Na jutro miałam planowany termin porodu, a tu nadal nic. Nie mam ani żadnych skurczy, ani dziwnych przeczuć. Wróciłam z firmy, zjadłam kolacje, obejrzałam z Eleną nasz ulubiony serial i poszłam się myć.
Od wczoraj, przez następny tydzień Elena ma być razem ze mną. Ogromna willa jest tylko nasza przez równy tydzień. James i Michael wyjechali do Waszyngtonu na jakieś ważne spotkanie, a moim zadaniem jest opiekować się przyjaciółką, która również na jutro ma termin.
Naszym marzeniem od siedmiu miesięcy jest tylko jedno. Urodzić razem.-Kurwa, Elena.- westchnęłam. - zaraz pęknę.- opadłam obok przyjaciółki na łóżko.
-Uwierz mi stara, ja też. - poklepała mnie po brzuchu. -Co powiesz na mały wysiłek? Jeżeli chcemy urodzić razem i jutro, to musimy się postarać. - wstała z łóżka i podała mi dłoń.
-Dwie beczki.- popatrzyłam na nas w lustrze i się zaśmiałam. - Czaisz to, że mam urodzić dwójkę bachorów?! - prychnęłam. - Chyba kpiny.
-Nie chciałabym być na twoim miejscu. - El wykrzywiła twarz w grymasie. - Może jeszcze schudniesz i będziesz biegać po wybiegach.
-Taki mam zamiar El. Przecież nie będę siedziała w domu i pilnowała dzieci.- popatrzyłam na nią jak na idiotkę.Ja nie schudnę? Ha! Minie pół roku od porodu i będę miała figurę jak wcześniej.
***
Po dwóch godzinach na basenie, położyłyśmy się na wielkim małżeńskim łóżku, w pokoju gościnnym.
-Zostaniesz?- ziewnęła.
-Oczywiście. W razie czego, musisz zadzwonić po karetkę, ja jestem za wielka żeby wstać po telefon.- popatrzyłam na jej grymas na twarzy i wybuchłam śmiechem.
-Czy ty jesteś normalna? Nawet w ciąży masz zajebistą figurę...- El przewróciła oczami i wtuliła się w mój bok. - A może szybki seks na dobranoc? - zaśmiała się i po chwili usiadła na mnie okrakiem.
-Oh, El...- zaśmiałam się.- chętnie ale jestem zajęta.- pomachałam jej obrączką i pierścionkiem zaręczynowym przed nosem.
-Eh, szkoda. - poruszała brwiami i oblizała usta, a następnie z powrotem się przytuliła.Nie mogłam sobie wyobrazić lepszej, bardziej zboczonej i głupszej przyjaciółki. Chodź czasami jesteśmy totalnymi przeciwieństwami siebie, to ją kocham.
No przecież przeciwieństwa się przyciągają.O szóstej rano obudził mnie jakiś łomot. Otworzyłam szybko oczy i zobaczyłam że Eleny nie ma obok. Sekundę później usłyszałam jakieś skomlenie po drugiej stronie łóżka.
-Kurwa...-zasyczała El, która jak się okazało spadła z łóżka. -Jezu Chryste, ja rodzę! Isa! - wykrzyczała w czasie skurczu.
Cholera, brzmi jak jakiś mamut.-Wstawaj. - podałam jej rękę. - oprzyj się tu i nie ruszaj! - pomogłam jej oprzeć się o zagłówek łóżka. - Zadzwonię do mojej położnej czy może cię przyjąć.
-Isa, przestań. A jak ty zaczniesz rodzić?! - ścisnęła mnie za rękę. - Po prostu dzwoń na pogotowie.
-A chcesz rodzić w innym miejscu niż ja? Hm?- wyrzuciłam ręce w powietrze.
-Nie mam kurwa tyle pieniędzy, żeby rodzić w prywatnej klinice.- powiedziała na wydechu.
-Nie przejmuj się kasą. Ja za wszystko zapłacę.- pocałowałam ją w nos.
-Nie mogę tak...
-Możesz.- przerwałam. - I nie przyjmuje odmowy Wilson.Kurwa mać, obie z El jesteśmy w dupie. Moja położna właśnie przyjmuje inny poród, więc jedyne co nam obu zostaje to szpital państwowy.
Karetka po którą zadzwoniłam, nie przyjeżdża od dwudziestu minut, a z El jest coraz gorzej. Zaprowadziłam przyjaciółkę do łazienki aby wzięła ciepłą kąpiel. Rozluźniła się trochę a skurcze stały się minimalnie mniej bolesne. Gdy sięgałam do komody po bieliznę dla niej, poczułam kurewsko nieprzyjemny ból w krzyżu i dole brzucha. Podpierając się o ścianę doszłam jakoś do wanny w której siedziała Elena i nachyliłam się.
-Mamy problem.- Ścisnęłam z całej siły oczy z bólu. - Dostałam skurczy.
-O matko, urodzimy razem!- pisnęła ze szczęścia, ale po chwili szczęście zmieniło się na piorunujący ból.Zabrakło karetek, świetnie. Musiałyśmy jechać jedną karetką we dwie. Elena leżała a ja siedziałam obok niej i ściskałam jej rękę. W pewnym momencie skurcz był tak mocny, że zmiażdżyłam jej prawie kości.
Kochanie nie mogę teraz roz...
-Rodzę!- wykrzyczałam do telefonu. - Elena też, obie rodzimy! - krzyknęłam z bólu.
-Boże, mała...- usłyszałam jak oddala od siebie telefon.- Zamknąć kurwa mordy! - wrzasnął. -Koniec spotkania, Michael zbieraj się.
-Panie Solares...- odezwał się jakiś starszy mężczyzna.
-Dzieci mi się rodzą do kurwy! - warknął ze szczęścia a jednocześnie ze złością że musi się tłumaczyć.-Michael, musimy do nich jechać. U Eleny też się już zaczęło.
-James?- spytałam niepewnie po chwili ciszy.
-Już kochanie, przepraszam. - chrząknął. -Dzwoniłaś do pani Storm? - spytał z troską.
-Tak, ale... jest przy innym porodzie.- rozpłakałam się z bezradności. - Jadę z Eleną do szpitala.
-Normalnego?!- wykrzyczał tak głośno, że nawet El podniosła głowę.
-Tak...- zawahałam się.- Nie mam innego wyjścia...
-Spokojnie, będziemy jak najszybciej się da, i jak najszybciej Cię z tamtąd zabiorę. A z tą suką Storm się rozliczę. - wyszli na ulice bo dokładnie było słychać szum aut. -Kocham Cię.
-Ja ciebie też kocham.- rozłączyłam się.***
Rodziłyśmy na tej samej sali, łóżko w łóżko. Ból był okropny, jakby ktoś łamał mi wszystkie kości na raz. Po pięćdziesięciu minutach, Elena urodziła cudownego syna Williama. Ucieszony trzymała małego na rękach, gdy odwozili ją na sale poporodową. Ja natomiast męczyłam się już trzecią godzinę. Przy ostatnim skurczu do sali wbiegł zdyszany James.
-Zdążyłem!- krzyknął z radości i podbiegł do mnie.
-James...aaa- nigdy tak nie krzyknęłam z bólu jak wtedy. Nie miałam siły już płakać, byłam spocona, głodna i zmęczona.
-Już maleńka, już po wszystkim.- złączył nasze usta w czułym pocałunku.-Dziękuje.- wyszeptał mi do ucha.
-Podziękujesz mi po połogu.- uśmiechnęłam się na co odpowiedział mi tym samym.Trzydzieści minut później leżałam na sali z dwoma maluchami na rękach, i ukochanym obok. Nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Elena na łóżku obok mnie karmiła właśnie Willa.
Dobra, ale na to się kurwa nie godzę.

CZYTASZ
Lover
RomanceDwoje ludzi, którzy nienawidzili się od lat, muszą się teraz pobrać. Dwudziestoletnia Isabella, musi wyjść za cztery lata starszego od niej mężczyznę, cholernie przystojnego biznesmena, ale też najzimniejszego człowieka w całym imperium... James Sol...