11. (Nie)tchórzliwy rewanż

2 1 5
                                    

Nigdy wcześniej nie widział kochanka ścigającego się z samym sobą do toalety. Shihouin nie zdążył zamrugać, a Urahara-Kuchiki już biegł w stronę niewielkiego pomieszczenia przylegającego do oficerskiego mieszkania. Zaniepokojony, podążył jego śladami w o wiele wolniejszym tempie, ale nim zerknął przez otwarte na oścież drzwi, które niemal wyleciały z zawiasów, dotarły do niego odgłosy świadczące o gwałtownym opróżnianiu zawartości żołądka. W tamtym momencie przeraził się nie na żarty — wymiotowanie nie zdarzało się Hyouce, chyba że po niebotycznych ilościach alkoholu, a od tego oficer z reguły stronił.

Błyskawicznie uklęknął przy młodzieńcu, odgarniając jego długie rozpuszczone włosy, by nie ucierpiały. Smród rzygowin owiał nozdrza porucznika, na co bezwstydnie się skrzywił. Opanował się jednak na tyle, by uspokajająco pogładzić partnera po plecach, przynajmniej na tyle ulżyć mu w cierpieniu. Konwulsje wstrząsały jego umięśnionym ciałem, a w głowie Yuushirou namnażały się pytania. Dlaczego? Co spowodowało niecodzienną fizjologiczną reakcję? To świadczyło o jakiejś chorobie? Przetrenowaniu? Co ten drań o pięknych arystokratycznych rysach twarzy znowu wykombinował, że...?

Mając pewność, że drgawki ustały, z pomocą porucznika nacisnął spłuczkę, doczłapał się do zlewu, by opłukać usta i ciężko wsparł plecami o zimne kafelki. Czerwone z wysiłku policzki świadczyły o tym, że incydent wiele go kosztował. Ciężko odgarnął drżącymi dłońmi wpadającą do oczu grzywkę i półprzytomnym wzrokiem spojrzał na kochanka. Dopiero wtedy dostrzegł przemożne zmęczenie, dotychczas ukrywane pod wyćwiczonym szlacheckim uśmiechem.

— Nie wiem, czy dam radę. — Wyznanie smagnęło ciszę z siłą bicza. Lekko zachrypnięty ton wręcz ranił uszy Shihouina. — Stałem tam przed nim ze świadomością, że... że przez niego mama nie żyje i nie mogłem zrobić nic, tylko...

— Już się bałem, że upadłeś na głowę, mój ty wrażliwcu — wypalił z czułością. Jasne brwi Hyouki ściągnęły się w pytającym geście. — Wiesz, byłeś tak cholernie opanowany i spokojny, jakby nic się nie stało. Gdybym cię nie znał, pomyślałbym...

Przez chwilę pomyślałem, poprawił się w myślach. Nie zamierzał jednak wytykać tego skalkulowanego cynizmu partnerowi, nie kiedy żałośnie wspierał się plecami o ścianę łazienki i wyglądał, jakby miał za chwilę wyzionąć ducha. Zebrał się jednak na posłanie Yuushirou słabego uśmiechu.

— Tylko na to przydały się lekcje etykiety w domu rodzinnym — rzucił pół żartem pół serio.

— Wiesz, Hyouka, jeżeli to wszystko ma tak cię męczyć... — przerwał mu, co kompletnie nie pasowało do obrazu grzecznego następcy arystokratycznej schedy.

— Nie zrobię tego ani wujowi, ani tobie — powtórzył po raz kolejny z determinacją Urahara-Kuchiki. — Oczywiście, wuj powiedział, że równie dobrze mogę przyjść do niego, ale nie jestem w stanie wziąć odpowiedzialności za wyrządzenie mu krzywdy. A tutaj... tutaj przynajmniej nie wchodzą w grę wyrzuty sumienia — prowadził rozsądną przekonywająca argumentację. Uparcie pomijał jednak kwestię równie ważną, o ile z perspektywy Shihouina nie ważniejszą: jak on sam będzie czuł się ze świadomością współpracowania z mężczyzną, który zamordował księżniczkę Kuchikich? Jakie piętno potencjalnie mogłoby to na nim odcisnąć? Chociaż dawno wyszedł z wieku nastoletniego, dźwigał na swoich ramionach odpowiedzialność za 2. oddział i strategiczną jednostkę sił specjalnych, Yuushirou wciąż dostrzegał w nim wrażliwego zagubionego chłopca, którego spotkał wieki wcześniej w siedzibie Shibów w Rukongai.

— A co z tobą? — zapytał wprost. — Jeżeli masz tak reagować po każdym spotkaniu z tym lisim draniem, nie mogę się na to zgodzić, Hyouka. — Troskliwie objął zaczerwieniony policzek blondyna. Ten ufnie wtulił go w dłoń kochanka, czerpiąc przyjemność z subtelnej pieszczoty.

Ambiwalencja dusz: Bez żalu [Bleach]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz