23. Isabella

2.3K 49 0
                                    

Wróciłam do pustego mieszkania. Było ponuro i zimno. Pierwsze co zrobiłam po powrocie to włączenie na panelu w przedpokoju ogrzewania. Po niespełna dwóch minutach, temperatura wynosiła 26 stopni. Ściągnęłam z siebie płaszcz i powiesiłam na wieszaku, po czym skierowałam się do łazienki aby zrobić pranie. Mogłoby to poczekać do poniedziałku aż przyjdzie gosposia, ale nie będę trzymać brudnych ciuchów.

Usiadłam na kanapie z kubkiem ciepłej herbaty, i wpatrywałam się w burzowy dzień, w Nowym Jorku. Od piątej rano padał śnieg na zmianę z deszczem i burzą. Przez tą pogodę odwołano sporą ilość lotów.

Odblokowałam telefon, i zobaczyłam osiem nieodebranych połączeń od mamy, trzy nieodebrane od Octavii i dwie od Jamesa.
-Nawet się nie przejmuje.- prychnęłam i włączyłam telewizor.

Przełączałam z kanału na kanał, standardowo leciały świąteczne filmy. Po dwudziestu minutach szukania czegoś fajnego, i zmieniania pozycji siedzenia, trafiłam na Scooby Doo!
Leciały akurat zimowe odcinki, ale zawsze to jakiś kryminał.

Akurat w najlepszym momencie, gdy zdejmowali maskę potworowi, moja skrzynka mailowa zaczęła wariować. Dostawałam telefony od nieznajomych numerów i wiadomości. Wykrzywiłam niepewnie twarz i odebrałam jedno połączenie.
W tym samym momencie bajkę, przerwał jakiś ważny komunikat.

-Pani Solares? - spytała kobieta po drugiej stronie telefonu.
-Przy telefonie, z kim rozmawiam?- próbowałam mówić pewnie.
-Hannah Evans, reporterka New York Times. Czy mogłaby pani wypowiedzieć się na temat wypadku? - brzmiała chytro.
-Wypadku?- zamarłam.
-Oh, pani nic nie wie...- nastała cisza. - Cóż, odezwę się później. - rozłączyła się, i zadzwonił kolejny nieznany mi numer.
Wybierałam już numer do mojego ojca, aby dowiedzieć się czy coś wie, aż usłyszałam słowa reportera, które wbiły mi nóż w plecy.

-Pragniemy poinformować państwa z przykrością, iż dzisiaj o godzinie dwunastej czasu lokalnego, doszło do rozbicia samolotu w którym przebywało dwustu ośmiu pasażerów, w tym Prezes największego holdingu na świecie, James Solares. Na ten moment wiemy, że nie znaleziono żadnego, ocalałego. Będziemy informować państwa na bieżąco, i spróbujemy skontaktować się z rodziną pana Solares. Dziękuje, i do usłyszenia.

Kubek wypadł mi z trzęsących się rąk, wpatrywałam się w telewizor z rozchylonymi ustami nie wiedząc co zrobić. Pasek na dole telewizora, z informacją o wypadku, palił mnie w oczy.
Zesztywniała odblokowałam telefon i pośpiesznie zadzwoniłam do męża.
Jedno połączenie, drugie, trzecie, czwarte. Nie odbierał. Przepraszamy, wybrany numer jest poza zasięgiem...

Wszystko w okół zaczęło wirować, brakowało mi powietrza, rozbolała mnie głowa a telefon cały czas wibrował. Wstałam na równe nogi, ale nie minęła nawet sekunda gdy opadłam na kolana i zaczęłam płakać. Przerzuciłam kanał, ale na każdym było to samo. Wypadek pod Nowym Jorkiem.
Podniosłam telefon a tam kolejne nieodebrane wiadomości i połączenia, w tym od Eleny i Sofii.

Kurwa, nie wytrzymałam tego.

To już nie był płacz, to był krzyk, wrzask. Zwinęłam się na podłodze w kłębek i wrzeszczałam, łzy ciekły mi strumieniami, a oddech był krótki i przerywany. Zaczęłam dusić się łzami i trząść, każda myśl o Jamesie i naszej kłótni pogarszała sytuacje.
Telefon który nie przestawał dzwonić, rozsadzał mi głowę. Wzięłam to ustrojstwo do ręki i rozbiłam o drzwi gabinetu. Siedziałam sama w mieszkaniu, w którym mieszkałam z mężem, który teraz nie żyje. Każda rzecz przypominała mi o nim. Poczułam jakby ktoś zaciskał mi pętle na szyi, zrobiłam się bordowa jak burak, i słaba.
Nie wiem ile leżałam na tej podłodze w takim stanie. Może piętnaście minut, dwadzieścia a może kilka godzin.

LoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz