EPILOG

3.9K 78 16
                                    

Isabella

Wczoraj świętowaliśmy osiemdziesiąte trzecie urodziny Jamesa. Bawiliśmy się dobrze, aż za dobrze...
James na nic nie chorował i nadal był w świetnej formie, ale wczoraj skakał, krzyczał i pił alkohol jak nastolatek. Wieczorem przed snem mocno mnie przytulił, i powiedział że byłam i zawsze będę najlepszym co spotkało go w życiu. Ucieszyłam się z tych słów, cholernie, ale nie wiedziałam jeszcze jaką będą miały wartość...

O siódmej rano obudziłam się z dziwną myślą, że coś jest nie tak. Obróciłam się i zobaczyłam Jamesa, spał. Stwierdziłam że mam jakieś chore urojenia i poszłam do łazienki aby wziąć prysznic. Gdy wróciłam do sypialni poczułam dziwny chłód i pustkę, coś mnie podkusiło i stanęłam nad Jamesem.

W pierwszej chwili wyglądał normalnie, ale po dłuższej chwili przyglądania mu się, zauważyłam że jest blady...
Dotknęłam jego zimnego ciała, próbowałam obudzić ale nie wstawał.

Wzięłam jego rękę i sprawdziłam puls. Nie było go.

Spanikowana próbowałam go obudzić, trzęsłam nim, krzyczałam do niego, ale to nic nie dało.

Wzięłam szybko telefon i zadzwoniłam po karetkę, każda minuta w oczekiwaniu na nią ciągnęła się jak godzina. Jedna godzina, druga, trzecia a jej nie było.
W końcu ratownicy wbiegli do domu i kazali mi się odsunąć, jeden zabrał mnie na korytarz i uspokajał. Pytał o coś, ale nie rozumiałam go, nie słuchałam.

Słowa które rozdarty mnie na kawałki brzmiały:
-Zgon nastąpił około czwartej nad ranem. Moje kondolencje.

Wbiegłam jak najszybciej do sypialni i stanęłam nad ciałem męża, było zimne i sine. Próbowałam go obudzić ale to nic nie dało, nie budził się.

-James no dalej, James!- zaczęłam płakać jak małe dziecko z nadzieją że się obudzi. -Kochanie, proszę...- jeden z ratowników odciągnął mnie od niego a drugi go zabrał. -Nie!- wrzeszczałam, wyrywałam się, ale on był silniejszy i trzymał mnie abym nie zrobiła niczego głupiego.

Gdy karetka odjechała spod domu a ja zostałam sama, tak naprawdę dopiero wtedy doszło do mnie, co się stało.

Opadłam roztrzęsiona na podłogę i zaczęłam wrzeszczeć, płakać. Tylko że to nie był normalny płacz.
Siedziałam na podłodze, sama w ogromnej willi i płakałam. Ostatni raz byłam w takim stanie gdy myślałam że James zginął w wypadku samolotem.
Różnica była taka, że on naprawdę odszedł.

Trzęsąca się ze strachu i bólu, doczołgałam się na czworaka do sypialni. Sypialni w której pachniało śmiercią. Złapałam za telefon i wybrałam numer do Eleny.

-Oh, właśnie miałam dzwonić, ja...
-Błagam przyjedź, jak najszybciej błagam!- nie mogłam złapać oddechu. - Elena proszę...- zamknęłam oczy.
-Isa co się dzieje?!- krzyknęła, słyszałam jak bierze kluczyki od auta.
-Nie żyje, James nie żyje...- wstałam i pobiegłam w stronę gabinetu. -Podobno serce... coś z sercem.- próbowałam się uspokoić ale nie mogłam. Serce waliło jak szalone a obraz był zamazany łzami. - Zaopiekuj się Aaronem i Kat, dobrze?- zapłakałam.
-Isa, co ty gadasz?!- przełknęła głośno ślinę. - Nie rób nic głupiego, za dziesięć minut będę! - wsiadła do auta. -Nie rozłączaj się Isa, nie...- nie dokończyła zdania bo się rozłączyłam.

Wiedziałam co by powiedziała, będzie dobrze, jesteś silna, zrób to dla dzieci...
Gadanie, oni nie wiedząc co to za cholerny ból! James był jak tlen, jedzenie, mój świat. A jeżeli świat się skończy to ja też.

,, Jeżeli będzie to chłopiec, mogę dać Ci słowo, że będzie tak cudowny jak James, Isabello." - jeżeli faktycznie tak jest, to sobie poradzi. - wzięte z rozdziału 23.

Wzięłam kartkę która była pod ręką, wzięłam długopis i zaczęłam pisać.

Przepraszam, cholernie przepraszam, ale nie dam rady. Jeżeli to czytacie to znaczy że nie żyje. Prawdopodobnie teraz leżę w wannie z podciętymi żyłami, lub wiszę powieszona na żyrandolu.
Kocham go tak bardzo, że nie mogę tu zostać. Nie mogę żyć bez niego, to za bardzo boli.
Pamiętam jak w dniu w którym dowiedziałam się że za miesiąc biorę ślub, miałam fioletowe paznokcie. Fioletowy to mój ulubiony kolor bo mam z nim dużo cudownych wspomnień. Na łące pełnej fioletowych kwiatów, biegałam z Jamesem i śmiałam jako dziecko. Później jako nastolatka uciekałam w tamto miejsce i płakałam, gdy w domu byłam bita i niszczona psychicznie.
Kilka lat później zabrałam tam swoje dzieci, które równie jak ja pokochały to miejsce. Myślałam że będę okropną matką i się nie myliłam. Mam wrażenie że zawsze stawiałam prace na pierwszym miejscu i to był błąd, który zrozumiałam za późno.
Ale mimo wszystko niczego nie żałuje, i nic bym nie zmieniła w swoim życiu. Katerina wyrosła na piękną i silną kobietę, która zawsze sobie ze wszystkim poradzi. Aaron jest silny i przystojny po ojcu, miał kilka gorszych chwil, ale z nich wyszedł. Teraz spadnie na niego obowiązek kierowania firmą ale wierze że da sobie radę. Ma obok cudowną żonę i siostrę.
Za niespełna godzinę, media zaczną pisać o naszej śmierci, cały świat będzie mówił tylko o tym.
Moją ostatnią prośbą jest to, abym była pochowana razem z Jamesem, w rodzinnej krypcie na cmentarzu Holy Cross Cemetery, gdzie pochowana jest moja matka i ojciec.

Kocham was wszystkich, Isabella.

Szybko zanim przyjechała El, pobiegłam do garażu i wyciągnęłam jakąś starą linę.
Postawiłam pod ogromnym, diamentowym żyrandolem krzesło i na nim stanęłam. Linę przywiązałam do żyrandola a pętlę zawiązałam na szyi. Nogą odsunęłam krzesło na którym stałam, i zaczęłam powoli umierać.

,, Nie wiedziałam że miłość może doprowadzić do takiego stanu, miłość boli i to cholernie. Gdybym mogła cofnąć czas, nie zakochałabym się. Wolałabym zabić się już na początku, niż cierpieć na końcu. " -wzięte z rozdziału 23.

***

Tak jak się spodziewałam, cały świat mówił o śmierci miliardera i samobójstwie jego żony. Na pogrzeb przyszły tysiące ludzi a miliardy oglądały go z domów.
Aaron przejął firmę którą niestety, ale zadłużył po pięciu miesiącach. Firma zbankrutowała i została zamknięta. A Katerina rozwijała swoją karierę jako kryminolog, i korzystała z życia, jak tylko się dało.


Koniec.

LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz