Limuzyna zatrzymała się, pod najlepszym kasynem w Monte Carlo, James miał na sobie czarny smoking, białą koszule i czarną muszkę, oraz idealnie wypolerowane czarne buty. Ja natomiast miałam czarną sukienkę, która sięgała aż do samej ziemi, dekolt był ogromny, ale nie odkrywał też za wiele, miałam też czarne dwunasto centymetrowe szpilki. Moją szyje zdobiła diamentowa kolia, a dłoń obrączka. Wisienką na torcie była bransoletka za pięć milionów. No ale wiadomo, jak szaleć to szaleć.
- Dzień dobry Panie Solares. - starszy ale przystojny mężczyzna, stojący przy wejściu przywitał nas z lampkami szampana. - zapraszam korytarzem w lewo.
James pokiwał głową że rozumie i poszedł w skazane miejsce, ja dotrzymując mu kroku, wsunęłam rękę pod ramie mężczyzny, i ścisnęłam, gdy tylko weszliśmy do pięknej sali, w której był bar, scena, i stoły.
-Naprawdę będziesz grał?- rozejrzałam się i popatrzyłam na niego.
- A po co tu przyjechaliśmy kochanie? Żeby odpocząć i się zabawić. - puścił mi oczko.
-Przyjechałeś też, aby dobić targu.
-To na drugim miejscu, Isabello.
-Błagam, tylko nie przegraj wszystkiego. - poklepałam go po plecach i poszłam w stronę baru.- Co dla pani?
O cholera, barman okazał się seksownym blondynem z zielonymi oczami.
-Whisky poproszę. - posłałam mu nic nieznaczący uśmiech.
- To samo poproszę!- mężczyzna dosiadł się do mnie.
-Oczywiście proszę pana.- barman skinął głową.
- Pani Isabella Solares? - spytał tajemniczy mężczyzna.
- Tak, a pan to?- spytałam niepewna, kto wie, to zawsze mógłby być jakiś Mafioza.
- Jason White, miło mi. - Mężczyzna wyciągnął rękę w moją stronę.
-Oh, to pan.- odwzajemniłam gest.
- Jutro mam spotkanie z Pani mężem, mam nadzieje że będzie nam się dobrze razem pracowało.- mężczyzna miał lekko ochrypły głos i był koło czterdziestki. Na oko metr dziewięćdziesiąt, brązowe włosy i zielone oczy, emerald dokładniej.
- Tak, słyszałam. Nie wiem za bardzo o co chodzi, ale również mam nadzieje że to będzie dobra decyzja. - zaśmiałam się i zamoczyłam usta w trunku.
- Co pani powie na grę? Oczywiście gdy skończymy pić. - zaśmiał się gardłowo.
- Z przyjemnością, ale to nie dla mnie, nawet nie wiem jak się gra.
- Da pani sobie radę, to nic trudnego. Może zagramy o pięć milionów?
Ja pierdole, pięć milionów?! Prawie zakrztusiłam się alkoholem. Nie podjęłabym się gry o pięć tysięcy, a co dopiero milionów.
- Najwyżej pięć tysięcy...- nie zdążyłam dokończyć bo standardowo, musiał wtrącić swoje pięć groszy.
-Ależ pani Isabello, jeżeli nawet pani przegra, pańska kieszeń tego nie odczuje, czyż nie?- oblizał usta i dokończył picie alkoholu.
- Ale mój mąż...
- James napewno nie będzie zły, zawsze będę mógł pani oddać te pieniądze, oczywiście nie za darmo...ale coś się wymyśli.- położył mi rękę na udzie.
Moje ciało przeszły ciarki, odruchowo przygryzłam wargę, nie z podniecenia czy coś takiego, z pieprzonego stresu.
- Pan wybaczy...- wstawałam od baru ale mężczyzna złapał mnie za nadgarstek.
-Może chociaż gra?- zaciskał coraz mocniej palce na mojej dłoni.
-Um...dobrze, gra. -Serce waliło mi jak szalone, nie wiedziałam czego się spodziewać.***
-A więc przegrała pani. Pieniądze mogę oddać w każdej chwili, Isabello...
-Ale nie za darmo.- dokończyłam.
- Posłuchaj, możemy iść teraz do mojego pokoju i załatwić sprawę, chyba nie chcesz aby mąż z twojej winy, stracił klienta? - pociągnął mnie za sobą do windy, przez wycięcie na mojej nodze dotarł do majtek.
-Przestań...proszę Jason...- przyłożył mi rękę do ust.
- Cicho maleńka... nikt się nie dowie.- próbowałam się wyrwać ale był silniejszy, pociągnął mnie za sobą do pokoju.
-Zrobię wszystko, tylko błagam nie rób niczego głupiego.
-To tylko raz, przysięgam że twój mąż się nie dowie.- rzucił mnie na łóżko.
-Ale ja nie chce! Zostaw mnie do cholery!- był silniejszy ode mnie, nie dałam rady się obronić.
Zdjął mi majtki i wepchnął do ust, ręce związał paskiem od spodni, dotykał mnie, tymi swoimi obleśnymi palcami, wsadził mi dwa palce do pochwy i zaczął nimi poruszać. Rozpinał już rozporek ale ktoś zapukał do drzwi.
- Panie White! Obsługa.
-Nie teraz! - White patrzył mi głęboko w oczy, jego zielony oczy zadawały mi ból.
-To ważne, sir.
-Masz szczęście mała.- wyszeptał mi do ucha i rozwiązał ręce.
Wybiegłam cała zapłakana z pokoju, biegłam długim korytarzem aż dotarłam pod swój i Jamesa pokój. Otworzyłam drzwi i zamknęłam na klucz, płakałam przez około piętnaście minut, aż usłyszałam kroki na korytarzu które się zbliżały.
-Isa jesteś? Otwórz to ja.- To był James, cholernie się ucieszyłam ponieważ to był on.
Otarłam łzy i podeszłam do drzwi aby je otworzyć.
Byłam świetną aktorką, lecz teraz...nie miałam siły udawać, nie teraz.
-Hej.
-Hej, mała.
-Jak gra?- zmusiłam się do uśmiechu.
-Wygrałem dwadzieścia milionów z jakimś pięćdziesięcioletnim milionerem. - przygryzł środek policzka.
-No to super.
James przydusił mnie do ściany i zaczął namiętnie całować, jego język odnalazł mój, zapomniałam o tym co się stało ale gdy przejechał ręką po wewnętrznej stronie mojego uda...
-Proszę, nie... przestań. - Łzy napłynęły mi do oczu, odepchnęłam mężczyznę.
-Wszystko w porządku?- zmarszczył brwi.- Hej, nie płacz, zrobiłem coś?- zmartwił się. -Przepraszam.
-Nie, nic się nie stało...po prostu...- przejechałam ręką po włosach.
-Co to kurwa jest?!- James złapał mój nadgarstek.
-To...to nic.- wyrwałam mu się.
-Isa, kto Ci to zrobił?!- klatka piersiowa szybko mu się poruszała, on nie był zły, on był wkurwiony.
-Nic się nie stało. -Nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem.
-Kochanie...- James podszedł i mocno mnie przytulił.- Ktoś Cię dotknął?- jego głos zrobił się trochę...milszy? Pewnie nie chciał mnie przestraszyć.
-Tak,ale...- przerwał mi.
-Kto?
-Nikt, nie ważne, - powiedziałam pośpiesznie. - co Cię to obchodzi?!- ledwo łapałam powietrze.
- Zależy mi na tobie, czuje się odpowiedzialny za to co się stało, powiesz mi kto to zrobił? Kto Cię kurwa dotknął, bez twojej zgody?!- zacisnął mocno szczękę.- Isa ja chce pomóc.
-Ja musiałam się zgodzić, dla dobra firmy i jeszcze przegrałam pięć milionów...
-Pieniądze nie są ważne, pięć milionów to nic. Nic nie jest ważniejsze od Ciebie Isabello...- przełknął powoli ślinę, sam nie wierzył że to powiedział.
-White, on...- opadłam na łóżko.
W oczach Jamesa płonęła złość, smutek, i wszystkie inne złe emocje naraz, podszedł do szafki nocnej i wyciągnął z niej pistolet.
-Zostań tu, młoda.
-James...- serce waliło mi okropnie szybko.
-Zostań. Błagam nie wychodź teraz stąd.
Wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi, a ja zostałam sama w tym pokoju, byłam przerażona, mężczyzna który mnie nienawidził właśnie wyszedł z pistoletem w dłoni, do mężczyzny który mnie skrzywdził.
CZYTASZ
Lover
RomansaDwoje ludzi, którzy nienawidzili się od lat, muszą się teraz pobrać. Dwudziestoletnia Isabella, musi wyjść za cztery lata starszego od niej mężczyznę, cholernie przystojnego biznesmena, ale też najzimniejszego człowieka w całym imperium... James Sol...