19. Isabella

2.2K 52 0
                                    

O dziewiątej rano obudził mnie mdły zapach pierniczków, zerwałam się jak z procy i pobiegłam do kibelka, żeby nie zrzygać się na męża.

-Cholerne poranne mdłości...- wymamrotałam sama do siebie pod nosem, spłukując wodę.
Podniosłam się z podłogi i podeszłam do lustra nad umywalką. Miałam podkrążone oczy, zaschniętą ślinę na policzku i porozwalane włosy, na wszystkie strony świata. - Kurwa Isa, wyglądasz jak wiedźma z bajek dla dzieci. - przewróciłam oczami na tę myśl i wróciłam do łóżka, aby korzystać z ostatnich chwil swojej wolności.

-El, uspokój się. Oddychaj kochana, wszystko będzie dobrze. Zapakuj test w mały kartonik i zawiąż wstążeczką. - uspokajałam przyjaciółkę. - Będzie dokładnie tak, jak tego chciałaś. Dasz mu pudełeczko i...tyle. - próbowałam pocieszać przyjaciółkę na FaceTime z innego kontynentu.
-Kobieto! Nic nie będzie dobrze! Spierdolę mu całe święta...- wykrzyczała krążąc nerwowo po sypialni.
-Myślę, że będzie to dla niego świetny prezent od Grinch'a. - zaśmiałam się, ale natychmiast się opanowałam gdy zobaczyłam przerażoną twarz przyjaciółki.
-A ty?...- spytała drżącym głosem. - Jak mu powiesz?
-Kupiłam mu nowego Rolexa, mam nadzieje, że to, rozluźni trochę sytuacje.- zaśmiałam się z lekką wątpliwością.-Będzie świetnym ojcem, szkoda że ja takiego nie miałam...

Mina Eleny pochmurniała i kobieta spuściła głowę. El i Veronica były ze mną jakby od zawsze. Zawsze gdy tego potrzebowałam, były przy mnie, we trzy jeździłyśmy do lasu, nad nasze miejsce nad jeziorem...
Tam czas leciał inaczej. Wolniej. W tamtych chwilach gdy byłyśmy razem, wszystko inne traciło na swojej wartości, liczyłyśmy się tylko my i nasze głupie pomysły.
Gdy miałam siedemnaście lat, i oberwałam od ojca tak mocno że poleciałam z całej siły na szafkę kuchenną, i rozwaliłam sobie skroń, postanowiłam że ucieknę. Moje życie nigdy nie było kolorowe, od małego wpajano mi że mam być idealna, bez skazy. Miałam być dobrą dziewczynką i się nie sprzeciwiać. Z roku na rok buntowałam się coraz bardziej, i gdy w końcu postawiłam się pierwszy raz ojcu, zaczął mnie bić pasem. Dziesięć lat - dziesięć uderzeń. Piętnaście? - bicie i zamykanie w piwnicy bez jedzenia i picia na weekend.

Było już ciemno, tata i mama kłócili się w ogrodzie, a ja rozmawiałam z moim chłopakiem Adamem. Nie umiałam się skupić na niczym innym, niż dzisiejsze uderzenie od własnego ojca. Z tylu głowy chodziły mi na dodatek, myśli o Adamie. On zaczynał coś do mnie czuć, a tak być nie mogło. Tydzień temu oficjalnie usłyszałam że mam wyjść za pierdolonego Jamesa Solares. Większego debila świat, kurwa nie widział!
Przewróciłam oczami i zamknęłam klapę od laptopa, miałam dość pieprzenia o jakimś meczu football'a który i tak mnie nie interesował. Miałam głęboko w dupie problemy tego człowieka, nie łączyło nas nic oprócz seksu. I to jeszcze beznadziejnego.

Wyjrzałam przez okno i zauważyłam ojca który uderzył właśnie moją matkę. - biedna Elizabeth - westchnęłam w duchu.

Wzięłam szybko najpotrzebniejsze rzeczy które spakowałam do małego plecaka, i wyszłam po cichu z domu. Biegłam przez całe osiedle aż dotarłam do ostatniego białego domku, za zakrętem. Zapukałam trzy razy aż usłyszałam że ktoś łapie za klamkę po drugiej stronie. Był to mały Tommy, młodszy brat Veronicy.

-Isabella! - wykrzyczał i skoczył mi na szyje. - Tęskniłem za tobą! - sześciolatek przytulił się do mnie i nie chciał pościć.
-Widzieliśmy się wczoraj. - zachichotałam i przycisnęłam go do siebie mocniej. - Jest Vi? - spytałam.
-Tak, ale rozmawia z jakimś wytatuowanym panem i wydaje z siebie dziwne dźwięki. - pociągnął mnie zszokowaną do swojego pokoju.
-Emm... ona...- jąkałam się. - Jest u niej Niko? - spojrzałam na chłopca krzywo.
-Tak! Vi cały czas krzyczy tylko: Niko.
Prychnęłam śmiechem i poszłam nalać sobie ciepłej herbaty.

Vi od jakiegoś czasu była inna, zadaje się z dziwnymi typami i o dziwnym czasie. Zaczęła brać narkotyki, pić i palić, nie tylko w weekendy. Wraz z El próbowałyśmy ją odciągnąć od tego świata, jak najdalej...
Ale to nic nie dało.

-Smith! - przyjaciółka zbiegła do mnie na dół. - Co ty tu robisz? Nie mówiłaś że przyjdziesz!- pisnęła z radości. Jaka z niej jeszcze tryskała....
-Mogę zostać na noc, Vi? - wciągnęłam usta w cienką linię.
Przyjaciółka zmarszczyła czoła a po chwili mnie przytuliła i pocałowała w czoło. - Oczywiście laska, kiedy tylko zechcesz. - wymamrotała w moje zagłębienie pomiędzy szyją a ramieniem.
-Dziękuje że przy mnie jesteś. - niekontrolowana łza spłynęła mi po policzku.
Vi oderwała się na chwile ode mnie i spojrzała na moją ranę. Nic nie powiedziała, tylko mnie znów przytuliła. Byłam jej za to niesamowicie wdzięczna.

Teraz nie mogę już chodzić do Vi na plotki, użalanie się czy po prostu wyjść z nią gdzieś jak za dawnych lat. Teraz miejscem naszych spotkań jest cmentarz.
Veronica przedawkowała dwa lata temu w Las Vegas, gdzie pracowała.
Dwa dni później miałyśmy się spotkać wszystkie trzy, a tym czasem zamiast spotkania dostałyśmy telefon od Niko.

LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz