do włączenia auta.
-Tutaj.- nacisnąłem na guzik patrzeć w jej oczy. Widziałem złość jaka w niej płonęła z tego, że nie może wykazać się sama. Wykazać się już mogła ale swoją głupotą z dawnym lat.
-Poradziłabym sobie.- wykrzywiła usta.
-Nie wątpię, ale za piętnaście minut jest spotkanie.

LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz