8. Królowa złudzeń i kłamstw

14 1 8
                                    

Lata później, pomiędzy światami

Nie potrafiła znieść myśli o tym, że mogłaby urodzić dziecko, że poświęciłaby wszystko, by je ochronić. Urahara-Kuchiki Hyouka zdawał się ucieleśnieniem prześladujących ją przez stulecia koszmarów, a to jego pełne nadziei spojrzenie — to samo, które posiadała ona tak dawno, że nie sposób tego pamiętać — kruszyło najgrubszy z murów, którymi otoczyła się po ceremonii ślubnej. Oczywiście, pogodziła się z obowiązkami księżniczki najważniejszego rodu szlacheckiego w Społeczności Dusz, z tym ciężarem życia w zaaranżowanym związku, ale oczekiwała minimum szacunku do siebie, do swojego ciała, bo dotychczas właśnie tak to wyglądało w rezydencji Kuchikich. Dopiero kiedy opuściła rodzinny dom, zrozumiała, że nie przygotowano ją na wszystko. A już na pewno nie na upokorzenia, z którymi wiązało się małżeństwo z Tsuyanashiro Tokinadą.

Gdy zamykała oczy, podświadomość podsuwała jej obrazy jednej z wielu nocy spędzonych w ślubnym łożu. Zresztą nie tylko, bo małżeństwo określała jako niekończące się piekło. Naprawdę wierzyła, że umrze pośród zimnych ścian obcej posiadłości, samotna, porzucona i zapomniana przez najbliższych. Z początku miała nadzieję, że niczym bohater drzwi wyważy... ktokolwiek, ale z każdą kolejną nocą naiwność została zastępowana przez sceptycyzm, a altruistyczna miłość, którą nauczyła się żywić do świata, przysłaniał ból.

Jesteś moją żoną, powtarzał z uporem maniaka Tokinada. Jesteś moją żoną i musisz być mi posłuszna. Początkowo starała się w to uwierzyć — w końcu słowa męża nie różniły się szczególnie przekazem od tego, co wpajano jej podczas odbierania wychowania w rodzinie Kuchikich. Tłumaczyła mężczyznę, że uświadamiał ją o nowych obowiązkach, może zbyt brutalnie. Kiedy drzwi małżeńskiej sypialni się zamknęły, mąż wymierzył jej siarczysty policzek, gdy odmówiła bezwolnego ściągnięcia ubrań i zadowolenia szlachcica, zaczęła tracić złudzenia. Strach ogarnął jej nastoletnie ciało, a Tsunayashiro z perwersyjnym uśmiechem zerwał z niej eleganckie kimono, brutalnie przycisnął do materaca i bez najmniejszej delikatności rozdziewiczył.

Płakała. Arystokratyczne maski rozbito z drobny mak, łzy lały się ciurkiem po policzkach. Czuła na szyi ciepły oddech męża, zmysły rejestrowały głośne sapnięcia, które wypalały się we wspomnieniach Yuudai żywym ogniem. Zagryzała wargi do krwi, zaciskała pięści na pościeli, marząc, by ktoś ja uratował. Nigdy nie modliła się o ratunek tak bardzo jak wtedy, gdy kolejne pchnięcia Tokinady powodowały nową falę bólu, gdy bezlitośnie szarpał jej ścięte równo przy podbródku ciemne włosy, gdy... gdy ją gwałcił.

Nie pierwszy, nie ostatni raz.

Przyzwyczaj się, zakończył chłodno po tym, jak obficie zalał jej wnętrze spermą i wyszedł z Yuudai. Dopiero głośne trzaśnięcie drzwiami sprawiło, że nastolatka drgnęła. Oddalająca się stopniowo energia duchowa mogła oznaczać, że tamtej nocy Tokinada poczuł się usatysfakcjonowany odarciem żony z godności i wrócił do rutyny. Zdrowy rozsądek podpowiadał, że powinna wydostać się z rezydencji i uciec do rodzinnego domu, ale instynktownie czuła, że została pozbawiona jakiejkolwiek sprawczości wraz z chwilą zawarcia związku. Opadła bezsilnie na pościel, pozwalając sobie na dziecięcy wręcz płacz. Obficie moczyła łzami poduszkę. Bolało ją wszystko — ciało, wnętrzności, ale najbardziej godność.

Obwiniała dziadka, że przystał na te zaręczyny i szybkie zamążpójście. Wyrzucała ojcu, że nie sprzeciwił się oddaniu pierworodnej wdowcowi o wątpliwej reputacji. Wreszcie znienawidziła Kisuke, że nie wziął jej w obronę, kiedy fałszywe oskarżenia o romans doprowadziły Yuudai do tego, że stanęła na ślubnym kobiercu. Byakuyi — jedynemu, który zaprotestował — była wdzięczna, ale nie wystarczyło to, by ukoić cierpienie. Od nocy poślubnej mogła pogrążać się w rozpaczy, mając nadzieję, że cud sprawi, że bohater, niekoniecznie w lśniącej zbroi, pojawi się, by spacyfikować oprawcę i zabrać księżniczkę w miejsce, w którym na powrót poczułaby się bezpieczna. Straciła nadzieję, kiedy najpierw usłyszała o zbrodniach kapitana Urahary i jego ucieczce ze Społeczności Dusz. A później dni pełne kolejnych wymyślnych upokorzeń fundowanych przez męża-sadystę zlały się w jedną bezkształtną masę. Udawanie promiennego uśmiechu maskowało horror rozgrywający się w posiadłości Tsunayashirów. Była posłuszna, bo chociaż niegdyś zapowiadała się na obiecującego boga śmierci, Tokinada pokonałby ją szybciej niż zdążyłaby sięgnąć po Suikyou no Hyoukę.

Ambiwalencja dusz: Bez żalu [Bleach]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz